Choć na polskich komiksach znam się, jak koza na konstrukcji instrumentów dętych, to za wszelakie wariacje na tematy superbohaterskie po prostu kocham się łapać. Dlatego też od dłuższego czasu wiedziałem, że koniecznie muszę poznać „Blera” Rafała Szłapy i… w końcu mi się ta sztuka udała. I było warto.
Po zakończeniu lektury pierwszego zeszytu, „Lepszej wersji życia”, miałem wrażenie, że przygody Blera to klasyka, jeśli chodzi o konstrukcję historii superbohaterskiej opartej o amerykańską stylistykę. Oto nasz główny bohater, zajmujący się obwoźną sprzedażą książek, ma wypadek samochodowy, w który zaangażowane są śliska nawierzchnia, ograniczona widoczność i drzewo. Jako że drzewo rozmiarów było całkiem konkretnych, mobil szans wielkich nie miał – jego kierowca zresztą również. Szczęśliwie dla głównego bohatera, pewna organizacja poszukiwała właśnie królika doświadczalnego, którego można byłoby przekształcić w… superkrólika! W przenośni, rzecz jasna.
Jak widzicie – historia, jako się rzekło, robi klasyczne wrażenie: wypadek, tajemnicza operacja, rekonwalescencja, superbohaterstwo, nagłówki gazet. Dokładnie w tej kolejności. Owa schematyczność jest jednak, jak się szybko okazuje, bardzo pozorna i już drugi zeszyt owe pozory zaczyna brutalnie rozwiewać. Niestety, robi to też w sposób, który pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi i… na szczęście dla mnie, miałem pod ręką też juz tom trzeci „Blera”, więc na rozjaśnienie intrygi nie musiałem długo czekać.
Przyznaję, że spodobał mi się taki zabieg. Pod koniec lektury „Zapomnij o przeszłości” miałem całą masę wątpliwości, które z każdą stroną „Ostatniego wyczynu” były rozwiewane. Szczęśliwie, trzeci zeszyt nie pozostawił we mnie takiego łaknienia wiedzy, jak jego poprzednik. A czemu „szczęśliwie”? Ponieważ kontynuacji jeszcze nie ma, choć autor powoli zaczyna tu i ówdzie wspominać, że może się kiedyś pojawi. Dlatego też cieszę się, że pierwsze trzy tomy stanowią w miarę zwartą całość, nie zostawiając czytelnika na fabularnej krawędzi i to bez perspektywy na poznanie konkluzji.
Jeśli mógłbym się do czegoś przyczepić, to tylko do tempa rozwoju niektórych wydarzeń – czasem historia leci po prostu zbyt szybko, jak na moje potrzeby. W szczególności w pierwszym zeszycie, w którym, jakby nie patrzyć, życie głównego bohatera zostaje wywrócone do góry nogami, ale jego przemiana emocjonalna zostaje potraktowana bardzo skrótowo. Osobiście, wolę historie, w których motyw „narodzin bohatera” jest bardziej rozbudowany i rozwija się spokojniej, kładąc większy nacisk na detale.
Od strony wizualnej jest pięknie i unikalnie zarazem. Całość – czyli i rysunki, i kolorowanie – jest autorstwa Rafała Szłapy. Innymi słowy, autor jest jednoosobową orkiestrą, gdyż przecież scenariusz również wyszedł spod jego pióra czy innego instrumentu do pisania. Wracając jednak do warstwy graficznej: wykonanie „Blera” podobało mi się niezmiernie. Choć projekty postaci są, jak i sposób prowadzenia akcji, są dosyć oszczędne, to nie brakuje im pazura. Na taki komiks chce się patrzyć, taki komiks chce się czytać – w szczególności, że ilustracje świetnie współgrają z treścią.
Odbiór „Blera” jest jeszcze lepszy dzięki pięknemu formatowi, w którym został wydany. Gabaryty kolejnych zeszytów są sporo większe od tradycyjnej „zeszytówki”, przez co i czyta się przyjemniej, i łatwiej jest docenić kolejne plansze. Do tego dochodzą świetnej jakości materiały i pięknie narysowane, wydrukowane na grubszym papierze okładki. Tak jak rzadko zwracam uwagę na tego typu detale, tak w przypadku „Blera” naprawdę rzuciły mi się one w oczy. Jako ciekawostkę dodam, iż została ostatnio wydana reedycja pierwszego zeszytu – czyli „Lepszej jakości życia” – z kompletnie innym stylem kolorowania paneli. Gdybyście chcieli się w którąś edycji zaopatrzyć, warto śledzić stronę autora, na której regularnie pojawiają się informacje na temat możliwych sposobów dokonania zakupu. Wam życzę miłej lektury, a sam wracam do czekania na czwarty tom przygód krakowskiego bohatera.
Faktycznie zwroty akcji mają czasami zawrotne tempo, ale mi się to akurat podoba. Zagęszczanie intrygi i coraz to nowe zagadki z „Zapomnij o przeszłości” jak dla mnie stanowiły największą zaletę całego kompletu, aż żałowałem, że „Ostatni wyczyn” daje aż tyle odpowiedzi.
Blera kończyłem czytać jakiś czas temu i wtedy zapowiedzi czwartego tomu były bardzo, bardzo mgliste jeszcze. Dlatego tak się cieszyłem, że w trzecim zeszycie było sporo odpowiedzi. Ciężko byłoby wytrzymać rok albo i więcej z tyloma wątpliwościami. :-]
Korzystając z okazji, witam na mojej stronie. :-]
„Osobiście, wolę historie, w których motyw „narodzin bohatera” jest bardziej rozbudowany i rozwija się spokojniej, kładąc większy nacisk na detale.”
Jak najbardziej to rozumiem, ale – zwróć uwagę że to polski komiks, a nasz kraj na tym polu dopiero raczkuje. Autor zapewne nie wiedział nawet, czy uda mu się te 3 tomy wydać, więc poupychał ile się dało w jednym (a przynajmniej ja tak sądzę)
Wiem o co Ci chodzi o rozumiem ten argument. Przypuszczam, że u nas faktycznie byłoby ciężko wydać np. 5-zeszytową historię narodzin bohatera. Właśnie ze względów finansowych. Biały Orzeł też w tym zakresie się nie rozpisywał.
Co nie zmienia pierwotnego faktu, że wolę, gdy takie wątki są bardziej rozbudowane. ;]