Ktoś z Was miał może okazję czytać komiks „Tha Amazing Fantasy #15”? Tak, to właśnie ten numer periodyku Marvela, w którym po raz pierwszy pojawił się nasz ulubiony superbohater, Spider-Man. To również ten numer, który sprzedał się na tyle dobrze, by pozwolić Pajęczakowi na regularne pojawianie się w kioskach. Co ciekawe… nie jest to opowieść wybitnie napisana i, co mnie osobiście zaskoczyło, mieści całą historię początków Petera Parkera na zaledwie 20 stronach. Tak jak o tym kiedyś pisałem w przeglądzie pierwszych dwóch roczników Człowieka Pająka, jego narodziny zostały opowiedziane skrótowo, nieskładnie i – delikatnie mówiąc – chaotycznie. Tym dziwniejsze było dla mnie, że przez następną dekadę nikt nie postanowił opowiedzieć tej historii na nowo. Owszem, nieudany eksperyment naukowy powracał we wspomnieniach postaci, ale nikt nie pokusił się o rozszerzenie tematu i pogłębienie psychologii nastolatka, który przez przypadek zyskał nadludzkie moce. Taką próbę podjął dopiero David Lapham w roku 2008 i, według mnie, wyszło mu to całkiem zgrabnie. (więcej…)
The Amazing Spider-Man #666/667 – witajcie na Wyspie Pająka
Doszły mnie ostatnio słuchy, iż Marvel ruszył ze sporych rozmiarów opowieścią w uniwersum Spider-Mana. Taki zabieg zwie się w języku Shakespeara „event” i na ogół dominuje nie tylko kilka do kilkunastu (a czasem chyba i kilkudziesięciu komiksów) pod rząd, ale też przenika do innych serii. Pod koniec lipca ruszył cykl „Spider Island”, który uznałem za dobry punkt wejścia w aktualne numery Spider-Mana. Nie zamierzam rezygnować z czytania archiwalnych odcinków, ale mam też świadomość, że zanim doczytam do wydanego ostatnio numeru 667, upłynie pewnie jeszcze kilka wiosen. Czy więc „event” „Spider Island” jest dobrym momentem na wkroczenie z butami w najnowsze przygody Człowieka Pająka? Przekonajmy się! (więcej…)
"Venom / Carnage" – uczta dla fanów Spider-Mana i symbiontów
Który z arcywrogów Spider-Mana jest Waszym ulubionym? Niestrudzony Doctor Octopus? Sprawca licznych tragedii, Zielony Goblin? Czy może największa sknera po tej stronie Manhattanu, J. Jonah Jameson? Moim typem zawsze był Venom. Mimo że to nie on dorwał Gwen Stacy, mimo że to nie on zabił ciotkę May, mimo że nie miał związku ze śmiercią wuja Bena… To właśnie on jest mroczną stroną duszy Petera Parkera. Jest silniejszy, masywniejszy, szalony i bez skrupułów. Właśnie dlatego zawsze chętnie łapię za komiksy z jego udziałem. A jeśli w historię zamieszany jest również Carnage, to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że będę w siódmym niebie. Tak było właśnie w przypadku „Venom vs. Carnage”. (więcej…)
Spider-Man: Reign – przerwana emerytura Pajęczaka
Po wręcz nieprzyjemnej przeprawie przez „Wolverine – Koniec”, podchodziłem do „Reign” jak pies do jeża. Nauczyłem się, że „emerytalne” komiksy wcale nie muszą być tak ciekawe, jak bym się na zdrowy rozsądek spodziewał. Koniec superbohatera jest znacznie trudniejszym tematem od jego początku. Chociażby dlatego, że gdy staje się superbohaterem, to tak naprawdę nie jest jeszcze ani super, ani tym bardziej bohaterem. Jeśli jego początek był mało epicki – a umówmy, się ukąszenie pająka nie powala – można jeszcze wszystko naprawić. Podkolorować we wspomnieniach. Zmazać kolejnymi dokonaniami herosa. A koniec? Koniec to… cóż, koniec. Nie ma miejsca na poprawki. (więcej…)
The Amazing Spider-Man – roczniki 1962-1963
Spider-Man zawsze był moim ulubionym superbohaterem. Nigdy szczególnie nie lubiłem komiksów i nie interesowałem się nimi. Batman, Superman – te postacie oczywiście znałem, ale szczególną sympatią ich raczej nie darzyłem (choć w pierwszym przypadku stan rzeczy się zmienił wraz z premierą filmów Nolana). Zaś Spider-Man… Tak, jak się było w podstawówce, to się oglądało i kreskówkę – do dziś uważam, że genialną, tak swoją drogą – i czytało się komiksy. Tych ostatnich było co prawda jak na lekarstwo i wychodziły bardzo nieregularnie, ale jako że dzieciaki mają masę czasu, filowałem przy kiosku aż upolowałem nowe wydanie. (więcej…)