Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Batman: Arkham Origins – Death in the Family…?

B

Długo się głowiłem, jakby tu zacząć ten tekst od zgrabnego żartu, przeinaczającego kultową wypowiedź Batmana z „Dark Knight”. Coś w stylu: „Arkham Origins to gra, na którą Batman nie zasłużył, ale której potrzebuje”. Czy jakoś tak. Niestety, wszelkie próby spaliły na panewce, ponieważ… to gra, której ani gracze nie potrzebowali, ani na którą Batman sobie nie zasłużył.

I nie zrozumcie mnie źle. To nie jest zły tytuł. Wręcz przeciwnie, jest bardzo przyzwoity, momentami dobry czy bardzo dobry. Ale… to za mało, po prostu. „Dobry” wystarczyłoby mi w kontekście gry o Iron Manie – to by wtedy znaczyło, że podnieśliśmy się z poziomu kompletnego szrotu do czegoś, co w ogóle można nazwać rozrywką. Ale „dobry” w kontekście serii Arkham? To tak jak napisać pod adresem którejś części GTA, że to „sympatyczna gra gangsterska, z którą się całkiem przyjemnie spędza czas”. Ponownie: to po prostu za mało, żeby usatysfakcjonować miłośnika serii. Arkham Asylum był perfekcyjne. Arkham City już podzieliło trochę graczy, ale nadal zasługiwało na co najmniej 9/10.

Zaś Arkham Origins jest „tylko” dobre. (więcej…)

Gra Endera – Ładny film, kiepskie streszczenie

G

Wiedząc, że w dającej się przewidzieć przyszłości wejdzie do kin ekranizacja kultowej książki Orsona Scotta Carda, pomyślałem, iż jest to dobry moment, by nadrobić (pop)kulturalne zaległości. Cóż tu wiele mówić, do przeczytania tak rewelacyjnej powieści każda motywacja jest dobra. Gdyby to miała być jedyna zaleta filmu – że zachęcił mnie do poznania oryginału – już czułbym się usatysfakcjonowany. Nie ukrywam jednak, że samej wersji kinowej też byłem ciekawy. „Gra Endera” to bardzo trudna historia do zekranizowania. Miałem wrażenie, że to karkołomne, jeśli nie samobójcze, zadanie, które może się skończyć tylko i wyłącznie porażką. Co ciekawe… twórcy wyłożyli się dokładnie nie tam, gdzie się spodziewałem. (więcej…)

Brutal Legend – O klątwie Batmana i brutalnej jakości

B

Nie wiem, co się stało. Minął niecały miesiąc, a ja stawiam kolejną dychę. Piszę od kilku lat… i stawiam dwie z czterech przyznanych w życiu maksymalnych not w odstępie kilkunastu dni?! I kogo ja mam za to winić niby? Bruce’a Wayne’a? Tima Schafera z Jackiem Blackiem? Doombka? No kogo?! Człowiek nie powinien być osaczany czystym geniuszem, ponieważ później ciężko zagrać w coś „zaledwie” rewelacyjnego…

Z Brutal Legend miałem od początku gigantyczny zgryz. Batman był absolutnie genialny i dostał ode mnie 10/10. Dzieło Tima Schafera również jest genialne, tylko że w zupełnie inny sposób. Od razu śpieszę ze sprostowaniem – nie porównuję tu zawartości obu tytułów! Chodzi mi jedynie o warstwę jakościową, stopień dopracowania, pierwiastek boski etc. Brutal Legend wymyka się wszelkim klasyfikacjom… Jest oryginalny, porażająco grywalny, intrygująco zaprojektowany, wciągający jak ruchome piaski. A przy tym również średnio ładny w rozumieniu Far Cry’owym. I ma jeszcze kawałek do miana Gry Dopracowanej Pod Każdym Kątem. Tylko że momentami koślawa animacja czy jakieś lekkie problemy z detekcją kolizji są niczym wobec całej reszty. Dlatego też postanowiłem się odciąć od wszystkich swoich poprzednich dyszek. Brutal Legend nie zgarnia maksa za chorobliwe wręcz dopieszczenie. Na najwyższą notę zasłużył sobie byciem jedynym w swoim rodzaju. To odważny projekt przeznaczony teoretycznie dla wąskiego grona odbiorców. Rzadko mi się zdarza coś takiego pisać i cieszę się, że w końcu mam okazję. Czegoś takiego po prostu nigdy nie było. A przynajmniej nie słyszałem o żadnym udokumentowanym przypadku. (więcej…)

Labirynt – Na takie filmy warto czekać

L

Rzadko wychodzę z kina z myślami typu: na taki film czekałem, taki film będę wspominać jeszcze przez wiele lat. Ale gdy już się taka sytuacja zdarzy… cóż, po pierwsze – jestem wtedy szczęśliwy. Po to właśnie oglądam te setki filmów, by raz na jakiś czas trafić na prawdziwą perełkę, która sprawi, że na sali będę tylko ja i ekran, a cały świat zniknie. Po drugie – czuję się w obowiązku, by powiedzieć innym: idźcie, nie będziecie żałowali.

I właśnie taką produkcją jest „Labirynt”, który opowiada historię o prostym początku i niesamowitym rozwinięciu. Dwójka dzieci zostaje porwana niemalże bezpośrednio spod domu rodzinnego, w biały dzień. Rodzice są zrozpaczeni, media węszą dobry temat, zaś policja od razu stawia swoich ludzi w stan najwyższej gotowości. Na tragedię każdy jednak reaguje inaczej. Detektyw Loki (Jake Gyllenhaal), jak to ma w zwyczaju, poświęca się w pełni sprawie, zarywając kolejne noce, próbując rozwikłać zagadkę. Zaś jeden z ojców, Keller (Hugh Jackman)… niedługo ma się przekonać, jak daleko jest się w stanie posunąć, by odnaleźć swoją córkę. (więcej…)

Batman: Arkham City – Kompletnie inaczej, równie dobrze

B

Kiedy człowiek stawia najwyższą możliwą ocenę, niezależnie od tego, jaką skalą operuje, zastanawia się, czy jest to wyrok, który podtrzymałby również po kilku latach. Czy gra się dobrze zestarzeje, czy nadal będzie zachwycać grywalnością i pomysłami, czy maksymalna ocena nie była na wyrost. Jednym z tytułów, które tak doceniłem, był Batman: Arkham Asylum. Ponad trzy lata po postawieniu 10/10 miałem okazję zagrać znowu i… ponownie postawiłbym 10/10. To jest po prostu niesamowity tytuł. Tym bardziej ciekawiło mnie więc, czy w takim samym stopniu zakocham się w jego kontynuacji, Arkham City, którą ominąłem w dniu premiery, a którą niedawno nadrobiłem. Batman jest legendą, w której zakochiwałem się już wielokrotnie – przy premierze kolejnych filmów. podczas sesji w Arkham Asylum czy kiedy wznowiono komiksy o nim w ramach rewelacyjnego New52. Oraz teraz, kiedy grałem w Arkham City. (więcej…)

Maczeta zabija – O jelitach w wirniku

M

Pamiętam, że testem na to, czy ktoś powinien obejrzeć „Planet Terror”, było sprawdzenie reakcji na zdanie typu „i wtedy roztopiły się mu genitalia”. Przy pierwszej części „Maczety” można było powiedzieć na przykład „i wtedy zjechał kilka pięter na jego jelitach”. Teraz, gdy do kin trafiła kontynuacja, „Maczeta zabija”, nie pozostaje mi nic innego, jak rzec… i wtedy wkręcił jego kiszkę w wirnik.

I jak reakcja? Obrzydzenie czy chore uradowanie? Idziecie do kina czy pasujecie? (więcej…)

God of War – Niektórzy bogowie są nieśmiertelni

G

Początkowo tytuł tego tekstu miał brzmieć „Bogowie są nieśmiertelni”. Szybko jednak ten pomysł poddałem rewizji – w końcu będzie mowa o pierwszym „God of War”, czyli dokładnie o grze, w której jednak trup ściele się gęsto, zaś jedną z ofiar jest ów niby nieśmiertelny bóg. Trzeba tu zaznaczyć, iż tytuł tekstu nabrał przez to wartości metaforycznych*. Tak ja tylko niektóre wyższe byty są prawdziwie nieprzemijalne, tak jest też z… niektórymi grami. I takim tytułem zdecydowanie jest właśnie „God of War”.

Jest to jedna z tych nielicznych gier, które zdarzyło mi się ograć jeszcze na PlayStation 2. Dopiero teraz jednak, bawiąc się odnowioną wersją HD przeznaczoną dla PS3, w pełni doceniłem to dzieło growej sztuki. Znacie to uczucie, kiedy oglądacie jakiś stary, klasyczny film i uświadamiacie sobie, że to właśnie w nim narodziły się motywy, które po wielu latach są uważane za kalkę, kliszę, sztampę albo, po prostu, element wręcz obowiązkowy w danym gatunku. Ja tak miałem z pierwszym „Bogiem Wojny”. Slasherów ograłem całkiem sporo, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo czerpały one z dzieła SCE. Ot, dosyć niedawno miałem (nie do końca) przyjemność przejść „Splatterhouse’a”, a dopiero później wziąłem się za „God of War”. I choć ten pierwszy tytuł jest o 6 lat młodszy, był tak naprawdę po prostu brzydziej i dużo gorzej wykonaną interpretacją wiekowych przygód Kratosa. (więcej…)

Grawitacja – Świeżość w 3D

G

Wiele w tym roku widziałem filmów, które były „bardzo dobre, ale…”. I tym „ale” na ogół była wtórność. Powyżej pewnego progu obejrzanych wysokobudżetowych amerykańskich filmów* można ze smutkiem powiedzieć, że widziało się już prawie wszystko. I to wcale nie jest dobre, ponieważ kino rozrywkowe wtedy przestaje być zaskakujące, a staje się schematyczne. Dlatego też, gdy raz na jakiś czas trafię na blockbustera, który charakteryzuje się choćby cieniem oryginalności, poczytuję to automatycznie jako zaletę. Zaś w przypadku „Grawitacji” to nie jest jedynie „cień oryginalności” – świeżości w tym filmie są naprawdę kosmiczne** dawki. (więcej…)

Agents of S.H.I.E.L.D., odcinki 1-3 – Whedon, gdzie jesteś?

A

Z najnowszym serialem Marvela miałem problem od samego początku, od momentu, kiedy jego niechybna premiera została po raz pierwszy zapowiedziana. Wiedziałem, że za całokształt będzie odpowiadał Joss Whedon – jego komiksy bardzo lubię, a filmowe „Avengers” po prostu kocham. Do tego serial miał się przeplatać z filmowym uniwersum Marvela, więc zapowiadała się świetna zabawa dla fanów superbohaterskich powieści obrazkowych.

To czemu w takim razie nie potrafiłem się cieszyć z zapowiedzianego nadejścia tej serii? Dziś jestem już po pierwszych trzech odcinkach, które dotąd zostały opublikowane, i zaczyna mi się powoli krystalizować odpowiedź na to pytanie. (więcej…)

Klątwa skorpiona – Klątwa kobiety

K

Jest może krótkowzrocznym karaluchem. Oskarżenie go o szpiegostwo, tudzież o strach przed kobietami też nie minęłoby się z prawdą. Jest jednak uczciwy. I rzeczywiście ma problemy z płcią piękną. To cały C.W. Briggs – najlepszy śledczy ubezpieczeniowy w fachu. Czerpie dużo z takich postaci, jak David Dobel, czy Val Waxman. Spytacie co ich łączy? Odpowiem Wam – oni wszyscy, wraz z Woodym Allenem, są jedną osobą. Prawdziwa fuzja jaźni. Czy wspominałem, że mają problemy z kobietami?

Akcja „Klątwy Skorpiona” toczy się w latach 40-tych dwudziestego wieku. Nasz przyjaciel, Briggs, właśnie odnalazł skradziony obraz Picassa i tym samym udało mu się rozwikłać zagadkę, która dla innych była nieprzeniknioną tajemnicą. Niestety, sukcesy w poszukiwaniach nie przekładają się na dobre stosunki ze zwierzchnikami, ani, tym bardziej, na życie osobiste. Największe problemy przysparza mu panna Fitzgerald (Helen Hunt), która wzięła się za reorganizację całego biura i ma zamiar usunąć oddział Briggsa. Jakby tego było mało, agencja ma problemy ze złodziejem, który zaczął okradać ich klientów. Co gorsza, podejrzany jest sam C.W., na którego wskazują niektóre ze śladów, znalezionych na miejscu zbrodni. Oczywiście w dobrym kryminale nie mogło zabraknąć również wątku miłosnego – łatwo się domyślić, czyjego. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze