Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje filmów

Batman – SubZero – Nietoperek jest, szału nie ma

B

W ramach niedawnego nocnego maratonu z animowanymi adaptacjami komiksów, który przygotowałem sobie we własnym zakresie, nie widziałem niestety samych filmów tak dobrych, jak „Superman – Doomsday” czy „Superman & Shazam – The Return of the Black Atom”. Trafiły się też takie – bądźmy szczerzy – szroty, jak „SubZero” z Batmanem, który zaraz weźmiemy na warsztat.

Fabuła ma sporo punktów wspólnych z niesławnym „Batman & Robin” Joela Schumachera (osoby niewtajemniczone odsyłam do brawurowej recenzji Nostalgia Critic – jeśli jeszcze jej nie znacie, to siądźcie wygodnie i przygotujcie popcorn). Nie tylko mamy tego samego arcyprzeciwnika – Mr. Freeze’a – ale też i wątek śmiertelnie chorej żony tegoż. Tak, pamiętam z kreskówki, że ten motyw zawsze był jego motorem napędowym, ale w tym filmie jest to wybitnie mocno zaakcentowane. Oczywiście, w takim wypadku nie mogło się obyć bez kompletnego sterroryzowania Gotham City i szybkiego włączenia Batmana do akcji. (więcej…)

Superman & Shazam – The Return of the Black Adam – o początkach Kapitana Marvela

S

Tak jak Marvel ma masę dobrych pomysłów na filmy aktorskie na podstawie swoich komiksów, tak DC naprawdę bryluje w zakresie animacji. Nie dość, że często mają lepszą fabułę od produkcji „live action” (vide naprawdę dobry „Superman – Doomsday”), to i potrafią zainteresować postaciami, o których wcześniej nie miało się większego pojęcia. W przeciwieństwie do bardzo wysokobudżetowych produkcji, mogą sobie pozwolić na popularyzowanie bohaterów mniej znanych. Takim właśnie ruchem jest seria „DC Showcase”, z której miałem okazję oglądać krótkometrażówkę o niejakim Shazamie, znanym też jako Captain Marvell. (więcej…)

Superman: Doomsday – umarł król, niech żyje król

S

„Doomsday” to pierwsza z serii bardzo licznych animacji powstałych na podstawie komiksów od DC, które postanowiłem obejrzeć. Jako że miałem do wyboru bodaj z kilkanaście tytułów, padło właśnie na ten – z jednego, konkretnego powodu. Otóż, wiedziałem, że Doomsday był przyczynkiem do tak epickich tytułów, jak „The Death of Superman” czy „Funeral for a friend” (zresztą, istnieje kapela, która swoją nazwę zaczerpnęła właśnie z tego drugiego komiksu). Uznałem więc, że to dobry start. Zastrzegam przy okazji, że nie jestem żadnym specem od DC. Co się tyczy Supermana – czytałem parę komiksów, między innymi te wspomniane powyżej, oglądałem kreskówkę, jak byłem mały, pamiętam serial „live action”, który drzewiej leciał na Polsacie, i, oczywiście, widziałem filmy. Ale w zawiłościach chronologii romansów, zdrad, śmierci i zmartwychwstań zupełnie się nie orientuję, więc do tematu podchodziłem jako zupełny laik. (więcej…)

Historia przemocy – Przyzwoity przestępca

H

Tom Stall wiedzie życie spokojne i ułożone. Uchodzi za wzór wszelkich cnót obywatelskich, na co sobie zasłużył, prowadząc nienaganny bar, w którym stołują się niemalże wszyscy mieszkańcy miasta oraz będąc przykładnym ojcem rodziny. Ma wkraczającego w okres dojrzałości syna, Jacka, i młodziutką córkę, Sarah – prawdziwe oczko w głowie kochających rodziców. Do tego może się również poszczycić przepiękną żoną, za którą oglądają się wszyscy mężczyźni w okolicy… Omal bym nie zapomniał o jeszcze jednej ważnej części życia Toma. Ma on również swoją… przeszłość.
Życie człowieka może się czasem obrócić o 180 stopni przez jeden głupi zbieg okoliczności. Lub – jeśli ktoś tak woli – przez zrządzenie losu. Pewnego dnia do baru Toma zawitało dwóch gentlemanów poszukiwanych w kilku stanach za wielokrotne morderstwa. Ich jedynym celem było oczywiście zdobycie funduszy na dalszą podróż po Ameryce – nie spodziewali się jednak, że napotkają opór. Gdy tylko pierwszy z nich wyjął broń, został natychmiast powalony przez właściciela lokalu, uzbrojonego jedynie w dzbanek kawy. Los drugiego był jeszcze mniej ciekawy, gdyż skończył naszpikowany ołowiem z broni partnera. Tom został jednogłośnie okrzyknięty lokalnym bohaterem. Były światła, kamery, zdjęcia i pytanie: „Kto go nauczył zabijać?”. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, gdy bar odwiedziło dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Jeśli wierzyć ich słowom, Tom wcale nie jest tym, za kogo się podaje… (więcej…)

Batman: Początek – Drugi początek Mrocznego Rycerza

B

Ciężko zacząć recenzję filmu, o którym wszystko zostało już powiedziane. Którego bohater jest już znany na wylot, by nie powiedzieć, że jest wręcz zużyty, a mimo to ciągle jest tematem rozmów wielu grup tematycznych. Ile razy można odgrzewać tego samego kotleta? „Batman i Robin” był przykładem na to, że liczba ta jest wielce ograniczona, a jej przekroczenie owocuje nie tyle spalenizną, co armagedonem. Cuda się jednak zdarzają, a naszym lokalnym cudotwórcą okazał się Christopher Nolan, który udowodnił już raz, że ma zadatki na kinematograficznego mesjasza. To właśnie spod jego ręki wyszło wiekopomne „Memento”! Do dziś naukowcy nie stwierdzili, co Nolan zrobił z owym „kotletem” (zapewne utylizował), gdyż „Batman – Początek” nie przypomina w niczym znanej wszystkim, starawnej potrawy. Po jego obejrzeniu ma się tylko takie dziwne, matrixowskie wrażenie – „Stara saga nie istnieje!”. (więcej…)

X-Men: Ostatni bastion – Miejmy nadzieję, że jednak nie ostatni

X

„X-Men 3: Ostatni bastion” był, bez dwóch zdań, jednym z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku. Dwie poprzednie części kinowych przygód mutantów zyskały sobie tylu sympatyków, że powstanie kolejnych sequeli było jedynie kwestią czasu. Oczywiście, wszyscy mieli nadzieję, że produkcja ponownie będzie trzymała poziom poprzedniczek. Pierwsze zagrożenie dla tej sielskiej wizji przyszłości, w której wszystkie adaptacje komiksów są piękne i wierne zarazem, przyszło nieoczekiwanie – zmieniła się osoba reżysera i na stołku Bryana Singera zasiadł Brett Ratner (odpowiedzialny m.in. za „Godziny szczytu” i „Family man”). Oczywiście, nie był to powód, by od razu popadać w panikę, więc rzesze fanów Wolverine’a postanowiły cierpliwie czekać do dnia premiery, by po seansie wydać swój werdykt. Doczekali się. Czy było warto? (więcej…)

X-Men – Wzór do naśladowania

X

„X-Men” Bryana Singera z roku 2000 to jeden z pierwszych filmów, które powstały na fali manii adaptowania komiksów na srebrny ekran. Jak już dziś dobrze wiemy, większość takich produkcji jest pełna mielizn technicznych, intelektualnych i interpretacyjnych (swoboda, z jaką scenarzyści przystosowują dla swoich potrzeb historie opowiedziane przez rysowników, bywa czasem powalająca). Udanych przeniesień jest naprawdę niewiele, a ich liczba wcale nie wzrasta z upływem lat tak szybko, jak by się tego chciało. Do udanych prób można zaliczyć między innymi pierwszą odsłonę „Spider-Mana” (choć i tak nie ustrzegła się ona licznych wpadek), Burtonowskie „Batmany”, legendarne już „Sin City” oraz… właśnie „X-Men”. Tak jest, drodzy czytelnicy – film z mutantami w roli głównej jest, jak dotąd, jedną z najlepszych adaptacji komiksu!
(więcej…)

Bez śladu – a mogłem się nie zgodzić…

B

Oglądając „Bez śladu”, ciągle miałem przed oczami jedną scenę z „Jay i Cichy Bob kontratakują” Kevina Smitha. Matt Damon i Ben Afleck kręcą właśnie „Good Will Hunting 2: Hunting Season” i rozmawiają o tym, jak to na ogół grają w filmach, na które mają ochotę. Aż przychodzi taki moment, kiedy znajomy reżyser prosi ich, by zagrali w kręconym właśnie przez niego szrocie. W tym momencie Matt i Ben zerkają w kierunku kamery. Tak samo się czuję ja. Na ogół recenzuje filmy, na które mam ochotę. A teraz przyszła pora na zajęcie się produkcją „na życzenie”. Z wyrzutem patrzę w kierunku znajomego portalu filmaster.pl. (więcej…)

Transformers 3 – oszukany po raz drugi

T

Albo miałem halucynacje, albo pierwszy film o Transformerach był zaskakująco dobry. Ba, wręcz bardzo dobry. Tym większy ból sprawiło mi oglądanie drugiej części, która była ewidentnym dowodem na to, że twórcy brali już zbyt mocne dragi, a Megan Fox nie powinna nosić białych kozaków. Trójka jest lepsza od dwójki tylko z jednego powodu. Mianowicie, zgodnie ze wszystkimi prawami prawdopodobieństwa gorsza po prostu być nie mogła.

Zacznijmy od omówienia podstawowego błędu, który został popełniony nie tylko w poprzedniej odsłonie filmu o wielkich robotach, ale też w piątej części „Szybkich i wściekłych”. Otóż, jeśli idę na rzeczonych szybkich, co się wściekli, chcę dwóch rzeczy – ładnych wozów i szybkich pań (czy jakoś tak). Panie na seansie oczywiście mogą liczyć wtedy na walory Vina Diesela. Kiedy zaś wchodzę do kina i zamiast samochodów mam ciążę jednej z bohaterek, to wiem, że coś się dzieje. Złego się dzieje. Nie chcę dramatu, nie chcę fabuły, chcę Forda Mustanga i driftu! Jak to się ma do najnowszego filmu Michaela Baya? Otóż, idąc na film pod tytułem „Transformers”, co chcę zobaczyć? Przerośnięte roboty, które zamieniają się w Forda Mustanga i driftują. Albo przeistaczają się w wielkiego 18-kołowca i są tak fajne, że adrenalina mnie rozsadza od samego patrzenia na nie. Jak więc myślicie – jak się czułem, kiedy okazało się, że „Transformers 3” skupia się bardziej na tym, czy jakiś tam Sam dostanie pracę, czy jej nie dostanie? I czy sukienka głównej bohaterki się nie ubrudzi? Albo szminka nie rozmaże? Robotów było w tym filmie tak mało, że ze szczęśliwej kozy, zmieniłem się w bardzo, bardzo smutną pandę. (więcej…)

Kung Fu Panda 2 – misiek w jeszcze lepszej formie

K

Przyznaję, że po seansie z drugą częścią „Kac Vegas” miałem lekki lęk przed wybraniem się na nową „Kung Fu Pandę”. Pierwsza część podobała mi się po prostu niezmiernie i obawiałem się, że będzie to kolejna seria, którą dotknie syndrom odcinania kuponów od sławy. Zresztą, w przypadku animacji jest to – albo przynajmniej: była – sytuacja dosyć standardowa. Wystarczy wspomnieć kontynuacje tak epickich filmów, jak chociażby „Król lew”. Na szczęście, nowe przygody Po to również zupełnie nowa jakość.
(więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze