Stała się rzecz niesłychana, czekałem na film o Człowieku-Mrówce. Kilka lat temu, gdy pojawiały się dopiero pierwsze filmy Marvela, w życiu bym nie pomyślał, że ten zakorzeniony głęboko w latach 60-tych bohater może mnie w ogóle zainteresować. Byłem święcie przekonany, że jest skazany na wieczną rolę woźnego w skansenie dla emerytowanych bohaterów, których moc po prostu nie jest XXI-wiecznym materiałem na dobrą opowieść. Nawet wersja Ultimate nie pozwalała lubić Ant Mana – choć mocno go uwspółcześniała, robiła też przy okazji z niego niezłego drania. Moje nastawienie do ekranizacji jego przygód zmieniło się jednak diametralnie w momencie, gdy szop z CKM-em wjechał do kina na gadającym drzewie. Byłbym głupi, gdybym żądał jeszcze jakichś innych dowodów od Marvela na to, że potrafią w pięknym stylu nakręcić dosłownie wszystko.
I taki właśnie los spotkał kinowego „Ant Mana”. Powstał film, którego nikt pierwotnie nie chciał, a który teraz wszystkich bawi i cieszy. Ponieważ Marvel po prostu potrafi to robić. (więcej…)