Jeśli macie Xboxa 360, wiele razy zapewne słyszeliście o RRoD, czyli Red Ring of Death. Taki odpowiednik windowsowego Blue Screen of Death, tylko bardziej. Ponadto, część z Was pewnie ma już z nim własne doświadczenia, gdyż jest to przypadłość nader często w przypadku konsoli Microsoftu, niestety. Swego czasu sam musiałem serwisować Xboxa, choć akurat nie z powodu RRoD-a, i tak się złożyło, że spisałem wtedy swoje doświadczenia. Postanowiłem jest zebrać w jeden tekst i opublikować tutaj, na Niezależnym Blogu Graczy. Mam nadzieję, że moje przejścia pomogą komuś w sprawniejszym uleczeniu swojego Xboxa.
(więcej…)
Bo GamerScore był za wysoki…
1.000 GS – zaspałem na zajęcia.
10.000 GS – mama przestała mi robić kanapki.
25.000 GS – nie rozmawiam już z ojcem.
40.000 GS – mój profil na naszej-klasie został uznany za fake’a.
50.000 GS – nie mam życia na myspace.
Van Buren – czyli jak Fallout 3 mógł (i powinien) wyglądać
Przeglądając swoje dawne artykuły trafiłem na coś, czym żal byłoby się po tylu latach nie podzielić. Znalazłem… Van Burena. Tak, tak – tego Van Burena, który miał być Falloutem 3 takim, jakiego chcieli fani. Rzut a la izometryczny, klasyczne koncepty graficzne, możliwa w pełni turowa walka… Tak, mogło być pięknie. Przeczytanie tego – siłą rzeczy archiwalnego tekstu – było dla mnie o tyle ciekawym przeżyciem, że teraz już wiem, jak wyglądała faktyczna kontynuacja mojej ukochanej serii. I naprawdę żałuję, że Van Buren został pogrzebany i pożegnany na zawsze.
Pobawiłem się wczesnym buildem niedoszłego F3 przez kilka kwadransów. To zaskakujące, ale wrażenia z gry były naprawdę niezłe! Spodziewałem się czegoś zupełnie niegrywalnego, a okazało się, że owo tech demo nie jest tak straszne, jak je malowali. (więcej…)
StarCraft II – Król
Przyznaję, że w RTS-y nie gram zbyt wiele. Nigdy nie potrafiły mnie do siebie przekonać, gdyż większość tego typu gier jest często słabo zbalansowana, jeśli stara się o różnorodność, lub zupełnie pozbawiona różnorodności, jeśli stara się o dobry balans. Wyjątkiem był wydany w roku 1998 StarCraft. To był kolejny powód, dla którego przestałem w ogóle zaprzątać sobie głowę różnymi strategiami czasu rzeczywistego. „Po co mam poznawać inne gry, skoro jest StarCraft?” – zadawałem sobie takie pytanie dosyć często. I nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. A gdy jednak próbowałem swoich sił z innymi RTS-ami, zawsze wracałem ostatecznie do StarCrafta. Jedyną serią, która na dłużej przykuła moją uwagę, był Dawn of War, co – w moim prywatnym rankingu – automatycznie stawia ją na drugim miejscu. Cóż, właściwie to na trzecim. Przecież ostatnio pojawił się StarCraft II. (więcej…)
StarCraft 2, dystrybucja elektroniczna i banki via WWW
Są takie chwile, kiedy myślę sobie, że technologia jest po prostu niesamowita i cały czas potrafi mnie zaskoczyć. Dziś jest taki dzień. Siedzę sobie nad morzem i… kupuję StarCrafta II. W dniu premiery i to 50 zł taniej niż w Empiku, popijając przy tym kawę i – niczym w sloganie reklamowym – nawet nie wychodząc z domu.
Dystrybucja elektroniczna. Interfejs WWW mojego banku. Wi-fi. Laptop wielkości zeszytu A5. Ze wszystkich tych technologii i rozwiązań korzystam na co dzień, jednak nie co dzień łączę je wszystkie na raz. Nie w takiej chwili, nie w takim celu. Zawsze uważałem to za pewną formę ekstrawagancji – przecież z zakupami można poczekać te kilka dnia, prawda? Prawda?! (więcej…)
Aliens vs Predator i kwestia multi
Właśnie zacząłem testować AVP. Jako że zlecenie jest przede wszystkim na recenzję multi, to zacząłem od tego trybu. Początkowo czułem się strasznie pogubiony, ponieważ w pierwszej potyczce przydzieliło mi rolę predatora, a w drugiej – obcego. A że serii nie znam, to nie wiedziałem, co robić – biegałem dosłownie jak dziecko we mgle. Ale jak się ogarnąłem i sprawdziłem rozkład klawiszy, rundy kończyłem w połowie stawki lub nawet trochę powyżej, więc nie było źle.
Samo multi jest naprawdę przyjemne. Nie wiem, czemu średnia ocen w necie wynosi 66%. Jakiś czarny PR czy jak? Czytałem kilka tekstów i wychodzi na to, że gra jest piętnowana za słabego single’a. To czemu ocena nie jest podnoszona za dobre mutli? Gdyby tak podejść do Modern Warfare 2, tytuł zasługiwałbym na – maksymalnie – 7/10, ponieważ kampania dla jednego gracza jest naprawdę marna. (więcej…)
Darksiders – pierwsze wrażenia (Xbox 360)
Po trzech trzech tygodniach bez odpalania Xboxa nastąpił przełom. Mianowicie – dostałem kolejne dwa tytuły do recenzji. ;] Tym razem, jak sam tytuł wpisu wskazuje, jednym z nich jest Darksiders, na temat temat którego materiał przygotowało niedawno Blistered Thumbs.
Po pierwszych chwilach zabawy uczucia mam mieszane. Z jednej strony, całość wygląda naprawdę ładnie, zaś konwencja graficzna, która początkowo kojarzyła mi się z World of Warcraft, przypadła mi do gustu. Jeśli chodzi o przepych graficzny, naprawdę niczego nie brakuje. W szczególności, jeśli ktoś lubi rozlewać po asfalcie galony krwi i obserwować efekciarskie ciosy kończące.
Trochę gorzej, póki co, ma się sprawa z grywalnością. Niestety, paleta dostępnych na początku ruchów jest naprawdę dosyć okrojona, przez co na razie większość starć polegała na odpowiednim wyczuciu rytmu we wciskaniu X. Dobrze, że przynajmniej uniki są witalną częścią systemu walki, dzięki czemu przed graczem de facto stoi trochę większe wyzwanie niż mogłoby się wydawać. Trzeba jednak poczekać i zobaczyć, jak się całość rozkręci. Zapewne już niedługo na Gaminatorze będzie mogli przeczytać na temat obszerny tekst. ;]
Dragon Age: The Wayback Machine
Jako że ostatnie dni spędzam w domu, powalony zwolnieniem lekarskim, na które skusiłem się pierwszy raz od pięciu lat, postanowiłem zainwestować trochę grosza w medycynę alternatywną. Starcie stoczyło się między Dragon Age i Risenem, przy czym decyzja de facto okazała się prosta. Risena odłożyłem na bliżej nieokreśloną przyszłość, a Dragon Age wylądował w czytniku konsoli. Niech błogosławione będą zwolnienia lekarskie… Poczułem się jak “za dawnych lat”, kiedy naprawdę zdarzało mi się zarwać nockę nad jakimś tytułem, przy czym zawsze było to cRPG. W inne gatunki też grywałem, ale nigdy nie potrafiły mnie one tak przykuć do fotela i monitora jednocześnie. Ostatni raz chyba przy okazji Nocy Kruka zdarzyło mi się, bym wyłączał komputer dopiero wtedy, gdy równocześnie miałem wschód słońca za oknem i na ekranie. A to było blisko pięć lat temu (nie, nie brałem wtedy zwolnienia lekarskiego).
(więcej…)
Gdyby tak recenzja mogła sobie odleżeć… I Batman też.
Przy okazji recenzowania ostatnich przygód Człowieka-Gacka, naszła mnie pewna myśl. Fajnie by było, gdyby czasem recenzja mogła się odleżeć. Tak z rok najlepiej. Nie chodzi mi tu nawet o tak prozaiczną kwestię, jak na przykład fakt, że po dobie odpoczynku łatwiej wykryć błędy we własnym tekście. Do tego starczy kilka godzin przerwy, a nie od razu 365 dni. Chodzi tu o kwestię ponadczasowości. Batmanowi postawiłem okrągłą dychę i, nie ukrywam, od razu chciałbym się przekonać, czy nie przegiąłem.
Gdyby ów tekst poleżał sobie przez kilka miesięcy – dajmy na to: dwadzieścia cztery – mógłbym zweryfikować swój ogląd. Jakby nie patrzeć, najwyższa nota należy się tytułom, które się nie dezaktualizują. OK, grafika może już nie powalać, ale cała reszta, razem z oprawą muzyczną, powinna zachwycać nadal tak samo. (więcej…)
O problemach z recenzowaniem gier i rosnącym szacunkiem na ulicach Internetu
Wystawienie końcowej noty grze może nie wydawać się trudnym zadaniem. Po prostu, tytuł się podoba bądź też nie. Uwzględniamy odcienie szarości między dwiema skrajnymi pozycjami na skali i voila – efekt wieloletniej pracy developera został ewaluowany. Szybko i sprawnie. Ale… jak się sam przekonałem po kilku latach pisania recenzji, jest to dobra metoda, gdy pisze się do szuflady lub na prywatnym blogu, który z opiniotwórczością nie ma zbyt wiele wspólnego. Gdy jednak ktoś zaczyna się liczyć z Waszym zdaniem, zasady się zmieniają. A przynajmniej powinny.
Sęk w tym, że dzięki Waszej wytrwałości i ciężkiej pracy ktoś w końcu może zacząć brać Wasze słowa pod rozwagę zanim postanowi zostawić swoje pieniądze w sklepie i wyjść ze świeżo zakupioną grą. W takiej sytuacji rzucanie nożem do tarczy z odcieniami szarości, które reprezentują nasze subiektywne odczucia i oceny, przestaje, według mnie, wystarczać. Albo, jak już napisałem powyżej, powinno przestać wystarczać. W pewnym momencie recenzja powinna stać się czymś więcej niż subiektywnym zapisem grania własnej duszy. „To mi się podobało, to mi się nie podobało, 5/10, następny”. Czasem się okazuje, że trzeba wyjść ponad własny gust i zwrócić uwagę na to, co zostało dobrze zrobione, a co skopane permanentnie. I choćby nawet nam się podobało, mimo zawierania oczywistej usterki, powinno zostać uwzględnione. (więcej…)