Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryFilmy

Avengers – Komiksowe spełnienie marzeń

A

„Avengers” to film, na który – z jednej strony – czekałem, jak na zbawienie, a z drugiej: obawiałem się go niczym średnio sprawnego kierowcy TIR-a na trasie Warszawa-Białystok. Z jednej strony był potencjał na najbardziej epicką ekranizację komiksu w historii ludzkości. Z drugiej, istniało ryzyko, że twórcy zrobią kilka niezgrabnych manewrów niczym w drugiej odsłonie „Iron Mana” i wyjdą z widzem na czołówkę, kompletnie wprasowując go w asfalt. Szczęśliwie dla mnie, dla Was, ale i, jak mi się zdaje, dla spokoju sumienia owych twórców również – skończyło się na pierwszej z możliwości. Dostaliśmy najbardziej epicką ekranizację komiksu w historii ludzkości.
Siła tego filmu nie tkwi w samej fabule, gdyż ta jest prosta. Nasza piękna, spowita smogiem planeta staje w obliczu zagłady. O ziemski tron postanowił się ubiegać Loki, brat Thora, wygnany niedoszły władca mitycznej krainy Asgardu. A że nikt go swym władcą widzieć nie chce, Loki postanawia wszystko utopić, rzecz jasna, we krwi. Niestety, wspierany jest przez obcą rasę, która z kolei jest zainteresowana zdobyciem Tesseraktu, potężnego artefaktu, umożliwiającego łatwą podróż międzygwiezdną i zapewniającego niemalże nieskończone źródło energii. Z takimi siłami nikt nie jest w stanie się zmierzyć w pojedynkę. Jedyną nadzieją ludzkości jest zebranie w jednym miejscu wszystkich najpotężniejszych indywidualistów. Jest z nimi tylko jeden problem. Są indywidualistami. (więcej…)

Diablo 2 nostalgicznie

D

Gdy zapada zmrok, budzą się demony. Zgodnie jednak z wizją Blizzarda, w tym samym czasie rodzą się bohaterowie. Oczywiście, metaforycznie. Gdyby faktycznie wtedy się rodzili, byłoby trzeba poczekać jeszcze pi razy drzwi ze 20 lat, zanim będą zdolni uratować świat. Karmienie, trenowanie, szukanie magicznych mieczy w brzuchu zabitego wilka – to wszystko wymaga czasu. Ale o czym to ja… A tak, bohaterowie, Diablo, OK. Jak zapewne każdy wie, data premiery Dialbo III jakiś czas temu zmieniła się z blizardowskiego „soon” na 15. maja tego roku. Jako że czekam na ten dzień, jak na wypłatę premii za 12 lat ciężkiej pracy, postanowiłem jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, przypominając sobie Diablo II. (więcej…)

Gniew Tytanów – Release the Kraken… Again!

G

Pierwsza część tytanowej serii, związana, przypomnijmy, ze starciem, była bardzo sympatycznym i miłym w odbiorze gwałtem na greckiej mitologii. Druga część natomiast związana jest z gniewem, pewnie dlatego, że starcie się nie powiodło. Ponownie, jest to świetnie nakręcone widowisko, które nie pozostawia na mitologii suchej nitki, ale… szczerze mówiąc, kto by się tym przejmował. Jeśli nie przeczytaliście opracowania Parandowskiego zanim zrobiło to Hollywood, sami jesteście sobie winni. Lepiej bierzcie się za „Zbrodnię i karę” oraz „Starego człowieka i morze”, póki macie jeszcze na to szansę. A tymczasem…

Akcja rozpoczyna się dziesięć lat po finale pierwszej części. Tak jakby ktoś z pierwszej części pamiętał więcej niż sławne słowa Liama Neesona, które szybko obrodziły w liczne memy. Perseusz – w tej roli Sam Worthington – osiadł w spokojnej wsi rybackiej i żyje z tego, co zostanie mu na haczyku po wyjęciu patyka z wody. Niestety, jako że świat zbliża się powoli do końca, o czym zostaje poinformowany przez swojego ojca, Zeusa, musi porzucić spokojny żywot i ponownie chwycić za miecz. W harmonogramie atrakcji jest latanie na pegazie, wycieczka do piekła i walka z tytanami wielkości gór. (więcej…)

Giganci ze stali (DVD) – O Transformerach i Wolverinie raz jeszcze

G

„Giganci ze stali” są bodaj pierwszym filmem, przy którym mogłem dokładnie zaobserwować, jakie spustoszenie w całkiem przyzwoitym filmie aktorskim może poczynić dubbing. W okolicach premiery wspomnianego filmu, przeszedłem się do kina i wyszedłem ze zdruzgotaną psychiką. Nie wiedziałem, że „Real Steel” miało mieć podłożone polskiego głosy – nie pomyślałem nawet, żeby sprawdzić. W końcu to film od 13. roku życia, tych się u nas chyba nigdy nie dubbinguje. I to był błąd. W polskich kinach „Giganci ze stali” dostali oznaczenie „7+”. Oraz polskich lektorów.

Jako że nie wszyscy pewnie znają mój materiał o „Gigantach ze stali”, trzeba przybliżyć podstawy. Głównym bohaterem jest Charlie Kenton. Ex-bokser oraz ex-ojciec. Po zakończeniu kariery na ringu, wziął się za walki robotów, które są rozrywką numer jeden w roku 2020. Efekty, niestety, nie są najlepsze – jego zawodnicy przegrywają kolejne walki, zaś on sam przegrywa starci z butelką. W takiej sytuacji poznaje go na nowo jego syn, porzucony za młodu i zostawiony z samą tylko matką. Niestety, rodzicielka niedawno zmarła i ktoś musi zaopiekować się młodym. Co robie Charlie? Podnosi się z rynsztoku i staje lepszym człowiekiem, jak na film dla 7-latków przystało? Może, ale najpierw… sprzedaje prawa rodzicielskie za 100.000 dolarów dalszej rodzinie. Musi tylko wytrzymać dwa miesiące, po czym może zainkasować gotówkę. (więcej…)

Kobieta w czerni – Harry Potter i kobieta w ciemni? Nie

K

Dobre horrory, w szczególności te z gatunku zawiesistych dreszczowców, trafiają się kinomanom niestety niezwykle rzadko. Na ogół trzeba się cieszyć, gdy na srebrnych ekranach pojawi się chociaż jakiś sprawnie nakręcony slasher, mając dalej nadzieję, że w końcu premierę będzie mieć coś odrobinę bardziej finezyjnego. Cóż, i w końcu mi się trafiło – doczekałem się. Przed Wami „Kobieta w czerni”.

Czuję potrzebę, żeby rozliczyć się z pewnej rzeczy. Otóż, jak zapewne 90% ludzkiej populacji, chodził mi po głowie żart w stylu „Harry Potter i kobieta w ciemni”. Postanowiłem się jednak powstrzymać, ponieważ… ten film jest zbyt dobry i nie zasługuje na to, żeby kogoś już na wstępie do niego zniechęcać. Po drugie, nie zasługuje na to sam Daniel Radcliffe, który, jak mi się wydaje, ma szansę nie tyle odciąć się od swojej roli Horry’ego Pottera, co po prostu przejść nad nią do porządku dziennego i wziąć się za inne kreacje. (więcej…)

Hunger Games – Festiwal nieletniej brutalności

H

„Igrzyska śmierci”, znane przez wielu pod oryginalną nazwą „Hunger Games”, były dla mnie widowiskiem bardzo specyficznym. Nie czytałem powieści, trailer nie wzbudził moich podejrzeń, poszedłem na ten seans kompletnie nieprzygotowany. Zresztą, z dyskusji ze znajomymi wynika, że nawet gdybym czytał pierwszą część trylogii, to najwyraźniej i tak byłbym zaskoczony tym, co zobaczyłem.

Ograniczmy streszczenie fabuły do niezbędnego minimum. Wyobraźcie sobie, że funkcjonujecie w świecie, w którym co roku organizowane są igrzyska, takie jak za czasów starego, dobrego starożytnego Rzymu, tyle że w nowoczesnej oprawie. Z każdego z dwunastu dystryktów wybierane są dwie osoby – jedna kobieta i jedna mężczyzna. Czy raczej wypadałoby powiedzieć: jedna dziewczynka i jeden chłopiec, gdyż przedział wiekowy zaczyna się na wieku 12 lat, a kończy na wieku lat 18. Z tych 24 osób przeżyje tylko jedna. (więcej…)

John Carter – Spacer po muzeum Science Fiction

J

Co Wam przychodzi do głowy, gdy widzicie zapowiedź aktorskiego filmu od Disneya? Mi przed oczami odruchowo wyświetlają się na przykład kadry z Brandonem Fraserem w jakimś lepszym czy gorszym filmie familijnym. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy się okazało, że „John Carter” nie tylko nie będzie dubbingowany, ale też spadł dosyć daleko od drzewa filmów rodzinnych. Ale czy jest dobry? Czy warto wydać małą fortunę, żeby zobaczyć go w 3D?

Czemu mówię, iż jest to science fiction z przeszłości? Ponieważ, z czego wiele osób może sobie nie zdawać sprawy, „John Carter” jest oparty na powieści z początku XX wieku, autorstwa Edgara Rice’a Burroughsa. Tego typu historie są bardzo urokliwe i mają to do siebie, że po blisko stu latach przestają być „fiction”, a i często okazuje się, że z „science” też miały mało wspólnego. Istniało więc ryzyko, że mimo premiery w roku 2012, „John Carter” już na starcie będzie delikatnie zalatywał starością. I tak też się, niestety, po części stało. (więcej…)

Shaolin Soccer

S

Idealna propozycja dla wszystkich osób, które lubią specyficzne połączenia. Mamy tu trochę akcji, trochę komedii i, oczywiście, trochę filmu sportowego. Całość jest podlana egzotycznym, chińskim poczuciem humoru, naprawdę przyzwoitymi efektami specjalnymi i świetnymi choreografiami akrobatycznymi.

Co więcej, kilka razy naprawdę szczerze się śmiałem, a czas podczas seansu naprawdę szybko mi minął. Jeśli widzieliście na przykład „Kung Fu Hustle” (u nas „Kung Fu Szał”), to mniej więcej tego możecie się spodziewać po „Shaolin Soccer”. Tak, to de facto głupi film, ale… ponownie: tak, polecam go.

Husk

H

Raz na jakiś czas lubię obejrzeć tego typu film. „Husk” to prosty slasher w absolutnie klasycznej formule. Grupa nastolatków rozbija się w okolicy farmy, która wydaje się być opuszczona. Poniekąd jest to prawda nawet – poza psychopatycznym mordercą, nikt w owym przybytku wiejskiej rozkoszy nie rezyduje. „Husk” wyróżnia się w swojej kategorii jedną rzeczą – bardzo przyzwoitą realizacją, podobnie jak na przykład norweski „Hotel Zła” (niektórzy mogą lepiej kojarzyć oryginalną nazwę – „Fritt Wilt”). Ujęcia są dobre, akcja dynamiczna, zaś całość trzyma w charakterystycznym dla dobrych slasherów napięciu.

Jeśli macie ochotę na rzemieślniczo acz dobrze wyreżyserowaną porcję flaków i krwi, to mogę spokojnie polecić.

Matrix – Cybernetyczny bóg

M

Wyobraźcie sobie sen tak prawdziwy, że wydaje się Wam rzeczywistością. Wyobraźcie sobie efekty specjalne tak realistyczne, że zaczynacie się zastanawiać,  co jest jawą, a co fikcją. Wyobraźcie sobie film akcji tak zawiły i złożony, że staje się niemalże obrazem filozoficznym… Przed państwem – „Matrix”.

Czym jest Matrix? Andy i Larry Wachowscy, będący zarazem autorami scenariusza, jak i reżyserami, pokusili się o stwierdzenie, że jest on wszystkim, co nas otacza. Widzimy go w każdej sytuacji: gdy oglądamy telewizję, wyglądamy za okno czy płacimy podatki. Czy w takim razie dali nam swoją wizję Boga? Stworzyli świat tak przekonywający i niesamowity, a zarazem tak podobny do tego, który znamy, że niejedna osoba zadała już sobie pytanie: „A jeśli mają rację? Jeśli mój świat jest tylko iluzją i nie mam na to żadnego wpływu?”. Wachowscy na każdym kroku, w każdej scenie próbują udowodnić swoją tezę, że wszyscy żyjemy w słodkiej nieświadomości, wytaczając coraz to bardziej finezyjne argumenty. Cały ten proces przebiega jednak stopniowo, dozując napięcie, dzięki czemu film nie pozwala oderwać wzroku od ekranu przez cały czas trwania. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze