Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Not Just KoZ #10: Marvel 1602

N

Autorem tekstu jest Mateusz „DD” Zadrożny.

Lubię historię alternatywną. Uwielbiam zastanawiać się, co by było gdyby, jakie by to przyniosło konsekwencje i zmiany. Czy Imperium Rzymskie trwałoby nadal, gdyby kontrolę objęła inna dynastia? Czy wojna prewencyjna Piłsudskiego odniosłaby sukces i nie przeżywalibyśmy grozy Holokaustu? Czy gdyby w Anglii roku pańskiego 1602 ludzie zostali obdarzeni mocami rodem z komiksów, świat pozostałby takim, jakim go mamy dzisiaj? Oto jest pytanie.

Jako że z komiksów preferuję te ze stajni Marvela, ucieszyłem się niezmiernie, kiedy do moich rąk trafiła miniseria Marvel: 1602. Z początku miałem obawy, że temat przewodni zostanie potraktowany po macoszemu (jak to niestety często bywa, gdy za fabułę w określonym okresie biorą się ludzie niemający pojęcia o historii) a także charakterystyczne dla komiksów wyraźne przerysowania i uproszczenia. O dziwo drużyna pod przewodnictwem Neila Gaimana poradziła sobie z tym znośnie. Ale o tym później. (więcej…)

Bler – Lepsza wersja bohatera

B

Choć na polskich komiksach znam się, jak koza na konstrukcji instrumentów dętych, to za wszelakie wariacje na tematy superbohaterskie po prostu kocham się łapać. Dlatego też od dłuższego czasu wiedziałem, że koniecznie muszę poznać „Blera” Rafała Szłapy i… w końcu mi się ta sztuka udała. I było warto.

Po zakończeniu lektury pierwszego zeszytu, „Lepszej wersji życia”, miałem wrażenie, że przygody Blera to klasyka, jeśli chodzi o konstrukcję historii superbohaterskiej opartej o amerykańską stylistykę. Oto nasz główny bohater, zajmujący się obwoźną sprzedażą książek, ma wypadek samochodowy, w który zaangażowane są śliska nawierzchnia, ograniczona widoczność i drzewo. Jako że drzewo rozmiarów było całkiem konkretnych, mobil szans wielkich nie miał – jego kierowca zresztą również. Szczęśliwie dla głównego bohatera, pewna organizacja poszukiwała właśnie królika doświadczalnego, którego można byłoby przekształcić w… superkrólika! W przenośni, rzecz jasna. (więcej…)

Niesamowity Człowiek-KoZa #700 – Nowe szaty bloga

N

Nie skłamię, jeśli napiszę, że przygotowania do tego momentu – który w mojej prywatnej skali zdecydowanie ma rangę wielkiej premiery – trwały miesiącami. Choć zmieniła się „tylko” oprawa graficzna, zostawiając sam silnik bez poważniejszych zmian, projekt przeciągał się wielokrotnie. Głównie przez fakt, że wszystko realizowałem w magicznym czasie zwanym potocznie „po godzinach”. Na szczęście, dzięki wsparciu takich wspaniałych osób, jak odpowiedzialny za rysunki i kolorystykę Vincent Venoir oraz kodujący całość OsaX Nymloth, prace nad nową odsłoną JustKoZ udało się doprowadzić do szczęśliwego finału. Dzięki, chłopaki! (więcej…)

Planet Hulk – Niszczyciel zbuntowany

P

Mijają miesiące, a mi przybywa na koncie kolejnych tytułów, których bym najprawdopodobniej nie poznał, gdyby nie Wielka Kolekcja Komiksów Marvela. Tym razem jest to „Planet Hulk”, za które postanowiłem się wziąć dopiero wtedy, gdy pojawią się w kioskach obydwa tomy. Biorąc pod uwagę politykę wydawnictwa Hachette, które zajmuje się WKKM, oznaczało to bodaj kilka miesięcy przerwy w opowieści. Do tego wystarczy jeszcze dodać moje standardowe opóźnienie i już wiadomo, czemu dopiero teraz piszę o tej części przygód Zielonego Olbrzyma.

Historia zaczyna się od hitchcockowskich ruchów płyt tektonicznych. Bruce Banner – aktualnie w, zdawałoby się, permanentnym stanie rozdrażnienia emocjonalnego – właśnie został wystrzelony w kosmos. I to bynajmniej nie dlatego, że nie chciał już żyć na tej planecie po przeczytaniu jakiejś wyjątkowo głupiej informacji w internecie. Hulk został wykiwany przez grupę Illuminati, w skład w której wchodzą ci bardziej rozgarnięci intelektualnie superbohaterowie – między innymi Iron Man czy Dr Strange. Kolegium uznało, że Bruce w swej zdenerwowanej postaci jest zdecydowanie zbyt groźny i stanowi niebezpieczeństwo dla całej Ziemi. Dlatego wysyłają go na niezamieszkaną planetę, na której będzie mógł się w końcu zmienić w Różowego Hulka, znanego jako Oaza Spokoju. (więcej…)

Amazing Spider-Man – Gra, na którą zasługiwaliśmy, czy której potrzebowaliśmy?

A

Temat gier o Człowieku Pająku jest długi jak rzeka. Taka bardziej mulista, niezbyt narowista, mało urozmaicona, przez co w dużej mierze po prostu nudna. Z jednej strony wyraźnie widać, iż jest to postać, z której można wycisnąć więcej kasy niż z typowego bohatera. Taki Thor czy Iron Man doczekali się „egranizacji” tylko w sytuacji, gdy wersja multimedialna wychodziła razem z filmem. Na ogół były to nieprzyjazne graczom i całej reszcie otoczenia gnioty. Oczywiście, Spider-Man też zaliczył kilka takich tytułów – świadczy o tym chociażby ten wpis, w którym omawiamy produkcję wydaną z okazji premiery ostatniego obrazu kinowego. Wcześniej zaś były jeszcze trzy gry, wydane w identycznych okolicznościach. Z drugiej jednak strony, to jeden z nielicznych bohaterów, który doczekał się multimedialnych przygód „tak po prostu”. Były to takie tytuły, jak Web of Shadows, Shattered Dimensions, Edge of Time czy Friend or Foe. I dużo starsze Ultimate. Chyba tylko Batman potrafi się pochwalić równie długą listą gier niezwiązanych z filmami (i, oczywiście, zjada je bez popijania). Czy w takim razie, w związku z ewidentną popularnością tematu, możemy liczyć na to, że ktoś w końcu będzie chciał dostarczyć wysokiej jakości produkt, czy jednak dalej będziemy po prostu dojeni ze względu na nasz sentyment do postaci? (więcej…)

Robocop – Udany powrót do przeszłości

R

Nie mogę powiedzieć, żebym nie darzył „Robocopa” sentymentem. Kiedy się było małym, tego typu kino było zakazane – i nie bez powodu, to jeden z tych filmów, które faktycznie są bardzo krwawe i brutalne. Tym bardziej obejrzenie go za młodu robiło wrażenie. Ba, lubiłem nawet kontynuację, do której scenariusz napisał Frank Miller, a która jest chyba ze sporą zgodnością fanów uważana za abominację. Byłem niezbyt rozgarnięty, dzięki czemu brak sensu i fabularny bełkot kompletnie mi nie przeszkadzały. Tak, „Robocop”, to jedna z tych marek, które wyryły mi się w pamięci z lat 90-tych.

Ale! Tak, jest tu pewne „ale”. Otóż, o ile ów sentyment do marki czuję, to nie jest on bynajmniej fanatyczny. Jasne, miło mi się wspomina cybergliniarza, ale nie czułem żalu do całego świata, że ktoś śmie go wskrzesić i jeszcze raz, od nowa, puścić do akcji. Nie miałem też żadnych konkretnych oczekiwań, a ewentualną porażkę przyjąłbym najprawdopodobniej ze stoickim spokojem. (więcej…)

Fallout – Uniwersalny Żołnierz, czyli poradnik tworzenia postaci

F

Nie tak dawno temu na cudownej stronie Good Old Games był do wzięcia za darmo komplet dwóch Falloutów wraz Tacticsem. Dla jednych była to świetna okazja do nadrobienia klasyki, a dla mnie… możliwość przekonania się, czy taką klasykę w ogóle da się jeszcze nadrabiać. Dzięki znajomemu już wiem, że tak – nie znając tej serii, dopiero teraz, 16 lat po premierze (sic, to już tyle wiosen minęło!) wziął się do gry. I się zakochał. Czyli pewne tytuły się nie starzeją.

Chciałem mu z tej okazji podrzucić napisany wieki temu poradnik do pierwszego Fallouta, żeby stworzył sobie komfortową postać. I okazało się, że jest to jeden z tych tekstów, których nie zarchiwizowałem na stronie. Dlatego teraz nadrabiam ten brak. :-] 

Prezentowana poniżej postać ma dwie zalety. Po pierwsze, gra się nią bardzo łatwo i przyjemnie, a żadna walka nie stwarza większych trudności – w zasadzie można wszystkich eliminować z bezpiecznej dla nas odległości. Drugą, o wiele ważniejszą zaletą jest możliwość pełnego poznania świata gry – dzięki odpowiednio wysokiej inteligencji i umiejętnościom oratorskim otwiera się dla nas droga do wszystkich questów. Oczywiście, polecam też zagranie postacią-debilem – jest to bardzo ciekawe doświadczenie, ukazujące Fallouta od zupełnie innej strony.
Ale do rzeczy. (więcej…)

Plan ucieczki – Przyczajony Sly, ukryty Arnold

P

Mamy rok 2013, bierzemy do jednego filmu Arniego i Sylwka. Pytanie brzmi: czy cokolwiek może nie wypalić? Taki pomysł na film – mimo że tak naprawdę pomysłu jeszcze nie ma, są za to dwie ikony – wydaje się idiotoodporny. Większość osób, w tym pewnie i ja, czułaby się usatysfakcjonowana, gdyby wszystkie kwestie zastąpić kilkoma frazami typu „I am the LAAAW!” czy „Hasta la vista, baby”. Do tego wystarczy dorzucić dużo biegania, strzelania i okładania się po twarzach, najlepiej z potężną rasą Kosmicznych Najeźdźców z Kosmosu. I już, mamy hit, wszyscy się cieszą.

Niestety, powyższy plan wydał się najwyraźniej komuś zbyt mało ciekawy. Dlatego z Sylwestra zrobiono gościa, które całe życie spędza w więzieniach tylko po to, by sprawdzać, czy można z nich uciec. Oczywiście, można. Dlatego teraz zostaje wsadzony do Więzienia, z Którego Na Pewno Nie Da Się Uciec (WzKNPNDSU jest zdecydowanie gorszym skrótem od SHIELD, niestety). Tak w ramach testu i dla sportu. Szybko się okazuje, że – kto by się spodziewał – to pułapka i Sylwester zostaje osadzony naprawdę. Dlatego też musi wziąć się naprawdę do roboty i naprawdę uciec, ponieważ w przeciwnym wypadku jego rzyć naprawdę spędzi w WzKNPNDSU resztę życia. (więcej…)

Justice League: War – Tak się tworzy drużynę

J

Premiery nowych animacji od DC Comics stały się dla mnie na tyle ważnymi datami w kalendarzu, że wykształcił mi się już nawet pewien system. Otóż, gdy tylko pojawia się nowy film, do drzwi puka Miły Pan z Pizzą. Nie wiem, jak to działa, ale działa – z faktami nie zamierzam się kłócić. Po zakończonym seansie połączonym z ucztą muszę sobie tylko odpowiedzieć na pytanie, co było lepsze – pizza czy film? Jak było w przypadku „Justice League: War”?

„Wojna” z Ligą Sprawiedliwych w roli głównej jest zdecydowanie ciekawą produkcją, jeśli chodzi o pewne związane z nią kwestie. To pierwsza ekranizacja komiksów, które od roku 2011 pojawiają się w ramach odświeżonego uniwersum DC Comics, czyli „New 52”. Po drugie zaś, „War” przybliża widzom kulisy powstania legendarnej drużyny superbohaterów – drużyny złożonej z naprawdę pokaźnej liczby nadludzi. I robi to w 80 minut. Przypomnijmy, że Marvel do stworzenia „Avengers” potrzebował najpierw dobrych kilku filmów na rozruszanie tematu. Taka sytuacja sugerowałaby, że DC nie miało szans na sukces ze swoim animowanym przedsięwzięciem. Cóż, szczęśliwie dla widzów nie jest to prawda. (więcej…)

Thor: W poszukiwaniu bogów – Daleka droga do Asgardu

T

Mijają kolejne miesiąc, a wraz z nimi gaśnie też trochę mój zapał do Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Choć nie mogę powiedzieć, by ostatnie tomy były złe, to duża część przygotowanych przez Hachette propozycji trafia w mój gust z umiarkowaną skutecznością. Tak jest właśnie z ostatnimi przygodami Thora, które zostały zatytułowane „W poszukiwaniu bogów”. Z jednej strony cieszyłem się, że poznałem kolejny rozdział w twórczości Marvela, a z drugiej – nie mogłem się opędzić od wrażenia, że czytam jeszcze jeden wstęp do tasiemca. Wstęp, który, niestety, nie skończy się niczym konkretnym, a jego kontynuacji próżno będzie wypatrywać.

Na dzień dobry warto rozwiać wszelkie wątpliwości. Wydarzenia w tym tomie przygód Thora miały miejsce na wiele lat przed tymi, które wziął na warsztat J.M. Straczynski. Gwoli komiksowej ścisłości – tutaj mamy do czynienia z samym początkiem drugiego woluminu (vol. 2), kiedy tam mieliśmy styczność z rozbiegówką woluminu trzeciego (vol. 3). Dlatego też podczas lektury musimy do całości podejść, jak do zupełnej nowości, gdyż żadne wydarzenia nie będą łączyły tych dwóch historii. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze