Wiecie, po czym można poznać, że film ociera się od doskonałość? Po tym, że bohater obiera ziemniaki, a Wy siedzicie na kancie fotela, kurczowo zaciskacie pięści, pocicie się z napięcia i zaklinacie wszystkie znane siły wyższe, aby mu się tylko udało. Właśnie taki jest „Whiplash”. Choć opowiada „tylko” o ambitnym perkusiście i jego pozbawionym skrupułów nauczycielu, wyszedłem z kina mokry, przejęty i wstrząśnięty.
W pewnym sensie mam nawet wrażenie, iż nie jest do końca ważne, o kim lub czym konkretnie tak naprawdę jest „Whiplash”. W trakcie seansu bardzo szybko poczułem, że główny bohater – pięknie zagrany przez Milesa Tellera – mógłby grać na gitarze, a nie perkusji. Albo uprawiać dowolnie wybrany sport, grać w szachy czy właśnie obierać ziemniaki. Zaś J.K. Simmons mógłby nie być nauczycielem w szkole jazzowej, tylko trenerem, szefem kuchni czy jakimkolwiek innym mentorem. „Whiplash” ma, według mnie, cechy uniwersalnego filmu o pasji, poświęceniu i pragnieniu wielkości. (więcej…)