Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

All New Amazing Spider-Man – Peter Parker powraca…?

A

Wygląda na to, że… Peter Parker powróci jako Spider-Man! Nie jest to może największe zaskoczenie na świecie, gdyż większość zgonów w uniwersum Marvela kończy się z reguły cudownym zmartwychwstaniem. Ale… trzeba przyznać, że trwający ponad rok wątek Otto Octaviusa w roli Człowieka Pająka zaczynał budzić obawy, jakoby ten stan rzeczy miał się utrzymać dłużej.

Cóż, aktualnie wygląda na to, że na przełomie marca i kwietnia może powrócić seria Amazing Spider-Man (tym razem z dodatkowym prefiksem „All New”). Czy coś mnie w tym zakresie martwi? Niestety tak. Mam uczucie, że Dan Slott powinien sobie już zrobić przerwę od przygód Pajęczaka. Siedzi w tym temacie już po prostu trochę zbyt długo. Co więcej, najwyraźniej głównym rysownikiem znów będzie Humberto Ramos, za którego kreską nigdy nie przepadałem. A już szczególnie nie lubię jego wizji Spider-Mana właśnie… Cóż, pożyjemy, zobaczymy – może nadal będzie regularnie zmieniany przez Ryana Stegmana i Giuseppe Camuncoliego, którzy to panowie z kolei mają naprawdę dobrą rękę do tej postaci. (więcej…)

Wayne: Mściciel z Gotham – Mroczny Rycerz w wydaniu literackim

W

Są pewne typy literatury, za które każdy bierze się na własną odpowiedzialność, wiedząc, że najprawdopodobniej czeka go droga przez intelektualną mękę. Albo, jeśli znajduje ukojenie w dosyć specyficznej odmianie masochizmu, trafi do płynącej absurdem i beletrystycznym szaleństwem krainy „guilty pleasure”. Ja się zaliczam właśnie do tej drugiej grupy. Kilka lat temu poznałem uroki „growych powieści”, które w – często – bardzo nieudolny sposób poszerzały moją wiedzę o światach ulubionych gier. W następnej kolejności przyszły „growe komiksy”, które robiły pi razy drzwi to samo, tylko w postaci, jak się łatwo domyślić, obrazkowej. A teraz, dzięki Tracy’emu Hickmanowi, poznałem coś zupełnie nowego, czyli… „powieść komiksową”. Innymi słowy, „Wayne of Gotham”* to historia Mrocznego Rycerza przedstawiona bez użycia komiksowych paneli czy żadnej innej formy obrazu. (więcej…)

Rok 2013 na finiszu

R

Kolejny rok za pasem, kolejne podsumowanie minionych 365 dni na horyzoncie. Muszę przyznać, że takie rzuceniem okiem za siebie ma swój urok. I choć rok temu nie udało mi się przygotować materiału na tę specjalną okazję, tym razem postanowiłem się bardziej postarać. Jako że nie jestem szczególnie dobry w metafizycznych wstawkach o uciekającym czasie, czasie przelewającym się przez palce, tudzież innych przenośniach, które na ogół wypisuje się Helveticą na tle zachodu słońca, przejdźmy od razu do meritum sprawy. Czyli podsumowania rocznej konsumpcji (pop)kulturalnej. (więcej…)

Wilk z Wall Street – DiCaprio i Scorsese w duecie idealnym

W

Rok 2013 w kinie miałem bardzo udany – trafiłem na kilka naprawdę świetnych filmów. Części się spodziewałem, część mnie szczerze zaskoczyła. Miałem też to szczęście, że sezon zakończyłem… chyba najlepiej, jak się tylko dało. Choć nie jestem fanem obrazów Martina Scorsese, „Wilk z Wall Street” mnie od początku intrygował. Nie ukrywam, że głównie za sprawą Leonarda DiCaprio, który ciągle się odgraża, że kończy na razie z aktorstwem, a który jak dotąd nie dostał żadnego Oscara. Cóż, miejmy nadzieję, że w końcu się to zmieni! Raz, że Leo Di zdecydowanie zapracował na tę nagrodę całym swoim dorobkiem artystycznym, a dwa, że… „Wolf of Wall Street” to jeden z najlepszych amerykańskich filmów tego roku. W szczególności pod kątem aktorstwa. (więcej…)

Sleeping Dogs – Cios, którego się nie spodziewałem

S

Są takie chwile, które przypominają mi, czemu jestem graczem, czemu lubię spędzać czas czy to przy PeCecie, czy przy konsoli. Wiele z takich momentów można przewidzieć. Gdy biorę się za nowy tytuł od Blizzarda czy Rockstara, wiem, co mnie czeka. Zachwyt, miłość, dziesiątki cudownie spędzonych godzin, których nigdy nie będę żałował. Jednak niektóre takie momenty przychodzą kompletnie znienacka, przez co frajda, i tak już trudna do wyobrażenia, staje się jeszcze większa, gdyż była nieoczekiwana. Tak miałem ze Sleeping Dogs. Funkcjonariusz Wei Shen przyszedł do mojego domu, obił po twarzy, wcisnął pada w ręce i trzymał mnie za klejnoty rodzinne dopóki nie poznałem jego historii od początku do końca. (więcej…)

Prototype 2 – Doskonała mechanika kontra doskonale zły scenariusz

P

Radosna sieczka – która nie stawia może szczególnie wielkich wyzwań przed graczem, ale oferuje widowiskową jatkę – chyba już do końca świata będzie się znajdowała w kręgu moich growych zainteresowań. Dlatego też Prototype 2 był zdecydowanie jednym z tych tytułów, które chciałem w końcu nadrobić. Jedynka nie była pozbawiona wad, ale… niech mnie dunder świśnie, jakże ona była przyjemna! Tam przepakowane umiejętności były wszystkim, tylko nie problemem, z którym twórcy chcieliby walczyć. Bieganie po ścianach, szybowanie, skakanie nad nie takimi znowu niskimi kamienicami i, wreszcie, masakrowanie dziesiątków wrogów po prostu bawiły. W dwójce zaś bawią jeszcze bardziej, ale… no właśnie, ale. (więcej…)

God of War: Chains of Olympus oraz Ghost of Sparta – Mniejsze gwałty Kratosa

G

Po ukończeniu God of War II, czułem wielki niedosyt, nieugaszone pragnienie dalszego niszczenia jednego mitu greckiego za drugim. Tak jak między jedynką a dwójką Boga Wojny zrobiłem sobie ze dwa miesiące przerwy, tak teraz czułem, że od razu mam ochotę na więcej. Szczęśliwie, miałem pod ręką zestaw remasterowanych dwóch gier, które pierwotnie ukazały się na PSP. Płytę wrzuciłem do czytnika i… niewiele później obydwie gry też mogłem już odhaczyć na liście ukończonych. Ze względu na tempo, z jakim się przez nie przebiłem, postanowiłem z tego zrobić jeden materiał.

Jednak nie jest to jedyny powód, dla którego pomyślałem, że w tym wypadku nie ma co rozdrabniać się na dwa teksty. Szczerze mówiąc, określenie „mniejsze” idealnie pasuje do tych gier pod każdym względem. Raz, że zostały one zrobione na PSP, czyli konsoli kieszonkowej. Dwa, że ich rozmach jest kompletnie nieporównywalny z tym, czego dokonało studio Santa Monica na stacjonarnych konsolach Sony (tak, w tym wypadku za projekt był odpowiedzialny inny developer, Ready at Dawn). Trzy, że… Chains of Olympus ukończyłem w 4 godziny (słownie: cztery!). Z Ghost of Sparta było już znacznie lepiej i miałem przy nim zabawy jakoś na 6-7 pełnych obrotów wskazówki minutowej po cyferblacie zegara. Gdybym w dniu premiery kupił którąś z tych gier, to chyba ze smutku od razu przeszedłbym je po trzy razy, żeby jakoś przed samym sobą uzasadnić nietrafiony zakup. (więcej…)

Żywe Trupy, cz. 1 oraz 2 – Słuchowisko z zombie w tle

Ż

Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie spróbowania swoich sił z audiobookami. Nie jest tajemnicą, że wracając do domu tramwajem z pracy człowiek po prostu nie ma siły na cokolwiek. Zawsze staram się zebrać w sobie – pisać i czytać. Ale czasem zużycie materiału bierze nade mną górę i, jak to się ładnie mówi, marzę tylko i wyłącznie o zamknięciu oczu i przycięciu komara. A to skutecznie utrudnia i pisanie, i czytanie, jak się zapewne domyślacie. Słuchanie muzyki, choć absolutnie genialne, nie zawsze zaspokaja zaś moją potrzebę na popkulturalną konsumpcję. Stąd właśnie ten pomysł na audiobooki. Ciągle tylko nie wiedziałem, od czego zacząć… (więcej…)

Kraina lodu – Disney pozamiatał

K

Choć kocham animacje, a ostatnio w kinie było ich prawdziwe zatrzęsienie… tak naprawdę nie było na co za bardzo iść. Prawda jest taka, że w tym zakresie co do zasady liczą się tylko dwie wytwórnie – Disney i Dreamworks. Owszem, mniejszym, mniej popularnym studiom też zdarza się czasem coś dobrego stworzyć, ale na ogół brakuje w tych obrazach tej iskry bożej, tego przejawu najczystszego geniuszu. Czyli dokładnie tego, co miał w sobie „Odlot”, „Ratatuj”, „Zaplątani” czy większość starych animacji sygnowanych imieniem pana Walta. Dlatego też czekałem na coś naprawdę dużego. I się doczekałem. „Kraina lodu” nie jest duża. Jest gigantyczna. (więcej…)

Spider-Man: Shattered Dimensions – Pomysły są, wykonania brak

S

Zastanawiałem się ostatnio, jak daleko sięga moja miłość do postaci Spider-Mana. Kilka lat temu przekonałem się, że na pewno wystarczająco daleko, by złapać się za komiksy o nim z wczesnych lat 60-tych. Teraz się zaś okazało, że jestem nawet dobrowolnie w stanie chwycić gry, o których wiem, że na pewno nie powalają. Tak się zaczęła moja przygoda z Shattered Dimensions.

Trzeba przyznać, że od początku widać, iż twórcy mieli kilka ogólnych, niezłych pomysłów na swoją grę. Zdecydowanie świadczy o tym zaangażowanie w roli głównych bohaterów aż czterech różnych Spider-Manów, co jest pomysłem zaiste przednim. Mysterio podczas jednego ze swoich licznych, nieudanych napadów na budynki pożytku publicznego niszczy przez przypadek artefakt, w którym, jak się szybko okazało, drzemała niespotykana moc. W wyniku tego wypadku rzeczywistość, jaką znamy, zaczyna pękać w szwach, zaś jedyną osobą, która może zaradzić coś w kryzysowej sytuacji, jest oczywiście kochany przez wszystkich ścianołaz. Czy, jak już się rzekło, cztery ścianołazy. I Madame Web na dokładkę. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze