Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje

Superior Spider-Man #1 – Nowy kierunek Człowieka Pająka

S

Aktualnym twórcom Spider-Mana – w szczególności Danowi Slottowi – trzeba jedno przyznać. To, co zrobili z Peterem Parkerem w „Amazing Spider-Man #700” sprawiło, że chwyciłem za pierwszy numer Lepszego Człowieka Pająka, znanego też jako „Superior”. Dla przypomnienia… Nie, przed właściwym przypomnieniem, inne przypomnienie. Ten tekst jest jednym wielkim spoilerem. I jeśli będę częściej pisał o najnowszych przygodach ścianołaza, to zawsze musicie na nie uważać, gdyż na ogół będę pewnie streszczał cały zeszyt. Żeby też od razu rozwiać inne wątpliwości, powyższe tyczy się tylko serii „Superior Spider-Man”.

OK, wróćmy do przypomnienia właściwego. Peter Parker w pewnym sensie nie żyje. Jego ciało owszem – nadal przechadza się po tym nie najlepszym ze światów, ale teraz jego zasobami gospodaruje nie kto inny, jak Otto Octavius, znany też jako Doctor Octopus. Jeśli o tym jeszcze nie słyszeliście i właśnie zatrzymała się Wam akcja serca, myślę, że powinniście najpierw zajrzeć do tego tekstu, zanim ruszycie dalej. Oczywiście, zakładając udaną reanimację. (więcej…)

Umarł Pająk, niech żyje Pająk…?

U

Dziś ma miejsce światowa premiera 700. zeszytu przygód Spider-Mana. Oczywiście, ta liczba jest mocno przekłamana, w rzeczywistości owych zeszytów było tak naprawdę pewnie coś między 1.800 a 2.000. Na tę liczbę składają się wszystkie serie, takie jak „Web of Spider-Man”, „Peter Parker: Spider-Man” etc. Ale tym najważniejszym zawsze był cykl „Amazing Spider-Man” i to właśnie on obchodzi w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia swój jubileusz. Sytuacja jest to o tyle niesamowita, że owa seria po raz pierwszy od 50 lat zostaje… zawieszona.

Chciałbym napisać, że „tak naprawdę nie jest to koniec komiksów o ścianołazie, ponieważ od teraz będzie się ukazywać Superior Spider-Man”. Ale nie napiszę. A to dlatego, że to już nie będzie ten Człowiek Pająk, którego znamy od pięciu dekad. (więcej…)

Iron Man: Execute Program – Świetna kontynuacja genialnego Extremis

I

Cykl „Extremis” będący częścią „Iron Man vol. 4” pokazał mi, że nawet tasiemiec może porywać fabułą i zachwycać dopracowanymi rysunkami. Byłem ciekawy, czy wątek rozpoczynający się zaraz po nim będzie choć w połowie tak dobry, czy może jednak znacznie bardziej przybliży się do tego, co znam chociażby z cyklicznych przygód Spider-Mana. Jak się okazało, „Execute Program” może nie podnosił poprzeczki, ale też nie oddalał się za bardzo od jej wysokiego poziomu.

Tym razem za historię odpowiedzialny jest duet Daniela i Charlesa Knaufów, zaś rysunki w obroty wzięli Patrick Zircher oraz Scott Hanna. Historia rozpoczyna się niedługo po zakończeniu wydarzeń znanych z „Extremis”. Tony Stark jest już praktycznie jednością nie tylko ze swoim pancerzem, ale też ze wszystkimi innymi swoimi wynalazkami – chociażby siecią satelitów. Pozwala mu to między innymi na równoczesne prowadzenie spotkania rady nadzorczej oraz prowadzenie walki na trzech frontach. Niestety, w międzyczasie na światło dzienne zaczęły wychodzić dowody, świadczące o tym, że „po godzinach” Iron Man zajmował się polowaniem na terrorystów, odpowiedzialnych za śmierć jego przyjaciela. Problem w tym, że równocześnie Tony Stark zaczął cierpieć na zaniki pamięci… (więcej…)

Iron Man: Extremis – Pokochałem na nowo człowieka z żelaza

I

O ile od początku jestem wielkim fanem filmów z Iron Manem, o tyle nigdy nie miałem okazji go lepiej poznać od stricte komiksowej strony. Na dobrą sprawę, widziałem go tylko podczas gościnnych występów u Spider-Mana, na przykład w serii „Carnage”. Postanowiłem to zmienić i pogrzebałem trochę w internecie, żeby dowiedzieć się, od czego warto zacząć. Padło na „Extremis”. I zdecydowanie nie żałuję.

Muszę tu zaznaczyć jedną rzecz. „Extremis” nie jest wydawnictwem typu „limited series”, czyli zamkniętą historią opowiedzianą na przestrzeni kilku zeszytów, tak jak na przykład wspomniany wyżej „Carnage” czy „Spider Man: Reign”. Ten wątek fabularny jest „po prostu” częścią „tasiemcowego” Iron Mana, wydawanego regularnie przez Marvela. Czemu uważam ten fakt za ciekawy? Ponieważ z mojego doświadczenia wynika, że na ogół scenariusze tasiemców bardzo odstają poziomem od „limited series”. Chociażby dlatego, że – jak to tasiemce – muszą się ciągnąć w nieskończoność. A tu taka niespodzianka, „Extremis”. Podobną niespodzianką zresztą był dla mnie „Spider-Man: Torment”, który w rzeczywistości był wydany w ramach tasiemca „Peter Parker: Spider-Man”. (więcej…)

Carnage U.S.A. – Lekkie acz widoczne zejście ze ścieżki perfekcji

C

„Venom/Carnage” oraz „Carnage” to jedne z moich ulubionych komiksów z udziałem Spider-Mana, nawet mimo faktu, że pierwsza z wymienionych serii nie traktowała bezpośrednio o nim. Świetnie napisane scenariusze Zeba Wellsa z cudowną oprawą wizualną autorstwa Claytona Craina wciągały mnie od pierwszej strony i nie puszczały, dopóki nie dobrnąłem do okładki ostatniego z zeszytów. Szczerze mówiąc, myślałem, że z „Carnage U.S.A.” będzie identycznie – ci sami autorzy, sprawdzona galeria postaci, czego chcieć więcej? Niestety, identycznie nie było. Było i owszem – bardzo dobrze. Ale w stosunku do kontynuacji serii „Carnage” miałem jednak nadzieję na nadużywanie epitetu „genialnie”, a to mi chyba jednak nie grozi… (więcej…)

The Dark Knight (#01-08) – To nie jest kolejny scenariusz od Nolana…

T

…niestety. Tak, lubię nolanowską wizję Batmana. Owszem, można się do paru rzeczy przyczepić, ale i tak coraz bardziej się nakręcam na to, co nasz czeka w kinie w lipcu. Piszę zaś o tym, żebyście przez przypadek nie pomylili serii wydawanej w ramach „New 52” oraz wspominanych filmów – to dwie odrębne rzeczy. Niestety, nie różnią się tylko scenariuszem, ale też jego jakością. Do tego stopnia, że gdy skończyłem czytać siódmy zeszyt, nie zauważyłem, że wątek fabularny już się w sumie skończył, a miesiąc później zaczął się już inny…

Fabuła pierwszych siedmiu zeszytów „The Dark Knight”, autorstwa Paula Jenkinsa i Davida Fincha, rozkręca się w taki sposób, że gdy dotarłem do jej finału, nie miałem pojęcia, że „to już”. Po raz kolejny, największa na świecie klatka na superzłoczyńców okazała się wadliwa – fala osób stabilnych emocjonalnie, tylko że inaczej, wylała się ponownie ze szpitalu Arkham prosto na ulice Gotham. Niestety, tym razem większość z nich zdaje się być pod wpływem jakiejś nowej toksyny, która znacząco zwiększa ich siłę fizyczną, ale pozbawia strachu i wyobraźni. Liczba rozbojów i masakr sięga tak astronomicznego pułapu, że Batman przestaje powoli wiązać koniec z końcem i część spraw po prostu mu umyka – jak choćby okazanie wsparcia komisarzowi Gordonowi, gdy ten tego najbardziej potrzebuje. (więcej…)

DareDevil Noir – Tak powinny wyglądać wszystkie komiksy z tej serii

D

Z serią „Noir” wiążę sporę nadzieje i oczekiwania odkąd przeczytałem komiksy o Spider-Manie, stanowiące jej część. Po tak genialnym początku, przyszły niestety chwile zwątpienia. „Iron Man Noir” był po prostu zły. Szczęśliwie, tożsamy „Punisher” otarł łzy goryczy po tak nieudanej lekturze, choć też nie do końca. Los się jednak do mnie uśmiechnął. Następny w kolejności był „Daredevil Noir” i okazało się, że ta mini-seria kopała prawie tak mocno, jak „Eyes Without a Face”.

Tradycyjnie, bohaterem jest Matt Murdock, niewidomy nieszczęśnik, który doszukuje się sprawiedliwości, przemierzając nocą ulicę Nowego Yorku w krzykliwym czerwonym kostiumie, zaś za dnia ratując świat jako prawnik. Tak przynajmniej było w oryginale. Ponownie, „Noir” wnosi liczne zmiany, nie tylko związane z czasem akcji (jak w przypadku innych serii, tak i tu są to okolice roku 1930). Tym razem Matt nie może już pomagać uciśnionym jako prawnik, gdyż nigdy prawnikiem nie mógł zostać. Szczęśliwie, kostium też nie jest już aż tak krzykliwy. Bez zmian pozostały jego nadludzkie umiejętności – po utracie wzroku, znacząco wyostrzył mu się słuch, służąc niczym sonar. Niestety, musi za to płacić dodatkową cenę – nie tylko słyszy więcej od innych, ale również słyszy głośniej. Znacznie głośniej. Jak się zapewne domyślacie, wystrzał z pistoletu boli go fizycznie, jeszcze zanim dosięgnie go kula. Jeśli w ogóle go dosięgnie. (więcej…)

Punisher Noir – Mrocznie i… po włosku

P

Przygody Tego, Który Karze (kolejny dowód na to, że nie wszystko dobrze brzmi po polsku) są już trzecim zestawem zeszytów z komiksowej serii Noir od Marvela, za którą się zabrałem. Ostatnio miałem lekko spalone podejście do niby mroczniejszej wersji Iron Mana – jednego z moich ulubionych bohaterów. Uznałem więc, że przy kolejnym wyborze wezmę się za postać, którą znam mniej lub kojarzy mi się z potwornie kiepskimi filami i Johnem Travoltą. Padło na to ostatnie, czyli siłą rzeczy na Punishera.
I jest dobrze. Nie zakochałem się w tym komiksie, daleko mu na mojej prywatnej skali do „Spider-Man Noir” oraz „Eyes Without a Face”, ale bawiłem się naprawdę dobrze. Przez trzy zeszyty historia mnie wciągnęła, w czwartym… cóż, w czwartym wyszło trochę podobnie do tego, co zaserwował „Iron Man Noir”, czyli zwrot fabularny, które pozostawiał na twarzy wyraz zagubionego zdumienia. Ale w ogólnym rozrachunku wyszło bardzo ciekawie, w szczególności, że scenariusz jest poprowadzony w bardzo ciekawy sposób przez pierwsze dwa numery. Nie będę zdradzał, o co chodzi, nie chcę Was jakkolwiek naprowadzać na ten wątek. Przyznaję, że ja zrozumiałem, co zrobili twórcy, dopiero gdy odkryli wszystkie karty. Dałem się zaskoczyć, a to jest wielki plus. Aha, proszę, nie czytajcie wpisu na anglojęzycznej wikipedii, tam jest wszystko oczywiście ładnie zespoilowane. (więcej…)

Iron Man Noir – Noir? Gdzie?

I

Mimo miłości od pierwszego przeczytania, po skończeniu przygody ze „Spider-Man Noir” oraz jego kontynuacją, „Eyes Without a Face”, długo nie wróciłem do cyklu Noir. Głównym powodem chyba jest, paradoksalnie, fakt, jak bardzo spodobała mi się mroczna historia Petera Parkera. Ba, „spodobała”, to po prostu za słabe słowo. Jako się rzekło w pierwszym zdaniu, to była miłość. A obiło mi się o uszy, że, niestety, inne części cyklu nie są tak dobre. Postanowiłem nie ryzykować i odczekać. Po wielomiesięcznej przerwie przyszła pora na kolejne podejście. Padła na Iron Mana, ponieważ należy on do jednych z moich ulubionych postaci uniwersum Marvela.
Zapoznajmy się więc z „Iron Man Noir”.  (więcej…)

Biały Orzeł #2 – Pierwszy lot trwa nadal

B

Stanąłem przed trudną decyzją – jak pisać o „Białym Orle”? Czy „recenzować” każdy zeszyt z osobna, pisać o całych, zamkniętych wątkach fabularnych czy też wybrać drogę pośrodku: pisać krótko o każdym numerze, a później dłużej o serii. Wiedziałem jedno – chcę pisać o nim w miarę często z tego prostego powodu, że projektowi bardzo kibicuję. Dlatego też postanowiłem obrać ostatnią ze ścieżek. Dziś będzie raczej krótko, ale po kolejnym odcinku, który – jak się zdaje – zamyka cykl „Pierwszy lot”, trochę bardziej rozwinę skrzydła (ha… ha…).

Podobnie do pierwszego numer, drugi również serwuje wiele informacji, wprowadzając czytelników w uniwersum „Białego Orła”. Dostajemy między innymi zarys odpowiedzi na pytanie, czy komiks będzie nawiązywał szerzej do polskości, do naszej ojczystej historii. Zdaje się, że tak właśnie będzie – pojawiła się postać, która takie rozwiązanie wyraźnie sugeruje. Przedstawiona została również enigmatyczna postać dziecięca – Alicja – względem której mam niestety pewne obawy. Nie jestem fanem postaci dziecięcych – tak w komiksach, jak i filmach czy książkach. Niestety, bardzo często rozwiązania związane z prowadzeniem takiego bohatera czy bohaterki miewają naiwny wydźwięk – zobaczymy, jak sobie z tym poradzą autorzy. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze