Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Prometeusz – Ładny Obcy?

P

Nie jestem fanem serii „Obcy”. Ale też nie mogę powiedzieć, żebym nie darzył jej szacunkiem, w szczególności, gdy mowa o pierwszej części, znanej u nas jako „Ósmy pasażer Nostromo”. Wiedząc, że premiera „Prometeusza” się zbliża, odświeżyłem sobie stare dzieło Ridleya Scotta. Co tu wiele mówić – niczym drugi „Terminator”, ten film się po prostu nie zestarzał i pewnie już się nie zestarzeje. Świetna scenografia, rewelacyjne efekty specjalne (nie mylić z komputerowymi), Sigourney Weaver i, tak jest, napięcie. Niesamowite napięcie, które nawet po ponad 30 latach od premiery nie pozwala oderwać wzroku od monitora. A „Prometeusz”? No, ładny jest… (więcej…)

Step Up Revolution – Głupi… i genialny film taneczny

S

Seria „Step Up” ma szczególne miejsce w moim sercu. To właśnie pierwszy „Step Up” sprawił, że polubiłem coś, co można byłoby nazwać współczesnymi filmami sportowymi. Jasne, nie ma już szans na prawdziwego „Rocky’ego”, ale muszę przyznać, że na otarcie łez taki „Never Back Down” jest naprawdę niezły. I do tego te wszystkie produkcje taneczne… nawet jeśli ktoś nie lubi tańczyć, to ciężko się nie zachwycić cudownymi choreografiami, które często wyglądają wręcz nierealnie. Zaś czwarta część tanecznej sagi podbiła poprzeczkę jeszcze wyżej. I to w kilku kategoriach.

Pierwsze dwie części miały niewinnie głupią fabułę – ot, zbuntowany chłopak, panienka z dobrego domu i wirujący seks. Lub na odwrót – zbuntowana panienka, cała zgraja dobrze wychowanych dzieciaków i wirujący seks. Trzecia część fabułę miała już po prostu głupią. Zaś „Revolution”… cóż, tu głupota osiągnęła poziom artystyczny. Tym razem dostaliśmy hybrydę – zbuntowaną panienkę z dobrego domu, która wraz z mieszkańcami slumsów układa rewolucyjne układy taneczne, które zmieniają świat. (więcej…)

American Beauty – Życie w jednym błysku

A

Piękne życie – czym też ono jest? Amerykanie na to pytanie dali własną odpowiedź, którą później nazwali stylem życia, a my, Europejczycy, nazwaliśmy z kolei plagą, choć sami się jej poddajemy. Szybki samochód, duża willa, basen, kariera. Później żona, dziecko, ale dopiero po trzydziestce i to tylko jedno – trzymajmy się konwencji. Jednak ta definicja jest ciut przydługa, więc dajmy jej nazwę – wydaje mi się, że „wyścig szczurów” brzmi dobrze. Teraz postawmy drugie pytanie – czy to życie na pewno jest piękne?

Lester Burnham po wypaleniu skręta szybko dał odpowiedź – nie! Po czterdziestu latach życia postanowił zrobić krok w bok i pozwolić innym szczurom dalej się ścigać. Na znak manifestu, zrezygnował z pracy, nie zapominając jednak o zastraszeniu szefa i zabezpieczeniu sobie finansowo przyszłości. Sprzedał starą Toyotę i kupił wymarzonego Pontiaca. Zaczął trenować, by spodobać się koleżance jego własnej córki – żona niestety nie zaspakajała jego potrzeb od lat. W końcu też powiedział prosto w twarz małżonce, co uważa o ich związku, który umarł mniej więcej dekadę wcześniej i teraz był jedynie tworem doktora Frankensteina. (więcej…)

Iron Man Anime – Tony Stark w Kraju Kwitnącej Wiśni

I

Gdy dowiedziałem się, że dzięki współpracy amerykańsko-japońskiej powstał tak ekstrawagancki twór, jak anime o superbohaterze z Kraju Skwierczącego Burgera, uznałem, że muszę się do niego dobrać. Byłem ciekawy, co może wyjść z połączenia dwóch tak odmiennych stylów – amerykańskiej prostoty i japońskiego zamiłowania do złożonych fabuł i rozbudowanych relacji między postaciami. Trzeba przyznać, że „Iron Man Anime” dał mi niezły ogląd na tę sprawę.

Przed seansem wiedziałem tyle, że Tony Stark trafił na dłuższy czas do Japonii, która będzie głównym i jedynym miejscem akcji na cały czas trwania 12-odcinkowego serialu. Już ta informacja wzbudziła moje podejrzenia, gdyż byłem ciekawy, czym owa podróż będzie umotywowana. Jak się okazało, twórcy wybrnęli z pomysłu nie tylko sprytnie, ale też wiarygodnie. Anime bazuje w dużej mierze na tym, co mieliśmy okazję widzieć w filmach aktorskich. Tony Stark dalej walczy z negatywnym wizerunkiem swojej firmy, trzymając się darmowej, bezpiecznej energii. Tym razem postanowił postawić nowy reaktor łukowy, właśnie na japońskich wyspach. Owe cacko miałoby zasilić w energię nie tylko ojczyznę naszych skośnookich braci i sióstr, ale też spory kawałek reszty świata. Oczywiście, darmowa energia nie jest wizją ciekawą dla wszystkich. Poza tym, zamieszanie związane z reaktorem łukowym może być dobrą okazją na podprowadzenie odrobiny technologii Tony’ego Starka – na przykład kopii pancerza bojowego. Od pierwszego odcinka nasz ulubiony playboy musi się mierzyć nie tylko z zaawansowanymi technologicznie przeciwnikami, ale też z japońską opinią publiczną, która wcale nie jest mu przychylna. (więcej…)

Amazing Spider-Man – Tak blisko spełnienia marzeń

A

Przez cały czas żywiłem wielką nadzieję, że nowa wersja Spider-Man będzie jednocześnie tą, która spełni marzenia fanów komiksu. Czyli przy okazji też moje. Z jednej strony nadzieję budziły trailery, które sugerowały, że twórcy poczuli klimat postaci, nad którą pracują. Do tego też dokładał się ogólnie coraz wyższy poziom komiksowych ekranizacji. Z drugiej strony, do zachowania dystansu zmuszał fakt, że nie robi tego osobiście Marvel, tylko Sony. To samo Sony, które robiło też z Raimim starą trylogię.

Historia jest klasyczna, niektóre rozwiązania fabularne już mniej. Poznajemy Petera Parkera, który nie ma najłatwiej w szkole. Jest mało popularnym kujonem, który ma problem z nawiązywaniem relacji międzyludzkich. W wyniku wypadku w laboratorium zostaje ukąszony przez pająka – jak łatwo się domyślić, to zdarzenie zmienia całe jego życie. Szybko dowiaduje się w bolesny sposób, że wraz z siłą przychodzi również odpowiedzialność. De facto poradzenie sobie ze znaczeniem tej prostej formułki jest w dużej mierze treścią całego filmu. Do tego dochodzi jeszcze nieużywany dotąd w filmach motyw tajemniczego zaginięcia rodziców Petera. (więcej…)

Sopel (część I), Paweł Kornew – Mroźna postapokalipsa

S

Jako że naprawdę bliskie są mi klimaty postapokalipsy – głównym winowajcą w tym zakresie jest Fallout – za powieści Pawła Kornewa zabrałem się z miła chęcią. Z tego, co słyszałem, jego seria książek o niejakim Soplu, znanym też jako Śliski, jest naprawdę udana i została dobrze przyjęta. Cóż, pomyślałem, że trzeba się przekonać samemu, w szczególności, że od „Samotności anioła zagłady” nie czytałem chyba nic osadzonego w zniszczonym wojną świecie (a jak powszechnie wiadomo – wojna nigdy się nie zmienia).
Jako się rzekło, głównym bohaterem jest niejaki Sopel. Mogłoby się wydawać początkowo, że to nawet spokojny człowiek, lecz z czasem taki obraz tegoż jegomościa zostaje brutalnie rozwiany. Z braku lepszych rzeczy do roboty postanowił zarabiać na życie, patrolując Przygranicze. Jest w tym dobry i na przetrwaniu do kolejnego wschodu słońca zna się jak mało kto. Niestety, Śliski zaczyna mieć wrażenie, że nie wszystkim podoba się fakt, iż nie kopnął jeszcze w kalendarz. Z jednej strony musi uważać na typowe zagrożenia każdego członka patrolu – bestie i dojmujące zimno. Z drugiej strony, musi ciągle kontrolować, kogo ma za swoimi plecami. (więcej…)

Biały Orzeł i wyniki epickiego konkursu!

B

Po długich naradach z twórcami „Białego Orła” udało nam się w końcu dojść do ostatecznej decyzji, kogo nagrodzimy w naszym – mogę chyba to napisać – epickim konkursie. Uwierzcie nam, że wybór naprawdę był trudny i nie jest to puste gadanie. Na początku zastanawiałem się, czy znajdzie się wystarczająca liczba prac, żeby przyznać te 10 nagród. Ostatecznie stanęło na tym, że prac było blisko 40!

Ze względu na tak wysoki poziom niektórych nadesłanych rysunków postanowiliśmy w ostatniej chwili zmodyfikować „trochę” regulamin i… przyznaliśmy aż trzy pierwsze miejsca. Tak jest, aż trzy prace zostaną opublikowane zbiorczo na jednej ze stron „Białego Orła”. Mamy nadzieję, że taka zmiana Wam się podoba – dzięki temu mogliśmy w najbardziej widoczny sposób wyróżnić więcej autorów. (więcej…)

Jake Collins – Komiksowy Planet Terror

J

Po raz pierwszy miałem okazję czytać komiks, za który wzięło się wielu artystów na raz. Byłem ciekawy, jaki będzie efekt takiego zabiegu – szczerze mówiąc, obawiałem się, że pogubię się w zmieniających się szybko konwencjach graficznych. Jak się jednak okazało, z takim problemem jednak się nie zetknąłem. Miałem za to okazję pooglądać pracę wielu zdolnych ludzi.

Historia w „Jake’u Collinsie” jest mniej więcej tak prosta, jak prosta jest w filmach o zombie przejmujących kontrolę nad światem. Po skończonej lekturze nasunęły mi się skojarzenia z „Planet Terror”, „Martwym złem” łamanym na „Armię ciemności” oraz jedną książką Mastertona, „Krew Manitou”, którą miałem akurat okazję czytać. Jak się później dowiedziałem z lektury strony twórców, faktycznie „Armia ciemności” była jedną z inspiracji – przynajmniej z tym trafiłem. (więcej…)

Diablo III: Zakon – Kiedyś kościółek z dużą piwnicą na wino, teraz świat

D

Miałem okazję czytać już dwie książki z uniwersum Diablo i zawsze miałem wrażenie, że raczej nic w tym świecie sensownego osadzić się nie da. Pierwsza część „Birthright” miała swoje zalety, ale równie dobrze mogła się rozgrywać w dowolnym innym uniwersum fantasy, a „Dziedzictwo krwi”… cóż, to był po prostu dramat na miarę książkowej wersji „Baldur’s Gate”. I teraz przyszła pora na „Zakon”, czyli powieść napisaną i wydaną specjalnie z okazji premiery trzeciej części gry. Doświadczenie mi pokazywało, że ostatnie powieści Blizzarda, nawet jeśli nie powalały od strony literackiej, były miłym kąskiem dla fanów ich gier. Tak było z „Heaven’s Devils”, „Devil’s Due” czy „Nova”. Czy tak jest też i tym razem?

Na początku trzeba się rozprawić z kwestią, którą zawsze staram się przy okazji „growych” książek poruszyć – to nie jest powieść skierowana do wszystkich. Przyjemność z lektury, co do zasady, znajdą tylko fani danej gry, dla reszty zaś może to być niezrozumiały bełkot. Jak dotąd na mojej liście jest tylko jeden wyjątek i jest to „Speed of Darkness”, który wydawał mi się nie tylko perełką dla graczy, ale też ogólnie przyzwoitym S-F. „Zakonu” nie zamierzam oceniać jako typowej książki fantasy – pierwszeństwo ma przede wszystkim frajda, jaką mogą z niej czerpać fani gry i tego będę się trzymał. Co nie znaczy, że o warstwie literackiej tez nie wspomnę paru słów. (więcej…)

The Dark Knight (#01-08) – To nie jest kolejny scenariusz od Nolana…

T

…niestety. Tak, lubię nolanowską wizję Batmana. Owszem, można się do paru rzeczy przyczepić, ale i tak coraz bardziej się nakręcam na to, co nasz czeka w kinie w lipcu. Piszę zaś o tym, żebyście przez przypadek nie pomylili serii wydawanej w ramach „New 52” oraz wspominanych filmów – to dwie odrębne rzeczy. Niestety, nie różnią się tylko scenariuszem, ale też jego jakością. Do tego stopnia, że gdy skończyłem czytać siódmy zeszyt, nie zauważyłem, że wątek fabularny już się w sumie skończył, a miesiąc później zaczął się już inny…

Fabuła pierwszych siedmiu zeszytów „The Dark Knight”, autorstwa Paula Jenkinsa i Davida Fincha, rozkręca się w taki sposób, że gdy dotarłem do jej finału, nie miałem pojęcia, że „to już”. Po raz kolejny, największa na świecie klatka na superzłoczyńców okazała się wadliwa – fala osób stabilnych emocjonalnie, tylko że inaczej, wylała się ponownie ze szpitalu Arkham prosto na ulice Gotham. Niestety, tym razem większość z nich zdaje się być pod wpływem jakiejś nowej toksyny, która znacząco zwiększa ich siłę fizyczną, ale pozbawia strachu i wyobraźni. Liczba rozbojów i masakr sięga tak astronomicznego pułapu, że Batman przestaje powoli wiązać koniec z końcem i część spraw po prostu mu umyka – jak choćby okazanie wsparcia komisarzowi Gordonowi, gdy ten tego najbardziej potrzebuje. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze