Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Dom pod Pękniętym Niebem, Marcin Mortka – Zombie młodzieżowo

D

Czasem się w coś wpakuję. Lecę od słowa do słowa i nagle się okazuje, że wziąłem do recenzji dwie czy trzy powieści młodzieżowe. I wtedy czuję, że stoję przed wyzwaniem. Po pierwsze – obiecałem, więc słowa muszę dotrzymać. Po drugie – choć młody jestem w sumie i ciałem, i duchem, to książki dla, powiedzmy, nastolatków jednak nie za bardzo leżą w kręgu moich zainteresowań. Ja wiem, że to wyznanie musi dziwnie brzmieć w ustach gościa, który pisze o panach w obcisłych, kolorowych trykotach, ale takie są fakty. Efekt jest taki, że pisząc o owych powieściach młodzieżowych trzeba trochę dostosować myślenie – napisanie negatywnej recenzji przychodzi w takich sytuacjach aż nazbyt łatwo i trzeba się opanować. (więcej…)

New X-Men – Z jak Zagłada – Chyba nigdy nie zrozumiem fenomenu Granta Morrisona

N

Szesnasty tom z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela nie jest moim pierwszym zetknięciem z twórczością Granta Morrisona. Czytałem jego „Action Comics” wydawany w ramach „New 52” i może nie krwawiłem przy tym zbyt mocno, ale mimo wszystko po chyba około 10 zeszytach po prostu wymiękłem. Trzymając się tematu „New 52”, jego najnowsze „Batman Incorporated” odstraszyło mnie prawie natychmiast. Miałem styczność z „All-Star Superman” i też to mocno odchorowałem. Ba, czytałem również wywiad, w którym upierał się, że Batman jest gejem. Zresztą, nadal chcę podjąć się tego wyzwania i poczytać ciut starsze zeszyty z Brucem Waynem w roli głównej, w których właśnie Grant Morrioson maczał palce, a które – jak się zdaje – wywracały uniwersum DC do góry nogami. (więcej…)

InFamous – NieSuper

I

InFamous jest pierwszym z PeeStrójkowych exclusive’ów, które postanowiłem nadrobić. Miałem długą przerwę od sandboxów, to raz. Kusiła mnie jakaś gra o superbohaterskim zabarwieniu, to dwa. Po trzecie zaś, słyszałem o tej serii w sumie same dobre opinie, więc pomyślałem, że raczej nie powinienem się zawieść. Cóż, może faktycznie nie można powiedzieć, żebym jakoś poważniej przejechał się na tym tytule, ale o zachwycie też ciężko było mówić…

Największy mój problem z InFamous był taki: każdy aspekt gry wyglądał, jakby wzięła się za niego ekipa bez praktycznie żadnego większego doświadczenia, ale za to z wystarczającym budżetem, by brać się za tytuł klasy AAA. Fabuła ledwo zipie, projekt większości postaci jest fatalny, nie mówiąc już o relacjach między nimi, grafika jest daleka od powalającej i nawet nasz superbohater nie daje uczucia bycia faktycznie super. (więcej…)

Kapitan Ameryka: Nowy porządek – Zbyt dużo Ameryki na raz

K

Kiedy idzie się do kina na film o gościu ubranym w amerykańską flagę, trzeba wiedzieć, czego się spodziewać. Jeśli ktoś po wyjściu z seansu „Pierwszego Mściciela”, marudził, że przygniótł go nadmiar patosu, to… cóż, sam był sobie winien. Kiedy się bierze za cokolwiek związanego z Kapitanem Ameryką, trzeba się przygotować na powiewające flagi, amerykański sen etc. I, mimo że mam tę świadomość, „Nowy porządek” mnie jednak przeżuł i wypluł, zaś jeszcze dwie-trzy godziny po lekturze wszystko widziałem na czerowno-niebiesko i w gwiazdki. Są chyba jednak pewne granice, których europejski umysł nie jest w stanie przekroczyć. (więcej…)

Rzecz o serialach

R

Po bardzo wielu latach przerwy wróciłem na łono seriali. Niestety, praca na pełny etat i masa zajęć po jej godzinach nie sprzyjają oglądaniu dużej liczby pełnometrażowych filmów. Jeszcze jak się czasem utrafi coś na półtorej godziny, ale powyżej dwóch pełnych obrotów wskazówki minutowej zaczyna się robić krucho z moimi możliwościami przerobowymi. Efekt jest taki, że stosunek filmów obejrzanych w kinie do tych obejrzanych wieczorem w domu wzrósł niebotycznie – ponieważ do kina miło się przejść, ale we własnych czterech ścianach już na seans na ogół nie starcza czasu. Drugi skutek jest zaś taki, że… wziąłem się za oglądanie seriali.

W sumie sytuacja trwa już od kilku miesięcy, przez co na koncie mam już między innymi po kilka sezonów Smallville oraz Lost. Nazbierało się tego tyle, że… pomyślałem, iż fajnie byłoby coś na ten temat od czasu do czasu skrobnąć. Raz, żeby dalej przyświecać idei tego bloga i budować swoje „kulturalne archiwum”. A dwa, że ostatnio wywiązuje się tyle ciekawych dyskusji, iż na pewno się czegoś od Was dowiem i będę wiedział, co w pierwszej kolejności oglądać. (więcej…)

Torchlight – Diablo 1.75: Powrót Frankensteina

T

Tęsknicie za Diablo, a czekanie na trójkę doprowadza was już do szewskiej pasji? Witajcie w klubie. Chcecie w końcu zagrać w dobrego, prostego jak konstrukcja cepa hack’n’slasha, a dawno nie było nic sensownego? Hive five! Jedziemy na jednym wózku. W tym momencie na scenie pojawia się nowy aktor. Torchlight. Znany też jako „Ten, No Wiesz, Przez Twórców Diablo Zrobiony”. Zapraszam.

Torchlight jest tak klasycznym do bólu hack’n’slashem, że kończy się skala. Czy raczej – Torchlight wyznacza wartość maksymalną na skali możliwych do zmieszczenia w jednej grze klisz. Dla osób niewtajemniczonych – cel gry jest naprawdę prosty. Trafiamy do tytułowej wioski (tak, to naprawdę nazwa mieściny) i dostajemy klucz do kopalni. Jak się okazuje, na jej 35. poziomie zamieszkuje największe zło tego świata, które chce zniszczyć uniwersum. Naszym zadaniem jest pójście tam i skopanie jego przedwiecznego zadka. Nawet jeśli Torchlight próbuje udawać, że ma fabułę, to robi to bardzo skromnie i raczej po cichu. Owszem, pojawiły się urozmaicenia, hucznie nazwane „questami”, lecz w rzeczywistości skupiają się jedynie na zabiciu konkretnego przeciwnika na wybranym piętrze lochu i tyle. Robią się same. Idąc przed siebie, zarąbujemy dosłownie hordy wrogów – jedno przejście kampanii zabiera z sobą około sześciu tysięcy biednych pomiotów piekielnych, które też przecież mogły gdzieś mieć rodzinę, żonę czekającą w progu i dzieci bawiące się w ogródku. Tak, grając w Torchlighta rozbijecie wiele rodzin, dotąd spokojnie zamieszkujących Piekło. Towarzyszyć będzie temu rozwój postaci i zbieranie kolejnych ton mieczy i pancerzy. Wszystko w rzucie izometrycznym. Czyli klasyka. (więcej…)

Diablo II – Król? Legenda? Nieśmiertelny? Diablo!

D

Recenzowanie gier-legend zawsze wydawało mi się karkołomne. Sam fakt, że recenzent spędził nad danym tytułem dobre 7 lat swojego życia, już poważnie wpływa na wystawienie oceny końcowej, jak i analizę poszczególnych elementów. Z drugiej strony – jeśli produkt jest żywotny przez dekadę, to dostajemy argument mówiący sam za siebie. Diablo 2… Tak, to właśnie o nim mowa. Gra, tworząca razem ze swoim dodatkiem – Lord of Destruction – niezniszczalny duet, który nawet po takim czasie od premiery jest na szczytach list sprzedaży. Gdy w 2000 roku dziecko Blizzarda ujrzało światło dzienne, recenzenci zadawali sobie pytanie: Czy Diablo 2 jest dobre? Jednak czasy się zmieniły, lata upłynęły, a odpowiedź na to pytanie jest znana już każdemu. Tak, Diablo 2 jest dobre. Ba, jest jedyne w swoim rodzaju! Teraz powstaje inne pytanie? Czemu przez lata ewolucji komputerowej rozgrywki król nie został zdetronizowany? Czemu nie udało się to Dungeon Siege’owi i Titan Questowi?
Czemu Diablo jest dobre? (więcej…)

Flashpoint Paradox – Przewidywalnie wysoka jakość, zaskakująca brutalność

F

Przed obejrzeniem „The Flashpoint Paradox” słyszałem już trochę o tym – zdaje się – dosyć kontrowersyjnym evencie, który rozegrał się w uniwersum DC niedługo przed nadejściem odświeżenia linii wydawniczej wraz z „New52”. Jest to jeden z tych komiksów, do których zabieram się od dłuższego czasu, ale coś nie jest mi z nimi po drodze. Sytuacja ma się podobanie, jak z Civil War – czasem się po prostu boję takich gigantyczny wątków fabularnych, które angażują 3/4 bohaterów z danego uniwersum. Ciężko się w tym połapać i tyle. Gdy jednak dowiedziałem się, że na podstawie tej serii pojawi się animacja, niezmiernie się ucieszyłem. Nauczony doświadczeniami związanymi z „Powrotem Mrocznego Rycerza”, wiedziałem, że nawet te mniej dla mnie przystępne powieści obrazkowe DC potrafi genialnie przedstawić właśnie w postaci animacji. A że DC Comics co do zasady nie schodzi w swoich filmach poniżej co najmniej bardzo dobrego poziomu, mogłem być pewny dobrej rozrywki. (więcej…)

Powrót Mrocznego Rycerza – Trudna historia, genialna animacja

P

Boję się mierzyć z niektórymi klasycznymi komiksami superbohaterskimi. Głównie dlatego, że jeśli kręcą się wokół postaci, względem której nie czuję specjalnego sentymentu, ciężko mi docenić i je, i ich wpływ na konkretną serię (a czasem – wpływ na komiks w ogóle). Miałem tak z „Wolverine” panów Claremonta i Millera. Choć Logana lubię, to nie na tyle, by z autentyczną przyjemnością łyknąć, bądź co bądź, niezbyt młody i, dla mnie, nazbyt archaiczny komiks. Obstawiałem, że mogę na podobne trudności napotkać przy klasycznym i kultowym już od dawna „Powrocie Mrocznego Rycerza” autorstwa, ponownie, Franka Millera. W szczególności, że styl tego autora nigdy mi szczególnie nie przypadł go gustu. I, faktycznie, była to dla mnie ciężka przeprawa. Albo może inaczej: byłaby to naprawdę ciężka przeprawa, gdybym nie pomógł sobie genialnie zrealizowaną animacją. (więcej…)

RED 2 – Na emerytowanym froncie bez zmian

R

Idąc do kina na „RED 2” spodziewałem się dokładnej powtórki z seansu „jedynki”, czyli dużej porcji dobrej, niezobowiązującej zabawy, która jednak nie zapada za bardzo w pamięci. Choć poprzedni film o przygodach emerytowanych superagentów podobał mi się niezmiernie, nie mogę uczciwie powiedzieć, żebym pamiętał z niego więcej niż tylko ogólny zarys fabularny i kilka scen. Jak się zaś okazało, „RED 2” zachowało swoją lekkość, ale dorzuciło do worka też więcej charakterności, dzięki czemu wyszło jeszcze lepiej.

Po raz drugi Emerytowani, Ekstremalnie Niebezpieczni trafiają na celownik rządu… rządów. I innych organizacji. Po prostu wszyscy chcą ich zabić i to za czyny, których nie popełnili albo popełnili, ale po prostu nie pamiętają, ponieważ to tylko jedna z licznych, popełnionych przez nich rzeczy. Taka Drużyna A, tylko bez większej awersji do hurtowego ubijania wrogów. Rzecz rozchodzi się o prototypową broń, która lata temu zaginęła, a informacje o której zaczęły powoli wypływać na światło dzienne, skupiając na sobie uwagę całej rzeczy indywiduów zainteresowanych panowaniem na nad światem. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze