Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Red Ring of Death, czyli wspomnienia z serwisu

R

Jeśli macie Xboxa 360, wiele razy zapewne słyszeliście o RRoD, czyli Red Ring of Death. Taki odpowiednik windowsowego Blue Screen of Death, tylko bardziej. Ponadto, część z Was pewnie ma już z nim własne doświadczenia, gdyż jest to przypadłość nader często w przypadku konsoli Microsoftu, niestety. Swego czasu sam musiałem serwisować Xboxa, choć akurat nie z powodu RRoD-a, i tak się złożyło, że spisałem wtedy swoje doświadczenia. Postanowiłem jest zebrać w jeden tekst i opublikować tutaj, na Niezależnym Blogu Graczy. Mam nadzieję, że moje przejścia pomogą komuś w sprawniejszym uleczeniu swojego Xboxa.

09.01.2009

I stało się. Mój Xbox przyłączył się do potwierdzania statystyk o awaryjności platformy Microsoftu. I do tego zrobił to chyba w najgłupszy z możliwych sposobów. Nic epickiego. Żadnego Red Ring of Death. Nawet karty graficznej nie puścił z dymem. Nie, po prostu przestał wykrywać płytki w napędzie. Strachu nie ma, gdyż gwarancja jest i to do marca 2010. Niemniej jednak, niesmak faktycznie pozostaje, ponieważ głupio być w taki sposób odcinanym od konsoli. Inna sprawa, że sesja idzie i chyba powinienem się w tym upatrywać boskiej interwencji (akurat dorwałem się do Civilization Revolution – kto wie, co by się działo).

To jednak nie jest koniec historii, a… jej początek. Już dziś miałem pierwsze ciekawe przygody z oficjalną stroną xbox.com, na której chciałem zarejestrować sprzęt i zgłosić zapotrzebowanie na naprawę. Trzymajcie się foteli.

Przejrzałem na wszelki wypadek listę państw supportowanych i bez problemu wyhaczyłem na tymże enumeratywnym zestawieniu nasz nadwiślański kraj. Pocieszony, przeszedłem do rejestracji – podałem serial, adres, telefon kontaktowy… maila… kraj… Jak to?! Przecież wszystkie te dane podałem przy rejestracji konta! Co gorsze, tamte dane były z oczywistych przyczyn wystawione na Anglię (kościół gdzieś w Londynie…). Siła rzeczy przyjąłem więc ponowne uzupełnianie danych z ulgą, gdyż mogło mi to oszczędzić wycieczki na Heathrow.

Kliknąłem „OK”.

„Sorry, your country is not supported right now.”

WTF?!

Szybki telefon do kumpla, który ostatnio upoał się za pośrednictwem xbox.com z Red Ring of Death. U niego taki problem w ogóle nie wystąpił. Po prostu. Przez przypadek jednak – i tu pozdrowienia dla DJ PeteBoya – naprowadził mnie na właściwy trop. Otóż, on korzystał ze strony MS w polskiej wersji językowej.

Przejrzałem swoją konfigurację – język strony: angielski-USA; konto Live: Anglia; miejsce zarejestrowanie konsoli: Polska. Okeej… Przestawiłem język strony na polski i jeszcze raz kliknąłem OK przy rejestracji zgłoszenia naprawy. Poszło.

100% logiki w logice.

Ciekaw jestem, czy jeszcze jakieś niespodzianki mnie czekają podczas doprowadzania Xboxa do stanu używalności, czy też może to już koniec niespodzianek i dalej pójdzie już z górki. Czas pokaże.

15.01.2009

Po udanej rejestracji zlecenia naprawy, co też wcale takie proste nie było, przyszła pora na kolejne wyzwania. Dla przykładu… zapakowanie konsoli! Zaskoczyło mnie, że MS potrafi nawet tę prostą czynność utrudnić. Jak się okazało, Xboxa można wysłać w każdym opakowaniu, byle to nie było opakowanie firmowe. Jeśli macie karton po Xie, możecie go już z czystym sumieniem wyrzucić, gdyż nie przyda Wam się do niczego. Żeby chociaż mi ktoś wytłumaczył, czemu to tak funkcjonuje. Niestety, dowiedziałem się jedynie, iż:

– prosimy o nie umieszczanie na przesylce tresci typu: XBOX lub Microsoft;

– prosimy o nie uzywanie do przesylki oryginalnych opakowan konsoli XBOX w celu wyslania jej do naszego Serwisu.

Mówi się trudno, żyje się dalej. Xpudło wysłałem w kartonie po doniczkach.

Najłatwiejszym i najmilszym krokiem jest kontakt z UPS-em, który to jest odpowiedzialny za dostarczenie przesyłki do Frankfurtu. Pierwszy raz korzystałem z usług kuriera, ale po 5 minutach miła pani z obsługi klienta odpowiedziała na wszystkie moje pytania i umówiła przy okazji godzinę, o której miał się pojawić u mnie pracownik. Umówiłem się o 16:00, co zaowocowało tym, że o 16:04 konsola zaczęła już swoje międzynarodowe tournee. 100% profesjonalizmu w profesjonalizmie.

I teraz ciekawa sprawa. Chciałem dziś sprawdzić, jaki jest stan naprawy, mojej konsoli, więc zajrzałem na stronę xbox.com. Po wybraniu z listy zarejestrowanych sprzętów mój egzemplarz Xboxa, dostałem informację zwrotną, iż konsola o tym numerze seryjnym nie istnieje. Uświadomiłem sobie, iż informacja została wypluta po angielsku, więc szybko zajrzałem do zakładki konfiguracyjnej i ponownie (sic) przestawiłem się na język polski. Dzięki temu okazało się, iż jednak moja konsola istnieje i ma się dobrze.
Co więcej, dalej jest u mnie w domu.

Ech…

Trochę zaniepokojony, przetestowałem stronę USP-u pod kątem monitorowania przesyłki i okazało się, że przynajmniej oni odrabiają pracę domową. Paczka faktycznie jest już w drodze do Frankfurtu, wszystko idzie, tak jak powinno.

Dla porządku wspomnę jeszcze, że oficjalna strona Xboxa przestawia mi się automatycznie na USA przy każdym odpaleniu, zaś zakładka z konfiguracją języka odmawia współpracy raz na każde dwa wejścia. Pod tym kątem, Microsoft mnie jednak zawiódł, gdyż użytkownicy trochę mniej odporni na tego typu problemy, mogliby naprawdę napsuć sobie krwi przy próbach naprawy swojej konsoli.

30.01.2009

Sesja ciśnie, sesja gasi słońce na niebie, sesja sprawia, że muzyka cichnie. Sesja też sprawiła, że nie miałem czasu podzielić się w poniedziałek radosną nowiną – Xbox powrócił z wygnania i zajął ponownie swe prawowite miejsce pod Kozi-TV. No, prawie, teraz się musi dzielić jeszcze z Wii.

Zapewne się spodziewacie, że zaraz polecą tu kolejne klątwy pod adresem Małegomiękkiego, ale… tak się nie stanie. Czemu? Ponieważ wszystko przebiegło po prostu pięknie. Wręcz koncertowo, rzec by można. W ciągu 10 dni Xpudło wróciło do mnie w stanie idealnie nadającym się do użytku. Oczywiście, zostało dostarczone do „rąk własnych” przez UPS w uzgodnionym terminie, o wybranej godzinie. W zakresie samej usługi przesyłki też wszystko było dosłownie tip-top.

Co ciekawe, okazało się, iż uszkodzeniu uległ nie tylko czytnik DVD, ale również… płyta główna. Dokładnej rozpiski pt. „co było nie tak” niestety nie dostałem, ale widać, że witalne bebechy były do wymiany.

Tak, wiem, nudny ten tekst – Microsoft zrobił coś dobrze. Bleh. Ale nic nie poradzę – tak właśnie ma się sprawa.

Na zakończenie dodam tylko kilka słów, pewne pouczenie. Naprawionego Xboxa przysyłają w naprawdę porządnym kartonie. Graczu, jeśli zepsuje ci się konsola, przebrniesz przez proces rewitalizacji i dostaniesz paczkę zwrotną… nie wyrzucaj nabytego tą drogą opakowania!

Dzięki temu problem zapakowania będziesz miał już rozwiązany akonto.

Bo Xboxy lubią się psuć po dwa i więcej razy…

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x