Przed obejrzeniem „The Flashpoint Paradox” słyszałem już trochę o tym – zdaje się – dosyć kontrowersyjnym evencie, który rozegrał się w uniwersum DC niedługo przed nadejściem odświeżenia linii wydawniczej wraz z „New52”. Jest to jeden z tych komiksów, do których zabieram się od dłuższego czasu, ale coś nie jest mi z nimi po drodze. Sytuacja ma się podobanie, jak z Civil War – czasem się po prostu boję takich gigantyczny wątków fabularnych, które angażują 3/4 bohaterów z danego uniwersum. Ciężko się w tym połapać i tyle. Gdy jednak dowiedziałem się, że na podstawie tej serii pojawi się animacja, niezmiernie się ucieszyłem. Nauczony doświadczeniami związanymi z „Powrotem Mrocznego Rycerza”, wiedziałem, że nawet te mniej dla mnie przystępne powieści obrazkowe DC potrafi genialnie przedstawić właśnie w postaci animacji. A że DC Comics co do zasady nie schodzi w swoich filmach poniżej co najmniej bardzo dobrego poziomu, mogłem być pewny dobrej rozrywki. (więcej…)
Powrót Mrocznego Rycerza – Trudna historia, genialna animacja
Boję się mierzyć z niektórymi klasycznymi komiksami superbohaterskimi. Głównie dlatego, że jeśli kręcą się wokół postaci, względem której nie czuję specjalnego sentymentu, ciężko mi docenić i je, i ich wpływ na konkretną serię (a czasem – wpływ na komiks w ogóle). Miałem tak z „Wolverine” panów Claremonta i Millera. Choć Logana lubię, to nie na tyle, by z autentyczną przyjemnością łyknąć, bądź co bądź, niezbyt młody i, dla mnie, nazbyt archaiczny komiks. Obstawiałem, że mogę na podobne trudności napotkać przy klasycznym i kultowym już od dawna „Powrocie Mrocznego Rycerza” autorstwa, ponownie, Franka Millera. W szczególności, że styl tego autora nigdy mi szczególnie nie przypadł go gustu. I, faktycznie, była to dla mnie ciężka przeprawa. Albo może inaczej: byłaby to naprawdę ciężka przeprawa, gdybym nie pomógł sobie genialnie zrealizowaną animacją. (więcej…)
Superman Unbound – DC podgrzewa atmosferę przed premierą Man of Steel
Do obejrzenia animacji od DC zawsze jestem chętny – co tu wiele mówić, te filmy praktycznie zawsze trzymają bardzo wysoki poziom. A w najgorszym wypadku są co najmniej dobre. Biorąc zaś pod uwagę fakt, że już zaraz, już za chwilę premierę ma „Man of Steel” Snydera… cóż, powiedzmy, że dałem się po prostu porwać atmosferze i aktualnie mam ochotę na wszystko, co związane z Supermanem. Dlatego też z taką chęcią chwyciłem za najnowszą animację o kuloodpornym harcerzyku, z podtytułem „Unbound”.
Akurat w tym wypadku słowo „harcerzyk” jest tutaj dosyć istotne. „Unbound” nie wyłamuje się jakoś bardziej z szeregu i trzyma się estetyki wszystkich innych animacji z Supermanem w roli głównej – innymi słowy, to grzeczna wersja przygód najgrzeczniejszego z superbohaterów. Absolutnie nie ma w tym nic złego – bynajmniej nie chcę, żeby wszystko teraz wyglądało, jakby Nolan maczał w tym palce, mogłoby się i mi, i pewnie wszystkim innym też, szybko znudzić. (więcej…)
Co gryzie Gilberta Grape'a – o człowieku, który chciał być dobry
Są filmy o bohaterach, wielkich pościgach, sławnych kradzieżach i sprawach najwyższej wagi państwowej. Ociekają one patosem, oczywistością i efektami za miliony dolarów. Często nie niosą ze sobą nic, poza rozrywką w najczystszej postaci. Nie uważam, by było to złe – wręcz przeciwnie! Niczym nieskalana zabawa jest potrzebna do życia każdemu. Martwiące może być tylko to, że przysłaniają one czasem drugą grupę filmów. Filmów o zwykłych ludziach i o sytuacjach, które w rzeczywistości są widzowi znacznie bliższe niż ratowanie świata przed kolejnym super-przestępcą. Właśnie takim obrazem jest „Co gryzie Gilberta Grape’a?” Lasse Hallstrom. Jest historią o zwykłych ludziach ze zwykłymi problemami. I mimo iż jest to kino znacznie cięższe od dowolnej efektownej strzelaniny, nie oznacza to wcale, iż dostarcza mniej przyjemności z oglądania. (więcej…)
Gniew Tytanów – Release the Kraken… Again!
Pierwsza część tytanowej serii, związana, przypomnijmy, ze starciem, była bardzo sympatycznym i miłym w odbiorze gwałtem na greckiej mitologii. Druga część natomiast związana jest z gniewem, pewnie dlatego, że starcie się nie powiodło. Ponownie, jest to świetnie nakręcone widowisko, które nie pozostawia na mitologii suchej nitki, ale… szczerze mówiąc, kto by się tym przejmował. Jeśli nie przeczytaliście opracowania Parandowskiego zanim zrobiło to Hollywood, sami jesteście sobie winni. Lepiej bierzcie się za „Zbrodnię i karę” oraz „Starego człowieka i morze”, póki macie jeszcze na to szansę. A tymczasem…
Akcja rozpoczyna się dziesięć lat po finale pierwszej części. Tak jakby ktoś z pierwszej części pamiętał więcej niż sławne słowa Liama Neesona, które szybko obrodziły w liczne memy. Perseusz – w tej roli Sam Worthington – osiadł w spokojnej wsi rybackiej i żyje z tego, co zostanie mu na haczyku po wyjęciu patyka z wody. Niestety, jako że świat zbliża się powoli do końca, o czym zostaje poinformowany przez swojego ojca, Zeusa, musi porzucić spokojny żywot i ponownie chwycić za miecz. W harmonogramie atrakcji jest latanie na pegazie, wycieczka do piekła i walka z tytanami wielkości gór. (więcej…)
Giganci ze stali (DVD) – O Transformerach i Wolverinie raz jeszcze
„Giganci ze stali” są bodaj pierwszym filmem, przy którym mogłem dokładnie zaobserwować, jakie spustoszenie w całkiem przyzwoitym filmie aktorskim może poczynić dubbing. W okolicach premiery wspomnianego filmu, przeszedłem się do kina i wyszedłem ze zdruzgotaną psychiką. Nie wiedziałem, że „Real Steel” miało mieć podłożone polskiego głosy – nie pomyślałem nawet, żeby sprawdzić. W końcu to film od 13. roku życia, tych się u nas chyba nigdy nie dubbinguje. I to był błąd. W polskich kinach „Giganci ze stali” dostali oznaczenie „7+”. Oraz polskich lektorów.
Jako że nie wszyscy pewnie znają mój materiał o „Gigantach ze stali”, trzeba przybliżyć podstawy. Głównym bohaterem jest Charlie Kenton. Ex-bokser oraz ex-ojciec. Po zakończeniu kariery na ringu, wziął się za walki robotów, które są rozrywką numer jeden w roku 2020. Efekty, niestety, nie są najlepsze – jego zawodnicy przegrywają kolejne walki, zaś on sam przegrywa starci z butelką. W takiej sytuacji poznaje go na nowo jego syn, porzucony za młodu i zostawiony z samą tylko matką. Niestety, rodzicielka niedawno zmarła i ktoś musi zaopiekować się młodym. Co robie Charlie? Podnosi się z rynsztoku i staje lepszym człowiekiem, jak na film dla 7-latków przystało? Może, ale najpierw… sprzedaje prawa rodzicielskie za 100.000 dolarów dalszej rodzinie. Musi tylko wytrzymać dwa miesiące, po czym może zainkasować gotówkę. (więcej…)
Green Lantern – Wieczny student powraca w zielonym lateksie!
Jak dotąd wydawnictwem znanym z promowania tłumnie i hucznie swoich bohaterów znany był głównie Marvel. DC Comics miało przede wszystkim Batmana, który łącznie wystąpił tylko od lat 90-tych w aż sześciu filmach, i Supermana, który po serii sprzed kilku dekad zaliczył długą przerwę i powrócił, w nieszczególnie powalającym stylu, dopiero w 2006 roku. Natomiast w tym roku po raz pierwszy DC wzięło się za zekranizowanie przygód mniej popularnego bohatera, znanego jako Green Lanter, tudzież Zielona Latarnia.
Oczywiście, bardziej dociekliwi widzowie zauważą, że przecież były niedawno jeszcze dwa filmy, które zajmowały się bardziej niszowymi komiksami od DC. Owszem, zgadza – mowa o „Watchmen” oraz o „Jonah Hex”. Dlaczego we wstępie pominąłem te produkcje? Ponieważ o Strażnikach można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że są typowymi bohaterami. Natomiast ekranizację przygód Jonah Hexa ciężko w ogóle nazwać filmem, co zresztą stanowi materiał na oddzielny, cóż, materiał – w szczególności biorąc pod uwagę naprawdę niesamowitą obsadę, którą udało się w tej filmowej masakrze zgromadzić. (więcej…)
Szefowie Wrogowie – Każdy ma swojego
„Szefowie wrogowie” to komedia, które mnie interesowała na tyle, że miałem wielką ochotę przejść się na nią do kina. Tak się jednak złożyło, że… się nie złożyło. Szczęśliwie, film już wyszedł na DVD, dzięki czemu miałem okazję nadrobić tę zaległość. Warto było.
Gdy opowiada się o fabule, całość brzmi banalnie. Mamy trzech panów, którzy bardzo nie lubią trzech innych osób. Swoich szefów. A że wszyscy są na granicy załamania nerwowego, postanawiają w radykalny sposób rozwiązać swój problem. Pozbyć się przełożonych raz a dobrze. Tak, żeby już nikim nie mogli przekładać… rządzić, znaczy się. (więcej…)
Batman: Year One – Gacek i epickie DVD
Z edycjami DVD – a raczej ich recenzowaniem – styczność mam dopiero od niedawna. Jasne, od wieków z nich korzystam, ale wcześniej się niezbyt często zastanawiałem, co sprawia, iż jedno wydanie jest dobre, a drugie już nie. „Batman: Rok Pierwszy” w swojej edycji płytowej zdecydowanie jest dla mnie przykładem pozytywnym, który najwyraźniej stanie się też przykładem wskaźnikowym.
Wiem, że pisałem już de facto o wszystkich składowych tego wydania, ale przypadło mi ono do gustu do tego stopnia, że postanowiłem jeszcze na deser dorzucić kilka ciepłych słów. Chciałbym, żeby więcej superbohaterskich animacji zostało tak wydanych w Polsce, w szczególności, że wiele z nich na to naprawdę zasługuje (niestety, jeszcze nie o wszystkich wspominałem na swoim blogu, ale mam na myśli między innymi „Public Enemies” z Batmanem i Supermanem czy „Batman: Under the Red Hood”). (więcej…)
Rytuał DVD – Rzecz o scenach wyciętych
Niestety, relatywnie rzadko zdarza mi się oglądać wersje reżyserskie. Nawet częściej o nich czytam, niż osobiście widuję. Powodem jest głównie niska dostępność. Jak się dowiedziałem po zrecenzowaniu DVD „Sucker Punch”, istnieje reżyserka wersja tego filmu. Gdzie ją dostać? Nie wiem. Znajomy dał mi również cynk, że kochany przeze mnie obraz „Watchmen” również posiada wersję reżyserską, siłą rzeczy – jeszcze bardziej rozbudowaną. Gdzie ją dostać? Nie wiem. Oczywiście, mówimy o źródłach legalnych. To są filmy, które chciałbym mieć w możliwie pełnej (jakby istniały stopnie pełności) edycji na swoje półce. (więcej…)