Miałem ambitny plan, by przedstawić Wam kolejnego niesamowitego polskiego komiksiarza już kilka miesięcy temu. Ale i u mnie działo się znacznie więcej, niż planowałem, i u mojego nowego gościa również. O moich perypetiach opowiem Wam przy innej okazji (osoby zaglądające do mnie czasem na Facebooku pewnie dobrze wiedzą, o co chodzi).
Dziś nie chcę już dalej odciągać uwagi od jakże utalentowanego i pracowitego Marcina Medzińskiego. Zapraszam na trzeci wywiad z serii „Wszyscy nasi Spider-Mani”!
Z Marcinem mieliśmy się okazję poznać całkiem niedawno, podczas jakże sympatycznej akcji dotyczącej rysowania fanartów. Jak to ja, spytałem go, czy nie chciałbym może narysować Spider-Mana.
Chciał. Narysował. Poniżej możecie zobaczyć, jak niesamowicie mu wyszło!
I tak od słowa, do słowa, poznawaliśmy się coraz lepiej, a ja coraz bardziej rozpływałem się w zachwytach nad jego niesamowitymi umiejętnościami. Marcin ma już za pasem naprawdę dużo komiksowych prac, a jego najnowszą publikację – „Kościwproch” – możecie w dowolnej chwili przeczytać za darmo w internecie. I dziś będziecie mieli okazję o nich poczytać!
Poznamy też, oczywiście, odpowiedź na najważniejsze pytanie, czyli… Kto jest ulubionym Spiderm-Manem Marcina!
[Tomasz Kozioł] Pamiętasz swoje pierwsze zetknięcie ze Spider-Manem?
[Marcin Medziński] „Kto tu siedział przede mną!? Cała kozetka się lepi, hłehłe!”
Przede wszystkim chciałbym podziękować za zaproszenie do spotkania. To bardzo miłe. Szanuję Twoją pracę nad „komiksowem” w Polsce.
Pierwsze spotkanie ze Spider-Manem? Miałem kiedyś starszego kolegę z klatki w bloku, Przemka (został policjantem i czyta teraz tylko Thorgale). Rodzice pozwalali mu kupować wszelkie komiksy wydawane przez TM-Semic w złotych latach dziewięćdziesiątych. Zauważył, że niosę zeszyt z Supermanem i zagadał mnie. Wcześniej nie było powodu do rozmowy, bo dzieliła nas przepaść trzech lat różnicy wieku. Wiesz, kiedy ma się 9 lat to poważna różnica, hah.
Od tamtej pory, dzięki niemu chłonąłem „semiki”, w tym Spider-Mana. To był któryś zeszyt z 1990 roku, z czarnym Spiderem. Nie za bardzo kumałem o co chodzi, ale przypadła mi do gustu postać Spidera i jego świata. Może nie na tyle, żeby stać się od razu wielkim fanem, ale zapisała mi się w pamięci.
Pierwszy „semik”, od którego regularnie zacząłem kolekcjonowanie serii i śledzenie bohaterów, to Batman 3/1992. Rodzice pozwolili mi na zbieranie Batmana (dawali pieniądz co miesiąc) i tak się zaczęło.
[TK] Masz ulubioną wersję Człowieka-Pająka?
[MM] Chyba nie mam. Lubię Pajęczaka w każdej wersji i jakoś u mnie nie przeważa żadna z opcji. No może poza Spiderem 2099. Ma ciekawy, mroczny design. Kojarzy mi się z Batmanem, ale to chyba przez te kolce.
W grę nigdy nie grałem.
Filmowo chyba najbardziej odpowiada mi to, co robi teraz ze Spiderem Disney. Oczywiście, świetnie bawiłem się na poprzednich kinowych odsłonach przygód Niesamowitego, ale zawsze jakoś nieciekawie kończyli. Trzeci Spider z Maguire’em był do bani. Za bardzo campowy w swojej mrocznej stronie. Drugi Spider z 2014 roku, z niesamowicie utalentowanym Garfieldem, też był scenariuszową porażką. Stali jakoś okrakiem nad postaciami i sami nie wiedzieli, w którą stronę ruszyć.
A całkowicie i niepodważalnie wielką radością dla mnie był seans „Spider-Man: Into the Spider-Verse”. Perfekcyjny i ciekawy scenariusz, wizualnie oszałamiający, świetne postacie i rewelacyjne dialogi. Choć od początku domyślałem się, kto skrywa się pod maską Prowlera (nie wiem czy w komiksach o Moralesie jest tak samo – nie czytałem).
Odpowiadając na pytanie: Spider 2099 i Peter Parker z naszej ziemi w „Spider-Man: Into the Spider-Verse”.
[TK] Moim numerem jeden od zawsze był Spider-Man (czasem tylko rywalizuje z Batmanem). Ale domyślam się, że dla Ciebie inna postać może być tą „naj”. Który superbohater będzie dla Ciebie bezkonkurencyjny? (na marginesie: jeśli masz jakiś fanart ulubionego superbohatera i chciałbyś go załączyć do tego mini-artykułu, to byłoby super)
[MM] Batman. Zdecydowanie. To od niego zaczęło się moje zbieractwo komiksowe. I na nim zakończyło po upadku TM-Semic w 1999 roku.
Długo nic nie czytałem (długo w sensie z rok) i nie kupowałem. Jakoś komiks przestał mnie interesować jako medium. Nie wiedziałem, że poza historyjkami o Thorgalu i trykociarzach cokolwiek było wydawane.
Białogard, moja rodzinna miejscowość, to mała mieścina. Poza kioskami RUCHu nie było dostępu do komiksów. W księgarniach ani w bibliotece nic nie było. Potem przyszły studia w Szczecinie. Tam trafiłem do świetnej księgarni ATUT, gdzie kupiłem pierwszy „dorosły komiks” – „Niebieskie pigułki” Frederika Peetersa. „O rany, komiks to nie tylko niezwykłe przygody? Można robić komiksy o życiu?” – to było objawienie. Potem przyszedł „Maus”, „Sandman” i reszta.
Myślę, że od tamtej pory komiks naprawdę stał się częścią mnie. Nie tylko wizualnie w ręku czy plecaku, ale także mojego serduszka.
Poza tym Batman wygrałby starcie ze Spiderem.
[TK] Czy komiksy superbohaterskie miały wpływ na to, że też zacząłeś tworzyć obrazkowe opowieści? Czy Twoja droga do zainteresowania komiksem była inna?
[MM] Tak, zdecydowanie miały ogromny wpływ. Pierwsze komiksy robiłem (w sumie trwa to tak nadal) dla siebie. Splagiatowałem sobie postać Robina, nazywając go Goliat. Nie miał cudownych zdolności, ale miał np. elektro nóż do cięcia elektro-klatki, w której zamknął go jego nemezis.
Potem było całkiem wesoło, bo miałem swojego pierwszego scenarzystę. Wspomniany wcześniej Przemek, pisał scenariusze, takie fan-fiki przygodach Robina w Białogardzie i Kołobrzegu. Usnuliśmy wokół tego ciekawe przygody. On pisał – ja rysowałem, ale tylko ołówkiem. Nie wiem gdzie mam te plansze, a szkoda.
W szkole średniej wymyśliłem z kolei postać Kruka. Zbrodnicze korporacje, samochody sterowane myślą, ponure zaułki, nieszczęśliwe postacie… Wszystko to utopione w elementach komiksów i filmów, które wtedy oglądałem. Rzecz działa się w przyszłości, w mieście Mayaxatl (nazwa zaczerpnięta z Thorgala, a wizja miasta z Blade Runnera). Kruk był policjantem, który otrzymał kostium (połączenie rękawic Azraela i kostiumu Robina z filmu Batman i Robin) i sprzęt (latający motocykl od Ghost Ridera 2099), od tajemniczego Sędziego, którego spotkał w internecie (tutaj inspiracja z Sędziego Dredda i JohnnyMemonic’a). Walczył z OlineoKroft (inspiracja przyjaciółką Olą) i jej straszliwą korporacją Ogoyatex (nazwa powstała z przeinaczenia imienia Ogotaya z Thorgala, a „tex” wiadomo, każda firma w Polsce miała taką końcówkę, hłehłe).
Byłem z tego bardzo dumny. Tak myślę, że może by wrócić do tego tematu …
Pierwszy komiks niebohaterski to była sześcioplanszowa opowieść zamordowanej dziewczynki. Dodam, że zamordowanej przez swojego ojca. No. Chyba każdy ma taki mroczny okres kiedy jest nastolatkiem. Powiedz, że ma! Że nie jestem wariatem, proszę.
[TK] Na wszelki wypadk, powiem, że tak – oczywiście, każdy ma taki okres! Możesz opowiedzieć trochę o swoich ulubionych technikach ilustratorskich? I o procesie tworzenia takiej pracy, jak właśnie ten piękny fanartSpider-Mana?
Zdaje się, że podchodzę raczej klasycznie do tworzenia plansz czy ilustracji. Karton a na nim tusz, pędzel, piórko… i palec. Często coś „wypalcuję” na pracy. „Paluch” wprowadza bardzo, ale bardzo ciekawy efekt przypadku do ilustracji.
Przypadek to coś, co zacząłem doceniać podczas studiów na wydziale Wzornictwa Przemysłowego przy Politechnice Koszalińskiej w pracowni rysunku profesor Elżbiety Kalinowskiej. Tam dowiedziałem się, że prace wizualne nie muszą być śliczne i czyściutkie. Że mogą być zabrudzone, pozornie niedokończone – ciekawe jednym słowem. A przynajmniej dla mnie.
Nie lubię wymuskanych plansz i chyba bym nie umiał. Znaczy, szanuję twórców, którzy tak pracują, z rodzimego rynku np. Adam Kmiołek wyprawia fantastyczną robotę, ale lepiej przemawiają do mnie prace np. Trusta. [Wieki temu miałem okazję rozmawiać z Adamem – przyp. TK]
„W komputer” nie umiem. Trochę tego żałuję, ale są inni, którzy umieją rewelacyjnie.
Obserwuję i niezwykle cenię sobie świetnego Kamila Karpińskiego, który wymiata w ilustracji cyfrowej. [Z Kamilem też miałem już przyjemność rozmawiać – przyp. TK]
Nie umiem też „w kolor”. Lepiej oceniam swoje prace w czerni i bieli niż w kolorze. Męczy mnie kolorowanie w „Szoto-fopie”. Cieszy mnie, że czasami trafiam widzom kolorystycznie do gustu, ale nie lubię swoich barw. Zagranicznymi mistrzami koloru dla mnie są Matt Hollingsworth i Francesco Plascencia. Jeżeli chodzi o polski rynek, to absolutnym mistrzem barw jest Śledziu. Można spędzić długie godziny gapiąc się w jego kolory.
Zakładam, że lepiej by mi szło fizyczne kładzenie kolorów, ale to z kolei dużo zachodu przy tworzeniu plansz. Dlatego idąc za radą Anny Heleny Szymborskiej (rewelacyjna artystka i fantastyczny człowiek) – pozostanę tylko przy tuszu.
Reasumując, pozostaję przy klasyce: tusz plus narzędzia wszelkiego dostępnego rodzaju. Przy tej pracy inspirowałem się spider-pozą McFarlane’a. Przetrawiłem ją przez swój mózg i rękę i nagle pokazała się postać Scarlet Spidera, przyklejonego pod jakimś łukiem, w deszczową niespokojną noc.
Rzadko rysuję Spider-Mana, więc ogromne dzięki za to zlecenie, Tomaszu.
[TK] Gdybyś mógł rysować dla dowolnego wydawnictwa, to na które padł by wybór? Jest jakaś seria, którą chciałbyś rysować czy wolałbyś się trzymać swoich pomysłów i projektów?
[MM] Rewelacyjnie byłoby pracować dla Dark Horse Comics. Maja świetnych scenarzystów i rewelacyjne projekty. Świetnie byłoby tworzyć opowieść o np. Potworze z bagien czy Hellblazera dla DC. Niestety, jakoś nie robią „talentserczów”. DH Comics w sumie jest otwarte na współpracę, ale uparcie milczą w tym temacie. 😉
Na naszym podwórku marzy mi się praca dla Wydziału 7 (choćby fanarcik zlecili). Pomysł na serię uważam za świetny. Ciekawy zabieg z różnymi rysownikami. Polskie archiwum X w dobie PRL – świetna zabawa i chyba spora frajda dla scenarzysty, Tomasza Kontnego (chyba jest kontent z efektu – suchary to mój znak rozpoznawczy).
[TK] Jakie są Twoje najbliższe komiksowe plany? I pod kątem czytania, i rysowania.
W lutym ubiegłego roku wszedłem w krótką współpracę z włoskim scenarzystą Massimo Rosim. Ma kilka świetnie ocenianych, wydanych pozycji. Niestety, wydawca odrzucił moje plansze do jego scenariusza. Szkoda, bo narysowałem cały zeszyt z planowanych czterech. Cóż, nie ma co się załamywać. „Trzeba ciąć metal i krzesać iskry” – jak mawiał Jessie James.
Niedawno skończyłem razem z Grzegorzem epizod – rodzaj wstępniaka do dłuższej historii slavic-fantasy. Jego bohaterem jest Kościwproch – nieplanowany syn Slaine’a i Janosika (!). Co więcej „Kościwproch: I nie ma fleta we wsi” dostępny jest bezpłatnie na platformie graphitecomics.com.
Marcin Bałczewski pracuje nad scenariuszem opowiadania „Mistrz”, luźno opartej na biografii Jana Stanisława „Zbyszko” Cyganiewicza.
Do tego, chciałbym wydać drugiego zina jeszcze w tym roku. Poprzedni „Mój Pierwszy Zin” fajnie się rozszedł, jak donosi Kasia Kamieniarz (Kasiu, jesteś moją dobrą Wróżką Chrzestną) na jej sklepiku zinowym „Słowobraz”. I został przyjemnie przyjęty przez czytelników i twórców. Dostałem mnóstwo informacji zwrotnych, co się podoba, co się nie podoba, a nad czym trzeba popracować i zwrócić uwagę. Pracuję jeszcze, żeby zin znalazł się na szacownej Gildii. Trzymajcie kciuki.
Mam też dwa koncepty, które w większej lub mniejszej części przelałem na skrypt komiksowy. Pierwszy dotyczy reinterpretacji jednej z legendarnych polskich postaci, drugi rozgrywa się w mrocznym Szczecinie. Chciałbym znaleźć czas na realizację obu. No i czekam, aż Tomek Kontny do mnie napisze, że bierze mnie do zespołu.
Co do czytania, to zazwyczaj czytam „ładne”, w moim mniemaniu, komiksy. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co zrobił Alex Alice w swoim „Zygfrydzie”. Kręcą mnie prace Roba De La Torre, Alberto Berrecii czy Victora De La Fuente. Czekam na przesyłkę z komiksem „Haggarth” od tego ostatniego. Wielka szkoda, że do tej pory nie został wydany na naszym polskim rynku komiksowym. Uwielbiam prace Sean’a Murphy’ego. Świetny rysownik.
[TK] Gdybyś chciał kogoś zainteresować komiksami, jakie tytuły byś zarekomendował?
[MM] Trudne pytanie. Nie jestem turbo-znawcą komiksu i nigdy się za takiego nie uważałem. Mimo że lubię Batmana, to nie wiedziałem, że Robin miał Bat-Krowę. Nie czytałem wszystkich opowieści obrazkowych świata. Ale jestem pewien, że w medium, jakim jest komiks, każdy może znaleźć coś dla siebie.
Komiks jest jak kino. Możesz tam znaleźć horror, obyczaj, komedię i przygodę. Trzeba tylko chcieć wejść w ten świat. Mocą wyobraźni wejść w nastrój opowieści. Przejąć się bohaterami, czasami gorzko zapłakać lub roześmiać się do bólu brzucha. Myślę, że tych pozycji jest bez liku. Zależy, kto czego szuka.
Pracuję w Centrum Kultury i Spotkań Europejskich w Białogardzie. Poznałem sporo osób. Udało mi się zorganizować w naszej Galerii Sztuki dwie pokonkursowe wystawy z łódzkiego MFKiG (dzięki Piotrowi Kasińskiemu), wystawę Anny Heleny Szymborskiej (oglądać jej prace na żywo, to jak odwiedzić Kaplicę Sykstyńską), której jeszcze raz dziękuję za zaufanie, jakim mnie i kolegów z pracy obdarzyła, przekazując na wystawę swoje oryginały.
Sam też prezentowałem na wystawie swoje dokonania rysunkowo-ilustracyjne. Chciałem w tym roku ściągnąć do mnie Przemysława Truścińskiego i Łukasza Kowalczuka z wystawą i warsztatami. Niestety epidemia koronawirusa skutecznie przycięła zdolności finansowe mojego miejsca pracy i poprzesuwała plany wystawiennicze w Galerii.
Po tych kliku wydarzeniach komiksowych wiele osób spotykając mnie, przyznawała, że nie sądziła, iż komiks to tak wielki wysiłek i ogrom pracy. Zaskoczeni ludzie nie podejrzewali nawet, że komiks może być piękny i ciekawy. To mnie cieszyło.
Na zaproszenie kolegi Marcina Pierzchlińskiego, poprowadziłem też dwa spotkania o komiksie w klubie dyskusyjnym Czytelni Księgozbioru Aleksandra Kwaśniewskiego. Tam również udało mi się przekazać zgromadzonym słuchaczom, że komiks to skomplikowana sprawa i nie zawsze jest dla dzieci.
À propos „nie dla dzieci” – czytałem Zabójczy Żart kiedy miałem 9 lat, a to przecież opowieść stricte dla dojrzałego czytelnika…
[TK] Na deser pytanie od Przemka, jednego z czytelników – czy muzyka, której słuchasz, wpływa na styl Twojej kreski?
Przemku, muzyka to też ciekawy temat. Nie zamykam się w wąskim gatunku muzycznym. Słucham od popu reprezentowanego przez fantastyczną Natalię Kukulską, przez klasyczny metal, do muzyki etnicznej i folkowej.
Przy pracy słucham raczej czegoś co specjalnie nie będzie mnie dekoncentrowało warstwą liryczną. Trafiam zwyczajowo albo na jakieś elektro-synth-goth albo na Dead Can Dance.
U nie muzyka wpływu na sposób rysowania nie ma. Nie mam efektu synestezji. Lubię po prostu czuć się komfortowo podczas pracy.
Dzięki za wywiad, Tomku.
[TK] I ja dziękuję, Marcinie!
Dotychczas w cyklu „Wszyscy nasi Spider-Mani” ukazały się następujące wywiady:
Kolejny fantastyczny wywiad! I do tego jaki obszerny 😀 Dobrze że Marcin jest #TeamBatman 😉 Scarlet na ścianie i w kolorze (wymiar 1,5m x 1m) zrobiłby tak piorunujące wrażenie, że słów brak, naprawdę konkretna robota, chylę czoła 😀 Apropo muzyki i rysowania, zawsze wyobrażałem sobie, że słuchanie zespołów typu Combichrist albo Suicide Commando pomaga przelewać Lovecraftowe obrzydliwości na papier 😉
Coś się przy logowaniu zbugowalo i wystawiło jako anonim, jak coś to to moje jest xD
Przemku, daj znać na mejla marcin.medzinski@gmail.com albo na profil fb/MarcinMedzinskiArt, to jakoś to obliczmy by nikogo nie skrzywdzić 😉
Śmiało!
Cieszę się, że wywiad się podobał! 😀
I możesz mi zazdrościć, ponieważ tego Scarleta dostanę w przyszłości w oryginale i będę mógł go sobie powiesić! I Goku-Kozę też!
A jakby tak prowadzić mały sklepik z takimi limitkami? 😉
Już kilka osób chce takiego Scarlet Spidera, więc może byłby w tym interes dla Marcina! :-]
Sklepik powiadasz… póki co, jestem otwarty na zlecenia na oryginalne prace czy przedruki już istniejących.
Jakby co, proszę walić na e-mail marcin.medzinski@gmail.com
albo pisać do mnie na profil fb/MarcinMedzinskiArt,
Lubię wyzwania, więc im ciekawiej tym lepiej.