Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

W głowie się nie mieści – Co by było, gdyby uczucia miały uczucia?

W

Animacje Disneya, Pixara i Dreamworks kocham od lat. Nie szukam odpowiedzi na pytanie, które studio tworzy najlepsze filmy – raczej staram się cieszyć każdym z osobna. A jak pewnie wiecie, cieszenie się nimi to rzecz bardzo prosta. Co do zasady są na tak wysokim poziomie, że w najgorszym wypadku można o nich powiedzieć, iż są „tylko dobre”. A czasem z kolei wyrywają z butów – tak jak „Odlot”, „Iniemamocni” czy „Ratatuj”, żeby wymienić tylko kilka. Rzadko jednak zdarza mi się być kompletnie zaskoczonym podczas seansu. A taki właśnie byłem podczas oglądania „W głowie się nie mieści” – zafascynowany faktem, że można wymyślić jeszcze coś tak nowego.

Ktoś złośliwy napisał, że „Auta” odpowiadały na pytanie, co by był, gdyby samochody miały uczucia. A „Wall-E” zajmował się tematem, co by było, gdyby roboty miały uczucia. Zaś „W głowie się nie mieści” wzięto na warsztat pomysł, co by było, gdyby… uczucia miały uczucia. Na początku nie wiedziałem w ogóle, co o tej koncepcji myśleć, gdyż już sama idea wydawała mi się trudna do przyswojenia.

Głównymi bohaterami są Radość, Smutek, Strach, Odraza i Złość, którzy mieszkają w głowie małej Riley od chwili jej urodzenia. Dbają o jej samopoczucie, starają się dostosowywać do sytuacji i w pocie czoła dążą, by ich podopiecznej żyło się jak najlepiej. To oni reagują na zdarzenia ze świata zewnętrznego – czasem z rozwagą, czasem pochopnie. Ich akcje z kolei przeradzają się w kule wspomnień, kształtujących charakter Riley. Część przeżyć trafia „po prostu” do pamięci długotrwałej, a część zamienia się w fundamenty osobowości. I właśnie teraz, gdy dziewczynka ma jedenaście lat, jej fundamenty są poważnie zagrożone i tylko uczucia mogą je uratować.

Akcja regularnie przeskakuje między dwoma światami, pokazując nam co się dzieje w życiu dziewczynki, by po chwili wrócić do jej głowy i skupić się na uczuciach. Nie potrafię nawet opisać, jak ten zabieg cudownie wyszedł. W szczególności, że raz na jakiś czas trafiamy do umysłów innych postaci, by poznać również ich uczucia i… mogę o tych scenach powiedzieć tylko jedno: są bezcenne. Miesza się w nich wszystko: sensowny psychologiczny podkład, świetnie napisane dialogi, genialne obserwacje codziennego życia i nutka popkultury. Podczas seansu nie opuszczało mnie wrażenie, iż podczas konstrukcji scenariusza miały miejsce regularne konsultacje ze specjalistami od ludzkiej psychiki, gdyż ten wyimaginowany świat samoświadomych uczuć robił na mnie nieprawdopodobnie wiarygodne wrażenie.

Niestety, ze smutkiem muszę napisać, iż mimo wszystkich powyższych zachwytów, „W głowie się nie mieści” nie jest, według mnie, filmem idealnym. W okolicy połowy seansu na około półgodziny akcja zmienia ton na bardziej przygodowo-eksplozywny, przypominając przez to całą masę innych filmów animowanych. I choć absolutnie nie są to sekwencje źle nakręcone, po prostu odstają od tej unikalności zaserwowanej widzowi i na początku, i na końcu seansu. Miałem wrażenie, że wstęp i zakończenie opowieści były przeznaczone dla znacznie starszych odbiorców, niż jej środkowy segment. Kontrast był zaś na tyle duży, że nie potrafiłem go zignorować, choć bardzo się starałem.

Nie zmienia to jednak absolutnie mojego zdania, że naprawdę warto obejrzeć „W głowie się nie mieści”. To piękny, pomysłowy film, który szczerze mnie zaskoczył swoją konstrukcją. Mniej ciekawa porcja akcji i tak jest wynagradzana widzowi z niesamowitą nawiązką. Ten jeden problematyczny aspekt sprawił po prostu, że „InsideOut” w moich myślach nie zapisało się jako film „absolutnie bezbłędny” i musiało się zadowolić etykietą „niesamowity i warty każdej spędzonej przy nim minuty”.

I jeszcze jedna rzecz – koniecznie obejrzyjcie wszystkie sceny podczas napisów.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
DD
DD
9 lat temu

Filmu co prawda nie oglądałem, ale bardzo bawi mnie wypowiedź internetów na jego temat:

KoZa
Reply to  DD
9 lat temu

O, to między innymi o to mi chodziło w, bodaj, drugim akapicie. ;]
Jeszcze to jest wyborne http://nerdapproved.com/wp-content/uploads/2015/07/batman-inside-out.jpeg

DD
DD
Reply to  KoZa
9 lat temu

Tu by się jeszcze Gniew przydał.

KoZa
Reply to  DD
9 lat temu

Myślę, że jednak Smutek bardziej kojarzy się z Batmanem niż Gniew (choć ten ostatni też oczywiście nie jest mu obcy). ;]

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

4
0
Would love your thoughts, please comment.x