Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje

1602 – Inkwizytor Magneto kontra sir Fury

1

Wielka Kolekcja Komiksów Marvela miała ostatnio hojną rękę, jeśli chodzi o serwowanie czytelnikom historii mniej lub bardziej alternatywnych. Najpierw były dwa tomy bardzo dobrego „Ultimates”, a teraz przyszła pora na prawdziwą jazdę bez trzymanki, czyli „1602” ze scenariuszem Neila Gaimana. To jeden z tych tomów, które można pokochać dzięki ich niesztampowości, albo od których można się boleśnie odbić przez zbyt intensywne igranie z nerwami czytelnika.

A, uwierzcie mi, Neil Gaiman w swoim komiksie wodzi czytelnika za nos iście wybornie. Przez kilka godzin autor „Amerykańskich bogów” i „Chłopaków Anansiego” droczył się ze mną, obsadzając dobrze znanych mi bohaterów w najróżniejszych rolach. Jedni ulegli zmianom bardziej powierzchownym, wynikającym ze zmiany czasu i miejsca akcji. Dla przykładu – Nick Fury wystąpił w roli szefa służb specjalnych, służących Jej Królewskiej Mości, zaś Magneto dalej bawił się w budowanie swoich bractw mutantów, lecz tym razem robił to jako inkwizytor. Są też jednak bohaterowie, którzy zachowali jedynie swoje podstawowe cechy charakteru, ale dostali zupełnie niespotykane dotąd role. Taki Peter Parker (tu: Peter Parquagh) zamiast łazić po ścianach, był bohaterem znacznie bardziej przyziemnym, zajmującym się przede wszystkim spełnianiem poleceń swojego przełożonego, sir Fury’ego. Nadal jednak w głębi serca drzemał w nim naukowiec. I pewnie jesteście ciekawi, czy posiadał moce Człowieka Pająka? Cóż, sam też byłem ciekawy, ale odpowiedzi szybko nie dostałem. A może w ogóle nie dostałem? Ha, będziecie musięli się przekonać sami! Na podobnej zasadzie – mniej lub bardziej – przetworzeni zostali również inni klasyczni bohaterowie Marvela, zachowując różne stopnie podobieństwa do swoich protoplastów. Poza wymienionymi wyżej postaciami, na kartach komiksu spotkacie również DareDevila, Profesora „Wózka” X wraz z kilkoma X-Ludźmi czy Fantastyczną Czwórkę. (więcej…)

Ultimates – Gdyby drużyna Avengers powstała na początku XXI wieku

U

Pierwszy tom „Ultimates” to świetna okazja, by odpowiedzieć sobie na jedno z pytań dotyczących sensu istnienia: czy lubisz restarty? Czy lubisz, gdy znani na wylot bohaterowie przyjmują role trochę inne lub skrajnie inne? Czy lubisz różne podejścia do tego samego tematu? I wreszcie: czy dla Ciebie liczy się tylko klasyka, czy może jest jednak miejsce na uwspółcześnianie starych opowieści? Ja już jakiś czas temu pogodziłem się faktem, że jestem elastyczny i chętnie łapię się za reimaginacje różnych serii. „Ultimates” to po raz kolejny potwierdziło. Co więcej, mam wrażenie, że jest to seria, która może zachęcić do okazjonalnego przeczytania wersji alternatywnej nawet tych bardziej zagorzałych przeciwników. (więcej…)

Weapon X – Logan, jakiego znamy, Logan, jakiego kochamy

W

Zawsze staram się podchodzić z dużą dozą rezerwy do klasycznych komiksów. Zdaję sobie sprawę, że często jest bardzo ciężko docenić niektóre ze starszych historii, które kiedyś były przełomowe i zniewalały umysły fanów, a dziś… cóż, a dziś już mocno nie przystają do aktualnych standardów narracyjnych. Powrotu do „Weapon X” obawiałem się zaś w dwójnasób, gdyż był to właśnie… powrót. Czytałem ten komiks wieki temu, kiedy ukazał się w ramach świetnej serii Mega Marvel, i bardzo mi się podobał. Głupi jednak byłem niemożebnie i moja kopia gdzieś zaginęła*. Zaś samej fabuły już praktycznie nie pamiętałem, więc postanowiłem przeczytać opowieść jeszcze raz, tym razem już dzięki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. (więcej…)

Fantastyczna Czwórka: Uzasadniona interwencja – Fabularne burdello boom boom

F

Pisząc tekst o „Niepojętym”, czyli poprzednim tomie przygód marvelowskiej rodziny z Wielkiej Kolekcji, miałem okazję zaznaczyć, że Fantastyczna Czwórka nie jest szczególnie blisko centrum moich komiksowych zainteresować. Sam tom jednak nie pchnął owej drużyny w żadną stronę – miał i mocne, i słabe strony, a że te się w miarę równoważyły, to moje zainteresowanie FF ani się nie zwiększyło, ani nie zmalało. Cóż, tak jak bezboleśnie łyknąłem „Niepojęte”, tak przy „Uzasadnionej interwencji” prawie się udławiłem.

Warto zaznaczyć, że omawiany tom jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z „Niepojętego”, co w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela aż tak często się nie zdarza. Jeśli Was więc ten temat ciekawi, zachęcam do sięgnięcia najpierw po poprzedni tekst – ekipa twórcza się w tym czasie nie zmieniła, więc w praktycznie wszystkich aspektach mówimy o pełnej ciągłości. Akcja przenosi nas do Latverii, gdzie Reed Richards postanawia się ostatecznie rozprawić z dziedzictwem teoretycznie martwego Doktora Dooma. Ot, na wszelki wypadek, gdyby owa teoria jednak w praktyce się nie sprawdziła, a zainteresowany swoim zmartwychwstaniem Victor faktycznie by powrócił do świata żywych. (więcej…)

Fantastyczna Czwórka: Niepojęte – Faktycznie, pojąć ciężko

F

Przygody tak zwanej Pierwszej Rodziny Marvela to ten element dorobku Domu Pomysłów, na którym się kompletnie nie wyznaję. Jeden z wielu takich elementów, muszę dodać, by być uczciwym. Reeda Richardsa wraz z krewnymi i kolegami kojarzę z dwóch kiepskich filmów kinowych, które wiele osób uważa chyba wręcz za abominacje. Jego radosna choć lekko nadęta kompania przewijała mi się też w różnych innych komikach, ale nigdy nie czytałem niczego poświęconego stricte im. Ponownie dzięki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela udało mi się wypełnić tę lukę.

Moje zainteresowanie „Niepojętym” szybko wzrosło, gdy dowiedziałem się, że osią intrygi będzie Doktor Zagłada (mam przed sobą świetlaną przyszłość tłumacza filmów kinowych). Chciałem właśnie się brać do streszczania wstępu do serii, aby tradycyjnie móc choć pobieżnie zarysować, z czym czytelnik będzie miał do czynienia. I muszę tu uczciwie przyznać, iż w przypadku „Niepojętego” ciężko jest to zrobić. Akcja rozwija się tak szybko i dzieje się tak wiele, że praktycznie wszystko, co napiszę będzie większym bądź mniejszym spoilerem. Starczy może więc, że powiem, iż największy wróg Fantastycznego Kwartetu postanawia zbratać się bliżej z magią, by móc poigrać z naukowym sposobem myślenia Reeda z domu Richards. (więcej…)

Not Just KoZ #11: Thor – The God Butcher

N

Autorem tekstu jest Mateusz „DD” Zadrożny.

Co można powiedzieć o Gromowładnym Thorze? Na pewno to, że przed dwoma filmami z uniwersum Marvela nie był przesadnie popularny. Dla większości wiadomym było tylko, że walczy młotem, jest z Asgardu i przemierza niebiosa na rydwanie ciągniętym przez kozły (czemu nie było tego w Goat Symulator?). Dopiero kinowe uniwersum sprawiło, że Bóg Gromu zwrócił na siebie większą uwagę czytelników, a co najważniejsze – przyciągnął do siebie lepszych scenarzystów i rysowników.

Tak też się stało. Do niżej opisanych zeszytów serii „Thor: God of Thunder” rękę przyłożył Jason Baron, znany między innymi z bardzo dobrego (moim zdaniem) „See Wakanda and Die” z Black Panther. Rysunkami zajął się za to Esad Kibic – jest to moje pierwsze spotkanie z tym panem i złego słowa o nim powiedzieć nie mogę. Bardzo lubię taki typ kreski. Jedyne, do czego bym się przyczepił, jest sposób, w jaki rysowana jest twarz syna Odyna. Momentami wygląda jakby miał bardzo dziwnie zbudowaną czaszkę, a zwłaszcza żuchwę. (więcej…)

Justice League: War – Świetny materiał na animację, znacznie gorszy na komiks

J

Jedna z ostatnich animacji DC Comics – „War” – nie powaliła mnie może na kolana, ale w ogólnym rozrachunku całkiem mi się podobała. W 70 minutach został całkiem zgrabnie zmieszczony dosyć trudny temat tworzenia się jednej z dwóch największych superbohaterskich drużyn w historii komiksów. W miarę rozumiem ograniczenia, jakimi rządzą się tego typu animacje, więc na pewne rzeczy po prostu nie zwracałem uwagi. Tak, część postaci została potraktowana po macoszemu. I tak, sama fabuła nie wzbudzała większego zainteresowania, zaś intryga – jeśli w ogóle o intrydze można tu mówić – nie tworzyła żadnego napięcia. OK, wybaczam to – to trudny temat, czasu było mało, a ładna oprawa wizualna częściowo odciągała uwagę od mielizny fabularnej. I bawiłem się dobrze, a to ważny czynnik.

Mam jednak problem podejść tak samo do komiksu, który mógł być tak długi, jak było to potrzebne. „War” jest pierwszym wątkiem, jaki pojawił się w komiksach o Lidze Sprawiedliwych po restarcie uniwersum DC w ramach serii „New 52”. I, jak na narodziny tak ważnej drużyny, wyszło naprawdę kiepsko. (więcej…)

Lazarus (#1-4) – Pani Łazarz z kataną

L

Czasem się zastanawiam, czy Łazarz zdawał sobie sprawę, jak ważne dla popkultury staną się jego losy. Cóż, pewnie nie – kino akcji i komiksy superbohaterskie nie były szczególnie popularne w jego czasach. Grunt, że jego wskrzeszenie stało się inspiracją dla przynajmniej kilku historii, które znam. W szczególności, że jego imię wymawiane „z angielska” ma w sobie coś epickiego. Lazarus. Brzmi dobrze. Tajemniczo. Ma się wrażenie, że za każdym razem, gdy się je wymawia, gdzieś w oddali piorun uderza w zamieszkany przez wampiry zamek. Pewnie dlatego znany z komiksów z Batmanem przywódca ligi zabójców, Ra’s Al Ghul, zamiast w sanatorium wolał spędzać czas w swoim Lazarus Pit. I pewnie dlatego też właśnie taki tytuł wybrali Greg Rucka oraz Michael Lark dla swojego komiksu. W końcu jeśli ktoś ma problemy z umieraniem, Lazarus jest imieniem jak najbardziej właściwym. (więcej…)

Wiedźmin #1 oraz #2 – Nowe podejście do komiksowego Geralta

W

Styczności ze starymi komiksami o naszym rodzimym zabójcy potworów nie miałem zbyt wielkiej. Czytałem kilka z nich wieki temu i… może to głupie, ale najbardziej po tych wszystkich latach zapadła mi w pamięci fikuśna fryzura Geralta. Reszta zaś, ze szczególnym naciskiem na treść, jest dla mnie pustą kartką. Dlatego też teraz, kiedy miałem okazję zabrać się za dwa zeszyty wydane ostatnio przez Dark Horse Comics, mogłem wyrobić sobie „drugie pierwsze wrażenie” o komiksowej wersji „Wiedźmina”.
Fabuła w swej konstrukcji przypomina w pewnym stopniu opowiadania Andrzeja Sapkowskiego, które swego czasu zostały wydane w dwóch tomach przez wydawnictwo Supernova. Podróżując zapomnianym szlakiem, Geralt spotyka samotnego łowcę, któremu brakuje dosłownie trzech ćwierci do czarnej śmierci. Podczas kłusowniczego procederu – znanego szerzej jako łowienie ryb – biedak nie zauważył, że sam jest obserwowany przez topielca. Jego szczęście, że akurat drogą przechodził specjalista do spraw topielców. Tak zaczyna się jedna z wielu przypadkowych znajomości Geralta z Rivii. I, tradycyjnie, prowadzi ona do przygody niemałego kalibru, która angażuje znacznie więcej potworów, niźli tylko tego jednego topielca. (więcej…)

Ród M – O marzeniach i brutalnym przebudzeniu

R

Lubię historie alternatywne. Gdy już poznam lepiej jakąś postać, ciekawie jest poczytać wizje różnych autorów „co by było gdyby”. Czasem jest to po prostu inny przebieg zdarzeń, jak wtedy, gdy to Bruce Wayne został Zieloną Latarnią. A czasem zmienia się praktycznie wszystko poza głównymi bohaterami, jak w „Spider-Man Noir”, gdzie znane nam postaci żyły w kompletnie odmienionym świecie, stawiając czoła nowym sytuacjom. I jest też „House of M”. Historia alternatywna tak gigantyczna, że objęła swoim wpływem większą część głównego uniwersum Marvela. A w finale okazało się, że nie była wcale aż tak alternatywna.

Pamiętacie Wandę Maximoff? Córkę Magneto, znaną jako Scarlett Witch, która w pojedynkę siała śmierć i zniszczenie w Nowym Jorku, skupiając swoje siły przede wszystkim na Avengersach? To ona doprowadziła do rozbicia grupy w „Avengers: Upadek”, który to tom również był częścią Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, tak jak zresztą i „Ród M”, nad którego treścią właśnie dumamy. Cóż, ten spokój zostanie ponownie zburzony wraz z powrotem Wandy, której, jak się okazuje, nawet Charles Xavier i Magneto nie są w stanie pomóc. I nie są też w stanie jej okiełznać. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze