Doszły mnie ostatnio słuchy, iż Marvel ruszył ze sporych rozmiarów opowieścią w uniwersum Spider-Mana. Taki zabieg zwie się w języku Shakespeara „event” i na ogół dominuje nie tylko kilka do kilkunastu (a czasem chyba i kilkudziesięciu komiksów) pod rząd, ale też przenika do innych serii. Pod koniec lipca ruszył cykl „Spider Island”, który uznałem za dobry punkt wejścia w aktualne numery Spider-Mana. Nie zamierzam rezygnować z czytania archiwalnych odcinków, ale mam też świadomość, że zanim doczytam do wydanego ostatnio numeru 667, upłynie pewnie jeszcze kilka wiosen. Czy więc „event” „Spider Island” jest dobrym momentem na wkroczenie z butami w najnowsze przygody Człowieka Pająka? Przekonajmy się!
Początkowo pomysł na fabułę przypadł mi do gustu, w szczególności, że w zeszycie z numerem 666 został nieźle zarysowany. Oto na Manhattanie zaczyna się szerzyć tajemnicza zaraza, która… daje ludziom moce Spider-Mana. Chodzenie po ścianach, nadludzki refleks, nawet strzelanie pajęczyną – co tylko chcecie. Natychmiast okazuje się, że geniuszem zła, który wymyśl ów podły plan, jest niejaki Szakal. Fani Parkera mogą go kojarzyć między innymi z naprawdę nieudanej Sagi Klonów, która nawet w Polsce była drzewiej wydawana.
Niestety, arcyprzeciwnik to nie jedyne podobieństwo do Sagi Klonów – w moim prywatnym odczuci każde podobieństwo do tamtej serii jest… cóż, złem w czystej postaci. Już w komiksie 667. rozpętał się niezły chaos, kiedy wszyscy superbohaterzy w Nowym Jorku zaczęli walczyć z zastępami Spider Manów, tratując przy okazji prawdziwego Pająka. Owszem, pomysł by przeciwnicy Parkera byli dokładnie tak silni, jak on sam, jest ciekawy, ponieważ nagle przestaje być „super”, jest już tylko bohaterem. Z drugiej strony, został tu pominięty pewien aspekt, który według mnie jest istotny, a dla twórców najwyraźniej był niewygodny. Otóż, wygląda na to, że każdy, kto zyskał pajęcze moce, automatycznie umie się również nimi posługiwać. Natomiast Peter ma w tym zakresie naście (dziesiąt?) lat doświadczenia i póki co temat ten nie jest poruszany.
Niestety, w „Spider Island” czuć ciężar 50 lat historii Spider-Mana. Mimo że orientuję się nieźle w historii tej postaci, kompletnie nie wiem, skąd wzięły się niektóre rozwiązania fabularne. Czemu Spider-Man stracił pajęczy zmysł? Wiem, że ponoć podczas walki ze Skorpionem, ale co dokładnie się stało, jeszcze nie udało mi się ustalić. Czemu Mary Jane nie jest z Peterem? Wiem, że był taki „event”, który się zwał „One More Day” i „usuwał” małżeństwo Pakerów z historii uniwersum. Jak to się więc stało, że 200 numerów później Peter nie tylko zna pannę Watson, ale też odnosi się do niej, jako do byłej żony, z którą był przez kilkanaście lat? Jak dla mnie, to cała masa wątpliwości. Jeśli ktoś z Was się naprawdę dobrze porusza w tym temacie, dajcie znać, o co w tym wszystkim chodzi. W szczególności ciekawi mnie kwestia relacji Petera z Mary Jane.
Nadal macie wątpliwości, czy aktualne numery Spider-Mana można tak po prostu zacząć czytać? A co powiecie na to, że Parker jest aktualnie członkiem Fantastycznej Czwórki (która, siłą rzeczy Czwórką już nie jest) i znajduje się w składzie dwóch drużyn Avengersów (przynajmniej według informacji zawartej po drugiej stronie okładki)? „Spider Island” to kolejna seria, która przypomina mi, że żeby bez problemu łapać się we wszystkich tych superbohaterskich zawiłościach w przypadku komiksów wypuszczanych w formie „tasiemców”, trzeba mieć po prostu amerykańską mentalność. Jeśli nie spędziło się większej części życia z komiksami, naprawdę można się poczuć przytłoczonym. Ja się czuję.
Żeby nie było wątpliwości – nie oceniam jeszcze „Spider Island”, trzeba poczekać do końca i zobaczyć, jak się sytuacja rozwinie. Przyznaję jednak, że zdecydowanie nie jest to moment, w którym można po prostu wejść w uniwersum Spider-Mana i w miarę łatwo połapać się, o co chodzi. I myślę, że taki moment raczej nie nadejdzie. To swoista „Moda na sukces”, do której bez wikipedii nie powinno się nawet podchodzić. Mimo wszystko ma jednak tyle uroku, że lubię raz na jakiś czas sięgnąć i po nowe, i po stare przygody Człowieka Pająka. I „Spider Island” też pewnie całe przeczytam.
PS: Najprawdopodobniej będę na miniblogu krótko pisał o kolejnych, świeżych, przeczytanych komiksach „The Amazing Spider-Man”. Jeśli kogoś więc ta postać interesuje, będzie mógł być razem ze mną w miarę na bieżąco z aktualnymi wydarzeniami. :]
Z tego, co mi wiadomo, (UWAGA, SPOILER) w najnowszych częściach Parker nie żyje i zastępuje go nowy Spidey – pół-Murzyn, pół-Latynos 🙂
Ha! Widzisz, tu jest kolejny haczyk 😛 Owszem, jest tak, jak napisałaś, ale… w uniwersum Ultimate, a nie Amazing. Mówiłem coś o amerykańskiej mentalności…?
A co się tyczy opisanych przeze mnie dwóch komiksów – to najświeższe, jakie wyszły w ramach uniwersum Amazing (zwanego też bodaj 616, jeden Marvel wie czemu) i na razie na śmierć Parkera się nie zapowiada (choć w przeciągu ostatnich paru lat skonał chyba ze dwa razy).
Ale pojawiają się przy okazji
kontrowersyjnej decyzji z Ultimate pytania: Czy super-bohater to tylko kostium?
Czy znudzenie konsumentów sędziwymi seriami można przełamać takimi radykalnymi
(choć tak naprawdę prostackimi) zabiegami? Czy czytelnicy pamiętający
wcześniejsze, wielokrotne „śmierci” i pogrzeby herosów nabiorą się na ten sam
numer po raz kolejny?
Rozstania i powroty są jedną z „kanonicznych”
cech amerykańskiego komiksu. Nie bójcie się, Ultimate Peter nie zdąży
wystygnąć.
Szczerze mówiąc, też jestem ciekaw, jak to się skończy. Osobiście, obstawiam jednak, że Ultimate Parker powróci – ludzie nie potrafią się bez niego obejść po tych 50 latach. ;]
Ciekaw też jestem, jak się rozwinie Spider Island – mam nadzieję, że nie będzie z tego drugiej sagi klonów.
Powoli przeraża mnie ten gąszcz różnych wersji tych samych historii 🙂 W sumie dlatego przestałam czytać główne serie o bohaterach, a zaspokajam swój głód komiksu mangami i seriami typu Marvel Zombies czy Spider-Man Noir – mają początek, koniec i wszystko wyraźnie się układa, bez zbędnego, za przeproszeniem, pieprzenia 😛
Hehe, i chyba Ultimate Peter nie wroci. Tak jak i cale Ultimate 🙂
Dokładniej w uniwersum Ultimate Tiszka.
[…] nowe życie nie tylko w uniwersum DC, ale też w moje zainteresowanie komiksami. Marvelowskie „Spider-Island” w ogólnym rozrachunku było dla mnie zawodem. Zupełnie nie zwracałem uwagi na daty wydania […]
[…] znanych ze eventu Spider-Island, Doctor Octopus wszedł w posiadanie, jakby to ująć, częstotliwości fal myślowych […]
[…] karnego, pojawiła się tam… baza wypadowa Spider-Mana, nazwana Spider Island 2 (w nawiązaniu do wydarzeń z okolic zeszytu #666). Peter-nie-Peter nie tylko ufortyfikował swoją pozycję, ale też zaczął korzystać […]
Ha! Po 2 latach przeczytałem w końcu całego The Amazing Spider-mana! (Z niektórymi numerami Web Of Spiderman, z spectacularami, sensationalami, marvel knight, czyms jeszcze o czym pewnie zapomnialem, ale srsly, ciezko czytac skakajac po numerach, tym bardziej ze czesto na jakis jeden numer przypadaly 2 inne, etc). Pewnie nie jestes juz zainteresowany, ale Spidey stracil w czasie zmysl w czasie walki ze Scorpionem i jakas tam banda insektow swoj pajeczy zmysl, poniewaz scorpion i inne insekty dowodozne przez Allistaira Smythe’a tez mialy cos w stylu pajeczego zmyslu, Peter zbudowal jakies tam urzadzenia ktore go przeciazalo i w ten sposob stracił.
Co do malzensta z MJ, nie mam bladego pojecia co sie stalo, mimo przeczytania One More Day i One moment in time? Mianowicie, w OMD Mephisto wymazal niby ich malzenstwo z historii, kasujac im pamiec oraz Peter Parker=Spiderman, poniewaz bylo czyste, niewinne, blablabla, cos tam dalej i przy okazji zginelo przyszle dziecko Parkerow. Natomiast potem, byla taka historia jak One More moment in time (nie pamietam nazwy), gdzie niby Parker poszedl Strange’a o skasowanie jego nazwiska, ten sie poszedl spytac Reeda i Starka o to, zgodzili sie, zrobil jakas psioniczna bariere, ktora miala sprawic, ze tylko Peter bedzie swiadkiem wydarzen, ktore mialy miejsce, natomiast w ostatniej chwili wzial on do niej MJ, ta sie troche wkurzyla, chciala zapomniec o tym, rzucila go potem stal jakis myk, ze w przeszlosci niby Peter nie zjawil sie na swoj slub bo sie bil z kims tam i nie dal rady, wiec sie nie pobrali, ta go rzucila, skomplikowane i nie mam pojecia co sie stalo, wlasciwie wcale tego nie rozumiem.
Najlepsze numery sa te poczatkowe do 150? Jakos tak, potem fajne sa numery gdzie klimat staje sie mroczniejszy, wojny gangow, te sprawy. Najgorsze to maximum clonage czyli 2 clone saga, maximum carnage i brand new day, czyli pisanie Spideya przez Slotta. Nienawidze tego, ze w sumie Spidey wraca do statusu quo, tak naprawde NIC sie nie zmienia, ta postac nie ewoluje, wlasciwie sie degraduje (robi jak Krzysiu Ibisz, z wiekiem mlodnieje) i raz jest traktowany jako mlody geniusz naukowy, nastepnie przez X numerow nie ma nic o inteligencji Petera, powtarzajacy sie motyw problemow z dziewczynami Spideya, z brakiem kasy, brakiem akceptacji. A najgorsze jest to, ze jak w koncu przyszedl Straczynski, zrobil COS DOBREGO, rozbudowal te postac, pomijajac to, czy te pomysly byly dobre czy zle, ale COS zrobil, to zrobili One more day i kaput :/. Zmiany z the other i avengers: disassembled? Won :/.
Szacun za przeczytanie tego wszystkiego! Samego Amazing Spider-Man jest 700 zeszytów, więc z tymi wszystkimi innymi wyszło Ci pewnie 800-1000. :-]
Przeraziło mnie to, co napisałeś o powrocie MJ do Petera. 😀 Inna sprawa, że teraz znowu nie są razem, Peter był przez chwilę Charlie, czy jak jej tam było, a teraz poznał Silk i nie wiadomo, co z tego wyjdzie.
Czytasz aktualne zeszyty?
Supperiora nie przeczytalem jeszcze, Spider-verse prawie, ale i tak chyba sie skonczy dopiero w czasie Secret Wars III i przeczytalem jeszcze tie in do original sin i mozliwe ze do axis, jesli takowy byl. Ogolnie, nie ogarniam niektorych rzeczy zwiazanych z marvelem, typu kapitan geriartyk, ale przeczytalem jeszcze new avengersow do konca (bez tej nowej serii). A Silk jest swietna postacia. Przepraszam za chaotyczny sposob pisania, zmeczony troche jestem, a jak moj ulubiony blogger mi odpisuje to sie nie moge oprzec. Co do powrotu MJ do Petera, to nie mam pojecia co sie dzieje, co sie stalo, co sie stanie POMIMO przeczytania calego TASa. To po prostu naprawde nie ma sensu albo ja jestem za glupi zeby pojac.
A, i jakbys przeczytal New Avengers i czytal Ms. Marvel to wiedzialbys, ze Spidey jeszcze randkowal z Carol Denvers, ale z powodu zamkniecia serii z Ms. Marvel porzucili watek bez wyjasnienia:).
O Spider-Verse będę chciał w końcu napisać, ponieważ prawie całe przeczytałem (w sensie, ze wszystkimi pobocznymi seriami).
Silk też mnie ciekawi – teraz zaczyna wychodzić jej solowa seria, ciekawe, czy będzie dobra. :-]
PS: Miło być czyimś ulubionym blogerem, dzięki. ;-]
Ja chciałbym przeczytać Secret War 2 i tam byly kiedys jakie serie z wspolnymi przygodami DareDevila i Spideya, chyba przy Gang wars czy tam Mob Wars, nie pamietam jak sie to nazywalo, a byly nawet ciekawe;).
Spider-Verse trochę czytałem i mam mieszane uczucia, z jednej strony mi się podobało, z drugiej nic nie pamiętam :). O ile się orietnuję, to i tak to się jeszcze nie skończylo, bo prawdziwy koniec nadejdzie wraz z Secret Wars 3 czy jakoś tak.
Tak, ostateczny finał Spider-Vesre ma być chyba po tym nowym resecie w kolejnych Secret Wars. :-]
A sama lektura momentami dobra, momentami słabsza. Tak samo z seriami pobocznymi – miały różny poziom.
Przeczytałem wszystko. Masz racje, final troche ssał, wkurzajaca jest to, że po Bat-Spider-manie znów jest zwyczajny Spider-man. Spider-verse, well, oczekiwalem czegos lepszego, mrocznego. Wkurza mnie powrot znowu do jako takiej postaci Batmana, tj spider-mana.
Po prostu spider-man z gadzetami, inteligencja, ktory byl takim troche batmanem, ktory byl zdolny wpieprzyc avengersom <3.
Btw., dlaczego avengersi mieli taki bol tylka o to, ze spidey zabil tego jego morderce? Przeciez zarowno Iron Man, Wolverine, Black Widow, Thor czy Cap pacyfistami nie byli…
Niestety, tak jak pisałem, wszystko wraca na swoje miejsce. Teraz próbują zrobić z Black Cat nowego Crime Master czy kogoś takiego, ale tak naprawdę to stary otrzaskany schemat, więc też nic ciekawego. ;-]
A, i z Avengers to prawda – też, według mnie, zbyt mocno się przypięli do tego tematu. I za łatwo Spider-Man sobie z nimi radził,
Przeczytalem Supperiora i moja opinia Cie pewnie zaskoczy, ale mega, mega cholernie mi się podobał. W całym cyklu TAS nienawidziłem tego, że rozwój historii tak naprawdę NIC nie zmieniał w życiu Spider-mana. Wyobraź sobie, czytasz Pająka 30 lat i dalej jest to ten sam Pająk. Równie dobrze mógłbyś nie czytać, bo w jego życiu, charakterze, relacjach z innymi nie za bardzo miałoby się co zmienić. Ba, nawet te starsze SPideye za czasów Stana Lee i Ditko były ciekawsze. Wiadomka, były historie jak ta ze śmiercią Harry’ego, ale tak naprawdę nie zmieniało się nic. Ot, nawalanka z numeru na numer.
Potem był Straczyński i zmieniło się dużo, tylko co z tego, skoro te zmiany były chwilowe. Czemu nie ma nic o mocach totemicznych Pająka, czemu nie ma już organicznych sieci jak po historii z królową pająkow? Czemu zmiany z „The other” nie weszły w życie?
Można nienawidzieć Slotta za to, że kijowo pisze, że może zrobił coś, co nie powinien, że kiepsko zabił Petera. Ale! On przynajmniej ROZWIJA tę historię.:)
Co do Superiora – początkowo w ogóle mi się nie podobało, później się przekonałem, ale… finał jest taki, że znowu wszystko zostało odkręcone. Peter powrócił i status quo jest przywracany powoli do tego sprzed Superiora. Czyli powtórka z historii – tak to już chyba po prostu musi być z tymi superbohaterskimi komiksami. ;-]