Początkowo tytuł tego tekstu miał brzmieć „Bogowie są nieśmiertelni”. Szybko jednak ten pomysł poddałem rewizji – w końcu będzie mowa o pierwszym „God of War”, czyli dokładnie o grze, w której jednak trup ściele się gęsto, zaś jedną z ofiar jest ów niby nieśmiertelny bóg. Trzeba tu zaznaczyć, iż tytuł tekstu nabrał przez to wartości metaforycznych*. Tak ja tylko niektóre wyższe byty są prawdziwie nieprzemijalne, tak jest też z… niektórymi grami. I takim tytułem zdecydowanie jest właśnie „God of War”.
Jest to jedna z tych nielicznych gier, które zdarzyło mi się ograć jeszcze na PlayStation 2. Dopiero teraz jednak, bawiąc się odnowioną wersją HD przeznaczoną dla PS3, w pełni doceniłem to dzieło growej sztuki. Znacie to uczucie, kiedy oglądacie jakiś stary, klasyczny film i uświadamiacie sobie, że to właśnie w nim narodziły się motywy, które po wielu latach są uważane za kalkę, kliszę, sztampę albo, po prostu, element wręcz obowiązkowy w danym gatunku. Ja tak miałem z pierwszym „Bogiem Wojny”. Slasherów ograłem całkiem sporo, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo czerpały one z dzieła SCE. Ot, dosyć niedawno miałem (nie do końca) przyjemność przejść „Splatterhouse’a”, a dopiero później wziąłem się za „God of War”. I choć ten pierwszy tytuł jest o 6 lat młodszy, był tak naprawdę po prostu brzydziej i dużo gorzej wykonaną interpretacją wiekowych przygód Kratosa. (więcej…)