Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Niuch, Terry Pratchett – Gorzki smak Świata Dysku

N

Świat Dysku od samego początku jest dla mnie bardzo ciekawą przygodą literacką. Zacząłem czytać książki należące do tego cyklu gdzieś osiem lat temu i przez ten czas zdążyłem poznać zdecydowaną większość z nich. Z Terrym Pratchettem spędzałem praktycznie wszystkie urlopy i wakacje, na ogół biorąc ze sobą przynajmniej jedną powieść jego autorstwa. Dzięki temu widziałem nie tylko, jak rozwija się to unikalne uniwersum, ale też – jak mi się wydaje – jak zmienia się sam autor. Spokojnie mogę powiedzieć jedno – od „Koloru Magii” do „Niucha” bardzo wiele się zmieniło.
Przyzwyczaiłem się, że powieści należące do cyklu Świat Dysku w ciągu ostatnich lat zaczęły uderzać w – może nie tyle poważniejszy ton co raczej – poważniejsze tematy. Pratchett zaczął brać na warsztat kolejne instytucje państwowe czy zjawiska społeczne, analizując je w swoim stylu, przy okazji niesamowicie pogłębiając swoje uniwersum. I tak dostaliśmy cały cykl o Straży Miejskiej, który przeżył metamorfozę nie mniejszą od tej, która dotknęła cały Dysk. Dostaliśmy też rewelacyjne „Piekło pocztowe” i „Świat finansjery”. „Niuch” zaś przynosi… gorycz, chyba jako pierwsza z powieści mistrza Pratchetta. Przynajmniej w takim wymiarze. (więcej…)

Konstrukt (#01-04) – Intrygujący komiks, po prostu

K

Przyznaję, że moje dosyć świeże zainteresowanie polskimi komiksami bardzo szybko rzuciło mnie na głęboką wodę. Po łatwym do przyswojenia „Białym Orle”, który zresztą oscylował bardzo blisko wokół klimatów, które znam całkiem przyzwoicie, przyszła pora na opowieść obrazkową, którą przetrawić i przyswoić jest już zdecydowanie trudniej. Co nie zmienia faktu, że po skończonej lekturze pierwszych czterech zeszytów „Konstruktu” autorstwa Jakuba Kijuca czuję się zaintrygowany.

Przez większość czasu będziemy towarzyszyli Erykowi Horowitzowi, genialnemu matematykowi i fizykowi, który, jak się zdaje, swoje niesamowite umiejętności przypłacił po części stabilnością psychiczną. Dla przykładu, regularnie ma wrażenie, że jego żona jest robotem. Oczywiście, nie jest to nic, z czym nie uporałyby się odpowiednie tabletki – na radzenie sobie z halucynacjami wymyślono już sporo sposobów. Ale może te rzekome halucynacje wcale nie są halucynacjami? A psychiatra jest kimś zgoła innymi, niż mogłoby się początkowo wydawać? Jedno jest pewne, wokół Eryka dzieje się znacznie więcej dziwnych rzeczy, niż on sam jest w stanie objąć umysłem. (więcej…)

Szepty – Angielski dworek, tajemnica i gęsta atmosfera; jest dobrze

S

Przy okazji pisania o „Kobiecie w czerni” życzyłem i Wam, i sobie, żeby takie filmy powstawały częściej. „Takie”, czyli zawiesiste dreszczowce, w których ważniejsze od wiadra flaków są napięcie i atmosfera. Szczerze mówiąc, nie myślałem, że to życzeniowe myślenie tak szybko wyda owoce na świat w postaci „Szeptów” (czy może raczej: ich polskiej premiery). Już po obejrzeniu zwiastuna poczułem się mocno zaintrygowany. Owszem, obawiałem się, że może być to kolejny film, który wygląda atrakcyjnie tylko w wersji dwuminutowej. Na szczęście, jak się okazało, wersja blisko dwugodzinna spełniła moje dosyć wysokie oczekiwania z nawiązką.

Florence (Rebbeca Hall) znana jest z dekonspirowania hochsztaplerów, żerujących na ludzkim cierpieniu. Nie jest tajemnicą, że w trakcie I Wojny Światowej straciło życie wiele osób. Jeśli wierzyć „Szpetom”, był to okres, kiedy w Anglii odnotowano znaczy wzrost zainteresowania duchami i życiem pozagrobowym w tej wersji z kryształowymi kulami i starymi paniami, które wyglądają, jakby też już powinny przejść na drugą stronę. Jak się jednak okazuje, Florence ściga podobnych oszustów nie tylko ze względu na wiarę w sprawiedliwość, ale również by poradzić sobie z demonami własnej przeszłości. Dlatego też przyjmuje kolejne zlecenie – postanawia odwiedzić szkołę z internatem (nie mylić z internetem – tego jeszcze nie mieli), w której, rzekomo, jeden z uczniów stracił życie właśnie przez kontakt z duchem. Czy naprawdę tak się stało? Czy to kolejna mistyfikacja? A może stary pałacyk kryje jakieś tajemnice, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego? (więcej…)

J. Edgar – Tak powinna być nakręcona Żelazna dama

J

Problem z filmami a charakterze biograficznym jest taki, że jeśli nie zna się dobrze przytaczanej postaci, ciężko jest go ocenić pod kątem innymi niż „podobało mi się, nie podobało mi się”. Tak miałem przy okazji „Żelaznej damy”, tak mam i przy „J. Edgarze” – moja wiedza o Margaret Thatcher jest podobnie ograniczona do tej o założycielu FBI, niejakim J. Edgarze Hooverze, który miał ponoć haka na wszystkich, a jego sekrety miały sekrety. Nie pozostaje mi więc, niestety, nic innego, jak dać Wam znać, czy ów film mi się podobał. A podobał się bardzo.

„Żelazna dama” została przytoczona nie bez powodu – obydwa filmy mają niemalże identyczną konstrukcję. Śledząc najbardziej współczesne wydarzenia z życiu bohaterów, jesteśmy również świadkami ich trudnych początków, przytaczanych w bardzo licznych retrospekcjach. Różnica polega na tym, że jedynym atutem filmu o angielskiej pani premier była Meryl Streep (a trzeba zaznaczyć, że to atut niezaprzeczalny), zaś scenariusz potykał się o własne nogi i sam nie wiedział, na czym chce się skupić. Tego problemu zupełnie nie ma przy „J. Edgarze”. Błyskotliwa gra DiCaprio jest „tylko” dodatkiem do solidnego scenariusza i świetnej reżyserii (za tę ostatnią zabrał się król kina, Clint Eastwood). Autorzy mieli pomysł na ten film i konsekwentnie się go trzymali. (więcej…)

Łowcy głów – Norwegia: Inny wymiar kinematografii

Ł

„Łowcy głów” to nie jest moja pierwsza przygoda z norweskim kinem. Czy może konkretniej – z norweskim kinem kryminalnym, wymieszanym w sporej dawce z akcją. Jeśli dalej będę oglądał podobne produkcje, to… chyba nie pozostanie mi nic innego, poddam się tej coraz silniej napierającej fali i wezmę się również za czytanie powieści ludzi z północy. Tak, ten film był świetny. Ale po kolei.

Głównym bohaterem jest Roger (w tej roli człowiek, którego nazwiska pewnie bym nie potrafił poprawnie wymówić, Aksel Hennie). Żyje w przeświadczeniu, że niski facet musi sobie wynagrodzić swój wzrost całą masą zewnętrznych bodźców. Stąd mieszkanie za 30 milionów, piękna żona i, dla urozmaicenia, kochanka na boku. Niestety, takie życie nie przychodzi tanio, w szczególności, gdy chce się jeszcze dogodzić kobietom. Choć Roger pracę ma niezłą, musiał znaleźć jakieś dodatkowe, intratne hobby. I tak też się stało – kradnie obrazy i szybko sprzedaje za granicą. Teraz trafiła mu się wyjątkowa gratka – trafił na trop odnalezionego po latach płótna Rubensa, które może być warte nawet sto milionów euro. Niestety, problem polega na tym, że jego aktualny właściciel jest ekspertem od tropienia ludzi – taka karma. Czy gra jest warta świeczki? (więcej…)

Mroczne cienie – Witajcie w świecie Burtona

M

Muszę być uczciwy, nie lubię recenzować filmów Tima Burtona. To jeden z tych autorów, którzy mają styl na tyle wyrazisty, że albo się ich kocha, albo nienawidzi. OK, może nie aż tak skrajnie – ale na pewno ciężko być wobec nich obojętnym. Mnie zaś Tim Burton intryguje, ale prawda jest też taka, że wolałem go, kiedy był biedniejszy.
Zanim przejdziemy do mojego osobistego stosunku do filmów Burtona, zajmijmy się fabułą. „Mroczne cienie” są opowieścią o Barnabie Collinsie (w tej roli Johnny Depp), nieszczęśniku, któremu zdarzyło się podpaść pewnej czarownicy. Bardzo seksownej czarownicy, trzeba dodać. Jako że owa dziewoja nie mogła go mieć dla siebie, postanowiła wybić mu całą rodzinę co do nogi, a jego samego zmieniła w wampira, po czym zakopała głęboko w ziemi. Splot wydarzeń sprawił jednak, iż nasz główny bohater obudził się dwieście lat później, w świecie, którego kompletnie nie rozumiał, z rodziną, której kompletnie nie znał. Jak zapewne się domyślacie, historia skupia się zarówno na porządkowaniu rodzinnych interesów, jak też na rozliczeniu się z osobą odpowiedzialną za nastały stan rzeczy. (więcej…)

Projekt X – Imprezy wchodzą w nowy wymiar

P

Rzadko trafiam na filmy, o których nawet nie wiem, co powiedzieć. Oczywiście, wyłączam z tej listy kino tak zwane „ambitne”, obrazujące trudny romans dwóch kaukaskich pasterzy lam, z których jeden lubi się przebierać w sukienki swojego ojca, który też miał problemy, a drugi nie ma rąk, ale kocha grać na skrzypcach. Mam tu na myśli film teoretycznie całkiem przyziemny. Ale nakręcony jednak tak, że mi, jako widzowi, brakuje słów.

Z mojego punktu widzenia „Projekt X” fabuły po prostu nie ma. Scenariusza, miałem wrażenie, też nie było, ale jak się okazało, ktoś na liście płac jako autor tegoż jednak figuruje, więc chyba jednak był. Przez półtorej godziny w kinie oglądałem zapis z, co by nie mówić, naprawdę imponującej imprezy. Trzech kumpli postanowiło, że urodziny jednego z nich muszą być na tyle głośne, by ludzie w końcu zaczęli na nich zwracać uwagi w szkole. Rodzicie wyjechali na weekend i pozwolili zaprosić astronomiczną liczbę pięciu osób. W rzeczywistości miało być około 50. Stanęło na piętnastu setkach. Imprezy nie przetrwało nic, zaś pies, jeden z lokatorów domu, pewnie do dziś chodzi do terapeuty. (więcej…)

