Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Darth Bane #1: Droga zagłady, Drew Karpyshyn

D

Zachęcony tekstem Pawła, postanowiłem zakupić pierwszy tom z książkowej kolekcji Gwiezdnych Wojen. Aktualnie zaś jestem już w trakcie czytania… drugiego. Czyli tak, bardzo mi się spodobało. Pomyślałem, że na razie tylko krótko napiszę o „Drodze zagłady”, a szerzej wypowiem się po przeczytaniu wszystkich trzech części.
W tej chwili mogę powiedzieć tyle: warto tej serii dać szansę. Po pierwsze, w stosunku do aktualnych cen książek w Polsce, gwiezdna kolekcja kosztuje dosłownie śmieszne pieniądze. Pierwszy tom jest za 6 zł, każdy kolejny za 14 zł lub 11 zł, jeśli zdecydujemy się na prenumeratę. Po pierwszych dwóch książkach mogę powiedzieć, że to kawał naprawdę przyjemnej fantastyki – takiej do czytania wtedy, kiedy ma się ochotę na intelektualny chillout połączony z porywającą przygodą. Oczywiście, mam wielką nadzieję, że nie tylko pierwsze trzy tomy będą prezentowały taki poziom i że dalej będzie równie dobrze.

Niedługo pewnie napiszę krótko o drugim tomie, zaś po przeczytaniu trzeciego, a tym samem całości mini-cyklu „Darth Bane”, rozpiszę się na pewno znacznie bardziej. :]

Requiem dla snu, Hubert Shelby Jr. – Unikalna powieść, unikalny film

R

Ten tekst jest częścią cyklu „Książka kontra film”.

Darren Aronofsky ponoć kiedyś powiedział: „Musiałem zrobić film na podstawie tej powieści, gdyż słowa aż palą jej stronice”. Cóż, potwierdzam. Słowa palą stronice. Ale też kadry filmu palą taśmę. Dla mnie „Requiem dla snu” to fenomen niezależnie od formy jego podania.

Powieść można określić wieloma słowami, ale na pewno nie znalazłoby się wśród nich określenie „przystępność”. Na wiele sposobów – jest to po prostu koszmar. Zdania potrafią się ciągnąć na wiele linijek, zapominając zupełnie o takich detalach, jak składnia czy interpunkcja, przy okazji pozornie tracąc sens. Na całą książkę składa się zaś… prawie że jednolity tekst. Żadnych akapitów, jedna ściana tekstu – niezależnie od tego, czy mamy opis, dialog, monolog, strumień myśli czy może dialog na pięć osób. Wszystkim rządzi chaos, po prostu. Gdyby w ten sposób została opisana jakakolwiek inna historia, zapewne bym po prostu odpuścił, uznając autora za grafomana. Natomiast Hubert Shelby pokazał mi swoim „Requiem…”, że najlepszym sposobem na opisanie koszmaru, może być… koszmar właśnie. (więcej…)

Zagrałbym w dobrego Spider-Mana…

Z

Od zawsze miałem ochotę na dobrą grę ze Spider-Manem. Pamiętam, że gdy zaczęły się pojawiać pierwsze tytuły na licencji filmu, posiadały tak astronomiczne wymagania, że musiałem obejść się smakiem. A przynajmniej tak mi się wydawało wtedy, że możemy mówić o jakimkolwiek smaku.

Po paru latach, kiedy stałem się szczęśliwym posiadaczem Xboxa 360 (teraz jestem nie mniej szczęśliwym ex-posiadaczem Xboxa), miałem (nie)szczęście pograć w „Spider-Man 3”, bazującego na filmie Raimiego. To był dramat. Ale najwyraźniej byłem w nastroju na samookaleczenie, gdyż grę skończyłem, wytarłem pada z krwi, a pudełko wyrzuciłem za okno, celując w gołębia (napisałbym „Bogu ducha winnego gołębia”, ale jak wiadomo to, dosłownie, gówno prawda, za przeproszeniem). (więcej…)

Not Just KoZ #3: Jedi w twojej bibliotece

N

Autorem tekstu jest Paweł „Sinner” Partyka.

Niedawno w TV przykuła moją uwagę pewna reklama. Rzadko widzę reklamy książek. Tym rzadziej tych w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Nie trzeba było mnie specjalnie namawiać, bym pochylił się nad najnowszą ofertą Edipresse Polska – Kolekcją Książek Star Wars.

Nie ma osoby, która nie słyszała o Gwiezdnych Wojnach. Zdarzyło mi się spotkać kilka osób, które nie oglądały, lecz chociaż kojarzą tytuł. W nadwiślańskim kraju również nie brakuje fanów twórczości George’a Lucasa. Jest to marka, której nikt i nic nie zaszkodzi, nawet odgrzewane kotlety w 3D. Nie spodziewałem się jednak, że w Polsce – kraju o bardzo niskim poziomie czytelnictwa wśród obywateli – ktoś zdecyduje się reklamować taki sposób rozrywki. Kolekcja książek Star Wars to planowana pokaźna kolekcja 26 tytułów orbitujących wokół osi fabularnej znanej nam z filmów. Od starej republiki, poprzez wojny klonów, aż do zemsty Sithów i narodzin Dartha Vadera. Pierwszy tom to początek problemu zarówno dla Jedi, jak i ówczesnych Sithów. „Darth Bane: Droga Zagłady” autorstwa Drew Karpyshyna to tytuł, który musi być przeczytany przez każdego, kto uważa się za fana Gwiezdnych Wojen. Dawno temu, długo przed gwiazdą śmierci i Jar-Jar Binksem pewien chłopak uciekł z rodzinnej planety kopalnianej i dołączył do Imperium Sithów. Mroczni Lordowie zauważyli jego potencjał i wysłali go na Korriban, do Akademii Sithów. Tam właśnie narodził się Bane. Człowiek, który zmieni nie tylko oblicze wojny, ale i całej galaktyki. (więcej…)

Biały Orzeł… a może macie pytania do twórców?

B

Taka akcja na moim blogu będzie miała miejsce po raz pierwsze i przyznaję, że po cichu bardzo liczę na to, że Wam się spodoba. Bardzo niedawno pisałem o nowym polskim superbohaterze. Takim prawdziwym superbohaterze. Białym Orle. Otóż, nadarzyła się świetna okazja do przeprowadzenia wywiadu z twórcami! Nie ukrywam, mam do nich masę pytań. Czemu się zdecydowali na taki komiks? Czemu założyli własne wydawnictwo? Jak sobie radzą na rynku? Jakie mają plany na przyszłość? To tylko wierzchołek góry lodowej.

Pomyślałem jednak, że może macie jakieś pytania, na które sam bym w życiu nie wpadł? Macie? A podzielicie się? Najciekawsze pytania zadam twórcom podczas wywiadu, zaś w później opublikowanym tekście ich autorzy oczywiście zostaną wymienieni z „xywy”. :] Zasady są proste: swoje propozycje pytań do autorów „Białego Orła” piszcie w komentarzach pod tym wpisem. Czekam na propozycje do niedzieli, do godziny 23:59. Po tym terminie wezmę się za lekturę i stworzę listę najciekawszych, moim subiektywnym zdaniem, zagadnień.

Tak więc do dzieła! Łapcie za klawiatury, czekam z niecierpliwością na Wasze propozycje. :]

Konkurs z yerba mate od Yerbaciarni Terere – wyniki!

K

Danego słowa szczęśliwie udało mi się dotrzymać – jest niedziela, są też wyniki. Oczywiście, o ile nadejście niedzieli za bardzo ode mnie nie zależało, o tyle zebranie się w sobie i przejrzenie wszystkich 60 postów już tak. :] Początkowo bałem się, że będzie ciężko wybrać jedną wypowiedź, która najbardziej przypadnie do gustu, ale ostatecznie okazało się, że jest inaczej. Niejaki Hitokiri trafił w moje poczucie humoru niemalże idealnie. Jego wypowiedź co prawda nie zawiera walorów edukacyjnych i raczej należy do rzeczy z cyklu „nie róbcie tego w domu”, ale co tam – mnie rozbawiła i nic na to nie poradzę. Poniżej zaś owa wypowiedź, a jeszcze niżej, pod nią, parę informacji dla owego szczęśliwca, który zgarnął komplet do picia yerby – wraz z samą yerbą, rzecz jasna – ufundowany przez Yerbaciarnię Terere(więcej…)

Biały Orzeł – O pierwszym polskim, staroszkolnym superbohaterze i problemie z jego oceną

B

Stali czytelnicy mojego bloga wiedzą, że żadnym specem od komiksów nie jestem, ale lubię je czytać, a później o nich pisać. Teraz zaś trafił mi się temat wybitnie ciekawy. Jest nim „Biały Orzeł”, czyli powieść obrazkowa o pierwszym polskim superbohaterze. Czy może raczej – pierwszym polskim superbohaterze w takim staroszkolnym, superbohaterskim stylu. Z pseudonimem dokładnie odzwierciedlającym wygląd zewnętrzny, z kolorowym kostiumem, z majtkami na kalesonach… OK, majtki na kalesonach skończyły się w ubiegłym wieku, zaś kilka lat temu Christopher Nolan pokazał wszystkim, że strój superbohatera może być trochę mniej idiotyczny niż kiedyś.
I właśnie taki jest „Biały Orzeł” – na czasie, nowoczesny, wyraźnie inspirowany współczesną kreską takich gigantów, jak DC Comics czy Marvel. Trzeba przy tym zaznaczyć, iż graficznie dziecko ekipy Wizuale jest zdecydowanie bardziej w klimacie opisywanego przeze mnie „DC New52” czy czytanego wieki temu „Batman: Hush” niż niektórych bardziej karykaturalnie rysowanych przygód, chociażby, Spider-Mana. Zresztą twórcy, Adam i Maciej Kmiołkowie, nie kryją swoich inspiracji, wymieniając w podziękowaniach m.in. Jima Lee (wspomniany „Batman: Hush”) czy Todda McFarlane’a (jedne z najlepiej narysowanych przygód Spider-Mana w historii tej postaci – np. „Torment”). I bardzo dobrze! Po pierwsze, jeśli ma się do kogoś równać, to do najlepszych. Po drugie, jawna inspiracja jest jedną z, jak to się ładnie mówi, najwyższych form pochlebstwa. Po trzecie, wydaje mi się, że potrzebny nam taki komiks. Czemu? O tym będzie trochę dalej. (więcej…)

Podróż na Tajemniczą Wyspę – Szybki i wściekły Dwayne Johnson i jego driftujące pszczoły

P

O ile nie jestem fanem podróżniczo-przygodowego kina familijnego, o tyle na obejrzenie „Wyprawy na Wyspę Tajemnic” miałem kilka powodów. Dwie osoby, cztery słowa. Michael Caine oraz Dwayne Johnson. Czego chcieć więcej?

Oczywiście, odpowiedź na to pytanie brzmi: można chcieć jeszcze dobrego scenariusza, w miarę zgrabnego prezentowania sensownych wartości (w końcu to film familijny) i jako-takich efektów specjalnych, które nie będą polowały z dzidami na nasze oczy. Co ciekawe, „Podróż…” w ogólnym rozrachunku dała mi nie tylko dwóch aktorów, których bardzo lubię, ale też wszystko, co powyżej wymieniłem. Ukryć zaskoczenia nie sposób. (więcej…)

Angel-A – I'm on a mission from God

A

Premiera filmu „Angel-A” – na tę chwilę czekało przez, bez mała, sześć lat wiele osób. Wielbiciele Luca Bessona mieli nadzieję, iż produkcja ta będzie ostatecznym dowodem na geniusz ich idola – reżysera kilku kultowych filmów, m.in. „Leona Zawodowca” i „Nikity” – który ponownie stanął za kamerą. Natomiast jego zagorzali przeciwnicy, a tych również nie brakuje, liczyli na kolejną wpadkę pokroju chłodno przyjętej „Joanny d’Arc”. Wydaje mi się, że obraz z Jamelem Debbouzem i Rie Rasmussen w rolach głównych dostarczył odrobinę satysfakcji obu wymienionym grupom widzów.
Delektując się czarno-białą panoramą Paryża, poznajemy André (Jamel Debbouze), którywłaśnie zwisa z Wieży Eiffla i błaga o litość. Tak kończą w tym wielkim mieście wszyscy, którzy nie spłacają swoich długów na czas. Można jednak powiedzieć, że szczęście się do niego uśmiechnęło, co prawda szyderczo, ale jednak lichwiarze dali mu czas do północy. Nie mając specjalnie dobrych perspektyw na zdobycie dwudziestu kawałków w sześć godzin, André postanawia zrobić jedyną rozsądną rzecz, czyli skończyć ze swoim marnym, zakłamanym życiem. Biorąc pod uwagę liczbę mostów w mieście zakochanych, utonięcie wydaje się być dość atrakcyjną opcją. Wszystko poszłoby idealnie, gdyby nie to, że na ten sam pomysł wpadła nieszczęśliwa prostytutka, Angela (Rie Rasmussen). André, motywując się resztkami swojej godności, ratuje dziewczynę przed pewną śmiercią. (więcej…)

Gra o tron komiksowo

G

O tym komiksie będzie bardzo krótko z kilku powodów. OK, w sumie z dwóch: ani nie czytałem jeszcze powieści, ani nie oglądałem jeszcze serialu. A po pierwszym zeszycie mam wrażenie, że jednak obrazkowa „Gra o tron” jest skierowana właśnie do osób, które znają przynajmniej jedną z powyższych wersji. Może gdybym miał od razu kilka pierwszych komiksów, miałbym szansę na poznanie bohaterów i zżycie się z nimi. Niestety, część pierwsza bardzo skacze po wątkach, na każdym zostając po 3-4 strony, dlatego też jest raczej ciężka w odbiorze dla niewtajemniczonego.

To zaś, co przykuło moją uwagę, to zdecydowanie oprawa wizualna. Jest śliczna. Nawet jeśli sukces komiksu ma bazować jedynie na sukcesie czy to książki, czy serialu, widać, że twórcy włożyli w niego sporo pracy. Sama przyjemność – patrzeć na takie rysunki.

Za komiks dziękuję serdecznie Roztargnionemu Wilczurowi, naczelnemu bloga W Otchłanii Komiksu.

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze