Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Parker – Statham księdzem

P

Kocham filmy, na których tytuł składa się jedno słowo, a głównym bohaterem jest Jason Statham. Mam już na tej liście takie hity, jak „Mechanic”, „Crank” (czyli rodzima „Adrenalina”), a teraz mogę jeszcze dopisać „Parkera”.

Jason wciela się w tytułowego Parkera – zawodowego złodzieja, który w gruncie rzeczy jest naprawdę dobrym gościem. Nawet jak idzie na skok, to przebiera się za księdza, a w przerwie od przeładunku Zielonych Prezydentów rozgrzesza tych, którzy zbłądzili. Czasem też kropi ich z Beretty czy innej klamki. (więcej…)

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie – Film, którego chciałem

X

Niektóre filmy są tak dobre, że warto się o nich solidnie rozpisać. Tak było ostatnio z „Edge of Tomorrow”. Są też jednak produkcje, które wyszły tak świetnie, że nie wymagają szczególnie rozbudowanego komentarza. Taka jest właśnie dla mnie najnowsza część przygód X-Menów, czy „Przeszłość, która nadejdzie”.

Historia została oparta na jednej z popularniejszych, komiksowych historii z grupą mutantów w roli głównej. Przyszłość nie rysuje się w szczególnie pozytywnych barwach. Jeśli posiadasz niewłaściwe geny, najprawdopodobniej już nie żyjesz albo zaraz umrzesz. A nawet jeśli jesteś „normalny”, to i tak pewnie już nie masz dachu nad głową, gdyż wieloletnie polowanie na mutantów zamieniło nasz nie najlepszy ze światów w jedno wielkie gruzowisko. Zaś to, co nie zostało jeszcze zdewastowane, jest przeczesywane bez przerwy przez grupy Sentineli, polujące na niedobitki zmutowanego ruchu oporu. Profesor X wraz z Magneto, przywódcy pozostałych przy życiu nosicieli genu X, postanowili chwycić się za przysłowiową brzytwę, by nie utonąć wraz z resztką swojego ludu. Szansę mają tylko jedną. Muszą wysłać kogoś w przeszłość, kto będzie w stanie powstrzymać twórcę Sentineli przed dopracowaniem swojego wynalazku. Niestety, jedyna osoba, która może przetrwać taką podróż, nie należy do najsprawniejszych dyplomatów. Jak się łatwo domyślić, na emisariusza z przyszłości zostaje wytypowany Wolverine. (więcej…)

Na skraju jutra – Narodziny nowego klasyka S-F?

N

Takie sytuacje nie zdarzają mi się zbyt regularnie. Idąc do kina na „Edge of Tomorrow” spodziewałem się co najwyżej solidnej, rzemieślniczo nakręconej rzeźni z tradycyjnym układem sił: ludzkość kontra obcy. I, oczywiście, gdybym dostał właśnie taki film, to byłbym cały w skowronkach i innym ptactwie. Gdyby zaś się okazało, że z sali kinowe wywiała mnie nuda, a wszystkie dobre sceny były już w trailerze… Cóż, nie byłaby to pierwsza taka sytuacja i nie byłoby nad czym rozpaczać. Lubię dobrze zrealizowane kino rozrywkowe i nie musi ono ze sobą nieść żadnych dodatkowych wartości, bym czuł się ukontentowany seansem. I tu czekało na mnie zaskoczenie – okazało się, że „Na skraju jutra” to… coś więcej. (więcej…)

Lazarus (#1-4) – Pani Łazarz z kataną

L

Czasem się zastanawiam, czy Łazarz zdawał sobie sprawę, jak ważne dla popkultury staną się jego losy. Cóż, pewnie nie – kino akcji i komiksy superbohaterskie nie były szczególnie popularne w jego czasach. Grunt, że jego wskrzeszenie stało się inspiracją dla przynajmniej kilku historii, które znam. W szczególności, że jego imię wymawiane „z angielska” ma w sobie coś epickiego. Lazarus. Brzmi dobrze. Tajemniczo. Ma się wrażenie, że za każdym razem, gdy się je wymawia, gdzieś w oddali piorun uderza w zamieszkany przez wampiry zamek. Pewnie dlatego znany z komiksów z Batmanem przywódca ligi zabójców, Ra’s Al Ghul, zamiast w sanatorium wolał spędzać czas w swoim Lazarus Pit. I pewnie dlatego też właśnie taki tytuł wybrali Greg Rucka oraz Michael Lark dla swojego komiksu. W końcu jeśli ktoś ma problemy z umieraniem, Lazarus jest imieniem jak najbardziej właściwym. (więcej…)

Wiedźmin #1 oraz #2 – Nowe podejście do komiksowego Geralta

W

Styczności ze starymi komiksami o naszym rodzimym zabójcy potworów nie miałem zbyt wielkiej. Czytałem kilka z nich wieki temu i… może to głupie, ale najbardziej po tych wszystkich latach zapadła mi w pamięci fikuśna fryzura Geralta. Reszta zaś, ze szczególnym naciskiem na treść, jest dla mnie pustą kartką. Dlatego też teraz, kiedy miałem okazję zabrać się za dwa zeszyty wydane ostatnio przez Dark Horse Comics, mogłem wyrobić sobie „drugie pierwsze wrażenie” o komiksowej wersji „Wiedźmina”.
Fabuła w swej konstrukcji przypomina w pewnym stopniu opowiadania Andrzeja Sapkowskiego, które swego czasu zostały wydane w dwóch tomach przez wydawnictwo Supernova. Podróżując zapomnianym szlakiem, Geralt spotyka samotnego łowcę, któremu brakuje dosłownie trzech ćwierci do czarnej śmierci. Podczas kłusowniczego procederu – znanego szerzej jako łowienie ryb – biedak nie zauważył, że sam jest obserwowany przez topielca. Jego szczęście, że akurat drogą przechodził specjalista do spraw topielców. Tak zaczyna się jedna z wielu przypadkowych znajomości Geralta z Rivii. I, tradycyjnie, prowadzi ona do przygody niemałego kalibru, która angażuje znacznie więcej potworów, niźli tylko tego jednego topielca. (więcej…)

Godzilla – Obyczajowy film z potworami bez potworów

G

Idąc do kina na tak zwane „monster movie”, mam bardzo proste oczekiwania – mają być potwory. Trzeba tu zaznaczyć, iż doskonałym ekwiwalentem potwora jest wielki robot. Jeśli maszkarony czy to organiczne, czy mechaniczne występują w filmie częściej od ludzkiej obsady pomocniczej, oznacza to, że film jest co najmniej OK. A jeśli to nudni, szarzy Kowalscy mają przewagę liczebną? Wtedy już twórcy muszą zacząć się bronić ogólnym konceptem, dobrze napisanym scenariuszem i przyzwoitym aktorstwem. I na ogół się nie bronią.

Pomysł na nową „Godzillę”, ujmując temat w wielkim skrócie, był właściwy. Naukowcy odkopali wielkie, złowrogie Coś w Kokonie. Coś się wykluło i zaczęło zjadać elektrownie atomowe. Szybko się okazało, iż broń konwencjonalna Cosia się nie ima i ludzkość ma już tylko jedną szansę na przetrwanie. Cała nasza nadzieja w tym, że pojawienie się wielkich potworów z bagien wybudzi ze snu przedwiecznego Króla Potworów, który przyjdzie żuć gumę balonową i przywracać równowagę we wszechświecie. (więcej…)

Conan Barbarzyńca: Królowa Czarnego Wybrzeża – Finezji brak

C

Moja przygoda z audiobookami zaczęła się bardzo przyjemnie – od świetnie zrealizowanego słuchowiska z żywymi trupami w roli głównej. Drugie podejście również zapowiadało się obiecująco. „Conan” to dobry materiał na rozrywkowe… cóż, wszystko co rozrywkowe – film, książkę, grę. Więc czemu i nie audiobook? Co prawda szans na jedynego słusznego odtwórcę tej roli – Arnolda – ze zrozumiałych przyczyn nie było, ale i tak byłem zainteresowany. Niestety, w trakcie odsłuchu okazało się, że moje umiarkowanie oczekiwania testosteronowo-relaksacyjne nie zostały do końca spełnione.
Z „Conanem” zawsze miałem jeden problem. Wydawałoby się, że nie jest szczególnie ciekawą postacią – ot, stereotypowy barbarzyńca, jakich pełno w fantastyce. Tyle że to tak, jak powiedzieć o Gimlim, że jest stereotypowym krasnoludem. Jasne, obydwaj ci bohaterowie doskonale w sztancę się wpasowują, gdyż… to oni byli wzorami do późniejszego naśladowania. Dlatego też biorąc się za „Królową Czarnego Wybrzeża” nie spodziewałem się rewolucji i miałem nadzieję na utwór dobrze wpisujący się w barbarzyński kanon. (więcej…)

Batman: Arkham Origins: Blackgate – Dwa wymiary Mrocznego Rycerza lepsze od trzech?

B

Premiera ostatniej gry z serii Arkham była dla mnie sporym zawodem. Mimo że Origins było dobre, to w stosunku do poprzedników trzeba tu koniecznie dodać: „tylko dobre”. A to gigantyczny krok w tył, biorąc pod uwagę, że wcześniej było po prostu genialnie. Pomyślałem jednak, że mimo wszystko chętnie dam szansę spin-offowi, który pierwotnie miał być tytułem ekskluzywnym dla przenośnych konsol Nintendo i Sony. Oczywiście, teraz już wiemy, że był to stan tymczasowy, a w „Blackgate” można też pograć na konsolach stacjonarnych i PC.

Akcja rozgrywa się niedługo po wydarzeniach z podstawowego „Origins”. Joker, Pingwin i Black Mask siedzą za grzechy młodości w tytułowym więzieniu Blackgate. Niestety, szybko się okazuje, że kraty nie są dla nich szczególną przeszkodą – trójka łotrów przejmuje władzę nad zakładem karnym i dzieli się strefami wpływów. Zadaniem Batmana będzie, oczywiście, wyręczenie policji z Gotham i zrobienie porządku za więziennymi murami. Tym razem jednak nie będzie sam, gdyż zdalnie będzie go wspierał nie kto inny, jak Kobieta Kot. (więcej…)

Amazing Spider-Man 2 – Pająk, na którego czekałem

A

Spider-Man jest jednym z moich ulubionych superbohaterów, co nie jest chyba zaskoczeniem dla nikogo, kto czasem do mnie zagląda. Filmy o nim jak dotąd jednak umiarkowanie trafiały w mój gust. Trylogię Sama Raimiego wspominam z bólem. Choć pierwsza część była naprawdę przyjemna i w sympatyczny sposób wierna komiksowemu pierwowzorowi, dalej było tylko gorzej. Mimo pojedynczych dobrych scen i genialnej obsady drugoplanowej, przygody Petera Parkera z Tobeyem Maguirem coraz głośniej wołały o pomstę do nieba. Po wielu latach nadeszła wreszcie pora na restart filmowego uniwersum i… podobało mi się znacznie bardziej, ale ideału nadal nie było. Marc Webb miał wiele ciekawych pomysłów, zaś główne role zostały obsadzone po prostu doskonale. Całość jednak została zdominowana przez chaos, spowodowany nadmiarem wątków, przez co w ogólnym rozrachunku otrzymaliśmy film „tylko” dobry. (więcej…)

Ród M – O marzeniach i brutalnym przebudzeniu

R

Lubię historie alternatywne. Gdy już poznam lepiej jakąś postać, ciekawie jest poczytać wizje różnych autorów „co by było gdyby”. Czasem jest to po prostu inny przebieg zdarzeń, jak wtedy, gdy to Bruce Wayne został Zieloną Latarnią. A czasem zmienia się praktycznie wszystko poza głównymi bohaterami, jak w „Spider-Man Noir”, gdzie znane nam postaci żyły w kompletnie odmienionym świecie, stawiając czoła nowym sytuacjom. I jest też „House of M”. Historia alternatywna tak gigantyczna, że objęła swoim wpływem większą część głównego uniwersum Marvela. A w finale okazało się, że nie była wcale aż tak alternatywna.

Pamiętacie Wandę Maximoff? Córkę Magneto, znaną jako Scarlett Witch, która w pojedynkę siała śmierć i zniszczenie w Nowym Jorku, skupiając swoje siły przede wszystkim na Avengersach? To ona doprowadziła do rozbicia grupy w „Avengers: Upadek”, który to tom również był częścią Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, tak jak zresztą i „Ród M”, nad którego treścią właśnie dumamy. Cóż, ten spokój zostanie ponownie zburzony wraz z powrotem Wandy, której, jak się okazuje, nawet Charles Xavier i Magneto nie są w stanie pomóc. I nie są też w stanie jej okiełznać. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze