Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryFilmy

Dom nocny – horror idealny

D

Gdy zaczynałem pisać ten tekst, zastanawiałem się, jak często trafia się na takie horrory, jak „Dom nocy”. Wiecie, miało być o tym, że takie kino ma się przyjemność oglądać nie częściej niż raz do roku, raz na dekadę etc. Prawda jest taka, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem taki dreszczowiec, jak właśnie „Dom nocny”.

I to bynajmniej nie dlatego, że przez ostatnie lata nie było nic dobrego, bynajmniej. Po prostu, „Dom nocny” ma tak wyraźny charakter, że ciężko go tak po prostu porównać do jednego, czy dwóch filmów i powiedzieć, że „jest jak Obecność” albo „ma dużo z Szeptów„. „Dom nocny” czerpie garściami z absolutnie klasycznych motywów, ale robi to tak bardzo „po swojemu”, że w kinie niemal czuć powiew świeżości, miło owiewający rozradowanych kinomanów.

(więcej…)

Jeden gniewny człowiek – Ritchie i Statham, moja ukochana para

J

Spotkała mnie ostatnio podwójna przyjemność. Nie dość, że po chyba ponad pół roku przerwy byłem w końcu w kinie, to na dodatek na pierwszy seans wybrałem „Wrath of Man”. I było idealnie!

Kocham filmy Guya Ritchie’ego. Wszystkie, jak leci. I na tle jego, nazwijmy to, bardziej typowych obrazów „Wrath of Man” wypada niecodziennie. I to mimo Stathama w roli głównej, który u Ritchie’ego występuje bardzo regularnie. Rekordowo mało tu zaawansowanych zwrotów akcji, które zaczynają się zapinać dopiero w ostatnich minutach filmu. Dialogi są jakieś takie… stonowane, mniej przewrotne. Całość zaś ma w sobie coś teatralnie minimalistycznego, mimo że scen akcji nie brakuje (nie mam pojęcia, jak udało się osiągnąć taki efekt).

(więcej…)

Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) – Gdy w końcu jest dobrze, ale człowiek marzy, żeby było jeszcze lepiej

P

Bałagan w filmowym uniwersum DC przybrał w pewnym momencie niesamowite rozmiary. Ciągłe informacje o zmianach kadrowych na wszelkich możliwych stanowiskach – reżyserów, scenarzystów, producentów – zaowocowały kilkoma filmami, na których czasem było ciężko choćby wysiedzieć. Najbardziej jaskrawym przykładem tej sytuacji było pierwsze „Suicide Squad”, które ciężko było rozróżnić od płonącego śmietnika.

Szczęśliwie dla nas, widzów, kto miał pójść po rozum do głowy, ten – najwyraźniej – poszedł. Kolejne solowe filmy poszczególnych postaci nie tylko dało się oglądać, ale można było to robić z niekłamaną przyjemnością. Jak tylko nadarzy się okazja, może uda mi się szerzej napisać o „Aquamanie” oraz „Shazamie” – w skrócie: w ramach relaksu naprawdę można po te filmy bez strachu sięgnąć. Dziś jednak wezmę na warsztat „Ptaki Nocy (i fantastyczną emancypację pewnej Harley Quinn)”.

(więcej…)

Wszyscy moi Spider-Mani – część 2: Tobey Maguire i Sam Raimi albo rzecz o wielkiej odpowiedzialności

W

Wprowadzenie do cyklu “Wszyscy moi Spider-Mani” zakończyłem nie lada cliff-hangerem. Otóż, rzuciłem pytanie, czy coś może pójść nie tak z premierą takiego filmu, jak „Spider-Man” Sama Raimiego. Ogólna odpowiedź brzmi: jasne, że tak! Źle może pójść między innymi, cóż, wszystko. Ale…

Jak się okazało – na szczęście dla małego mnie – wszystko poszło właśnie tak, jak miało pójść. Pewnie po budowaniu „napięcia” w poprzednim tekście, spodziewaliście się, że zacznę od narzekania na Spider-Mana w wydaniu Raimiego, ale w przypadku pierwszej części po prostu nie potrafię tego zrobić. To jeden z tych filmów, w którym można – i to dosyć łatwo – przyczepić się do sporych rozmiarów listy szczegółów. Jest jednak ona równoważona przez bardzo długą listę szczegółów, które zostały dopieszczone z niesamowitą wręcz pieczołowitością. Równocześnie, jest to film, który wszystkie najważniejsze rzeczy robi dobrze.

(więcej…)

Wszyscy moi Spider-Mani – część 1: Wstęp albo rzecz o narodzinach komiksowej miłości

W

Chciałem napisać w miarę prosty przegląd wszystkich serii filmów o Spider-Manie. Jest to postać, której losy śledziłem przez całe życie, wcieliło się w nią na srebrnym ekranie trzech różnych aktorów… Czułem, że chętnie postawię te wszystkie wersje obok siebie i przyjrzę się, co w której zagrało. Jest to temat bardzo standardowy, w internecie przewałkowany chyba w każdą stronę. Ale że jest to równocześnie temat bardzo subiektywny, to i tak miałem ochotę wziąć go na warsztat.

(więcej…)

Need for Speed – Filmowa Potrzeba Prędkości

N

Idąc do kina na „Need for Speed” spodziewałem się tylko jednego – klapy. Przyjrzyjmy się temu problemowi. To film na podstawie gry, która nigdy nie miała fabuły. Czy może inaczej – o tych częściach, które fabułę miały, człowiek starał się jak najszybciej zapomnieć, vide: „NFS: Undercover”. Do tego dochodzi absurdalny czas trwania, przekraczający dwie godziny z całkiem sporym okładem. Co gorsze, przez internet w najlepsze przetaczała się opinia, że z kolei scen z udziałami samochodów starcza na dziesięć minut, a reszta tej produkcji to suchy dramat obyczajowy. Obsada? OK, gwiazda „Breaking Bad” w roli głównej wyglądała obiecująco, ale reszta była wielką niewiadomą.

(więcej…)

Przysięga – Zagubiona w cieniu "Hero"

P

Nie ukrywam, że idąc na nową chińską super produkcję, miałem nadzieję, że otrzymam obraz w stylu „Hero” tudzież „Domu latających sztyletów”. Obydwa te filmy, w reżyserii Yimou Zhanga, urzekły mnie i zachwyciły swoją kolorystyką, poetyką i baśniową atmosferą. Liczyłem, że właśnie tym będzie również „Przysięga” (tym razem osobą odpowiedzialną za efekt końcowy był Kaige Chen – scenarzysta i reżyser) – wskazywała na to między innymi zbieżność tematyki. Niestety, przeliczyłem się i to znacząco – tak jak wszyscy, którzy pokładali nadzieje z najdroższej chińskiej produkcji wszech czasów.

Zarys fabuły obiecywał prawdziwie epicką historię. Kunlun (Dong-Kun Jang), niewolnik Pana w Szkarłatnej Zbroi, generała Guangminga (Hiroyuki Sanada), jest potomkiem ludów ze Śnieżnej Krainy. Czyni go to szybszym nawet od hodowanych przez barbarzyńców byków. Nic dziwnego, że stał się ulubieńcem swojego właściciela. Zyskał jego sympatię do tego stopnia, że została mu powierzona tajna misja ochrony władcy Królewskiego Miasta przed najeźdźcami. Kunlun dostał na czas wyprawy zaszczyt noszenia Szkarłatnej Zbroi i wyruszył w podróż, by mordować wrogów swojej nowej ojczyzny. Niestety, wszystkie zamiary legły w gruzach, gdy niewolnik poznał powód waśni między królami – była nim najpiękniejsza kobieta na świecie, księżniczka Qingcheng (Cecilia Cheung). Kunlun zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i zabił władcę Królewskiego Miasta, by ją oswobodzić. Nie wiedział, że owa piękność złożyła kiedyś przysięgę bogom, która sprowadzała na wszystkich jej kochanków śmiertelną klątwę… (więcej…)

Matrix Rewolucje – Cybernetyczny bóg: Reanimacja?

