Bałagan w filmowym uniwersum DC przybrał w pewnym momencie niesamowite rozmiary. Ciągłe informacje o zmianach kadrowych na wszelkich możliwych stanowiskach – reżyserów, scenarzystów, producentów – zaowocowały kilkoma filmami, na których czasem było ciężko choćby wysiedzieć. Najbardziej jaskrawym przykładem tej sytuacji było pierwsze „Suicide Squad”, które ciężko było rozróżnić od płonącego śmietnika.
Szczęśliwie dla nas, widzów, kto miał pójść po rozum do głowy, ten – najwyraźniej – poszedł. Kolejne solowe filmy poszczególnych postaci nie tylko dało się oglądać, ale można było to robić z niekłamaną przyjemnością. Jak tylko nadarzy się okazja, może uda mi się szerzej napisać o „Aquamanie” oraz „Shazamie” – w skrócie: w ramach relaksu naprawdę można po te filmy bez strachu sięgnąć. Dziś jednak wezmę na warsztat „Ptaki Nocy (i fantastyczną emancypację pewnej Harley Quinn)”.
Z perspektywy czasu widać, że ten film miał trochę pod górę. Jako się rzekło, kadra zarządzająca w Warner Bros zaczęła wychodzić na prostą ze swoimi pomysłami. Przygody Shazama i Aquamana oglądało się świetnie. I… przyszła pora na solowy film o Harley Quinn. Ale czy na pewno solowy? Może jednak drużynowy? Sam tytuł sugeruje, że jednak mamy do czynienia z grupą… Ale z inną grupą niż w pierwszym „Suicide Squad”. To jest właściwie kontynuacja tamtego nieudanego tematu, czy coś nowego? Na deser, żeby pogłębić zamieszanie, film miał jeszcze szybko zmieniany tytuł z „Ptaków Nocy” na „Harley Quinn: Ptaki Nocy”. A teraz, z tego co widzę w serwisach VOD, znów jest po staremu. Konkluzja jest taka, że Warner Bros się opanowało, ale jednak nie.
Na szczęście, sam film jest bardziej spójny niż całe zamieszanie wokół niego. Główną bohaterką jest Harley Quinn, a wszystkie pozostałe członkinie – rodzącej się właśnie – grupy Birds of Prey grają większe bądź mniejsze, ale jednak drugoplanowe role. Harley rozstała się Jokerem i chce w końcu stanąć na własnych nogach. Mimo chęci odcięcia się od przeszłości, na mieście się nie chwali swoją zmianą statusu i dalej korzysta z renomy Pana J, zapewniającej nietykalność. W końcu przychodzi jednak moment, by wykonać ostatni ruch i stanowczo podkreślić swoją niezależność (przez wysadzenie Ace Chemicals). Przez resztę filmu jesteśmy świadkami, jak Harley radzi sobie z utratą immunitetu i jak odnajduje się w swojej nowej rzeczywistości.
Motyw uniezależnienia się Harley od Jokera jest od kilku lat bardzo popularny w komiksach. Pojawia się w najróżniejszych kontekstach, czasem jako dodatek do głównej osi fabularnej – jak w całej masie prac Toma Taylora, np. w serii „Injustice”. Czasem zaś jest znacznie bliżej głównego wątku, jak w fenomenalnej serii „White Knight” Seana Murphy’ego. Według mnie, jest to bardzo pozytywny kierunek w komiksach DC, w szczególności jak się bliżej przyjrzy sposobowi kreowania związku Harley i Jokera w przeszłości. Powiedzieć, że było toksycznie, to jak nic nie powiedzieć. Szczególnie, że – w moim odczuciu – przez lata owa toksyczność była bezrefleksyjna i niczemu nie służyła. Ot, tak się utarło.
Niestety, tak jak ten motyw jest pozytywny, tak w filmie momentami gdzieś się gubi. Postaci było na tyle dużo, że wątki z nimi związane – choć sprawnie zrealizowane – odciągały uwagę od tytułowej emancypacji. Biorąc też pod uwagę, że w tych filmach wszystko jest dozwolone, a żadna akcja nie jest zbyt szalona, to… Mam uczcie, że sam motyw emancypacji Harley mógłby spokojnie zostać jeszcze podkręcony. Były sceny, w których była pomiatana nie przez Jokera, a przez Black Maska, który jest w „Ptakach Nocy” głównym nemezis naszych bohaterek. Długo było trzeba czekać, by Harley mu się odwinęła, a samo odwinięcie nie było też, przynajmniej dla mnie, satysfakcjonujące. Było kilka okazji, do podkreślenia jej siły i możliwości, które nie zostały w pełni wykorzystane.
Muszę się jeszcze na chwilę zatrzymać przy Czarnej Masce, ponieważ wcielił się w nią cudowny Ewan McGregor… I jakiż on był w tej roli cudowny! Przemawia przeze mnie pewnie fakt bycia „lekkim” psychofanem Ewana, ale powiedziałbym, że samodzielnie podciągnął ocenę „Ptaków Nocy” o jedno czy dwa oczka do góry. Był szalony, przerysowany i wspaniale cudaczny. I, jak to zawsze Ewan, nawet na chwilę nie przestawał być wiarygodny.
Na uwagę zasługuje też ogólna spójność konwencji od początku do końca seansu. Chaotyczna historia Harley ubrana jest w niemniej chaotyczne, szalone, kolorowo-neonowe scenografie, kostiumy i sceny akcji. Tak jak pisałem we wstępie – ciągłe zmiany koncepcji artystycznej były dużym problem filmów DC, ale w „Ptakach” na szczęście się nie objawiły. Jeszcze jakby nie zrobili bałaganu około-premierowego, to byłoby świetnie.
Po seansie miałem takie wrażenie, że film jest spójny, trzyma się tematu, ogląda się lekko, jest radośnie szalony i kolorowy, ale… mógłby być po prostu „bardziej”. W każdej z tych kategorii. Jest charakterny, ale mógłby bardziej. Jest szalony, ale mógłby bardziej. Emancypacja Harley Quinn jest motywem przewodnim… ale znów, mogłaby być bardziej stanowcza, dobitna. „Ptaki Nocy” balansują na krawędzi cudownego, komiksowo-kinowego szaleństwa, ale boja się zrobić ten ostatni krok w kierunku przepaści.
To jest tak – po wielu słabych filmach z uniwersum DC, jestem szczęśliwy, że ten wyszedł naprawdę porządnie. Ale jest już na tyle dobry i miał w sobie tyle potencjału, iż… po prostu żałuję, że nie jest jeszcze lepszy! Niemniej, to solidna rozrywka, którą możecie oglądać bez kontekstu i będziecie się najprawdopodobniej dobrze bawić.
Dopiero co obejrzałam 😀 Zaskakująco fajna rzecz – miałam pewne obawy w związku z traumą po niebywale słabym „Suicide Squad”, ale okazało się, że to jednak dobre jest. 🙂 Podoba mi się odklejenie Harley od Jokera – zawsze twierdziłam, że ten związek był jakiś kuźwa chory i mózg mi się gotował, kiedy widziałam, że dla niektórych fanów to jest w ogóle super fajny romans. o_O Miałabym jeszcze nadzieję, że w WB się ogarną i przestaną tak szastać aktorami – chciałabym zobaczyć tę samą ekipę w tym samym wydaniu jeszcze kiedyś.
Szczęśliwie dystans między „Ptakami” a pierwszym „Suicide Squad” jest gigantyczny – z zyskiem dla widza. ;-]
Też uważam, że ten związek Harley i Jokera był poprany. Szczęśliwie, tłum twórców się zorientował (albo doszedł do głosu) i komiksów na temat tej toksyczności powstało naprawdę sporo. A teraz jeszcze ten film. Niemniej, mogło być tu ciut więcej przytupu w tym zakresie.
Zgadzam się, że fajnie byłoby zobaczyć tę ekipę jeszcze raz. Jak już poznaliśmy postaci – a trochę ich było – to może niech nie wyrzucają tego od razu do kosza. 😛 Ale w „Suicide Squad 2” poza Harley nie ma nikogo z tego składu. Pytanie, czy doczekamy się kiedyś „Ptaków nocy 2”? Jedynka, niestety, sprzedała się tak sobie…
PS: Miło Cię widzieć w komentarzach! 😀
O widzisz, to ja akurat nie wiedziałam, że te problemy relacji Harley i Jokera są obecne w komiksach. Pocieszające.
A to nowe Suicide Squad to dopiero wygóglałam, bo nie myślałam, że w ogóle ktokolwiek był zainteresowany kręceniem kontynuacji xD Zamiast Smitha będzie Idris Elba, no to będzie oglądane :3
PS. A w komentarzach byłabym dawno temu, ale coś chyba akurat nie działało i nie udało mi się zamieścić xD