Tak jak Marvel ma masę dobrych pomysłów na filmy aktorskie na podstawie swoich komiksów, tak DC naprawdę bryluje w zakresie animacji. Nie dość, że często mają lepszą fabułę od produkcji „live action” (vide naprawdę dobry „Superman – Doomsday”), to i potrafią zainteresować postaciami, o których wcześniej nie miało się większego pojęcia. W przeciwieństwie do bardzo wysokobudżetowych produkcji, mogą sobie pozwolić na popularyzowanie bohaterów mniej znanych. Takim właśnie ruchem jest seria „DC Showcase”, z której miałem okazję oglądać krótkometrażówkę o niejakim Shazamie, znanym też jako Captain Marvell.
Konstrukcja fabuły jest bardzo prosta i ma jeden cel – zapoznać widzów z genezą i ogólną charakterystyką postaci Kapitana Marvella. Poznajemy młodego Billy’ego Batsona w okresie, kiedy jeszcze nie myślał, że może zostać prawdziwym superbohaterem, takim jak Superman. Jak się jednak szybko okazuje, ostatnie lata jego nieprostego życia były testem sprawdzającym. Niejaki Shazam, czarodziej zamieszkujący na Ziemi, szukał należytego następcy, który potrafiłby wykorzystać swoją moc do czynienia dobra. I przy okazji powstrzymałby „poprzedniego następcę”, tytułowego Czarnego Adama, który okazał się gustować raczej w sprawianiu bliźnim odpowiednio pokaźnego cierpienia. Oczywiście, żeby uatrakcyjnić animacje, nie mogło zabraknąć gościnnego występu Supermana, na co wskazuje zresztą sam tytuł.
Animacja prezentuje niemalże najwyższy możliwy poziom i daleko odstaje od prostej kreski i „blokowości” postaci, które znamy między innymi z animowanego serialu o Supermanie, jak i – w lekko innej formie – z przytaczanego już filmu „Doomsday”. Pozytywnie zaskoczyły mnie również choreografie walki, które są dynamiczne i ładnie zmontowane – co ciekawe, naprawdę potrafią zbudować lekkie napięcie. Tego typu produkcje pokazują, ile ciekawych walorów – tak artystycznych, jak i fabularnych – można wycisnąć z superbohaterskiego tematu. Kolejnych części „DC Showcase” zdecydowanie będę wyglądał na horyzoncie – to jeden z przyjemniejszych sposobów na poznawanie mniej popularnych superbohaterów, jaki mógłbym sobie wyobrazić.
Czarny Atom czy Adam?
Jak najbardziej Adam – nie wiem, skąd mi się wziął ten „Atom”, ale pisałem tak wszędzie z uporem maniaka. Dzięki za uwagę. :]
Adam. ; )
Świetna recenzja (jak zawsze z resztą).Tylko nie wiem na ile „wiarygodna”,ponieważ samej animacji nie widziałem bo jakoś odstrasza mnie kreska i kolory (są jak w anime,a ja nie lubię anime).Aczkolwiek postaram się w wolnym czasie nadrobić zaległości i obejrzeć (już wcześniej miałem zamiar to zrobić,ale przekładałem seans na później aż w końcu o tym zapomniałem,ale ktoś był na szczęście tak miły i mi przypomniał :] ).
Nie no, do anime – nieważne jakiego – to jeszcze kawałek drogi, jednak zdecydowanie, według mnie, czuć „amerykańskość” kreski. A barwy są po prostu znacznie bardziej nasycone niż w przypadku starych animacji (co dla mnie akurat jest plusem, ale rozumiem, że może się nie podobać).
A co z „Batman in the future”? To chyba moja ulubiona seria w tym stylu, szkoda tylko, że niedokończona ^^’
Chyba chodzi Ci o Batman Beyond czy tak?
Możliwe 🙂 Oglądałam to kilka lat temu, jednak trudno teraz znaleźć nawet na torrentach. Batman i jego młody padawan w czarnym technowdzianku.
Tak, to „Batman Beyond”, czyli u nas „Batman 20 lat później” xP A niedługo będzie u mnie recenzja filmu pełnometrażowego z tejże serii.
[…] mówiąc, naprawdę dobrze z tego zadania wywiązał się tylko omawiany kiedyś przeze mnie „Shazam”. Kolejne animacje, które widziałem, owszem – prezentowały postać, ale nie za wiele […]