Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryKomiksy

Weapon X – Logan, jakiego znamy, Logan, jakiego kochamy

W

Zawsze staram się podchodzić z dużą dozą rezerwy do klasycznych komiksów. Zdaję sobie sprawę, że często jest bardzo ciężko docenić niektóre ze starszych historii, które kiedyś były przełomowe i zniewalały umysły fanów, a dziś… cóż, a dziś już mocno nie przystają do aktualnych standardów narracyjnych. Powrotu do „Weapon X” obawiałem się zaś w dwójnasób, gdyż był to właśnie… powrót. Czytałem ten komiks wieki temu, kiedy ukazał się w ramach świetnej serii Mega Marvel, i bardzo mi się podobał. Głupi jednak byłem niemożebnie i moja kopia gdzieś zaginęła*. Zaś samej fabuły już praktycznie nie pamiętałem, więc postanowiłem przeczytać opowieść jeszcze raz, tym razem już dzięki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. (więcej…)

Fantastyczna Czwórka: Uzasadniona interwencja – Fabularne burdello boom boom

F

Pisząc tekst o „Niepojętym”, czyli poprzednim tomie przygód marvelowskiej rodziny z Wielkiej Kolekcji, miałem okazję zaznaczyć, że Fantastyczna Czwórka nie jest szczególnie blisko centrum moich komiksowych zainteresować. Sam tom jednak nie pchnął owej drużyny w żadną stronę – miał i mocne, i słabe strony, a że te się w miarę równoważyły, to moje zainteresowanie FF ani się nie zwiększyło, ani nie zmalało. Cóż, tak jak bezboleśnie łyknąłem „Niepojęte”, tak przy „Uzasadnionej interwencji” prawie się udławiłem.

Warto zaznaczyć, że omawiany tom jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z „Niepojętego”, co w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela aż tak często się nie zdarza. Jeśli Was więc ten temat ciekawi, zachęcam do sięgnięcia najpierw po poprzedni tekst – ekipa twórcza się w tym czasie nie zmieniła, więc w praktycznie wszystkich aspektach mówimy o pełnej ciągłości. Akcja przenosi nas do Latverii, gdzie Reed Richards postanawia się ostatecznie rozprawić z dziedzictwem teoretycznie martwego Doktora Dooma. Ot, na wszelki wypadek, gdyby owa teoria jednak w praktyce się nie sprawdziła, a zainteresowany swoim zmartwychwstaniem Victor faktycznie by powrócił do świata żywych. (więcej…)

Guardians of the Galaxy – Indiana Jones spotyka Avengers w kosmosie

G

Cieszę się, że „Strażnicy Galaktyki” zostali nakręceni dopiero teraz. Cieszę się, że Marvel zdążył się wprawić na „Avengers”, pierwszym „Iron Manie” i poeksperymentował na „Iron Manie 3”. Cieszę się, że Dom Pomysłów w okolicy „Thora 2” i „Winter Soldier” doszlifował swoją filmową formułę, doprowadzając ją w okolice perfekcji. Cieszę się, ponieważ dzięki temu „Guardians of the Galaxy” wyszło tak niesamowicie dobrze. To film, który przeczy zasadzie, że jeśli „coś jest do wszystkiego, to jest do niczego” – mam wrażenie, że każdy może pójść na seans i się dobrze bawić. Można być zagorzałym wrogiem fantastyki jako takiej, a i tak zakochać się w szopie z CKM-em i morderczym drzewie z poważnie ograniczonym słownikiem. Do jasnej anielki, wychodząc z sali miałem ochotę utonąć w komiksach o grupie bohaterów, o których dotąd nie wiedziałem absolutnie nic! (więcej…)

Fantastyczna Czwórka: Niepojęte – Faktycznie, pojąć ciężko

F

Przygody tak zwanej Pierwszej Rodziny Marvela to ten element dorobku Domu Pomysłów, na którym się kompletnie nie wyznaję. Jeden z wielu takich elementów, muszę dodać, by być uczciwym. Reeda Richardsa wraz z krewnymi i kolegami kojarzę z dwóch kiepskich filmów kinowych, które wiele osób uważa chyba wręcz za abominacje. Jego radosna choć lekko nadęta kompania przewijała mi się też w różnych innych komikach, ale nigdy nie czytałem niczego poświęconego stricte im. Ponownie dzięki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela udało mi się wypełnić tę lukę.

Moje zainteresowanie „Niepojętym” szybko wzrosło, gdy dowiedziałem się, że osią intrygi będzie Doktor Zagłada (mam przed sobą świetlaną przyszłość tłumacza filmów kinowych). Chciałem właśnie się brać do streszczania wstępu do serii, aby tradycyjnie móc choć pobieżnie zarysować, z czym czytelnik będzie miał do czynienia. I muszę tu uczciwie przyznać, iż w przypadku „Niepojętego” ciężko jest to zrobić. Akcja rozwija się tak szybko i dzieje się tak wiele, że praktycznie wszystko, co napiszę będzie większym bądź mniejszym spoilerem. Starczy może więc, że powiem, iż największy wróg Fantastycznego Kwartetu postanawia zbratać się bliżej z magią, by móc poigrać z naukowym sposobem myślenia Reeda z domu Richards. (więcej…)

Not Just KoZ #11: Thor – The God Butcher

N

Autorem tekstu jest Mateusz „DD” Zadrożny.

Co można powiedzieć o Gromowładnym Thorze? Na pewno to, że przed dwoma filmami z uniwersum Marvela nie był przesadnie popularny. Dla większości wiadomym było tylko, że walczy młotem, jest z Asgardu i przemierza niebiosa na rydwanie ciągniętym przez kozły (czemu nie było tego w Goat Symulator?). Dopiero kinowe uniwersum sprawiło, że Bóg Gromu zwrócił na siebie większą uwagę czytelników, a co najważniejsze – przyciągnął do siebie lepszych scenarzystów i rysowników.

Tak też się stało. Do niżej opisanych zeszytów serii „Thor: God of Thunder” rękę przyłożył Jason Baron, znany między innymi z bardzo dobrego (moim zdaniem) „See Wakanda and Die” z Black Panther. Rysunkami zajął się za to Esad Kibic – jest to moje pierwsze spotkanie z tym panem i złego słowa o nim powiedzieć nie mogę. Bardzo lubię taki typ kreski. Jedyne, do czego bym się przyczepił, jest sposób, w jaki rysowana jest twarz syna Odyna. Momentami wygląda jakby miał bardzo dziwnie zbudowaną czaszkę, a zwłaszcza żuchwę. (więcej…)

Justice League: War – Świetny materiał na animację, znacznie gorszy na komiks

J

Jedna z ostatnich animacji DC Comics – „War” – nie powaliła mnie może na kolana, ale w ogólnym rozrachunku całkiem mi się podobała. W 70 minutach został całkiem zgrabnie zmieszczony dosyć trudny temat tworzenia się jednej z dwóch największych superbohaterskich drużyn w historii komiksów. W miarę rozumiem ograniczenia, jakimi rządzą się tego typu animacje, więc na pewne rzeczy po prostu nie zwracałem uwagi. Tak, część postaci została potraktowana po macoszemu. I tak, sama fabuła nie wzbudzała większego zainteresowania, zaś intryga – jeśli w ogóle o intrydze można tu mówić – nie tworzyła żadnego napięcia. OK, wybaczam to – to trudny temat, czasu było mało, a ładna oprawa wizualna częściowo odciągała uwagę od mielizny fabularnej. I bawiłem się dobrze, a to ważny czynnik.

Mam jednak problem podejść tak samo do komiksu, który mógł być tak długi, jak było to potrzebne. „War” jest pierwszym wątkiem, jaki pojawił się w komiksach o Lidze Sprawiedliwych po restarcie uniwersum DC w ramach serii „New 52”. I, jak na narodziny tak ważnej drużyny, wyszło naprawdę kiepsko. (więcej…)

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie – Film, którego chciałem

X

Niektóre filmy są tak dobre, że warto się o nich solidnie rozpisać. Tak było ostatnio z „Edge of Tomorrow”. Są też jednak produkcje, które wyszły tak świetnie, że nie wymagają szczególnie rozbudowanego komentarza. Taka jest właśnie dla mnie najnowsza część przygód X-Menów, czy „Przeszłość, która nadejdzie”.

Historia została oparta na jednej z popularniejszych, komiksowych historii z grupą mutantów w roli głównej. Przyszłość nie rysuje się w szczególnie pozytywnych barwach. Jeśli posiadasz niewłaściwe geny, najprawdopodobniej już nie żyjesz albo zaraz umrzesz. A nawet jeśli jesteś „normalny”, to i tak pewnie już nie masz dachu nad głową, gdyż wieloletnie polowanie na mutantów zamieniło nasz nie najlepszy ze światów w jedno wielkie gruzowisko. Zaś to, co nie zostało jeszcze zdewastowane, jest przeczesywane bez przerwy przez grupy Sentineli, polujące na niedobitki zmutowanego ruchu oporu. Profesor X wraz z Magneto, przywódcy pozostałych przy życiu nosicieli genu X, postanowili chwycić się za przysłowiową brzytwę, by nie utonąć wraz z resztką swojego ludu. Szansę mają tylko jedną. Muszą wysłać kogoś w przeszłość, kto będzie w stanie powstrzymać twórcę Sentineli przed dopracowaniem swojego wynalazku. Niestety, jedyna osoba, która może przetrwać taką podróż, nie należy do najsprawniejszych dyplomatów. Jak się łatwo domyślić, na emisariusza z przyszłości zostaje wytypowany Wolverine. (więcej…)

Lazarus (#1-4) – Pani Łazarz z kataną

L

Czasem się zastanawiam, czy Łazarz zdawał sobie sprawę, jak ważne dla popkultury staną się jego losy. Cóż, pewnie nie – kino akcji i komiksy superbohaterskie nie były szczególnie popularne w jego czasach. Grunt, że jego wskrzeszenie stało się inspiracją dla przynajmniej kilku historii, które znam. W szczególności, że jego imię wymawiane „z angielska” ma w sobie coś epickiego. Lazarus. Brzmi dobrze. Tajemniczo. Ma się wrażenie, że za każdym razem, gdy się je wymawia, gdzieś w oddali piorun uderza w zamieszkany przez wampiry zamek. Pewnie dlatego znany z komiksów z Batmanem przywódca ligi zabójców, Ra’s Al Ghul, zamiast w sanatorium wolał spędzać czas w swoim Lazarus Pit. I pewnie dlatego też właśnie taki tytuł wybrali Greg Rucka oraz Michael Lark dla swojego komiksu. W końcu jeśli ktoś ma problemy z umieraniem, Lazarus jest imieniem jak najbardziej właściwym. (więcej…)

Wiedźmin #1 oraz #2 – Nowe podejście do komiksowego Geralta

W

Styczności ze starymi komiksami o naszym rodzimym zabójcy potworów nie miałem zbyt wielkiej. Czytałem kilka z nich wieki temu i… może to głupie, ale najbardziej po tych wszystkich latach zapadła mi w pamięci fikuśna fryzura Geralta. Reszta zaś, ze szczególnym naciskiem na treść, jest dla mnie pustą kartką. Dlatego też teraz, kiedy miałem okazję zabrać się za dwa zeszyty wydane ostatnio przez Dark Horse Comics, mogłem wyrobić sobie „drugie pierwsze wrażenie” o komiksowej wersji „Wiedźmina”.
Fabuła w swej konstrukcji przypomina w pewnym stopniu opowiadania Andrzeja Sapkowskiego, które swego czasu zostały wydane w dwóch tomach przez wydawnictwo Supernova. Podróżując zapomnianym szlakiem, Geralt spotyka samotnego łowcę, któremu brakuje dosłownie trzech ćwierci do czarnej śmierci. Podczas kłusowniczego procederu – znanego szerzej jako łowienie ryb – biedak nie zauważył, że sam jest obserwowany przez topielca. Jego szczęście, że akurat drogą przechodził specjalista do spraw topielców. Tak zaczyna się jedna z wielu przypadkowych znajomości Geralta z Rivii. I, tradycyjnie, prowadzi ona do przygody niemałego kalibru, która angażuje znacznie więcej potworów, niźli tylko tego jednego topielca. (więcej…)

Amazing Spider-Man 2 – Pająk, na którego czekałem

A

Spider-Man jest jednym z moich ulubionych superbohaterów, co nie jest chyba zaskoczeniem dla nikogo, kto czasem do mnie zagląda. Filmy o nim jak dotąd jednak umiarkowanie trafiały w mój gust. Trylogię Sama Raimiego wspominam z bólem. Choć pierwsza część była naprawdę przyjemna i w sympatyczny sposób wierna komiksowemu pierwowzorowi, dalej było tylko gorzej. Mimo pojedynczych dobrych scen i genialnej obsady drugoplanowej, przygody Petera Parkera z Tobeyem Maguirem coraz głośniej wołały o pomstę do nieba. Po wielu latach nadeszła wreszcie pora na restart filmowego uniwersum i… podobało mi się znacznie bardziej, ale ideału nadal nie było. Marc Webb miał wiele ciekawych pomysłów, zaś główne role zostały obsadzone po prostu doskonale. Całość jednak została zdominowana przez chaos, spowodowany nadmiarem wątków, przez co w ogólnym rozrachunku otrzymaliśmy film „tylko” dobry. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze