Z najnowszym serialem Marvela miałem problem od samego początku, od momentu, kiedy jego niechybna premiera została po raz pierwszy zapowiedziana. Wiedziałem, że za całokształt będzie odpowiadał Joss Whedon – jego komiksy bardzo lubię, a filmowe „Avengers” po prostu kocham. Do tego serial miał się przeplatać z filmowym uniwersum Marvela, więc zapowiadała się świetna zabawa dla fanów superbohaterskich powieści obrazkowych.
To czemu w takim razie nie potrafiłem się cieszyć z zapowiedzianego nadejścia tej serii? Dziś jestem już po pierwszych trzech odcinkach, które dotąd zostały opublikowane, i zaczyna mi się powoli krystalizować odpowiedź na to pytanie.
Konstrukcja serialu jak na razie jest dosyć prosta. W pilocie poznajemy super-grupę montowaną przez znanego i kochanego przez widzów agenta, Phila Coulsona. I już od tego momentu zaczyna się strzelanie stereotypami. Jak każda super-grupa, tak i ta składa się tylko i wyłącznie z członków, którzy do siebie nie pasują. W skład wchodzą agent, któremu bliżej do robota niż człowieka, para szalonych naukowców, którzy ciągle przypominają mi niezbyt udaną kalkę tych z „Pacific Rim”, łamiącej prawo pani haker, która dotąd należała do jakiegoś wysublimowanego ruchu oporu, i ex-legendy wydziału, aktualnie wolącej pracę za biurkiem niż w terenie. Pierwsze odcinki oparte są więc na prostym schemacie – nowe zadanie, nowy problem w drużynie, która nie potrafi się dogadać, znalezienie rozwiązania zagwozdki, wykonanie zadania.
Widzicie, nie jestem szczególnym wrogiem stereotypów, gdyż niektórzy po prostu pięknie nimi operują. „Pacific Rim” pojawiło się w powyższym akapicie nie bez powodu – to właśnie taki film, który składał się z jednej kliszy nałożonej na drugą, a i tak powstało (w moim prywatnym rankingu) arcydzieło. Drugi przykład, który mi chodzi po głowie, jest jednak w tej sytuacji znacznie ważniejszy. To „Avengers”, czyli film… o dokładnie takiej super-grupie (przy czym, z dużo większym naciskiem na „super”). Konstrukcja tej drużyny też składała się wyłącznie ze stereotypów, ale jednak Whedon sprawił, że wszystko grało bez najmniejszego fałszu.
I tu pojawia się problem – o ile Whedon w dużym stopniu firmuje swoim nazwiskiem „Agents…”, o tyle nie on jest reżyserem i scenarzystą tego serialu. Co więcej, jak dotąd osoby na stołku reżysera zmieniały się co odcinek, przez co powstał bardzo wyraźny, estetyczny i stylistyczny bałagan. Pierwszy odcinek był całkiem przyjemny, drugi trudny do oglądania, a trzeci osiągnął poziom tak zwanego „ujdzie w tłumie”.
Sceny, w których drużyna zbliża się do siebie, są zdecydowanie najgorszym punktem programu. Ociekają tak infantylnymi dialogami, że na ogół cieszę się, iż słucham ich w pozycji horyzontalnej. Inaczej bym się przewrócił. Z akcją jest z kolei całkiem przyzwoicie, ale nie da się mimo wszystko całkowicie przymknąć oka na braki budżetowe, które odbijają się na jakości efektów specjalnych. Wiem, że seriale finansuje się inaczej niż blockbustery. Sęk w tym, że twórcy chcieli czasem wsadzić chyba zbyt dużo bajerów, przez co wszystkie sceny z ich użyciem są na niezbyt satysfakcjonującym poziomie. Szczególnie czułem to podczas seansu drugiej części seriiz. Wolałbym, osobiście, żeby jednak efektów było mniej, ale były bardziej dopracowane i mniej plastikowe.
Pomijając wszystko powyższe, największy problem mam chyba z czymś innym. Czy może raczej – kimś innym. Chodzi o Phila Coulsona, którego pojawienie się w tym serialu… trochę popsuło mi „Avengers”. Zaraz będą spoilery, o czym uprzedzam tylko na wszelki wypadek, ponieważ każdy, kto bierze się za ten serial, i tak chyba już o tym wie. Otóż, uwielbiałem scenę śmierci „tego, któremu na imię agent” w „Avengers”. I to nie dlatego, że nie lubiłem tej postaci – wręcz przeciwnie! Coulson został genialnie zaprojektowany, jako łącząca bodaj wszystkie filmy Marvela postać drugoplanowa/epizodyczna. Z jednej strony robił wrażenie nudnego biurokraty, z drugiej zaś – przyjaciela wszystkich. I to było świetne, kochałem ten element filmów. Dlatego też, kiedy Phil został przenicowany przez Lokiego na pokładzie Helicarriera, zrobiło mi się tak trochę smutno. Teraz, kiedy agent został już wskrzeszony, scena, w której Iron Man mówi „And there’s one other person you pissed off. His name is Phil.” nigdy już nie będzie dla mnie tak samo dobra…
Wiecie… ja zdaję sobie sprawę, że to taki urok komiksów – tu się wskrzesza. Ale marnowania dobrych scen wybaczyć nie mogę. Bo zrozumieć… i owszem umiem. Nie tylko ja polubiłem Phila Coulsona, więc skoro miał się pojawić serial o działalności S.H.I.E.L.D., to jego pojawienie się w nim było wyborem wręcz oczywistym. Inna sprawa, że po pierwszych trzech odcinkach uważam to za pójście na skróty i strzał w stopę. Tak jak się obawiałem, Clark Gregg wcielający się od początku w tę rolę… nie jest typem aktora pierwszoplanowego i nie radzi sobie szczególnie dobrze. Jest mdły. Najboleśniej było to widać w finale drugiego odcinku, w którym pojawił się na chwilę Samuel L. Jackson i zmiótł wszystkich falą uderzeniową swojego aktorstwa. Przez kontrast z tym niesamowitym aktorem, cała reszta obsady „Agents…” wyglądała na statystów.
Jedyny pozytywny walor tego zagrania, jaki widzę, to ciekawy podkład fabularny, który daje potencjał na wciągającą fabułę. Otóż, szczegóły powrotu do życia Phila Coulsona są na razie owiane tajemnicą i, w tej chwili, rozwiązanie tej zagadki jest jedynym aspektem serialu, który mnie interesuje. Mam nadzieję, że Whedon weźmie tę serię w swoje cudotwórcze ręce i jeszcze coś z tej serii wyciągnie. Liczę też na to, że kolejne odcinki będą mniej epizodyczne, a bardziej ze sobą powiązane, tak jak ma to miejsce w „Arrow”. W tej chwili „Agents of S.H.I.E.L.D.” przypomina takiego superbohaterskiego „Scooby Doo”. Zaś potencjał jest na dużo, dużo więcej.
Pierwszy odcinek bardzo mi się podobał (http://mnichhistorii.blogspot.com/2013/09/360-marvels-agent-os-shield-01×01-pilot.html), kolejne jednak były dużo gorsze. O ile nie mam nic przeciwko grupie niedogadujących się bohaterów, tak fabularnie 2 i 3 odcinek były słabe – jakby nie wykorzystano ich w innym serialu o agentach i ktoś na szybko przerobił je na odcinki o S.h.i.e.l.d. Mam nadzieję, że kolejne odcinki będą tylko lepsze, żarty celniejsze, a w warstwie fabularnej będziemy mieć więcej paranormalnych zjawisk (zakończenie 3 odcinka sugeruje nowego przeciwnika, oby tego nie zmarnowali.
Zapomniałem Ci zostawić komentarz wcześniej, właśnie pod tym materiałem – teraz nadrobiłem. :]
Też mam nadzieję, że to pójdzie w lepszym kierunku. Gdzieś czytałem/słyszałem, że Whedon planuje wziąć ten serial pod swoje skrzydła, kiedy pokończy inne rzeczy (pomaga przy Thorze, robi Avengersów etc.). Myślę, że wtedy byłaby szansa na poprawę. To ciągłe zmienianie reżyserów zdecydowanie nie służy serii.
BTW, tak, też jestem ciekawy, jak pociągną wątek tego „villaina” z finału trzeciego epizodu. ;]
Oh, Koz, przecież to oczywiste, że agent Coulson jest swoim własnym klonem. Pewnie w którymś momencie zamieni się w wodę, albo zostanie Scarlet Spiderem. 😉
Dla mnie efekty w serialu są całkiem przyjemne i nie czuję w nich niskiego budżetu – wprost przeciwnie, jestem zaskoczony ich wysokim poziomem jak na serial, który jest strzałem w ciemno.
A, wracając do Coulsona – nie pamiętałem, by w pierwszych filmach, w których pojawia się ta postać, był tak strasznie przyjemniaczkowaty. Phil jest teraz milutki i potulny niczym wujek, co wpada co tydzień na obiad do siostry i bawi się z jej dziećmi w ogrodzie.
Mimo tego serial naprawdę mi się podoba. Nie oczekiwałem cudów i poziom jaki reprezentują „Agenci..” w pełni mnie satysfakcjonuje. Dziwię się ludziom, których tak łatwo znaleźć na forum Filmwebu, gdy to płaczą czemu w serialu nie ma Iron-mana i Thora, czemu Pajęczak nie przylepia przeciwników do sufitu, a Rosomak nie robi sobie naszyjników z uszu swoich przeciwników (choć po prawdzie jest to bardziej broszka Szablozębnego (Ultimate X-men #8)). Serial jest o agentach TARCZY i chyba tylko ktoś, kto zna uniwersum Marvela z ostatnich paru filmów kinowych może zakładać, że jedyną funkcją tej organizacji jest wysyłanie super-bohaterów na misje. 😉
„Oh, Koz, przecież to oczywiste, że agent Coulson jest swoim własnym klonem. Pewnie w którymś momencie zamieni się w wodę, albo zostanie Scarlet Spiderem. ;)”
Szczerze mówiąc, opcja z klonem to jedna z tych rzeczy, które sam też obstawiam. ;]
„A, wracając do Coulsona – nie pamiętałem, by w pierwszych filmach, w których pojawia się ta postać, był tak strasznie przyjemniaczkowaty.”
Na mnie zawsze robił takie uroczo-nieporadne wrażenie – w szczególności, jak się przedstawiał Pepper Potts w pierwszym Iron Manie. :-]
„Dziwię się ludziom, których tak łatwo znaleźć na forum Filmwebu, gdy to płaczą czemu w serialu nie ma Iron-mana i Thora, czemu Pajęczak nie przylepia przeciwników do sufitu, a Rosomak nie robi sobie naszyjników z uszu swoich przeciwników”
Ludzie mieli aż takie oczekiwania? Damn, to przegięcie w drugą stronę, zdecydowanie.
Może Marvel wykorzysta serial, by wprowadzić wątki magiczne do MCU. Pomoc Dr Strange’a przy wskrzeszeniu Coulsona?
Nie obstawiałbym takiego rozwiązania, ponieważ w (SPOILERY) czwartym odcinku była pani z rentgenem w oczach. Przyjrzała się w znaczący sposób Coulsonowi i nawiązała do tego, co mu zrobili (a jako że nikt z ekipy nie wiedział, o co jej chodzi, to szybko się wycofała z tego wątku). Czyli raczej jest jakimś klono-droidem czy czymś. Z drugiej strony, może widziała ektoplazmę na tym swoim prześwietleniu – z Marvelem nigdy nie wiadomo. ;]
A ja bym tak chciał serial o Scarlet Spiderze, który jest o million razy lepszy niż miałki Peter Parker
A czytasz tego aktualnego Scarlet Spidera, w którego wcielił się Kaine? Ja się ciągle do tego przymierzam, w szczególności, że teraz był crossover z Superior Spider-Manem.
Jasne! Jak dla mnie jest genialny, dużo lepszy od Superior Spider-Mana. Jest też dosyć brutalny, co akurat można mu na plus zaliczyć. Ogólnie postać Kaina jest dosyć ciekawie zarysowana. Szkoda że seria się kończy… Ogólnie Marvel coś dużo kasuje ostatnio. Morbius, Venom i Scarlet. Trzeba szefom dokopać xD
Kończy się? To mnie teraz zaskoczyłeś. Tym bardziej muszę przeczytać. Co do Kaine’a – mi się nie podobał sposób, w jaki powrócił. Poza tym, dla mnie jednym prawdziwym Scarlet Spiderdem był Ben Reilly, który był genialny w tej roli. :]
Co nie zmienia faktu, że serię i tak w końcu będę chciał poznać. :]
„Poza tym, dla mnie jednym prawdziwym Scarlet Spiderdem był Ben Reilly, który był genialny w tej roli. :]”
+1 😉
Ben był najlepszym Spiderem, nie tylko Scarlet. I miał najlepszy kostium, ten z kapturem.
Jak na razie są 22 komiksy, bodajże 25 ma być i koniec.
Hm, skoro zostały tylko trzy zeszyty do końca, to chyba mogę się powoli brać za czytanie.
Ho ho 😀 Sprawdzając czy dobrze pamiętałem że 25 jest ostatnim, natknąłem się na wiadomość że będzie… Superior Venom 😀
Superior Venom? Robi się ciekawie. Teraz jest też Superior Carnage, ale zanim przeczytam, to czekam, aż się seria skończy (ma tylko 5 zeszytów, 3 już są opublikowane).
Carnage też czytam XD Dosyć ciekawy, ale jednak zwykły lepszy 😉 Najlepsze jest to że cały ten Superior Carnage jest wzięty z tego Venoma który się kończy XD
Mam nadzieję że Octavius nie zostanie Venomem. Chciałbym Kaina w tej roli, jako że postać polubiłem 😉
http://www.comicvine.com/articles/venom-s-fate-revealed-in-superior-spider-man/1100-147433/ – zobacz tutaj. :] Niestety, trzeba będzie długo poczekać, ponieważ to na podstawie zapowiedzi zeszytów ze… stycznia.
Zepsują tego Venoma Octaviusem…
Ja się obawiam fali wątków typu „pierwsze spotkanie Octaviusa z symbiontami” etc. Żeby z tego nie wyszła po prostu powtórka z przygód Petera.
zapewne będzie to wyglądać tak „pierwsze spotkanie Octaviusa z symbiontami” ale nie symbiotów z Octaviusem, ponieważ ma dna Parkera. Najlepiej niech mu dadzą Venoma na 2 komiksy a później niech odda Kainowi XD
Damn, poszperałem trochę w internecie, widzę, że sporo się dzieje. Na razie nie wiadomo jeszcze, kto będzie Superior Venomem, ale część grafik wskazuje na Octaviusa. ;] No, zrobili burdel w uniwersum, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że nie ciekawi mnie, do czego to wszystko prowadzi.
Faza druga coraz bardziej ssie.
Najpierw IM3 ze Starkiem idiotą, fejkowym Mandarynem, Super Pepper i innymi głupotami, później Agents of SHIELD ze zmartwychwstałym Coulsonem itp.
Może następne będzie, fejkowy Thanos, wskrzeszenie Hołarda Starka, Madame Masque jako głupia aktorka z filmów porno i prostytutka :).
Bardzo bym chciał się z Tobą nie zgodzić, ale… nie mogę, masz dużo racji. Faza druga na razie odbiega poziomem od pierwszej. Mi akurat IM3 się podobał, ale mimo wszystko pierwszy Iron Man był dużo, dużo lepszy. Z „Agents…” jest na razie po prostu źle, zobaczymy, co pokażą nowy Thor i Kapitan.
Oby Thor i Cap to naprawili.
Nie jestem do końca przekonany, czy można na to liczyć… Thor był w sumie najsłabszym filmem z Fazy Pierwszej (no OK, nie licząc Hulka). Był OK, ale niczego nie urywał. Kapitan był, jak dla mnie, lepszy, ale… też niczego nie urywał.
Mówiłem o kolejnych częściach – zawsze mogą być lepsze od pierwszych (wiem, rzadko to się zdarza)
Tak, tak – ja też w nawiązaniu do nowych części pisałem, tylko chyba nie wystarczająco jasno. Chodziło mi o to, że filmy o Thorze i Capie to nie jest najsilniejsza strona serii Marvela. I jeśli ich kontynuacje utrzymają poziom pierwowzorów, to będzie „tylko dobrze”, na rewelację/rewolucję nie będzie co liczyć.
Bardzo przyjemne podsumowanie, jak najbardziej się z Tobą zgadzam.
Porównaniem do Scooby Doo rozsadziłeś mnie na małe kawałeczki 😀
Cieszę się, że się spodobało. 😀
Przyznam, ze tez sie wkurzylem, Po tych zapowiedziach spodziewalem sie, ze bedzie to serial o grupie ludzi, ktora poszukuje i wylapuje superbohaterow. Nawet pierwszy odcinek na to wskazywal. Nie mniej jednak kolejne odcinki sa tak denne, ze chyba przestane ogladac.
Wczoraj obejrzałem czwarty odcinek i jest lepiej. Nie ma szału, ale dało się oglądać.
Niesamowite jest dla mnie natomiast to, że w tej chwili… Arrow jest lepszym serialem od Agents. W życiu bym się czegoś takiego nie spodziewał.