Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje filmów

Amazing Spider-Man – Tak blisko spełnienia marzeń

A

Przez cały czas żywiłem wielką nadzieję, że nowa wersja Spider-Man będzie jednocześnie tą, która spełni marzenia fanów komiksu. Czyli przy okazji też moje. Z jednej strony nadzieję budziły trailery, które sugerowały, że twórcy poczuli klimat postaci, nad którą pracują. Do tego też dokładał się ogólnie coraz wyższy poziom komiksowych ekranizacji. Z drugiej strony, do zachowania dystansu zmuszał fakt, że nie robi tego osobiście Marvel, tylko Sony. To samo Sony, które robiło też z Raimim starą trylogię.

Historia jest klasyczna, niektóre rozwiązania fabularne już mniej. Poznajemy Petera Parkera, który nie ma najłatwiej w szkole. Jest mało popularnym kujonem, który ma problem z nawiązywaniem relacji międzyludzkich. W wyniku wypadku w laboratorium zostaje ukąszony przez pająka – jak łatwo się domyślić, to zdarzenie zmienia całe jego życie. Szybko dowiaduje się w bolesny sposób, że wraz z siłą przychodzi również odpowiedzialność. De facto poradzenie sobie ze znaczeniem tej prostej formułki jest w dużej mierze treścią całego filmu. Do tego dochodzi jeszcze nieużywany dotąd w filmach motyw tajemniczego zaginięcia rodziców Petera. (więcej…)

Szepty – Angielski dworek, tajemnica i gęsta atmosfera; jest dobrze

S

Przy okazji pisania o „Kobiecie w czerni” życzyłem i Wam, i sobie, żeby takie filmy powstawały częściej. „Takie”, czyli zawiesiste dreszczowce, w których ważniejsze od wiadra flaków są napięcie i atmosfera. Szczerze mówiąc, nie myślałem, że to życzeniowe myślenie tak szybko wyda owoce na świat w postaci „Szeptów” (czy może raczej: ich polskiej premiery). Już po obejrzeniu zwiastuna poczułem się mocno zaintrygowany. Owszem, obawiałem się, że może być to kolejny film, który wygląda atrakcyjnie tylko w wersji dwuminutowej. Na szczęście, jak się okazało, wersja blisko dwugodzinna spełniła moje dosyć wysokie oczekiwania z nawiązką.

Florence (Rebbeca Hall) znana jest z dekonspirowania hochsztaplerów, żerujących na ludzkim cierpieniu. Nie jest tajemnicą, że w trakcie I Wojny Światowej straciło życie wiele osób. Jeśli wierzyć „Szpetom”, był to okres, kiedy w Anglii odnotowano znaczy wzrost zainteresowania duchami i życiem pozagrobowym w tej wersji z kryształowymi kulami i starymi paniami, które wyglądają, jakby też już powinny przejść na drugą stronę. Jak się jednak okazuje, Florence ściga podobnych oszustów nie tylko ze względu na wiarę w sprawiedliwość, ale również by poradzić sobie z demonami własnej przeszłości. Dlatego też przyjmuje kolejne zlecenie – postanawia odwiedzić szkołę z internatem (nie mylić z internetem – tego jeszcze nie mieli), w której, rzekomo, jeden z uczniów stracił życie właśnie przez kontakt z duchem. Czy naprawdę tak się stało? Czy to kolejna mistyfikacja? A może stary pałacyk kryje jakieś tajemnice, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego? (więcej…)

J. Edgar – Tak powinna być nakręcona Żelazna dama

J

Problem z filmami a charakterze biograficznym jest taki, że jeśli nie zna się dobrze przytaczanej postaci, ciężko jest go ocenić pod kątem innymi niż „podobało mi się, nie podobało mi się”. Tak miałem przy okazji „Żelaznej damy”, tak mam i przy „J. Edgarze” – moja wiedza o Margaret Thatcher jest podobnie ograniczona do tej o założycielu FBI, niejakim J. Edgarze Hooverze, który miał ponoć haka na wszystkich, a jego sekrety miały sekrety. Nie pozostaje mi więc, niestety, nic innego, jak dać Wam znać, czy ów film mi się podobał. A podobał się bardzo.

„Żelazna dama” została przytoczona nie bez powodu – obydwa filmy mają niemalże identyczną konstrukcję. Śledząc najbardziej współczesne wydarzenia z życiu bohaterów, jesteśmy również świadkami ich trudnych początków, przytaczanych w bardzo licznych retrospekcjach. Różnica polega na tym, że jedynym atutem filmu o angielskiej pani premier była Meryl Streep (a trzeba zaznaczyć, że to atut niezaprzeczalny), zaś scenariusz potykał się o własne nogi i sam nie wiedział, na czym chce się skupić. Tego problemu zupełnie nie ma przy „J. Edgarze”. Błyskotliwa gra DiCaprio jest „tylko” dodatkiem do solidnego scenariusza i świetnej reżyserii (za tę ostatnią zabrał się król kina, Clint Eastwood). Autorzy mieli pomysł na ten film i konsekwentnie się go trzymali. (więcej…)

Łowcy głów – Norwegia: Inny wymiar kinematografii

Ł

„Łowcy głów” to nie jest moja pierwsza przygoda z norweskim kinem. Czy może konkretniej – z norweskim kinem kryminalnym, wymieszanym w sporej dawce z akcją. Jeśli dalej będę oglądał podobne produkcje, to… chyba nie pozostanie mi nic innego, poddam się tej coraz silniej napierającej fali i wezmę się również za czytanie powieści ludzi z północy. Tak, ten film był świetny. Ale po kolei.

Głównym bohaterem jest Roger (w tej roli człowiek, którego nazwiska pewnie bym nie potrafił poprawnie wymówić, Aksel Hennie). Żyje w przeświadczeniu, że niski facet musi sobie wynagrodzić swój wzrost całą masą zewnętrznych bodźców. Stąd mieszkanie za 30 milionów, piękna żona i, dla urozmaicenia, kochanka na boku. Niestety, takie życie nie przychodzi tanio, w szczególności, gdy chce się jeszcze dogodzić kobietom. Choć Roger pracę ma niezłą, musiał znaleźć jakieś dodatkowe, intratne hobby. I tak też się stało – kradnie obrazy i szybko sprzedaje za granicą. Teraz trafiła mu się wyjątkowa gratka – trafił na trop odnalezionego po latach płótna Rubensa, które może być warte nawet sto milionów euro. Niestety, problem polega na tym, że jego aktualny właściciel jest ekspertem od tropienia ludzi – taka karma. Czy gra jest warta świeczki? (więcej…)

Mroczne cienie – Witajcie w świecie Burtona

M

Muszę być uczciwy, nie lubię recenzować filmów Tima Burtona. To jeden z tych autorów, którzy mają styl na tyle wyrazisty, że albo się ich kocha, albo nienawidzi. OK, może nie aż tak skrajnie – ale na pewno ciężko być wobec nich obojętnym. Mnie zaś Tim Burton intryguje, ale prawda jest też taka, że wolałem go, kiedy był biedniejszy.
Zanim przejdziemy do mojego osobistego stosunku do filmów Burtona, zajmijmy się fabułą. „Mroczne cienie” są opowieścią o Barnabie Collinsie (w tej roli Johnny Depp), nieszczęśniku, któremu zdarzyło się podpaść pewnej czarownicy. Bardzo seksownej czarownicy, trzeba dodać. Jako że owa dziewoja nie mogła go mieć dla siebie, postanowiła wybić mu całą rodzinę co do nogi, a jego samego zmieniła w wampira, po czym zakopała głęboko w ziemi. Splot wydarzeń sprawił jednak, iż nasz główny bohater obudził się dwieście lat później, w świecie, którego kompletnie nie rozumiał, z rodziną, której kompletnie nie znał. Jak zapewne się domyślacie, historia skupia się zarówno na porządkowaniu rodzinnych interesów, jak też na rozliczeniu się z osobą odpowiedzialną za nastały stan rzeczy. (więcej…)

Projekt X – Imprezy wchodzą w nowy wymiar

P

Rzadko trafiam na filmy, o których nawet nie wiem, co powiedzieć. Oczywiście, wyłączam z tej listy kino tak zwane „ambitne”, obrazujące trudny romans dwóch kaukaskich pasterzy lam, z których jeden lubi się przebierać w sukienki swojego ojca, który też miał problemy, a drugi nie ma rąk, ale kocha grać na skrzypcach. Mam tu na myśli film teoretycznie całkiem przyziemny. Ale nakręcony jednak tak, że mi, jako widzowi, brakuje słów.

Z mojego punktu widzenia „Projekt X” fabuły po prostu nie ma. Scenariusza, miałem wrażenie, też nie było, ale jak się okazało, ktoś na liście płac jako autor tegoż jednak figuruje, więc chyba jednak był. Przez półtorej godziny w kinie oglądałem zapis z, co by nie mówić, naprawdę imponującej imprezy. Trzech kumpli postanowiło, że urodziny jednego z nich muszą być na tyle głośne, by ludzie w końcu zaczęli na nich zwracać uwagi w szkole. Rodzicie wyjechali na weekend i pozwolili zaprosić astronomiczną liczbę pięciu osób. W rzeczywistości miało być około 50. Stanęło na piętnastu setkach. Imprezy nie przetrwało nic, zaś pies, jeden z lokatorów domu, pewnie do dziś chodzi do terapeuty. (więcej…)

Avengers – Komiksowe spełnienie marzeń

A

„Avengers” to film, na który – z jednej strony – czekałem, jak na zbawienie, a z drugiej: obawiałem się go niczym średnio sprawnego kierowcy TIR-a na trasie Warszawa-Białystok. Z jednej strony był potencjał na najbardziej epicką ekranizację komiksu w historii ludzkości. Z drugiej, istniało ryzyko, że twórcy zrobią kilka niezgrabnych manewrów niczym w drugiej odsłonie „Iron Mana” i wyjdą z widzem na czołówkę, kompletnie wprasowując go w asfalt. Szczęśliwie dla mnie, dla Was, ale i, jak mi się zdaje, dla spokoju sumienia owych twórców również – skończyło się na pierwszej z możliwości. Dostaliśmy najbardziej epicką ekranizację komiksu w historii ludzkości.
Siła tego filmu nie tkwi w samej fabule, gdyż ta jest prosta. Nasza piękna, spowita smogiem planeta staje w obliczu zagłady. O ziemski tron postanowił się ubiegać Loki, brat Thora, wygnany niedoszły władca mitycznej krainy Asgardu. A że nikt go swym władcą widzieć nie chce, Loki postanawia wszystko utopić, rzecz jasna, we krwi. Niestety, wspierany jest przez obcą rasę, która z kolei jest zainteresowana zdobyciem Tesseraktu, potężnego artefaktu, umożliwiającego łatwą podróż międzygwiezdną i zapewniającego niemalże nieskończone źródło energii. Z takimi siłami nikt nie jest w stanie się zmierzyć w pojedynkę. Jedyną nadzieją ludzkości jest zebranie w jednym miejscu wszystkich najpotężniejszych indywidualistów. Jest z nimi tylko jeden problem. Są indywidualistami. (więcej…)

Giganci ze stali (DVD) – O Transformerach i Wolverinie raz jeszcze

G

„Giganci ze stali” są bodaj pierwszym filmem, przy którym mogłem dokładnie zaobserwować, jakie spustoszenie w całkiem przyzwoitym filmie aktorskim może poczynić dubbing. W okolicach premiery wspomnianego filmu, przeszedłem się do kina i wyszedłem ze zdruzgotaną psychiką. Nie wiedziałem, że „Real Steel” miało mieć podłożone polskiego głosy – nie pomyślałem nawet, żeby sprawdzić. W końcu to film od 13. roku życia, tych się u nas chyba nigdy nie dubbinguje. I to był błąd. W polskich kinach „Giganci ze stali” dostali oznaczenie „7+”. Oraz polskich lektorów.

Jako że nie wszyscy pewnie znają mój materiał o „Gigantach ze stali”, trzeba przybliżyć podstawy. Głównym bohaterem jest Charlie Kenton. Ex-bokser oraz ex-ojciec. Po zakończeniu kariery na ringu, wziął się za walki robotów, które są rozrywką numer jeden w roku 2020. Efekty, niestety, nie są najlepsze – jego zawodnicy przegrywają kolejne walki, zaś on sam przegrywa starci z butelką. W takiej sytuacji poznaje go na nowo jego syn, porzucony za młodu i zostawiony z samą tylko matką. Niestety, rodzicielka niedawno zmarła i ktoś musi zaopiekować się młodym. Co robie Charlie? Podnosi się z rynsztoku i staje lepszym człowiekiem, jak na film dla 7-latków przystało? Może, ale najpierw… sprzedaje prawa rodzicielskie za 100.000 dolarów dalszej rodzinie. Musi tylko wytrzymać dwa miesiące, po czym może zainkasować gotówkę. (więcej…)

Kobieta w czerni – Harry Potter i kobieta w ciemni? Nie

K

Dobre horrory, w szczególności te z gatunku zawiesistych dreszczowców, trafiają się kinomanom niestety niezwykle rzadko. Na ogół trzeba się cieszyć, gdy na srebrnych ekranach pojawi się chociaż jakiś sprawnie nakręcony slasher, mając dalej nadzieję, że w końcu premierę będzie mieć coś odrobinę bardziej finezyjnego. Cóż, i w końcu mi się trafiło – doczekałem się. Przed Wami „Kobieta w czerni”.

Czuję potrzebę, żeby rozliczyć się z pewnej rzeczy. Otóż, jak zapewne 90% ludzkiej populacji, chodził mi po głowie żart w stylu „Harry Potter i kobieta w ciemni”. Postanowiłem się jednak powstrzymać, ponieważ… ten film jest zbyt dobry i nie zasługuje na to, żeby kogoś już na wstępie do niego zniechęcać. Po drugie, nie zasługuje na to sam Daniel Radcliffe, który, jak mi się wydaje, ma szansę nie tyle odciąć się od swojej roli Horry’ego Pottera, co po prostu przejść nad nią do porządku dziennego i wziąć się za inne kreacje. (więcej…)

Hunger Games – Festiwal nieletniej brutalności

H

„Igrzyska śmierci”, znane przez wielu pod oryginalną nazwą „Hunger Games”, były dla mnie widowiskiem bardzo specyficznym. Nie czytałem powieści, trailer nie wzbudził moich podejrzeń, poszedłem na ten seans kompletnie nieprzygotowany. Zresztą, z dyskusji ze znajomymi wynika, że nawet gdybym czytał pierwszą część trylogii, to najwyraźniej i tak byłbym zaskoczony tym, co zobaczyłem.

Ograniczmy streszczenie fabuły do niezbędnego minimum. Wyobraźcie sobie, że funkcjonujecie w świecie, w którym co roku organizowane są igrzyska, takie jak za czasów starego, dobrego starożytnego Rzymu, tyle że w nowoczesnej oprawie. Z każdego z dwunastu dystryktów wybierane są dwie osoby – jedna kobieta i jedna mężczyzna. Czy raczej wypadałoby powiedzieć: jedna dziewczynka i jeden chłopiec, gdyż przedział wiekowy zaczyna się na wieku 12 lat, a kończy na wieku lat 18. Z tych 24 osób przeżyje tylko jedna. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze