Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Amazing Spider-Man – roczniki 1964, 1965 oraz 1966

A

Trochę czasu minęło, odkąd pierwszy raz pisałem o starych rocznikach Spider-Mana. Od tamtej pory udało mi się pójść z tematem mocno do przodu, dzięki fascynującym wykładom doczytałem w czasie trwania semestru do 120. komiksu „The Amazing Spider-Man”. I przy okazji przeczytałem też kilka tak zwanych „limited series”, jak na przykład „Reign”, „With Great Power…” czy „Venom vs. Carnage”. Teraz przyszła jednak pora, by wrócić do tematu początków Spider-Mana.

W tym artykule postanowiłem omówić do końca pewną epokę w historii komiksów o Człowieku Pająku. Mowa, że tak to ujmę, o epoce wizualnej – do połowy roku 1966 za oprawę graficzną Spider-Mana odpowiadał ciągle jeden i ten sam człowiek, czyli Steve Ditko. Został on zmieniony w sierpniu rzeczonego roku przez Johnny’ego Romitę (w XXI wieku warto dodać, że chodzi o seniora – junior też jest aktualnie bardzo wziętym artystą komiksowym) – ale jego dokonaniami zajmę się w następnym artykule, na razie trzymajmy się pana Ditko.

Warto przede wszystkim zaznaczyć, że na przestrzeni pierwszych kilku numerów usystematyzował się sposób, w jaki był rysowany główny bohater. Początkowo oczy na masce Spider-Mana były rysowane raz małe, raz duże. Aktualnie w kanonie – z tego, co widzę nawet po współczesnych przygodach Parkera – utarł się jednak obraz z dużymi „patrzałkami”. I dobrze.

O ile rok 1964 prezentował jeszcze dosyć sztywne akrobacje postaci, o tyle prawdziwe perełki zaczęły się pojawiać już w rok później. Kulminacyjny punkt w zakresie jakości rysunków Steve’a Ditko przypadł według mnie na odcinek 33., który ukazał się w lutym. To właśnie z niego pochodzi scena, która – o ile dobrze kojarzę – pojawia się czasem we wspomnieniach Parkera, nawet we współczesnych komiksach. Kilka kadrów z tego numeru jest tak pięknie narysowanych, że postanowiłem jeden wstawić do tekstu niemal w całości, mimo że zajmie naprawdę sporo miejsca. Sami rzućcie na niego okiem i napiszcie, co o nim sądzicie.

Jako że Steve zerwał z rysowaniem Pająka raptem kilka numerów później, w odcinku 38., żałuję – szczerze mówiąc – że nie poprzestał na genialnym starciu z Doctorem Octopusem właśnie w wydaniu 33. Ta historia miała moc i była jedną z najlepszych w dotychczasowej historii przygód Petera Parkera. A komiks z numerem 38? Może za odpowiedź wystarczy Wam jego tytuł – „Just a guy named Joe”? Tak, to historia z Janem Kowalskim w roli głównej – i tak, Jan Kowalski już nigdy nie powrócił. Szkoda, że Ditko nie miał historii godnej końca współpracy. Jest to jeszcze bardziej odczuwalne, jeśli zestawi się z niesamowitym debiutem Johnny’ego Romity w uniwersum Spider-Mana. Ale to tylko drobny „teaser” – więcej niebawem.

Na deser, warto dodać, że styl dialogów na przestrzeni pierwszych czterech lat nie uległ za bardzo zmianie. Nadal są mocno naiwne, opisują dokładnie wszystko to, co właśnie robi postać i potrafią zapełniać połowę strony, powodując oczopląs. Ma to jednak swój urok, biorąc pod uwagę, że wszystkie te komiksy mają na karku blisko pół wieku.

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Drawski
Drawski
13 lat temu

Super, sam uwielbiam ten okres

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

1
0
Would love your thoughts, please comment.x