Avengers – Komiksowe spełnienie marzeń

A

„Avengers” to film, na który – z jednej strony – czekałem, jak na zbawienie, a z drugiej: obawiałem się go niczym średnio sprawnego kierowcy TIR-a na trasie Warszawa-Białystok. Z jednej strony był potencjał na najbardziej epicką ekranizację komiksu w historii ludzkości. Z drugiej, istniało ryzyko, że twórcy zrobią kilka niezgrabnych manewrów niczym w drugiej odsłonie „Iron Mana” i wyjdą z widzem na czołówkę, kompletnie wprasowując go w asfalt. Szczęśliwie dla mnie, dla Was, ale i, jak mi się zdaje, dla spokoju sumienia owych twórców również – skończyło się na pierwszej z możliwości. Dostaliśmy najbardziej epicką ekranizację komiksu w historii ludzkości.
Siła tego filmu nie tkwi w samej fabule, gdyż ta jest prosta. Nasza piękna, spowita smogiem planeta staje w obliczu zagłady. O ziemski tron postanowił się ubiegać Loki, brat Thora, wygnany niedoszły władca mitycznej krainy Asgardu. A że nikt go swym władcą widzieć nie chce, Loki postanawia wszystko utopić, rzecz jasna, we krwi. Niestety, wspierany jest przez obcą rasę, która z kolei jest zainteresowana zdobyciem Tesseraktu, potężnego artefaktu, umożliwiającego łatwą podróż międzygwiezdną i zapewniającego niemalże nieskończone źródło energii. Z takimi siłami nikt nie jest w stanie się zmierzyć w pojedynkę. Jedyną nadzieją ludzkości jest zebranie w jednym miejscu wszystkich najpotężniejszych indywidualistów. Jest z nimi tylko jeden problem. Są indywidualistami. (więcej…)

Diablo 2 nostalgicznie

D

Gdy zapada zmrok, budzą się demony. Zgodnie jednak z wizją Blizzarda, w tym samym czasie rodzą się bohaterowie. Oczywiście, metaforycznie. Gdyby faktycznie wtedy się rodzili, byłoby trzeba poczekać jeszcze pi razy drzwi ze 20 lat, zanim będą zdolni uratować świat. Karmienie, trenowanie, szukanie magicznych mieczy w brzuchu zabitego wilka – to wszystko wymaga czasu. Ale o czym to ja… A tak, bohaterowie, Diablo, OK. Jak zapewne każdy wie, data premiery Dialbo III jakiś czas temu zmieniła się z blizardowskiego „soon” na 15. maja tego roku. Jako że czekam na ten dzień, jak na wypłatę premii za 12 lat ciężkiej pracy, postanowiłem jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, przypominając sobie Diablo II. (więcej…)

Not Just KoZ #5: O dziewczynie skaczącej przez czas

N

Autorem tekstu jest Dariusz „Carnifici” Pastuszka.

Dałem sobie proste wytyczne: „Napisz recenzję, która zachęci ludzi do kontaktu z japońskim kinem animowanym”. Jak zawsze powiedzieć łatwo, zrobić już trochu gorzej, jednakże cóż może być trudnego w napisaniu kilku słów o filmie, który łączy w sobie romans, dramat (a przynajmniej okruchy życia) i fantastykę naukową? Wszak takie połączenie trafi do każdego. Wyzwaniem jest jednak zrobić to tak, by na jednej produkcji z Kraju Kwitnącej Wiśni się nie skończyło.

Fabuła filmu kręci się wokół Makoto Konno, gimnazjalistki jakich wiele, którą wyróżnia tylko to, że zamiast przesiadywania w babskim towarzystwie, preferuje spotkania z dwójką przyjaciół i wspólną grę w baseball. Sytuacja niewiele się zmienia, gdy przez z pozoru przypadkowy bieg wydarzeń, staje się posiadaczką zdolności do cofania się w czasie. Ową moc wykorzystuje trywialnie, chcąc wypełnić każdy dzień zabawą i powtarzaniem wielokrotnie tych samych atrakcji. Niemniej, sielanka trwa krótko. Okazuje się bowiem, że tak z pozoru przyjemne korzystanie ze „skoków w czasie”, przynosi tragedie i kłopoty innym ludziom z jej otoczenia, a odkręcenie wszystkiego, staje się tytanicznym wysiłkiem. A początkowo łatwa opowieść, przemienia się w dramat z przesłaniem. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze