Deathgasm. Światu grozi zagłada, ponieważ grupa początkujących muzyków deathmetalowych dobrała się przez przypadek do starodawnych riffów, gwarantujących potęgę i poniżenie wrogów. Sęk w tym, że po odegraniu solówki trzeba też oddać swoje ciało demonowi, przez co satysfakcja z owego poniżenia wrogów jest raczej krótkotrwała. Odegnanie demonicznej obecności będzie możliwe tylko poprzez wspięcie się na wyżyny metalowego wyrafinowania.
Uzyskanie dobrych wyników przy wprowadzaniu w życie skrajnie szalonych pomysłów jest sztuką bardzo trudną. Na ogół w pewnym momencie twórcom kończy się wena i dobry koncept zmienia się w zmarnowany potencjał. „Deathgasm” jest jedną z tych perełek, w których wszystko zagrało od początku do końca – fani abstrakcyjnego poczucia humoru będą w piekło wzięci. Skojarzenia z „Brutal Legend” i „Pick of Destiny” są raczej na miejscu.
Dead Silence. Nie jestem szczególnym fanem horrorów z lalkami w roli głównej – takie produkcje, jak „Annabelle” z reguły mnie raczej nudzą, zaś sam format wydaje mi się jednym z tych bardziej wyeksploatowanych. I tu na scenę wchodzi James Wan, który udowadnia mi, że ze wszystkiego można wycisnąć coś ciekawego. Tym razem morderczym kawałkiem drewna jest stara lalka brzuchomówczyni. Owa pani nie rozstała się ze światem w najradośniejszych okolicznościach, a wspomnienie o niej ciągle nawiedza mieszkańców niewielkiego, amerykańskiego miasteczka. A może w ogóle się nie rozstała? I może lalki nie muszą być wcale z drewna czy porcelany?
A czemu wspominam, iż jest to film autorstwa Jamesa Wana? Jest to o tyle istotne w tym przypadku, iż ów reżyser zwrócił moją uwagę przy pierwszej „Obecności”, która do dziś jest na szczycie listy moich ulubionych horrorów. A teraz do tego repertuaru dołączy chyba też „Dead Silence” – może nie na samej górze, ale na pewno ten tytuł zapamiętam.
Obecność 2. Przed chwilą nazwałem pierwszą „Obecność” jednym z moich ulubionych horrorów. Niedawno w kinach gościła dwójka, której się trochę obawiałem. I to nie w rozumieniu horrorowych dreszczy. Bałem się, że twórcy zmarnują potencjał i rozmienią się na drobne – tak było niestety przy serii „Naznaczony”. Jakże się ucieszyłem, gdy się okazało, że „Obecność 2” trzyma poziom swojej poprzedniczki. Co więcej, dwukrotnie wyższy budżet bardzo dobrze było widać po zdjęciach, które zaskoczyły mnie swoją finezją i pomysłowością. Jeśli mielibyście w tym roku obejrzeć tylko jeden horror, niech to właśnie będzie ten.
Jeśli jeszcze nie widzieliście jedynki, to też zachęcam do jej sprawdzenia. Kiedyś o niej rozpisałem się trochę szerzej – mam nadzieję, że Was przekonam.
zmieniamy hobby??:)
Nieee, filmami przecież od wieków się interesuję – w sumie jedno z moich najstarszych hobby. :-] Tylko trochę mniej gier ostatnio poznaję, jeśli o to chodzi. Gram na przemian w sprawdzone tytuły. :-]
No wiem;) ale oczekiwałem chociaż słowa o Marvelowych premierach po powrocie. Co do filmu zobaczę i odpowiem czy warto było:).
a co do gier.. to krucho trochę z jednej strony a z drugiej taki Uncharted 4 … mioodzioo;)
Deathgasm muszę obejrzeć!