Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryOstatnio czytane

Tabletki z krzyżykiem – czyli Szymon Hołownia pisze o wierze tak, żeby każdy mógł go zrozumieć

T

Jestem właśnie – a może: wreszcie – po lekturze „Tabletek z krzyżykiem” Szymona Hołowni. Książkę tę czytałem chyba… a z dobre dwa lata. Leżała przy łóżku i raz na jakiś czas zajmowałem się lekturą jednego czy dwóch felietonów. I zawsze byłem z nich zadowolony.

Nie potrafię pisać o takich książkach – „Tabletki z krzyżykiem” to pierwsza tego typu pozycja, poruszająca tematy wiary, którą w życiu przeczytałem. A i to głównie dlatego, że zachęcił mnie do tego… sam autor – na rekolekcjach, które błyskotliwie poprowadził dwa lata temu w jednej z warszawskich parafii. Podziwiam go za sprawność i lekkość z jaką mówi o nie tak znowu przecież prostych sprawach. Potrafi to robić tak, żeby ludzie go słuchali i poszerzali swoją wiedzę, dobrze się przy tym bawiąc. (więcej…)

Limes Inferior, Janusz A. Zajdel – dzieło życia?

L

Po miesięcznej przerwie od powieści Zajdla, udało mi się wreszcie znaleźć czas na jego ostatnią pracę, czyli „Limes Inferior”. Byłem ciekaw, czy zamykając po skończonej lekturze książkę, będę oszołomiony i oniemiały z wrażenia, czy może „po prostu” będzie to kawał solidnej literatury. Wiedziałem, że autor przeszedł w swojej karierze bardzo długą drogę od „Lalande” czy „Prawa do powrotu” (swoją drogą, o tej drugiej w końcu zapomniałem napisać) do genialnej „Paradyzji”. Fascynowało mnie, czy „Limes Inferior” pójdzie jeszcze dalej. Cóż, w mojej prywatnej opinii – a pamiętajcie, nie jestem żadną wyrocznią, żeby móc rzetelnie ocenić takie książki, jakie pisał Zajdel (czy w sumie jakiekolwiek inne) – niestety nie poszedł. (więcej…)

Czas mgieł, Maja Lidia Kossakowska – solidne podsumowanie tetralogii "Upiór Południa"

C

Po dosyć długim czasie przypomniało mi się, że przecież w końcu nie napisałem ani słowa o ostatniej z przeczytanych przeze mnie książek Kossakowskiej. Postanowiłem to szybko nadrobić.

Jak część z Was zapewne pamięta, kolejne części cyklu „Upiór Południa” satysfakcjonowały mnie na najróżniejszym poziomie. Zdecydowanie najbardziej podobał mi się tom drugi, czyli „Pamięć umarłych”, a najmniej podeszła mi „Czerń”. „Czas mgieł” plasuje się gdzieś bliżej tej pierwszej powieści, ale w moim osobistym rankingu jej nie przebija. (więcej…)

Agent JFK #1: Przemytnik, Miroslav Żamboch – Quo vadis, Żamboch?

A

Z lekturą każdej kolejnej książki Miroslava Żambocha robi mi się coraz bardziej… smutno. To facet, który napisał kiedyś nietuzinkowego „Sierżanta”, proste, ale nieziemsko wciągające „Bez litości” czy uwielbiane przeze mnie „Na ostrzu noża” z Koniaszem w roli głównej. Naprawdę, jeśli nie znacie tych książek, a lubicie przygodową fantastykę, polecam sięgnąć po nie. Po tych powieściach coś się stało… Co? Nie wiem. Może Żamboch zakochał się sam w sobie? Możliwe. Grunt, że zaczęły pojawiać się takie potworki, jak „Wylęgarnia” czy, o zgrozo, „Mroczny zbawiciel”. A teraz „Agent JFK”… Do dziś nie wierzę, że to, co przeczytałem, nie tylko ktoś napisał, ale – co więcej – że ktoś to wydał… (więcej…)

Lalande 21185, Janusz A. Zajdel – czyli zapis przygód z galaktycznych ekspedycji

L

Janusz A. Zajdel jest jednym z moich ulubionych polskich pisarzy. Jakby się nad tym głębiej zastanowić… jest jednym z moich ulubionych pisarzy w ogóle. Potrafił łączyć intrygujące wątki socjologiczne z własnymi przemyśleniami na ich temat i przeplatać jest z fantastyką naukową, osiągając po prostu wybuchowe mieszanki. Ta charakterystyka tyczy się jednak jego późniejszych, najpopularniejszych książek, podczas pracy nad którymi miał już wyrobiony warsztat. Jesteście ciekawi, jak wyglądały jego pierwsze kroki w pisarskim świecie?

„Lalande 21185” zostało napisane w roku… 1965. Czyli blisko dwie dekady przed „Paradyzją”. Nikogo chyba nie zaskoczy fakt, iż różnicę widać gołym okiem. Choć przyznaję również, że gdybym moje pierwsze powieści – które może kiedyś powstaną – były na podobnym poziomie co „Lalande 21185”, wcale bym się na siebie za to nie obraził. Wręcz przeciwnie. (więcej…)

Burzowe Kocię, Maja Lidia Kossakowska – w świecie fantazji nie dzieje się najlepiej

B

Jako że postanowiłem przeczytać całą tetralogię „Upiór Południa”, przyszła pora na podsumowanie wrażeń z trzeciego tomu. Ponownie pojawia się motyw samotnego mężczyzny, walczącego nie tylko z upiorami własnej przeszłości, ale i teraźniejszymi problemami. W porównaniu do „Czerni” i „Pamięci umarłych”, to właśnie „Burzowe Kocię” jest najbardziej naszpikowane fantastyką. Tym razem naszym głównym bohaterem jest niejaki Troyden – znany również jako Jakub – weteran walk po stronie sił USA. Niestety, ostatnią akcję bojową przypłacił zdrowiem nie tylko fizycznym, ale po części też psychicznym. Wiedząc, że nie jest z nim szczególnie dobrze, początkowo nie przejmuje się dosyć specyficzną wizją… (więcej…)

Diablo: The Sin War: Birthright – czy w tym uniwersum da się w ogóle osadzić jakąkolwiek powieść?

D

Zanim zacząłem lekturę pierwszego tomu z trylogii The Sin War, autorstwa Richarda A. Knaaka, nie raz zastanawiałem się nad tym, jak może wyglądać książka osadzona w uniwersum Diablo? StarCraft, WarCraft – OK, tutaj w miarę łatwo dojrzeć potencjał do tworzenia oryginalnych historii, łatwo zazębiających się ze światem znanym z gry. Ale Diablo? To gra, w której pod kościołem było bodaj 16 pięter lochów, z wrotami do Piekła na deser.

Okazało się, że twórca wybrnął z tego problemu całkiem zmyślnie, choć efekt jest taki, że opowiedziana historia jest na tyle generyczna, iż w sumie pasowałaby to niemalże dowolnego innego świata fantasy. W przeciwieństwie do StarCrafta, Diablo raczej nie może się pochwalić tak obszerną galerią rozpoznawalnych postaci. SC ma Jima Raynora, Sarah Kerrigan czy Arcturusa Mengska… a Diablo? Poza Decardem Cainem nikt nie przychodzi mi do głowy. (więcej…)

StarCraft II: Heaven's Devils – akcja marketingowa czy prawdziwa powieść?

S

Mam wrażenie, że w przypadku większych tytułów, wydanie książki w okolicach premiery nowej części serii staje się coraz ważniejszym elementem akcji marketingowych. Trochę jak wydanie gry w dniu premiery srebrnoekranowego hitu (lub kitu – jak się często później okazuje). Właśnie taką powieścią, stworzoną wyraźnie w celu wspomożenia promocji, było „Heaven’s Devils” osadzone w uniwersum StarCrafta.
Czytałem wszystkie cztery książki z serii „StarCraft Archive” i muszę przyznać, że podobne doświadczenia mogą podważyć wiarę w idealność wszystkiego, w co zaangażowany jest Blizzard. Tylko jedna z części owej tetralogii była naprawdę przyjemna w odbiorze, pozostałe trzy mogły zaś prezentować jakieś walory tylko i wyłącznie dla fanów serii. A i dla nich niekoniecznie. Jak jest z najnowszą książką? Dobrze, ale nie na tyle, by z wrażenia paść na kolana. (więcej…)

Pamięć umarłych, Maja Lidia Kossakowska – czyli tetralogii część druga

P

„Czerń” zostawiła w mojej pamięci bardzo złe wspomnienia. Jako jednak, że Kossakowską nadal darzę mimo wszystko sympatią, postanowiłem zajrzeć do drugiej części „Upiora Południa”, czyli do „Pamięci umarłych”. I bardzo cieszę się, że tak zrobiłem.

Jak się okazało, kolejne części nie mają ze sobą bezpośredniego, oczywistego związku, choć pewne części wspólne zaczynam już dostrzegać. Tę kwestię sobie jednak zostawię na wpis o ostatniej części, żeby upewnić się, że moje domysły są słuszne.

Tym razem przenosimy się na Dziki Zachód. Taki prawdziwy, z kowbojami, ranczerami, szeryfami i burmistrzami. Oraz porachunkami, rzecz jasna. Właśnie wyrównywanie długów jest motywem przewodnim w „Pamięci umarłych”. (więcej…)

Więzy krwi, Maja Lidia, Kossakowska – sprawdźcie sami, jak ewoluował styl Kossakowskiej

W

Tak się jakoś wszystko ułożyło, że podczas wyjazdu na działkę padła mi bateria w czytniku, a – jak się okazało – nie miałem przy sobie kabla od ładowarki (to pierwszy przypadek, w którym rozładowała mi się bateria w książce – ciekawe wrażenie). Zabrałem się więc za zbiór opowiadań Mai Lidii Kossakowskiej, „Więzy krwi”. Kiedyś, ze względu na „Siewcę wiatru” między innymi, naprawdę lubiłem twórczość owej autorki. Z czasem jednak zaczęły się pojawiać powieści, które zdecydowanie nie trafiły w mój gust – jak na przykład „Ruda sfora” – co ostatecznie spowodowało, że narobiły mi się straszne zaległości. Teraz zaś była okazja, by je choć trochę nadrobić. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze