Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Puzzle Quest: Galactrix – …bo Puzzle Quest był zbyt dobry

P

Puzzle Quest, ten pierwszy, wielką grą był. Tako rzecze KoZa i tysiące innych graczy, nie wyłączając z tego również pokaźnej grupki ludzi „z branży”. Praktycznie wszyscy fani gier logicznych i RPG kupili pomysł na połączenie swoich ulubionych dwóch gatunków. W szczególności, że Infinite Interactive dopracowało swoje dzieło niemalże do obłędu. Dlatego też Galactrix miał zarazem i z górki, i pod górkę. Lżej, ponieważ dostał kredyt zaufania za Challenge of the Warlords. Ciężej, ponieważ tego zaufania nie wolno było mu zawieść. Zawiódł. (więcej…)

3:10 do Yumy – recenzja

3

Fani westernów od wielu lat nie mają zbyt wielu okazji do radości. Gatunek ten dawno już przestał być numerem jeden na liście najchętniej produkowanych filmów, więc nie ma się co dziwić, że i premier za dużo nie ma. W takim wypadku trochę kuriozalna może wydawać się sytuacja, gdy western, przełamujący długi sezon ogórkowy, jest w rzeczywistości „jedynie” remake’iem starego hitu (z roku 1957), a nie zupełnie nowym, odkrywczym obrazem.

Historia należy do cyklu tych typowych dla dzikiego zachodu i można ją sklasyfikować jako „bandyci kontra ranczerzy”. Dan Evans (Christian Bale) ma na głowie żonę, dwóch synów oraz naprawdę spory długo do spłacenia wobec miejscowego posiadacza ziemskiego. Na domiar złego, podczas wojny stracił stopę, co zdecydowanie nie ułatwia prowadzenia rancza. Nic więc dziwnego, że gdy dostaje szansę za zarobienie okrągłej sumki, zgadza się niemalże bez pytania o warunki. Zasady są proste – dostanie 200$ (nie śmiejcie się – wtedy to była naprawdę konkretna gotówka) za dostarczenie dopiero co schwytanego bandyty i mordercy, Bena Wade’a (Russell Crowe), na pociąg do Yumy, który zawiezie skazańca wprost na szafot. Problem w tym, że w ślad za jeńcem i jego eskortą podąża siedmioosobowy gang, gotów zrobić wszystko, by uwolnić swojego szefa. (więcej…)

Teenage Mutant Ninja Turtles – Zielone. Wojownicze. I właśnie wróciły do akcji

T

Wojownicze Żółwie Ninja zawitały ponownie na ekranach kin – po niemalże dwóch dekadach wakacji – bez większego rozgłosu i szumu w mediach. Oczywiście, „brak większego rozgłosu” oznacza w tym jakże hollywoodzkim przypadku tyle, że w szkolnych sklepach nie zaczęto jeszcze sprzedawać gumy do żucia z Donatellem, a kiosków nie szturmują małolaty w poszukiwaniu naklejek. Trzeba jednak przyznać, że ze wszystkich „komiksowych” produkcji ostatnich lat, to właśnie „Teenage Mutant Ninja Turtles” należało do ekipy skromniej rozreklamowanych blockbusterów (plakaty „Spidermana 3” wiszą w niektórych miejscach po dziś dzień). Cóż… z małej chmury duży deszcz, jak to mawiali starożytni.

Fabuła może być lekkim zaskoczeniem dla wszystkich, którzy choć trochę znają stare filmy czy seriale z żółwiami w roli głównej. Kevin Munroe – scenarzysta i reżyser w jednej osobie – uznał, że nie ma sensu opowiadać jeszcze raz dobrze znanej wszystkim historii. Dlatego też nie spotkamy w filmie legendarnego schwarzcharakteru – Shreddera. Za to, żeby nie było nudno, zieloni wojownicy ninja będę musieli zmierzyć się z całą nową plejadą „tych złych”, którzy pragną opanować świat. Tym razem pewien bogaty biznesmen uznał, że koniecznie trzeba skorzystać z niemalże unikalnego ułożenia planet, by przyzwać potężne zastępy potworów z innego świata. Kto może temu zapobiec? Wiadomo. (więcej…)

Męska Historia – Męska historia. Bez biegania po stołach

M

„Drugie Stowarzyszenie Umarłych Poetów” – taka łatka została już przez wielu krytyków przypięta do Męskiej historii, adaptacji sztuki Alana Benetta o tym samym tytule. Nie owijając zbytnio w bawełnę – jest to, według mnie, określenie po prostu krzywdzące dla najnowszego filmu Nicholasa Hytnera. Całe szczęście, Męska historia nie jest kolejną opowieścią o skrzywdzonych przez los, rodziców i system edukacji chłopcach, biegających po stołach i krzyczących „Kapitanie, mój kapitanie”. Nie ma też Robina Williamsa, co dla wielu widzów może być dodatkową zaletą.

Podobieństwa do „Stowarzyszenia…” kończą się po kilku pierwszych minutach filmu. Głównymi bohaterami są uczniowie zwykłego angielskiego liceum, przed którymi otworzyła się możliwość dostania się do jednego z dwóch najlepszych collage’y w kraju: Oxfordu lub Cambridge. Jednak główny nacisk scenariusza szybko schodzi z samej nauki i skupia się na wzajemnych relacjach chłopców oraz ich nauczycieli. Trzeba zaznaczyć, że całość jest bardzo wyraźnie i bezpośrednio podszyta homoseksualizmem (ale nie tylko nim). (więcej…)

Aliens vs Predator 2 – recenzja

A

„Daj bejsbol!” – te i kilka innych mocnych tekstów, które rozłożyły na łopatki całą salę, to – o dziwo – nie efekt twórczości scenarzystów AvP2, lecz… naszych rodzimych tłumaczy. Fakt, podczas seansu śmiechu było co nie miara i to w momentach, które raczej powinny napawać lękiem, a nie dławić histerycznym kaszlem. Ale… Tak – jest pewne „ale”! O ile było sporo poważnych wpadek, znalazło się też kilka elementów, które podniosły z dna kolejną część epickiej walki obcego z Predatorem. Zaskoczeni? Ja zdecydowanie.

Zapytacie pewnie, czym to AvP2 tak zaplusowało, że nie objechałem go doszczętnie już w pierwszym akapicie? Otóż, było zdecydowanie lepsze od „jedynki”, która to ukazała się przeszło trzy lata temu. A to już coś. Po drugie, jeśli ktoś oczekiwał doszczętnej jatki z masą dobrze przygotowanych efektów specjalnych, ten się nie zawiódł. Po trzecie… no, była przy tym wszystkim kupa – zamierzonego przez twórców bądź nie – śmiechu. Innymi słowy, mimo że sama produkcja prezentuje poziom stanów średnich w SF, daje sporo przyzwoitej rozrywki. Na razie o niezbyt wielu eGRAnizacjach można było tak powiedzieć. (więcej…)

Death Race – Tak powinny wybuchać wszystkie samochody

D

Nie liczyłem na wiele – chciałem Forda Mustanga, Forda Mustanga z CKM-em na masce i Forda Mustanga z CKM-em na masce i fajną laską na miejscu pilota. Co dostałem? Tak jest, owego Forda ze wszystkimi dodatkami!

Jak się zapewne domyślacie, scenariusz momentami kuleje, a momentami go praktycznie nie ma. Oto nasz ulubieniec, Jason Statham, trafia do więzienia o zaostrzonym rygorze. Mówią, że zabił żonę, ale prawda jest inna – był kierowcą Nascar. A w tym więzieniu akurat brakowało jednego kierowcy Nascar, więc zarząd postanowił wrobić Jasona w morderstwo. Ale Jason nie jest tak głupi, jak się spodziewali, i udaje mu się drogą dedukcji oraz przy użyciu wielkiego klucza francuskiego dojść, kto tak naprawdę stał za śmiercią jego małżonki. Na szczęście, cały ten bełkot jest tylko tłem, które bardzo szybko ginie pod naporem naprawdę efektownych wyścigów. Nie musicie się martwić ani o przegadane dialogi, ani o nadmiar czegoś, co twórcy chcieliby móc nazwać głębią psychologiczną – Death Race nie udaje dramatu i chwała mu za to! (więcej…)

Planet Terror – 10/10, I love you, Rodriguez!

P

Tarantino i Rodriguez są specami w wielu dziwnych dyscyplinach. Tylko oni potrafią nakręcić kolorowy czarnobiały film czy skłonić najsławniejszych do zagrania w filmie kategorii B, zapisując przy okazji swoje i ich nazwiska złotymi zgłoskami w annałach światowej kinematografii. Teraz do listy talentów doszło jeszcze robienie tanich filmów za naprawdę grubą kasę. Pierwszą część „Grindhouse” – „Death Proof” – mieliśmy okazję obejrzeć kilka miesięcy temu. Teraz przyszła pora na zapoznanie z zamykający dylogię „Planet Terror”.

Tak jak przy okazji „Death Proof” Tarantino stał za kamerą, a Rodriguez zajmował się „jedynie” produkcją, tak teraz role się odwróciły. Różnica jest jak zwykle łatwa do zauważenia, gdyż style obu twórców różnią się wręcz drastycznie – w „Planet Terror” dialogi zeszły na drugi plan, by zostawić pole do popisu wartkiej akcji. Fabuła spełnia podstawowy wymóg kina tego typu – przypuszczalnie scenariusz mieścił się na jednej kartce A4 i zawierał głównie uwagi w stylu „i on wtedy wysadza samochód”. Porucznik Muldoon (Bruce Willis) rozpyla w powietrzu silną truciznę, która zmienia ludzi w zombie. Tylko mała grupa ludzi – w tym tajemnicz Wray a.k.a. El Wray (Freddy Rodríguez) oraz jednonoga striptizerka Cherry (Rose McGowan) – z nieznanych powodów nie zostają zainfekowani i mogą stawić czoła zagrożeniu. Są sami, są otoczeni i mają tylko dziesięć ton amunicji – zgadnijcie, czym to się może skończyć? (więcej…)

Puzzle Quest: Challenge of the Warlords – Demon w klocku zaklęty

P

Puzzle Quest to ten typ prostej gry logicznej, która potrafi ukraść z życia wiele godzin. Gorzej, to gra logiczna połączona z RPG. Elementy fabularne w tym przypadku oznaczały jeszcze więcej nocy przesiedzianych przed konsolą. W końcu, od układania klocków może być lepsze tylko układanie klocków połączone z eksterminacją goblinów i rozwojem postaci. Serio. I nie, Puzzle Quest nie był pierwszą grą, z którą się zetknąłem po wyjściu z dżungli po 20 latach życia z dala od cywilizacji. Nie, to po prostu czysta postać geniuszu, kryjącego się w prostocie. (więcej…)

Kingdom Under Fire: Circle of Doom – …bo na scenariusz nie starczyło budżetu

K

Seria Kingdom Under Fire znana była dotąd z dosyć strategicznego podejścia do przebijania się przez hordy piekielne. I zaskarbiła sobie tym miłość graczy oraz, zupełnie przy okazji, zestaw naprawdę ładnych ocen w prasie. Omawiane Circle of Doom mieści się fabularnie między Crusaders a Heroes i, co niezmiernie ciekawe, rezygnuje ze znaku rozpoznawalnego poprzedników, czyli… owego taktycznego podejścia. Panowie i panie z Blueside postanowili przepotwarzyć dziecko studia Phantagram w – uwaga, uwaga – czystego hack’n’slasha. Przygodę twórczą rozpoczęli od epickiego strzału z łuku we własną stopę. (więcej…)

Warhammer 40,000: Dawn of War II – Powrót króla?

W

Ciężko było mi uniknąć spekulowania na temat jakości Dawn of War 2. Mimo że nie jestem fanem RTS-ów, jego pierwsza odsłona sprawiła, że StarCraft na pewien czas odszedł w cień domowej półki z grami. Czy Relic dał radę utrzymać wysoki poziom? A powiedzcie szczerze, mieliście w ogóle wątpliwości, że może im się nie udać? (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze