Pierwszy „Magic Mike” był, według mnie, kinowym kłamstwem. Wszystko sugerowało, że na seansie czeka mnie lekka i przyjemna rozrywka w stylu „Step Up” dla dorosłych. A jak nie dla dorosłych, to z tak zwanym „pieprzykiem”. Wszystko się zgadzało. W roli głównej występował Channing Tatum, znany z tego, że sprzedaje każdy film rozrywkowy, w którym się znajduje. I to sprzedaje głównie paniom, więc rola striptizera sugerowała, że sale będą nabite pod sam sufit. Plakaty i trailery też obiecywały nieskrępowaną zabawę. I stanęło na tym, że wszystkie te przesłanki nie miały najmniejszego znaczenia. „Magic Mike” okazał się kiepsko nakręconym kinematograficznym potworkiem na kształt fatalnie napisanego melodramatu o rozwydrzonych narkomanach. Zabawy było w nim tyle, co nic.
I tak dochodzimy do czasów współczesnych, do kin wszedł „Magic Mike XXL”, a plakaty i trailery znów sprawiły, że chciałem się dać oszukać. Byłem też ciekawy, czy faktycznie znów zostałbym kinematograficznie okłamany, czy może jednak ktoś poszedł po rozum do głowy i „Magiczny Michał” w końcu stał się tym, czym od początku powinien być. Cóż, okazało się, że prawda leży gdzieś pośrodku. (więcej…)