Autorzy S-F od kilkudziesięciu lat snują rozważania, jak mógłby wyglądać świat rządzony przez maszyny. Ich wizje można podzielić choćby według poziomu skomplikowania – od prostych, przez średnie, po złożone. Osobiście, zaraz po „złożonych” dołożyłbym jeszcze jeden poziom wartościowania: „japoński”. Od lat oglądam anime i zawsze staram się sięgać po te, które są uznawane za najbardziej warte poznania. I regularnie, czasem przy kilku różnych seriach pod rząd, dziwię się, na jak intrygujące pomysły potrafią wpaść mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni.
Punkty wyjścia jest dosyć standardowy – wszechobecny system komputerowy wie o nas wszystko. Gdzie mieszkamy, jak często widujemy się ze znajomymi, jak spędzamy czas. Wie również, jaka przyszłość będzie najlepsza i dla nas, i dla społeczeństwa. System, zwany Sybil, wybiera dla mieszkańców Japonii preferowany zawód, dobiera optymalne sposoby ograniczania stresu i dba o ogólne szczęście. Problem zaczyna się wtedy, gdy… zwalczanie stresu przestaje działać. Pojawia się napięcie, pojawia się agresja. I tu wchodzi do gry typowo japońska myśl technologiczna. Sybil określa dokładnie łagodność charakteru każdego mieszkańca kraju oraz jego skłonność do popełnienia przestępstwa – a wszystkie te wartości są liczone i podawane w czasie rzeczywistym.
Zawyżona wartość nie jest jednak powodem do zmiany Sybil w cameronowski Skynet. Sybil nie chce zabijać Japończyków. Do tej roli zostają oddelegowani… sami Japończycy. Specjalny odział policji odpowiedzialny jest za reagowanie na zgłoszenia o podwyższonym poziomie skłonności do popełnienia przestępstwa. Do pewnego poziomu broń automatycznie ustawia się na paralizator, zaś po przekroczeniu bariery wchodzi w tryb totalnej destrukcji. Ludzie są ostatnim zabezpieczeniem systemu Sybil przed sytuacjami nieprzewidywalnymi dla procesu komputerowego. Maszyny liczą, ludzie działają na podstawie zaleceń i własnej, niemożliwej do zasymulowania intuicji.
Ten system ma jednak pewną dziurę. Inspektorzy, którzy napatrzą się na zbyt wiele brutalnych tragedii, sami zaczynają tracić spokój ducha, a za tym idzie w parze większa szansa na popełnienie przez nich przestępstwa. Zaś Sybil nie lubi przestępstw, jak już to zdążyliśmy ustalić. „Psycho-Pass” jest właśnie opowieścią o dwójce inspektorów oraz o grupie ich podwładnych, którzy już przeszli na drugą stronę przestępczego wskaźnika.
Urok anime jest taki, że można się produkować przez trzy-cztery akapity na temat podstawowych założeń fabuły… a to i tak będzie tylko wierzchołek góry lodowej. Wszystko, o czym Wam opowiedziałem, to tylko podstawy świata przedstawionego, które są świetnie zaprezentowane w pierwszych dwóch-trzech odcinkach. Cała konstrukcja „Psycho-Pass” jest pod tym kątem cudownie przemyślana. Mam wręcz wrażenie, że to jedna z najlepiej „zorganizowanych” serii, jakie widziałem.
Jako się rzekło, pierwsze dwa-trzy odcinki wprowadzają nas w świat. Zaraz po nich następują serie dwóch-trzech spraw już bardziej złożonych, z których każda zajmuje po dwa odcinki. Szybko się jednak okazuje, iż omawiane w nich przestępstwa są ze sobą powiązane i… w ten sposób gładko przechodzimy do większej całości, szerszego obrazu. Jeszcze przed połową tej 22-odcinkowej serii byłem na dobre wciągnięty w rozważania o tym, czym jest wolna wola i czym jest społeczeństwo, które z niej rezygnuje. Zafascynowały mnie też wszystkie skrzętnie ukrywane tajemnice systemu Sybil, których stopniowe odkrywanie w „Psycho-Pass” tylko podsycało mój apetyt na więcej. Powodem do ostatecznego zachwytu byli dla mnie zaś postaci. Wszystko postaci. Każdy z bohaterów, bez wyjątku, jest niezwykłą osobowością, mającą swoje sekrety, plany i namiętności. Nie znalazłem tu ani jednej postaci, która by mnie irytowała, zniechęcała, czy której bym źle życzył. A przy takim nagromadzeniu silnych charakterów to bynajmniej nie jest ani łatwe, ani oczywiste.
Genialna fabuła, nieziemski scenariusz i rewelacyjne budowanie bohaterów oraz napięcia to najważniejsze aspekty praktycznie każdego popkulturalnego medium. I „Psycho-Pass” to wszystko ma. Szczęśliwie dla mnie – i dla innych widzów rzecz jasna też – twórcy dodatkowo ubrali całość w absolutnie przepiękne szaty. Intrygująca, przygnębiająca konwencja wizualna jest dopełniona kreską, animacją oraz oprawą muzyczną na bardzo wysokim poziomie. Chciałbym napisać „najlepszym możliwym”, ale wdziałem fragmenty kilku wysokobudżetowych anime z ostatnich lat. Nauczyło mnie to pokory, a i przy okazji dowiedziałem się, jak dużo jeszcze w zakresie aspektów wizualnych można osiągnąć.
Anime dla początkujących
„Psycho-Pass” ma jeszcze jedną ważną zaletę – jest świetnym anime dla osób niewtajemniczonych w temat. Ma łatwą strukturę, która nie wymaga żadnej dodatkowej wiedzy – 22 odcinki nie są poprzedzane żadnymi prequelami, nie ma też dokręcanego po przerwie epilogu (choć jest drugi sezon, to pierwszy i tak stanowi zamkniętą całość). A takie rzeczy się zdarzają i mogą mocno utrudniać odbiór tego cudownego medium nowym widzom. Dodatkowo, konstrukcja świata – choć złożona – jest bardzo klarownie wyłożona. Nie wymaga siedzenia z zeszytem, robienia notatek i uczenia się całego słownika nowej terminologii. Tak, takie rzeczy też się zdarzają.
Jeśli jeszcze nigdy nie oglądaliście anime, to jest świetne miejsce, żeby zacząć. Zobaczycie, na jak niesamowite, piękne i złożone pomysły potrafią wpaść Japończycy. Dla osób przyzwyczajonych do popkultury tzw. „zachodniej” może to być naprawdę odświeżające przeżycie.
Kirin! Juuni Kokuki – never forget 😉
Pamiętam, że mój mózg prawie eksplodował, jak się okazało, że, bodaj, Kaiki i Kaika to zupełnie co innego w „Twelve Kingdoms”. Mimo że obejrzałem chyba 90% odcinków to… serii i tak nie dokończyłem. ;]
Już kolejna blogowa recenzja zachęcająca mnie do tego tytułu. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się znaleźc czas i obejrzec 🙂
Do tej pory GITS, byl jedynym anime, ktore mi sie spodobalo i… dalej tak zostanie poki co.
Owszem niezle postacie i pomysl (Dick, sie klania) ale niektorych rozwiazan fabularnych nie dam rade strawic. (zwlaszcza tych z uzyciem 'Dominatorow’)