Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryKsiążki

Pomniejsze bóstwa, Terry Pratchett – wrażenia z lektury

P

W ramach nadrabiania zaległości ze Świata Dysku, padło tym razem na „Pomniejsze bóstwa”. Przyznaję, że znacznie bardziej lubię te powieści, które są powiązane z Ankh-Morpork – albo ze strażą, albo z różnymi lokalnymi instytucjami (poczta, bank, pierwsza gazeta codzienna). Tym większe było moje zaskoczenie, gdy się okazało, że „Pomniejsze bóstwa” zawędrowały w moim osobistym rankingu bardzo blisko miejsca numer jeden, jeśli chodzi o uniwersum wykreowane przez mistrza Pratchetta.
Opowieść kręci się wokół dwóch postaci. Pierwszą z nich jest Wielki Bóg Om – bóstwo, będące patronem Omni, państwa wyznaniowego. Om posiada blisko dwa miliony wyznawców, z czego… tylko jeden wierzy w niego, a nie w biurokratyczną machinę kościoła. Tym samotnym wyznawcą jest Brutha – chłopiec raczej ociężały umysłowo, lecz z niesamowitą pamięcią i niegasnącym płomieniem Wiary. A trzeba Wam wiedzieć, że to właśnie owa szczera Wiara jest pożywką bóstw Świata Dysku. Im więcej wyznawców, tym bóg jest silniejszy. Om zaś… cóż, prawdziwego wiernego posiada tylko jednego. Jego celem jest odkręcenie tej sytuacji – niestety, więzienie w postaci żółwiego ciała – i to nawet nie morskiego – jest pewnym utrudnieniem. (więcej…)

Bogowie naszej planety, Aleksandra Szarłat oraz Ewa Szymańska

B

Zdarzyło mi się kiedyś – naprawdę kawał czasu temu – zakupić cały stos polskiej fantastyki z lat 80-tych za jakieś śmieszne pieniądze. Wykonana ołówkiem notka po wewnętrznej stronie okładki przypomina mi, że cena oscylowała w okolicach… złotówki za sztukę. Jak się więc zapewne domyślacie, żal było ominąć taką okazję.

W ten sposób w moje ręce trafili między innymi „Bogowie naszej planety”.

Powieść jest osadzona w bliżej niesprecyzowanym okresie, lecz sądząc po opisywanej technologii, zapewne można byłoby strzelać w okolice lat 60-tych XX wieku. Głównym bohaterem jest bezimienny – czy raczej: początkowo nie zdradzający swej tożsamości – mężczyzna, którego pamiętnik właśnie czytamy. Intryga kręci się wokół notatek niesamowitego człowieka, którego znaleziono kiedyś nieprzytomnego w lasach Kanady. Po początkowym okresie kompletnego braku kontaktu ze światem, zaczął się z czasem kontaktować z lekarzami na migi, by później w niezwykłym tempie oponować trzy języki i wszystkie nauki ścisłe. Niestety, po roku bytności w sanatorium zmarł, zaś wszystkie osoby, które miały styczność z jego notatkami – zmarły w niewyjaśnionych okolicznościach. I właśnie zdobycie owych zapisków jest celem głównego bohatera. (więcej…)

Zielone miasto, Małgorzata Michalska – wrażenia z lektury

Z

To moje drugie podejście do wydawanej kiedyś przez Prószyńskiego polskiej fantastyki i drugi spalone. Kiedyś padłem przy „Opuścić Los Raques”, teraz poddałem się przy „Zielonym mieście” Małgorzaty Michalskiej… A rzadko mi się to zdarza.

Oczywiście, jeśli chodzi o polską fantastykę, która ukazała się nakładem Prószyńskiego, nie liczę dwóch powieści Zajdla („Cylinder van Troffa” oraz „Wyjście z cienia”), ponieważ wydanie dobrej książki, kiedy się wznawia takie powieści, nie jest sztuką. Natomiast do debiutanckich tworów fantastycznych jakoś Prószyński nie miał nosa, moim zdaniem, oczywiście. Ale jakiś powód zakończenia zabawy z polską fantastyką musiał być, więc może nie tylko mi owe powieści aż tak skrajnie nie przypadły do gustu? (więcej…)

Negocjacje, Robert A. Rządca, Paweł Wujec – wrażenia z lektury

N

W ramach przygotowywania się do zaliczenia z negocjacji, zdarzyło mi się przeczytać całkiem przyjemny w odbiorze podręcznik. O ile uważam, że podobne, miękkie umiejętności powinno się nabywać poprzez ich trenowanie, o tyle dobrze jest czasem jednak zapoznać się również z literaturą fachową.

Jeśli chcielibyście sobie, podobnie jak i ja chciałem, uporządkować wiedzę związaną ze skutecznym rozwiązywaniem problemów drogą werbalną, polecam książkę autorstwa Roberta A. Rządcy i Pawła Wujca pod wiele mówiącym tytułem „Negocjacje”. Pozycja jest napisana w sposób naprawdę miły i przystępny. Jeśli też nie trawicie literatury fachowej z jednej strony traktującej o umiejętnościach miękkich – takich, jak sztuka „dogadywania się” – a jednak napisanych w sposób maksymalnie utrudniony, „naukowy” i zniechęcający… nie martwcie się, dobrze trafiliście, ta pozycja taka nie jest. (więcej…)

Paradyzja, Janusz A. Zajdel – wrażenia z lektury

P

Od jakiegoś czasu nadrabiam zaległości w zakresie twórczości Janusz Zajdla. Po przeczytaniu „Cylindra van Troffa” i „Wyjścia z cienia” uznałem, że nie może pozostać ani jedna powieść czy zbiór tego wybitnego autora, z którymi bym się nie zapoznał. Ostatnio padło na „Paradyzję”. Ponownie, jak w przypadku dwóch wymienionych wyżej tytułów, lektura była przyjemnością trudną wręcz do opisania.

„Paradyzja” jest już jedną z tych powieści Zajdla, która bardziej bierze się za problemy socjologiczno-polityczne, warstwę science-fiction wykorzystując bardziej do stworzenia optymalnych warunków dla rozwoju akcji. Paradyzja, sztuczna planeta krążąca po orbicie Tartaru, powstała na kartach powieści po to, by zobrazować działanie systemu, kontrolującego każde, nawet najdrobniejsze i pozornie nieistotne, zachowanie obywateli. To świat, w którym całość kreatywnej siły ludzkich umysłów jest pożytkowana na wymyślanie nowych sposobów uniknięcia cenzury i wyrażania własnych myśli. (więcej…)

Galaktyka Internetu, Manuel Castells – wrażenia z lektury

G

„Galaktyka Internetu”, to jeden z tekstów, który miał największy wpływ na moja pracę dyplomową (choć gdy teraz o tym myślę, powinien mieć jeszcze większy). To jedna z tych prac – obok „Kultury konwergencji” Jenkinsa i artykułów O’Reilly’ego („What is Web 2.0” oraz „Web squared: Web 2.0 five years on”) – które, według mnie, powinna przeczytać każda zainteresowana Internetem osoba.

Mimo że tekst został wydany w roku 2000, zachował niesamowitą aktualność do dziś (co się na przykład nie udało w przypadku „Społeczności Internetu” Tadeusiewicza). Oczywiście, pewne ustępy zyskały już całkowitą weryfikację historyczną, niektóre przypuszczenia zaś okazały się nietrafne – mowa tu jednak głównie o fragmentach związanych bardziej z aspektem technologicznym, który i tak nie był motywem przewodnim „Galaktyki Internetu”. (więcej…)

Kultura konwergencji, Henry Jenkins – wrażenia z lektury

K

„Kultura konwergencji” Jenkinsa była jedną z pierwszych książek, które przeczytałem na potrzeby pracy dyplomowej, ostatnio zaś odświeżyłem sobie całość ze względu na obronę tejże. Według mnie, to pozycja absolutnie obowiązkowa dla wszystkich osób zainteresowanych Internetem i ogólnie mediami jako takimi. Choćby dlatego, że tematem przewodnim jest właśnie to, co Internet „zrobił” z mediami uznawanymi za tradycyjne oraz jak na przestrzeni ostatnich lat wpłynął na społeczeństwa, kulturę fanów czy nawet samą demokrację.

Wielką siłą książki Jenkinsa jest ilustrowanie tez całą masą trafnych, dobrze opisanych przykładów. Dzięki lekturze „Kultury konwergencji” poznałem nie tylko wiele niespostrzeżonych przeze mnie zjawisk, ale i nazwałem kilka tych, z których zdawałem sobie sprawę. Co więcej, Jenkis często odsyła do przykładów, które nadal można wygrzebać w Internecie dzięki solidnemu google’owaniu, więc jego wypowiedzi i opinie można też weryfikować poniekąd doświadczalnie. Przykład pierwszy z brzegu – rozdział o wpływie Internetu na amerykańską demokrację został oparty między innymi na filmiku z YouTube’a, łączącego w sobie klipy z G.W. Bushem Jr. i z programu The Apprentice (oraz na dokładnej analizie przyczyn jego powstania i skutków emisji). (więcej…)

Samotność Anioła Zagłady, Robert J. Szmidt – wrażenia z lektury

S

Robert J. Szmidt już dawno „zakupił” sobie moje zaufanie, nawet mimo pewnego feralnego opowiadania – „Cicha Góra” – które wiele osób mu wypomina. Ja może tak źle owej lektury nie zniosłem, ale… nie to jest tu tematem. Leitmotivem tego wpisu jest jedna z ostatnich powieści byłego redaktora naczelnego Science-Fiction, czyli „Samotność anioła zagłady”.

Przyznaję, że początkowo trochę zasmucił mnie fakt, iż miejscem akcji są postapokaliptyczne Stany. Mimo wszystko miałem nadzieję na postapokaliptyczną Polskę, jak w „Apokalipsie według Pana Jana”. Oczywiście, takie, a nie inne, tereny są jak najbardziej uzasadnione fabularnie. Po prostu, podobna powieść drogi wymagała odpowiedniej aranżacji, a tę najłatwiej było przygotować w USA. (więcej…)

Wylęgarnia, Miroslav Żamboch – wrażenia z lektury

W

Zakochałem się w prozie Żambocha dzięki „Sierżantowi”, „Bez litości” i genialnemu „Na ostrzu noża”. Później przyszła znacznie słabsza „Krawędź żelaza” i, tragiczny w mojej opinii, „Mroczny zbawiciel”. A jak jest z „Wylęgarnią”? Bez rewelacji, niestety…

Z jednej strony Żamboch funduje nam naprawdę intensywną akcję, z drugiej zaś – można odnieść wrażenie, że przestał się zastanawiać nad tym, co przelewa na papier / dysk komputera / serwetę w pubie. Główna bohaterka do dziś była zwykła nauczycielką, od dziś jest kimś na kształt tajnej agentki z przypadku, idealnej atletki, która z zaskakującą łatwością oswaja się z ciężarem broni w przytroczonej pod kurtką kaburze. Tradycyjnie Żamboch starał się zarysować w swojej powieści niezłych charakterników, ale nadmiar przerysowanych cech nie pozwolił tak naprawdę postaciom rozwinąć skrzydeł. (więcej…)

Klejnot i wachlarz, Feliks W. Kres – wrażenia z lektury

K

„Klejnot i wachlarz” zakupiłem zachęcony lekturą „Galerii złamanych piór”. Byłem wielce ciekaw, czy imć Kres sam stosuje się do swoich uwag, które – swoją drogą – uważam często za niezwykle trafne i błyskotliwe. Okazało się, niestety, iż nie do końca. A przynajmniej nie w tym konkretnym przypadku, do innych nie mam odniesienia.
„Klejnot i wachlarz” w teorii jest powieścią kontynuującą wydarzenia z „Piekła i szpady”. Mamy ponadnaturalny byt walczący z lodową magią, będącą dla niego jednym z nielicznych prawdziwych zagrożeń. Mamy też sługi owej istoty, wokół których właśnie kręci się cała intryga. Skala wydarzeń jest bardzo duża, a polityka po prostu wylewa się z kolejnych stron. Czy raczej – wylewałaby się, gdyby główny nacisk nie został położny na taktyczne, interpersonalne gierki bohaterów. To świat, w którym wygrana bądź przegrana w negocjacjach zależy od jednego nieuważnego mrugnięcia. Gdzie każdy ruch wachlarzem ma swoje ukryte znaczenie, a scena nie może zacząć się bez dwustronicowego opisu nie tylko sukni naczelnej intrygantki, ale też bez wspomnienia o służce, która ów strój na swoją panią zakładała. I jak się przy tym czuła. I co jadła wczoraj na kolacje. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze