Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje filmów

Kac Vegas w Bangkoku – "zróbmy więc prywatkę, jakiej nie przeżył nikt"

K

„Kac Vegas” szturmem zdobyło światowe ekrany i serca wielu widzów – według mnie, słusznie. Wielu wróży tej komedii rychłą kultowość, niektórzy już teraz stali się jej wyznawcami i wliczyli w poczet produkcji, które mają to „coś”. Jak jest więc z „Bangkokiem”? Czy reżyser, Todd Philips, zajął się tylko odcinaniem kuponów od popularności jedynki, czy może podjął prawdziwą próbę nakręcenia kolejnego dobrego filmu? W tym wypadku prawda leży gdzieś po środku.

Z jednej strony – podobnie do pierwszego „Kac Vegas”, mamy tu masę zabawnych sytuacji, niezłych dialogów czy żartów, które czasem można wręcz uznać za błyskotliwe. Z drugiej strony, początek i koniec filmu wloką się momentami wręcz niemiłosiernie, każąc czekać na rozpoczęcie prawdziwej akcji. Co więcej, „Bangkok” jest tak naprawdę wierną kopią jedynki, tylko osadzoną w innym miejscu na naszej pięknej planecie. (więcej…)

X-Men: Pierwsza klasa – film też pierwsza klasa!

X

Marvel coraz bardziej nas rozpieszcza. Niedawny „Thor” był naprawdę przyzwoity, mi osobiście bardzo się podobał. Stara seria o „Spider-Manie” została zaorana i jest kręcona od nowa ze względu na wyraźną niechęć fanów do niektórych rozwiązań. Wielkimi krokami zbliża się seria „Avengers”, która będzie nas rozpieszczać świetną obsadą i, miejmy nadzieję, nie gorszym scenariuszem. A teraz to… film, na który za bardzo nie czekałem, gdyż kompletnie nie wiedziałem, czego się po nim spodziewać, a który okazał się istnym dziełem komiksowo-adaptacyjnej sztuki. Przed Państwem „X-Men: Pierwsza klasa”!

Fabuła filmu – skonstruowana przez scenarzystę, reżysera i twórcę Kick-Assa w jednej osobie, czyli Matthew Vaughn – traktuje o początkach jednych z najpotężniejszych mutantów znanych z marvelowskiego uniwersum. Mowa o Magneto i profesorze Xavierze, znanym jako Profesor X. Niektórzy mówią też na niego też Wózek. Nawet jeśli nie czytacie komiksów, mogliście mieć okazję ich poznać przy okazji trzech części filmów o X-Menach, które już jakiś czas temu gościły na ekranach kin i cieszyły się naprawdę ciepłym przyjęciem. Tym razem jednak siłą rzeczy cofamy się w czasie, do okresu kryzysu kubańskiego, kiedy ludzie jeszcze nie zdawali sobie sprawy z faktu, że między nimi ukrywają się i mieszkają osoby, która można byłoby nazwać kolejnym ogniwem w łańcuchu ewolucji. (więcej…)

Pożyczony narzeczony – twardzi inaczej panowie wciąż w modzie

P

„Pożyczony narzeczony” to typowa, średnio udana komedia romantyczna, o której nie za bardzo jest sens się rozpisywać. Jest natomiast sens uprzedzić tych, którzy zastanawiają się nad wizytą w kinie, że może to być zdecydowanie chybiona inwestycja.
Fabuła jest oklepana. Dwie kobiety są zakochane w tym samym facecie. Sęk w tym, że ów lowelas (Colin Egglesfield) dopiero na kilka miesięcy przed powiedzeniem sakramentalnego „tak” jednej z nich (Kate Hudson) dowiaduje się o ukrywanej przez lata miłości od tej drugiej (Ginnifer Goodwin). Co ważne – miłości odwzajemnionej, lecz też ukrywanej (nie pytajcie, czemu – planowane małżeństwo z niekochaną kobietą wcale też nie ma być zawierane z rozsądku; po prostu nie wnikajcie). Oczywiście, dochodzi do zdrady i rozterek nieszczęsnego samca, z którą z pań powinien urządzić sobie resztę życia. (więcej…)

Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach – drugiej "Czarnej Perły" już chyba nigdy nie będzie

P

Niesamowite, jak ten czas leci. Ani się obejrzałem, a seria „Piraci z Karaibów” ma już na karku osiem lat. I cztery części, mimo że miała być tylko jedna. Takie dokrętki często kończą się wręcz katastrofalnie. De facto, przy okazji premiery „Na krańcu świata” jakość obsunęła się już tak nisko w stosunku do pierwowzoru, że miałem nadzieję, iż nic więcej się w tym temacie nie pojawi. Niestety dla mnie i innych niezbyt ukontentowanych widzów, a na szczęście dla twórców – trzecia część „Piratów” i tak sprzedała się świetnie. I żeby nie było wątpliwości – kocham jedynkę miłością szczerą i czystą. Tym ciężej oglądało mi się kontynuacje, które nie dorastały jej do pięt. (więcej…)

Kod nieśmiertelności – drugi "Moon" czy może jednak nie?

K

„Kod nieśmiertelności” już w trailerach zdawał się krzyczeć do ludzi: „Hej, jestem nielogiczny!”. Czy miała to być przestroga, żeby nie oczekiwać zbyt wiele po pójściu do kina? A może jednak twórcy chcieli, żeby wszystko zachowywało pozory zdrowego rozsądku i po prostu im nie wyszło? Po seansie mam wrażenie, że to chyba niestety druga opcja jest poprawna w tym wypadku.

Warto zacząć od krótkiej informacji o reżyserze. Jest nim Duncan Jones, znany przez niektórych jako „syn Bowiego”, a przez innych jako „reżyser Moon”. Kto widział „Moon”, ten wie, że to kawał nietuzinkowego science fiction, które naprawdę potrafiło wywrzeć wrażenie nawet na prawdziwych przeciwnikach fantastyki. Sam Jake Gyllenhaal, podejmując się zagrania w „Kodzie nieśmiertelności”, miał nadzieję, że będzie to produkcja podobna do pełnometrażowego debiutu Jonesa – stawiająca trudne pytania, stonowana, nie dająca się sklasyfikować jako „prymitywny film akcji”. A jak wyszło? (więcej…)

Thor – Stan Lee znów świętuje

T

Marvel od wielu lat stara się udowodnić, że komiksy da się przenieść na srebrny ekran, uzyskując przy tym oszałamiający efekt. Wiele razy już się udało – wystarczy chociażby wspomnieć „X-Menów” czy „Iron Mana”. Czasem wynik finalny pozostawiał wiele do życzenia, ale dał się oglądać – tak było między innymi z serią o Spider-Manie, która z części na część stawała się coraz mniej strawna. Uczciwie trzeba też nadmienić, że pojawiły się prawdziwe potworki, jak „Elektra”. Jak myślicie, do której grupy zalicza się dopiero co wpuszczony do kin „Thor”?

Przyznaję, że z komiksów Thora kojarzę tylko oględnie – wiem, że był i w sumie na tym kończy się moja imponująca wiedza. Siłą rzeczy więc, wybierając się na seans, nie musiałem się martwić o takie detale jak to, czy ktoś zeszmaci bohatera z czasów mojego dzieciństwa. Nie mam więc też pojęcia, jak daleko wylądowało jabłko od jabłoni i czy filmowy Thor jest równie niesamowity, co ten komiksowy. Bo trzeba Wam wiedzieć, że niesamowity zdecydowanie jest. (więcej…)

Krzyk 4 – celowy kicz czy po prostu kicz?

K

Niedawno pisałem na swoim kanale na Facebooku o tym, jak bardzo nie podobał mi się „Krzyk 4”. Niestety, przyznaję się bez bicia, że popadłem w świąteczną niemoc i ostatnie trzy dni spędziłem czy to na spotkaniach rodzinnych, czy to na nocnych maratonach z Borderlandsem w roli dania głównego (kilka tekstów na ten temat zapewne niedługo ujrzy światło dzienne). Pora jednak wziąć się wreszcie za siebie i uzasadnić, czemu aż tak bardzo męczyłem się na seansie najnowszej odsłony „Krzyku”.

Na wstępie nadmienię, że nie jestem szczególnie gorliwym fanem filmów Wesa Cravena – pierwszy „Scream” zdecydowanie mi się podobał, zaś kolejne pamiętam już jak przez mgłę (czyli podobały mi się znacznie mniej). Najnowsza część utrzymała niestety tendencję spadkową. (więcej…)

Nieściszalni – chciałbym taki koncert w swoim mieście

N

Ostatnio tak rzadko oglądałem w kinie nietuzinkowe europejskie filmy, że zapomniałem, ile frajdy można mieć z takiego seansu. Po obejrzeniu „Nieściszalnych” pozostaje tylko jeden wniosek – pora znowu zacząć chodzić na festiwale! Jeśli taka rekomendacja Wam nie wystarcza, zapraszam do przeczytania reszty recenzji.
Pierwsza sprawa – obraz jest, oczywiście, reklamowany jako „film twórców Jabłek Adama”. Co jest prawdziwe tylko po części – otóż, owszem producent wykonawczy jest ten sam i na tym koniec. Jeśli więc oczekiwaliście zbieżności w zakresie nazwisk reżyserów czy scenarzystów, to radzę tę nadzieję porzucić. Mnie akurat ta informacja nawet uspokoiła, gdyż szczególnym fanem „Jabłek Adama” zdecydowanie nie byłem. Choć na pewno miały urok, tego im odmówić w stanie nie jestem. (więcej…)

Rytuał – a mógł wyjść z tego subtelniejszy "Egzorcysta"

R

Są takie filmy, które byłby niestety znacznie lepsze, gdyby nie kręcili ich Amerykanie. Nie zrozumcie mnie źle, lubię bardzo dużą część produkcji rodem ze Stanów, ale z pewnymi rzeczami po prostu sobie nie radzą. Niedawno widziałem kolejne wyzwanie, któremu nie podołali. Mowa o „Rytuale”.

Opowiedziana historia jest naprawdę ciekawa i przywodzi mi na myśl skojarzenia z czymś, co nazwałbym „Egzorcystą 2.0”, tylko że w subtelniejszym wydaniu. Czyli bez kręcących się głów i innych dziwnych rzeczy, często z wykorzystaniem krucyfiksu. Głównym bohaterem jest Micheal (Colin O’Donoghue), który uciekł z domu pogrzebowego swojego ojca poprzez przystąpienie do seminarium duchownego. Jego ścieżka edukacji powoli dobiega końca, co sprawia, że trzeba w końcu podjąć decyzję o przyjęciu święceń. Michael wzbrania się przed nimi, jak tylko może, gdyż – jak sam twierdzi – nie czuje wcale powołania. Za namową znajomego księdza postanawia jednak przed podjęciem ostatecznej decyzji udać się do Rzymu, gdzie ma zostać wyszkolony na… egzorcystę. Ze względu na silny brak wiary w zjawiska nadprzyrodzone, Michael zostaje przydzielony do ojca Lucasa (Anthony Hopkins) który wypędził ponoć już ponad sto demonów i może się pochwalić również niecodziennymi metodami edukacyjnymi. Reszta filmu kręci się zaś wokół tego, czy w człowieka może wstąpić demon, czy może jednak nie. Jak twierdzą twórcy, film jest ponoć oparty na faktach. (więcej…)

Jestem bogiem – zmarnowany potencjał; znowu

J

Ostatnio kinematograficzny świat daje mi naprawdę sporo powodów do mówienia o zmarnowanym potencjale. Najpierw było „Dzień dobry TV”, które miało szansę za tytuł solidnej, lekko absurdalnej komedii, a ostatecznie uderzyło w tani sentymentalizm. Teraz zaś film, na który czekałem z zainteresowanie tylko po to, by z sali kinowej wyjść mocno zmieszanym. Mowa, jak już się zapewne domyśleliście po tytule wpisu, o „Jestem bogiem”.

Tym razem głównym bohaterem jest Eddie Morra  (Bradley Cooper) rzekomy pisarz, bez żadnej książki na koncie. Człowiek, który wiecznie dobrze się zapowiada. Jego losy odmienia jednak wejście w posiadanie cudownego specyfiku, który odblokowuje pełny potencjał mózgu. Jaki miał wpływ na Eddiego? Zdecydowanie zbawienny. Pan Morra skończył swoją książkę w cztery dni, przestał wyglądać jak kloszard i zaczął pomnażać majątek na giełdzie. Wiadomo, że taka nagła zmiana scenariusza w jego życiu musiała przyciągnąć uwagę wielu osób. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze