Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Konkurs! Zgarnij yerba mate i przybory do jej picia z Yerbaciarni!

K

Tak się zabawnie złożyło, że od dłuższego czasu chodzi mi napisanie tekstu o yerba mate, które bardo lubię popijać, a tu nagle dostaję propozycję ze sklepu z tymże trunkiem, czy nie chciałbym konkursu zrobić. Ów przybytek nazywa się Yerbarciarnia Terere, o konkurs zrobić oczywiście chcę.

Sprawa jest bardzo prosta. Większość ludzi lubi sobie coś podpijać, oglądając film. To udowodniony naukowo fakt. Na pewno. Najgorzej, gdy jest to Cola, czyli nieoficjalnych sponsor światowego związku dentystów. A najlepiej… No właśnie, a Wy co lubicie najbardziej pić podczas seansów? Główną nagrodę zgarnie najciekawiej napisany komentarz, najbardziej kreatywne uzasadnienie wybranego trunku. Do dzieła! (więcej…)

Duke Nukem: Glorious Bastard #01 – Samobieżny testosteron w wersji obrazkowej

D

Wielkim fanem najsławniejszego Księcia na świecie nigdy nie byłem. Owszem, grałem w kultowe – nie bez powodu zresztą – Duke Nukem 3D, podobało mi się, ale nigdy nie wytatuowałem sobie podobizny Księcia na bicepsie, co by szybciej przybierał na masie. Mimo tego, gdy dostałem od redakcji W Otchłani Komiksu obrazkową opowieść z naszym ulubionym koksem, chętnie po nią sięgnąłem, mając nadzieję na zdrową porcję testosteronowego humoru. I się nie zawiodłem.

Na razie miałem okazję czytać tylko pierwszy zeszyt serii „Glorious Bastard” (nic nie smakuje tak dobrze, jak mało wybredne nawiązanie do świetnego filmu) i, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czy będę miał szansę sięgnąć po więcej. Choć muszę też przy okazji przyznać, że… miałbym ochotę. Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa, ale za to po poprowadzona w bardzo przyjemny sposób, świetnie bazując na klimacie wszystkiego, co z Duke’iem związane. Pewnego dnia do posesji Księcia przychodzi starowinka francuskiego pochodzenia. Jak się okazuje, to dziewczyna Duke’a z roku… 1945. Z wiadomych przyczyn, Księciu prawie z tego tytułu odpadły cojones i potoczyły się po ziemi – nie zwykł widywać kobiet w wieku bardziej zaawansowanym. Niemniej, po szybkim rzuceniu okiem na archiwalne zdjęcie niewiasty, postanowił, że faktycznie najlepszym pomysłem na spędzenie popołudnia byłoby wrócenie do Niemiec z czasów końca II Wojny Światowej i przetrzepanie tyłków kilku obcym, którzy akurat postanowili wesprzeć nazistów (no, powiedzmy, że wesprzeć – może bardziej wyprzeć). Całość wypchana jest po brzegi zabawnie napisanymi dialogami, dzięki którym lektura staje się przyjemna. (więcej…)

Kevin Smith – Piewca amerykańskich supermarketów

K

Kevin Smith jest dla mnie jedną z unikalnych postaci kina – nie tylko amerykańskiego, ale i światowego. Podobnie, jak Woody Allen czy Alfred Hichcock, Smith również ma manierę wplatania siebie w scenariusz i grania w filmach, które sam reżyseruje, zaś jego występy w innych produkcjach dla fanów zawsze są gwarantem przynajmniej kilku wartych uwagi scen. Czy warto jego twórczością się zainteresować? Czy warto go wypatrywać, rozsianego po innych filmach? Wielu osobom może się to wydać kontrowersyjne, ale… tak.

Odpowiedzmy może najpierw na pytanie, czemu uważam, że polecanie Kevina Smitha może być kontrowersyjne. Cóż, wiele osób po prostu uważa go za warchoła, a jego filmy za obrazę majestatu… majestatów. Zdecydowanie licznych majestatów. I, cóż, szczerze mówiąc, czasem ciężko nie przyznać tym kinowym opozycjonistom racji. W końcu mówimy o człowieku, którego filmy noszą takie tytuły, jak „Szczury z supermarketu” czy „Zack i Miri kręcą porno”. Nie brzmi ambitnie. I, gdyby oglądać każdy film kompletnie niezależnie, część z nich taka też jest. Prosta, czasem bez treści, często wulgarna, a dla licznych odbiorców wręcz obraźliwa. Gdy jednak człowiek pozwoli sobie na zanurzenie się w tym absurdzie, zauważy, że Kevin Smith bawi się ze swoim widzem. I to naprawdę wybornie. (więcej…)

Kot w Butach – Nie ma odcinania kuponów od sławy, ale szału również brak

K

Spodziewałem się, jak zapewne i wiele innych osób, że „Kot w Butach” będzie kolejnym sposobem na odcinanie kuponów od sławy „Shreka”. Z drugiej strony, miałem też w pamięci, że „Shrek Forever” okazał się zaskakująco dobrym filmem, który miał własny styl i masę świetnych dialogów oraz gagów. Była więc szansa, że futrzak w kaloszach też taki będzie.

Niestety, nie był. Okazał się raczej nijaki.

Trzeba przyznać, że fabuła naprawdę stara się wciągać, jak i nawiązywać do klimatów „Shreka”. Ponownie pod lupę wzięte są rozmaite bajki i baśnie znane z dzieciństwa, przerobione zmyślnie na przygodowy film akcji z gadającymi zwierzętami i nabiałem w roli głównej. Tym razem padło na magiczną fasolę oraz Humpty’ego Dumpty’ego, który ma ochotę podprowadzić z magicznego zamku nie mniej magiczną gęś znoszącą złote jaja. Sęk w tym, że absolutnie niezbędna jest mu do tego pomoc Kota w Butach, którego kilka lat wcześniej zdradził. Na domiar złego, ich śladami podąża para rozbójników – Jack i Jill – którzy również mają chrapkę na gąskę. (więcej…)

Zombie Driver – Dobry polski odmózg

Z

Zawsze byłem fanem niemalże wszystkiego, co związane z zombie. Filmy o żywych trupach to obowiązkowy punkt każdego szanującego się maratonu z horrorami, a gry o osobach umarłych, ale ciągle na chodzie na ogół gwarantowały masę niezłej rozwałki, niekoniecznie na wysokim poziomie. Z wiekiem zaś coraz bardziej polubiłem tytuły, które pozwalają na półgodzinną odskocznię od akurat wykonywanej pracy. Na styku tych dwóch zakresów znajduje się gra, którą dziś się zajmiemy. Zombie Driver.

Mimo iż gra studia EXOR Studios została wydana tylko po angielsku, jest to nasz rodzimy produkt. Szczerze mówiąc, przez długi czas nie miałem o tym pojęcia i dowiedziałem się tylko przypadkiem. Nie jest to może, co prawda, produkcja, która zapisała się złotymi zgłoskami w annałach komputerowej rozrywki, ale po licznych aktualizacjach stała się odmózgiem wartym rozważenia, w szczególności, jeśli akurat trafi się na promocję na Steamie. (więcej…)

StarCraft II: Devil's Due, Christie Golden – Przyjemne, starcraftowe czytadełko

S

„Devil’s Due” autorstwa Christie Golden jest drugą powieścią z serii „StarCraft II”. Innymi słowy – z serii, która stricte łączy się z wydarzeniami z kampanii drugiej odsłony gry. Dla przypomnienia, mniej więcej równo z premierą gry ukazała się powieść „Heaven’s Devils”. Była całkiem dobra, ale ze względu na lekką chaotyczność i brak wyraźnej myśli przewodniej brakowało jej dosyć sporo do poziomu „Nim zapadnie ciemność”. A jak ma się sprawa z „Devil’s Due”?

Według mnie, jest lepiej niż w przypadku „Heaven’s Devils”, ale ponownie zabrakło tego „czegoś”. Fabuła przenosi nas do przodu o, bodaj, pięć lat względem pierwszej części, ale nadal rozgrywa się przed wydarzeniami znanymi z pierwszej części StarCrafta. Ponownie głównymi bohaterami są Jim Raynor i Tychus Findlay. I, też ponownie, mamy pewien problem z panującym w powieści chaosem. Jesteśmy świadkami kolejnych przygód dwóch banitów-awanturników, ale można odnieść wrażenie, że to nie prowadzący nigdzie zbiór opowiadań. Całość bardziej przypominała powiązany fabularnie ciąg krótkich historii niż spójną powieść. Mamy tu i ciągłą ucieczkę przed łowcą nagród, i szukanie zleceniodawcy owego oprycha, i bezustanne zarabianie pieniędzy na aktywności legalnej inaczej. W tle przewijają się również problemy rodzinne Jima Raynora, ale robią to czasem dość nieśmiało. (więcej…)

Not Just KoZ #2: "Nie ma Solidarności bez Miłości", czyli Solidarność tanecznym krokiem

N

Autorem tekstu jest Paweł „Sinner” Partyka.

Od jakiegoś czasu możemy zobaczyć coraz więcej musicali odnoszących się do historii. Ostatnią głośną produkcją tego typu była rock-opera „Krzyżacy”. Teraz w Teatrze Palladium możemy zobaczyć adaptację naszego drugiego wielkiego zwycięstwa, tym razem jednak bez mieczy.

Czasy PRL-u to burzliwy okres naszych dziejów. Ocena wydarzeń, jakie miały wtedy miejsce, przez władze i obywateli już wolnej Polski od lat podgrzewa atmosferę. Jednocześnie nieprzerwanie toczyło się wtedy zwyczajne życie. „Nie ma Solidarności bez Miłości” to najnowsza produkcja Jerzego Gudejko i Piotra Pręgowskiego. Postanowili pokazać historię starą jak świat: chłopak spotyka dziewczynę, dziewczyna spotyka chłopaka. Kolejny romans, ale przynajmniej nikt tutaj nie błyszczy w południowym słońcu. Co jednak otrzymamy, jeśli dodamy do tego Grudzień ’70 oraz postulaty sierpniowe? (więcej…)

Sherlock Holmes 2: Gra cieni – Błyskotliwy powrót błyskotliwego detektywa

S

Guy Ritchie jest jednym z tych twórców, którym po prostu ufam. Widziałem prawie wszystkie jego filmy i w najgorszym wypadku nie schodził poniżej niczego, co w moim subiektywnym rankingu oceniłbym jako bardzo dobre. Na ogół zaś oscylował gdzieś w okolicach absolutnej rewelacji. O pierwszy film z Downeyem Jr. w roli Sherlocka Holmesa obawiałem się tylko do momentu, kiedy dowiedziałem się, kto jest reżyserem. O drugi film już w ogóle się nie martwiłem. Ponieważ reżyser się nie zmienił.
Fabuła „Gry cieni” nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń z „jedynki”. Szczęśliwie, nie trzeba być świeżo po seansie, by dobrze się bawić, choć jeśli ktoś poprzedniczki w ogóle nie oglądał, na seans z drugą częścią raczej wybierać się nie powinien. Tym razem Sherlock trafia wreszcie na godnego siebie przeciwnika oraz na sprawę detektywistyczną, która ma szansę przejść do historii. Profesor Moriarty, pracujący wytrwale na tytuł Napoleona zbrodni, zaczyna usuwać ze swojej drogi kolejne pionki, mając na celu również jedyne osoby, które uważa za ewentualne zagrożenie – Holmesa i Watsona. Jedną z podstawowych zagadek jest zaś kierunek, w którym zmierza prowadzona przez niego gra. (więcej…)

Jason Statham – Ostatni Twardy Marine światowego kina akcji?

J

W dobie kina pseudo-akcji, gdzie prawdziwych wybuchów jest mniej niż testosteronu w wymoczkowatych niby bohaterach, fani staroszkolnej rozróby potrzebują ostoi i jednocześnie latarni, która wskaże im drogę do właściwego filmu na piątkowy wieczór. Dokładnie taką ostoją i latarnią w jednej osobie jest nie kto inny, jak Jason Statham. Człowiek, który jest stworzony z ognia, stali i wszystkiego, co epickie i zabija. Człowiek, który uczył Chucka Norrisa kopać z półobrotu, a Vina Diesela widzieć w ciemności. Człowiek, który grał jednocześnie obok Stallone’a i Schwarzeneggera i nie znikł w ich cieniu.

Jeśli tak jak i ja, kochacie kino akcji, po prostu musicie się – dla własnego dobra – zapoznać z filmami, w których brał udział Jason. Uwierzcie mi, mało jest nieudanych produkcji, w których Statham jest osobą pociągającą za spust. Pomyślałem, że w takim razie warto Wam przytoczyć pięć moich ulubionych czy to filmów, czy to serii, w których grał główną rolę. Może ktoś dzięki temu odkryje, że napakowane testosteronem kino spod znaku krwi, wybuchów i jednoosobowych armii nie skończyło się w ubiegłym wieku. (więcej…)

Blog Roku 2011 – Dzięki Wam etap II zakończył się sukcesem!

B

Dziś o godzinie w 12:00 zakończyło się trwające od zeszłego czwartku głosowanie SMS-owe, które miało na celu wyłonienie 10 najpopularniejszych blogów w każdej kategorii. Dzięki Wam, znalazłem się na piątym miejscu honorowej dziesiątki w kategorii kultura.
To nie żart, to właśnie dzięki Wam. Ja co prawda prowadzę ten blog, ale to Wy go odwiedzacie, czytacie, a teraz też na niego głosowaliście. Serdeczne dzięki, po prostu. Doceniam to niezwykle, postaram się odwdzięczyć kolejnymi videorecenzjami i tekstami, które najbardziej lubicie czytać. :]

Nie jestem w stanie podziękować każdemu z imienia i nazwiska, ale mimo wszystko jestem w stanie trochę zmniejszyć ogólnikowość tego posta. Wysiłek ostatniego tygodnia spełzłby na niczym, gdyby nie pomoc tych ludzi: (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze