Wiedząc, że w dającej się przewidzieć przyszłości wejdzie do kin ekranizacja kultowej książki Orsona Scotta Carda, pomyślałem, iż jest to dobry moment, by nadrobić (pop)kulturalne zaległości. Cóż tu wiele mówić, do przeczytania tak rewelacyjnej powieści każda motywacja jest dobra. Gdyby to miała być jedyna zaleta filmu – że zachęcił mnie do poznania oryginału – już czułbym się usatysfakcjonowany. Nie ukrywam jednak, że samej wersji kinowej też byłem ciekawy. „Gra Endera” to bardzo trudna historia do zekranizowania. Miałem wrażenie, że to karkołomne, jeśli nie samobójcze, zadanie, które może się skończyć tylko i wyłącznie porażką. Co ciekawe… twórcy wyłożyli się dokładnie nie tam, gdzie się spodziewałem. (więcej…)
Labirynt – Na takie filmy warto czekać
Rzadko wychodzę z kina z myślami typu: na taki film czekałem, taki film będę wspominać jeszcze przez wiele lat. Ale gdy już się taka sytuacja zdarzy… cóż, po pierwsze – jestem wtedy szczęśliwy. Po to właśnie oglądam te setki filmów, by raz na jakiś czas trafić na prawdziwą perełkę, która sprawi, że na sali będę tylko ja i ekran, a cały świat zniknie. Po drugie – czuję się w obowiązku, by powiedzieć innym: idźcie, nie będziecie żałowali.
I właśnie taką produkcją jest „Labirynt”, który opowiada historię o prostym początku i niesamowitym rozwinięciu. Dwójka dzieci zostaje porwana niemalże bezpośrednio spod domu rodzinnego, w biały dzień. Rodzice są zrozpaczeni, media węszą dobry temat, zaś policja od razu stawia swoich ludzi w stan najwyższej gotowości. Na tragedię każdy jednak reaguje inaczej. Detektyw Loki (Jake Gyllenhaal), jak to ma w zwyczaju, poświęca się w pełni sprawie, zarywając kolejne noce, próbując rozwikłać zagadkę. Zaś jeden z ojców, Keller (Hugh Jackman)… niedługo ma się przekonać, jak daleko jest się w stanie posunąć, by odnaleźć swoją córkę. (więcej…)
Maczeta zabija – O jelitach w wirniku
Pamiętam, że testem na to, czy ktoś powinien obejrzeć „Planet Terror”, było sprawdzenie reakcji na zdanie typu „i wtedy roztopiły się mu genitalia”. Przy pierwszej części „Maczety” można było powiedzieć na przykład „i wtedy zjechał kilka pięter na jego jelitach”. Teraz, gdy do kin trafiła kontynuacja, „Maczeta zabija”, nie pozostaje mi nic innego, jak rzec… i wtedy wkręcił jego kiszkę w wirnik.
I jak reakcja? Obrzydzenie czy chore uradowanie? Idziecie do kina czy pasujecie? (więcej…)
Grawitacja – Świeżość w 3D
Wiele w tym roku widziałem filmów, które były „bardzo dobre, ale…”. I tym „ale” na ogół była wtórność. Powyżej pewnego progu obejrzanych wysokobudżetowych amerykańskich filmów* można ze smutkiem powiedzieć, że widziało się już prawie wszystko. I to wcale nie jest dobre, ponieważ kino rozrywkowe wtedy przestaje być zaskakujące, a staje się schematyczne. Dlatego też, gdy raz na jakiś czas trafię na blockbustera, który charakteryzuje się choćby cieniem oryginalności, poczytuję to automatycznie jako zaletę. Zaś w przypadku „Grawitacji” to nie jest jedynie „cień oryginalności” – świeżości w tym filmie są naprawdę kosmiczne** dawki. (więcej…)
Agents of S.H.I.E.L.D., odcinki 1-3 – Whedon, gdzie jesteś?
Z najnowszym serialem Marvela miałem problem od samego początku, od momentu, kiedy jego niechybna premiera została po raz pierwszy zapowiedziana. Wiedziałem, że za całokształt będzie odpowiadał Joss Whedon – jego komiksy bardzo lubię, a filmowe „Avengers” po prostu kocham. Do tego serial miał się przeplatać z filmowym uniwersum Marvela, więc zapowiadała się świetna zabawa dla fanów superbohaterskich powieści obrazkowych.
To czemu w takim razie nie potrafiłem się cieszyć z zapowiedzianego nadejścia tej serii? Dziś jestem już po pierwszych trzech odcinkach, które dotąd zostały opublikowane, i zaczyna mi się powoli krystalizować odpowiedź na to pytanie. (więcej…)
Klątwa skorpiona – Klątwa kobiety
Jest może krótkowzrocznym karaluchem. Oskarżenie go o szpiegostwo, tudzież o strach przed kobietami też nie minęłoby się z prawdą. Jest jednak uczciwy. I rzeczywiście ma problemy z płcią piękną. To cały C.W. Briggs – najlepszy śledczy ubezpieczeniowy w fachu. Czerpie dużo z takich postaci, jak David Dobel, czy Val Waxman. Spytacie co ich łączy? Odpowiem Wam – oni wszyscy, wraz z Woodym Allenem, są jedną osobą. Prawdziwa fuzja jaźni. Czy wspominałem, że mają problemy z kobietami?
Akcja „Klątwy Skorpiona” toczy się w latach 40-tych dwudziestego wieku. Nasz przyjaciel, Briggs, właśnie odnalazł skradziony obraz Picassa i tym samym udało mu się rozwikłać zagadkę, która dla innych była nieprzeniknioną tajemnicą. Niestety, sukcesy w poszukiwaniach nie przekładają się na dobre stosunki ze zwierzchnikami, ani, tym bardziej, na życie osobiste. Największe problemy przysparza mu panna Fitzgerald (Helen Hunt), która wzięła się za reorganizację całego biura i ma zamiar usunąć oddział Briggsa. Jakby tego było mało, agencja ma problemy ze złodziejem, który zaczął okradać ich klientów. Co gorsza, podejrzany jest sam C.W., na którego wskazują niektóre ze śladów, znalezionych na miejscu zbrodni. Oczywiście w dobrym kryminale nie mogło zabraknąć również wątku miłosnego – łatwo się domyślić, czyjego. (więcej…)
Flashpoint Paradox – Przewidywalnie wysoka jakość, zaskakująca brutalność
Przed obejrzeniem „The Flashpoint Paradox” słyszałem już trochę o tym – zdaje się – dosyć kontrowersyjnym evencie, który rozegrał się w uniwersum DC niedługo przed nadejściem odświeżenia linii wydawniczej wraz z „New52”. Jest to jeden z tych komiksów, do których zabieram się od dłuższego czasu, ale coś nie jest mi z nimi po drodze. Sytuacja ma się podobanie, jak z Civil War – czasem się po prostu boję takich gigantyczny wątków fabularnych, które angażują 3/4 bohaterów z danego uniwersum. Ciężko się w tym połapać i tyle. Gdy jednak dowiedziałem się, że na podstawie tej serii pojawi się animacja, niezmiernie się ucieszyłem. Nauczony doświadczeniami związanymi z „Powrotem Mrocznego Rycerza”, wiedziałem, że nawet te mniej dla mnie przystępne powieści obrazkowe DC potrafi genialnie przedstawić właśnie w postaci animacji. A że DC Comics co do zasady nie schodzi w swoich filmach poniżej co najmniej bardzo dobrego poziomu, mogłem być pewny dobrej rozrywki. (więcej…)
Powrót Mrocznego Rycerza – Trudna historia, genialna animacja
Boję się mierzyć z niektórymi klasycznymi komiksami superbohaterskimi. Głównie dlatego, że jeśli kręcą się wokół postaci, względem której nie czuję specjalnego sentymentu, ciężko mi docenić i je, i ich wpływ na konkretną serię (a czasem – wpływ na komiks w ogóle). Miałem tak z „Wolverine” panów Claremonta i Millera. Choć Logana lubię, to nie na tyle, by z autentyczną przyjemnością łyknąć, bądź co bądź, niezbyt młody i, dla mnie, nazbyt archaiczny komiks. Obstawiałem, że mogę na podobne trudności napotkać przy klasycznym i kultowym już od dawna „Powrocie Mrocznego Rycerza” autorstwa, ponownie, Franka Millera. W szczególności, że styl tego autora nigdy mi szczególnie nie przypadł go gustu. I, faktycznie, była to dla mnie ciężka przeprawa. Albo może inaczej: byłaby to naprawdę ciężka przeprawa, gdybym nie pomógł sobie genialnie zrealizowaną animacją. (więcej…)
RED 2 – Na emerytowanym froncie bez zmian
Idąc do kina na „RED 2” spodziewałem się dokładnej powtórki z seansu „jedynki”, czyli dużej porcji dobrej, niezobowiązującej zabawy, która jednak nie zapada za bardzo w pamięci. Choć poprzedni film o przygodach emerytowanych superagentów podobał mi się niezmiernie, nie mogę uczciwie powiedzieć, żebym pamiętał z niego więcej niż tylko ogólny zarys fabularny i kilka scen. Jak się zaś okazało, „RED 2” zachowało swoją lekkość, ale dorzuciło do worka też więcej charakterności, dzięki czemu wyszło jeszcze lepiej.
Po raz drugi Emerytowani, Ekstremalnie Niebezpieczni trafiają na celownik rządu… rządów. I innych organizacji. Po prostu wszyscy chcą ich zabić i to za czyny, których nie popełnili albo popełnili, ale po prostu nie pamiętają, ponieważ to tylko jedna z licznych, popełnionych przez nich rzeczy. Taka Drużyna A, tylko bez większej awersji do hurtowego ubijania wrogów. Rzecz rozchodzi się o prototypową broń, która lata temu zaginęła, a informacje o której zaczęły powoli wypływać na światło dzienne, skupiając na sobie uwagę całej rzeczy indywiduów zainteresowanych panowaniem na nad światem. (więcej…)
Riddick – Dzień z życia Vina Diesela
Wstałem i nastawiłem otwarte złamanie. Dla pewności wkręciłem sobie kilka śrub w nogę, babcia mówiła, że wtedy lepiej się leczy. A babcia wkręcała sobie śruby w nogę przynajmniej raz w tygodniu i dożyła setki, więc warto się posłuchać mądrości starszych. Po śniadaniu – dziś popijałem Predatora kwasem Obcego – wyprowadziłem mojego brontozaura na spacer. Gdzieś w okolicy brunchu jedenastu chłopa chciało mnie zabić, więc powyrywałem im kręgosłupy. Nie, dziesięciu chłopa i babeczka. Przy jednym z kręgosłupów znalazłem kluczyki do kosmicznego czołgu. W sam raz, akurat chciałem się urwać z tej planety. Burza szła. (więcej…)