M

Jak już miałem kiedyś okazję napisać, wychodząc z „Matrixa: Reaktywacji”, mimo zawodu, byłem dobrej myśli . Miałem nadzieję, że ten kiepski występ jest tylko przerywnikiem pomiędzy równie dobrą pierwszą i trzecią częścią trylogii. „Zapewne Wachowscy chcieli pokazać, na ile ich stać od strony technicznej. Ta intelektualna płycizna miała jedynie osłabić czujność widzów przed premierą „Matrix Rewolucje”, które wprowadzą wszystkich w stan filozoficznego osłupienia” – myślałem. Cóż, rzeczywiście miałem trochę racji, ale zamiast całkowitego szoku, doznałem jedynie delikatnego naelektryzowania szarych komórek – zawsze coś. (więcej…)

Warto obejrzeć – horrory #1: Deathgasm, Dead Silence, Obecność 2

W

Deathgasm. Światu grozi zagłada, ponieważ grupa początkujących muzyków deathmetalowych dobrała się przez przypadek do starodawnych riffów, gwarantujących potęgę i poniżenie wrogów. Sęk w tym, że po odegraniu solówki trzeba też oddać swoje ciało demonowi, przez co satysfakcja z owego poniżenia wrogów jest raczej krótkotrwała. Odegnanie demonicznej obecności będzie możliwe tylko poprzez wspięcie się na wyżyny metalowego wyrafinowania.

Uzyskanie dobrych wyników przy wprowadzaniu w życie skrajnie szalonych pomysłów jest sztuką bardzo trudną. Na ogół w pewnym momencie twórcom kończy się wena i dobry koncept zmienia się w zmarnowany potencjał. „Deathgasm” jest jedną z tych perełek, w których wszystko zagrało od początku do końca – fani abstrakcyjnego poczucia humoru będą w piekło wzięci. Skojarzenia z „Brutal Legend” i „Pick of Destiny” są raczej na miejscu. (więcej…)

Psycho-Pass – Sprawiedliwość na podstawie algorytmu

P

Autorzy S-F od kilkudziesięciu lat snują rozważania, jak mógłby wyglądać świat rządzony przez maszyny. Ich wizje można podzielić choćby według poziomu skomplikowania – od prostych, przez średnie, po złożone. Osobiście, zaraz po „złożonych” dołożyłbym jeszcze jeden poziom wartościowania: „japoński”. Od lat oglądam anime i zawsze staram się sięgać po te, które są uznawane za najbardziej warte poznania. I regularnie, czasem przy kilku różnych seriach pod rząd, dziwię się, na jak intrygujące pomysły potrafią wpaść mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni.

Punkty wyjścia jest dosyć standardowy – wszechobecny system komputerowy wie o nas wszystko. Gdzie mieszkamy, jak często widujemy się ze znajomymi, jak spędzamy czas. Wie również, jaka przyszłość będzie najlepsza i dla nas, i dla społeczeństwa. System, zwany Sybil, wybiera dla mieszkańców Japonii preferowany zawód, dobiera optymalne sposoby ograniczania stresu i dba o ogólne szczęście. Problem zaczyna się wtedy, gdy… zwalczanie stresu przestaje działać. Pojawia się napięcie, pojawia się agresja. I tu wchodzi do gry typowo japońska myśl technologiczna. Sybil określa dokładnie łagodność charakteru każdego mieszkańca kraju oraz jego skłonność do popełnienia przestępstwa – a wszystkie te wartości są liczone i podawane w czasie rzeczywistym. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze