„X-Men” Bryana Singera z roku 2000 to jeden z pierwszych filmów, które powstały na fali manii adaptowania komiksów na srebrny ekran. Jak już dziś dobrze wiemy, większość takich produkcji jest pełna mielizn technicznych, intelektualnych i interpretacyjnych (swoboda, z jaką scenarzyści przystosowują dla swoich potrzeb historie opowiedziane przez rysowników, bywa czasem powalająca). Udanych przeniesień jest naprawdę niewiele, a ich liczba wcale nie wzrasta z upływem lat tak szybko, jak by się tego chciało. Do udanych prób można zaliczyć między innymi pierwszą odsłonę „Spider-Mana” (choć i tak nie ustrzegła się ona licznych wpadek), Burtonowskie „Batmany”, legendarne już „Sin City” oraz… właśnie „X-Men”. Tak jest, drodzy czytelnicy – film z mutantami w roli głównej jest, jak dotąd, jedną z najlepszych adaptacji komiksu!
(więcej…)
X-Men: Pierwsza klasa – film też pierwsza klasa!
Marvel coraz bardziej nas rozpieszcza. Niedawny „Thor” był naprawdę przyzwoity, mi osobiście bardzo się podobał. Stara seria o „Spider-Manie” została zaorana i jest kręcona od nowa ze względu na wyraźną niechęć fanów do niektórych rozwiązań. Wielkimi krokami zbliża się seria „Avengers”, która będzie nas rozpieszczać świetną obsadą i, miejmy nadzieję, nie gorszym scenariuszem. A teraz to… film, na który za bardzo nie czekałem, gdyż kompletnie nie wiedziałem, czego się po nim spodziewać, a który okazał się istnym dziełem komiksowo-adaptacyjnej sztuki. Przed Państwem „X-Men: Pierwsza klasa”!
Fabuła filmu – skonstruowana przez scenarzystę, reżysera i twórcę Kick-Assa w jednej osobie, czyli Matthew Vaughn – traktuje o początkach jednych z najpotężniejszych mutantów znanych z marvelowskiego uniwersum. Mowa o Magneto i profesorze Xavierze, znanym jako Profesor X. Niektórzy mówią też na niego też Wózek. Nawet jeśli nie czytacie komiksów, mogliście mieć okazję ich poznać przy okazji trzech części filmów o X-Menach, które już jakiś czas temu gościły na ekranach kin i cieszyły się naprawdę ciepłym przyjęciem. Tym razem jednak siłą rzeczy cofamy się w czasie, do okresu kryzysu kubańskiego, kiedy ludzie jeszcze nie zdawali sobie sprawy z faktu, że między nimi ukrywają się i mieszkają osoby, która można byłoby nazwać kolejnym ogniwem w łańcuchu ewolucji. (więcej…)
Thor – Stan Lee znów świętuje
Marvel od wielu lat stara się udowodnić, że komiksy da się przenieść na srebrny ekran, uzyskując przy tym oszałamiający efekt. Wiele razy już się udało – wystarczy chociażby wspomnieć „X-Menów” czy „Iron Mana”. Czasem wynik finalny pozostawiał wiele do życzenia, ale dał się oglądać – tak było między innymi z serią o Spider-Manie, która z części na część stawała się coraz mniej strawna. Uczciwie trzeba też nadmienić, że pojawiły się prawdziwe potworki, jak „Elektra”. Jak myślicie, do której grupy zalicza się dopiero co wpuszczony do kin „Thor”?
Przyznaję, że z komiksów Thora kojarzę tylko oględnie – wiem, że był i w sumie na tym kończy się moja imponująca wiedza. Siłą rzeczy więc, wybierając się na seans, nie musiałem się martwić o takie detale jak to, czy ktoś zeszmaci bohatera z czasów mojego dzieciństwa. Nie mam więc też pojęcia, jak daleko wylądowało jabłko od jabłoni i czy filmowy Thor jest równie niesamowity, co ten komiksowy. Bo trzeba Wam wiedzieć, że niesamowity zdecydowanie jest. (więcej…)