Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Prototype komiksowo – Romans klasy B z zombie w tle

P

Lektura komiksu związanego z jakże lubianą przeze mnie grą „Prototype” była bardzo zaskakująca. Z jednej strony ta opowieść graficzna powtarzała błędy wielu innych produkcji przygotowanych przez artystów ze studia Wildstorm. Fabuła kolejnych zeszytów miała taki wpływ na wydarzenia z gry, jak recenzowany przeze mnie wcześniej „Mirror’s Edge”. Do tego doszła masa gore a la „Modern Warfare: Ghost”. I to wszystko zostało jeszcze wymieszane z wątkiem miłosnym między dwoma twardymi glinami (między panem policjantem i panią policjant, gwoli ścisłości). Brzmi jak dramat, a… wyszła z tego całkiem przyjemna mieszanka.

Tego typu opowieści często balansują na granicy poczytności. Jeden krok w złym kierunku i można spaść w przepaść kompletnej beznadziei – tak graficznej, jak i fabularnej. Jako że do growych opowieści graficznych zawsze podchodzę pozytywnie nastawiony, wykluczam tu możliwość, że czytając „Prototype” miałem po prostu lepszy nastrój. Wychodzi na to, że autorzy dobrali odpowiednie proporcje i wyszło im coś na kształt komiksowego „Planet Terror” (w zakresie klimatycznym – jakość nie jest aż tak dobra).

Fabuła jest prosta, jak konstrukcja cepa tudzież innej prostej broni do konwencjonalnej walki ziemia-ziemia. W Nowym Jorku zaczyna szaleć jakaś nowa, nieznana epidemia, zaś wszyscy zachodzą w głowę, czy niejaki Alex Mercer (czyli postać, w którą się wcielamy w grze) jest jej główną przyczyną, czy może jedynym zbawieniem. Jak się szybko okazuje, owa epidemia jest „nowa” i „nieznana” tylko z perspektywy szarych zjadaczy chleba – rząd wiedział o niej od dobrych kilkudziesięciu lat i już parę razy wymazywał ją z kart historii. Tak też mamy okazję poznać dwie strony medalu – raz przyjdzie nam obserwować poczynania pewnego generała, który z epidemią ma się za pan brat, a raz będziemy kibicować parze przedstawicieli prawa, złapanych przez przypadek w całą zadymę.

Komiksowy „Prototype” wypchany jest po brzegi takimi atrakcjami, jak bryzgające na lewo i prawo wnętrzności, rozszarpane ciała i zobie-podobne stwory, zawsze chętne na odrobinę świeżego, samobieżnego mięsa. Wydaje mi się, że całość jest o niebo bardziej strawna od „Modern Warfare: Ghost” właśnie dlatego, że nemezis bohaterów opowieści są w tym przypadku zmutowani nieumarli zamiast denatów, którym odrywa się żuchwy w celu wykopania sobie drogi do wolności. Ten quasi realizm nie posłużył historii osadzonej w uniwersum Call of Duty, zaś jego brak zdecydowanie uratował „Prototype’a” od podobnej niezdrowej śmieszności. Ot, dzięki temu mamy do czynienia ze złą w tą zabawny sposób historią o zombie.

Oczywiście, tego typu historia musi mieć co najmniej przyzwoitą oprawę, żeby być strawną. Bohomazy znane z „Diablo: Sword of Justice” „niestety” nie wchodzą w grę w sytuacji, kiedy fabuła w powieści graficznej jest tylko średnio istotnym uzasadnieniem, czemu dookoła dzieją się różne dziwne, ale jakże lubiane przez fanów gore, rzeczy. I w tym wypadku „Prototype” wypada dobrze. Nie ma szaleństwa, całość nie powala na kolana, ale mimo wszystko ciężko narzekać. Jest trochę lepiej niż „po prostu poprawnie” i to całkowicie w tej sytuacji wystarcza.

Mam wrażenie, że nie licząc komiksów poprzedzających pierwszego „Dead Space’a”, które zostały rewelacyjnie wkomponowane w samą grę, „Prototype” jest jedną z lepszych growych powieści graficznych, jakie czytałem. Kompletnie się tego po nim nie spodziewałem i miałem to szczęście, że zostałem miło zaskoczony. Dlatego jeśli kiedyś natraficie na możliwość przeczytania go, w szczególności, jeśli lubicie samą grę i jej klimat, to śmiało korzystajcie z okazji. To nie jest tak, że się zakochacie – ale raczej nie powinniście narzekać na brak przyzwoitej zabawy.

2013-05-19. Tekst napisany na zlecenie Save!Project.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x