Ostatnio mam szczęście w dobieraniu seansów kinowych. Od paru miesięcy nie trafiłem żadnego prawdziwego kinematograficznego rozbitka, za to miałem okazję widzieć prawdziwe perełki, takie jak „Labirynt”. Teraz zaś do kolekcji filmów, o których się pamięta na długo po wyjściu z sali, doszedł wybitny „Wyścig”.
W kontekście tego filmu mogę powiedzieć z ręką na sercu: mam szczęście, że nie interesuję się Formułą 1. Czemu? Ponieważ, gdybym był w temacie, fabuła filmu pewnie nie miałaby dla mnie tajemnic, a zakończenie nie stanowiłoby zaskoczenia. Ponoć historia Nikiego Laudy (w tej roli nieziemski Daniel Brühl) jest dobrze znana osobom fascynującym się tą dziedziną zawodów zmotoryzowanych. A że, jak wieść niesie, film w warstwie dokumentalnej jest przykładem solidnie wykonanej roboty… Cóż, gdybym nie był takim ignorantem i losy Laudy znał, nie siedziałbym pewnie na seansie „Wyścigu” jak na szpilkach. (więcej…)