Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryGry

God of War – Niektórzy bogowie są nieśmiertelni

G

Początkowo tytuł tego tekstu miał brzmieć „Bogowie są nieśmiertelni”. Szybko jednak ten pomysł poddałem rewizji – w końcu będzie mowa o pierwszym „God of War”, czyli dokładnie o grze, w której jednak trup ściele się gęsto, zaś jedną z ofiar jest ów niby nieśmiertelny bóg. Trzeba tu zaznaczyć, iż tytuł tekstu nabrał przez to wartości metaforycznych*. Tak ja tylko niektóre wyższe byty są prawdziwie nieprzemijalne, tak jest też z… niektórymi grami. I takim tytułem zdecydowanie jest właśnie „God of War”.

Jest to jedna z tych nielicznych gier, które zdarzyło mi się ograć jeszcze na PlayStation 2. Dopiero teraz jednak, bawiąc się odnowioną wersją HD przeznaczoną dla PS3, w pełni doceniłem to dzieło growej sztuki. Znacie to uczucie, kiedy oglądacie jakiś stary, klasyczny film i uświadamiacie sobie, że to właśnie w nim narodziły się motywy, które po wielu latach są uważane za kalkę, kliszę, sztampę albo, po prostu, element wręcz obowiązkowy w danym gatunku. Ja tak miałem z pierwszym „Bogiem Wojny”. Slasherów ograłem całkiem sporo, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo czerpały one z dzieła SCE. Ot, dosyć niedawno miałem (nie do końca) przyjemność przejść „Splatterhouse’a”, a dopiero później wziąłem się za „God of War”. I choć ten pierwszy tytuł jest o 6 lat młodszy, był tak naprawdę po prostu brzydziej i dużo gorzej wykonaną interpretacją wiekowych przygód Kratosa. (więcej…)

InFamous – NieSuper

I

InFamous jest pierwszym z PeeStrójkowych exclusive’ów, które postanowiłem nadrobić. Miałem długą przerwę od sandboxów, to raz. Kusiła mnie jakaś gra o superbohaterskim zabarwieniu, to dwa. Po trzecie zaś, słyszałem o tej serii w sumie same dobre opinie, więc pomyślałem, że raczej nie powinienem się zawieść. Cóż, może faktycznie nie można powiedzieć, żebym jakoś poważniej przejechał się na tym tytule, ale o zachwycie też ciężko było mówić…

Największy mój problem z InFamous był taki: każdy aspekt gry wyglądał, jakby wzięła się za niego ekipa bez praktycznie żadnego większego doświadczenia, ale za to z wystarczającym budżetem, by brać się za tytuł klasy AAA. Fabuła ledwo zipie, projekt większości postaci jest fatalny, nie mówiąc już o relacjach między nimi, grafika jest daleka od powalającej i nawet nasz superbohater nie daje uczucia bycia faktycznie super. (więcej…)

Torchlight – Diablo 1.75: Powrót Frankensteina

T

Tęsknicie za Diablo, a czekanie na trójkę doprowadza was już do szewskiej pasji? Witajcie w klubie. Chcecie w końcu zagrać w dobrego, prostego jak konstrukcja cepa hack’n’slasha, a dawno nie było nic sensownego? Hive five! Jedziemy na jednym wózku. W tym momencie na scenie pojawia się nowy aktor. Torchlight. Znany też jako „Ten, No Wiesz, Przez Twórców Diablo Zrobiony”. Zapraszam.

Torchlight jest tak klasycznym do bólu hack’n’slashem, że kończy się skala. Czy raczej – Torchlight wyznacza wartość maksymalną na skali możliwych do zmieszczenia w jednej grze klisz. Dla osób niewtajemniczonych – cel gry jest naprawdę prosty. Trafiamy do tytułowej wioski (tak, to naprawdę nazwa mieściny) i dostajemy klucz do kopalni. Jak się okazuje, na jej 35. poziomie zamieszkuje największe zło tego świata, które chce zniszczyć uniwersum. Naszym zadaniem jest pójście tam i skopanie jego przedwiecznego zadka. Nawet jeśli Torchlight próbuje udawać, że ma fabułę, to robi to bardzo skromnie i raczej po cichu. Owszem, pojawiły się urozmaicenia, hucznie nazwane „questami”, lecz w rzeczywistości skupiają się jedynie na zabiciu konkretnego przeciwnika na wybranym piętrze lochu i tyle. Robią się same. Idąc przed siebie, zarąbujemy dosłownie hordy wrogów – jedno przejście kampanii zabiera z sobą około sześciu tysięcy biednych pomiotów piekielnych, które też przecież mogły gdzieś mieć rodzinę, żonę czekającą w progu i dzieci bawiące się w ogródku. Tak, grając w Torchlighta rozbijecie wiele rodzin, dotąd spokojnie zamieszkujących Piekło. Towarzyszyć będzie temu rozwój postaci i zbieranie kolejnych ton mieczy i pancerzy. Wszystko w rzucie izometrycznym. Czyli klasyka. (więcej…)

Diablo II – Król? Legenda? Nieśmiertelny? Diablo!

D

Recenzowanie gier-legend zawsze wydawało mi się karkołomne. Sam fakt, że recenzent spędził nad danym tytułem dobre 7 lat swojego życia, już poważnie wpływa na wystawienie oceny końcowej, jak i analizę poszczególnych elementów. Z drugiej strony – jeśli produkt jest żywotny przez dekadę, to dostajemy argument mówiący sam za siebie. Diablo 2… Tak, to właśnie o nim mowa. Gra, tworząca razem ze swoim dodatkiem – Lord of Destruction – niezniszczalny duet, który nawet po takim czasie od premiery jest na szczytach list sprzedaży. Gdy w 2000 roku dziecko Blizzarda ujrzało światło dzienne, recenzenci zadawali sobie pytanie: Czy Diablo 2 jest dobre? Jednak czasy się zmieniły, lata upłynęły, a odpowiedź na to pytanie jest znana już każdemu. Tak, Diablo 2 jest dobre. Ba, jest jedyne w swoim rodzaju! Teraz powstaje inne pytanie? Czemu przez lata ewolucji komputerowej rozgrywki król nie został zdetronizowany? Czemu nie udało się to Dungeon Siege’owi i Titan Questowi?
Czemu Diablo jest dobre? (więcej…)

Not Just KoZ #9: Sleeping Dogs

N

Autorem tekstu jest OsaX Nymloth.

Seria Grand Theft Auto jest obecna w growym krajobrazie już od tak dawna, że ciężko sobie wyobrazić komputerową (i konsolową) rozrywkę bez tej sztandarowej serii od Rockstar. Od lat kolejne odsłony tego cyklu ustawiają poprzeczkę na nowym poziomie i definiują to, jak powinna wyglądać gra sandboxowa. Otwarty świat, żywe i przekonujące miasto, mnóstwo rzeczy do zrobienia i to wszystko w wysmakowanej oprawie graficznej podkreśloną odpowiednią muzyką.

Wielu już próbowało doścignąć Rockstar, ale do dzisiaj za króla gier z otwartym światem należy uznać już wcale nie tak świeże GTA IV. Przygody Niko Bellica pokazały konkurencji miejsce w szeregu, prezentując fenomenalnie odzworowane miasto, pełne detali i atrakcji, spojonych zaskakująco dorosłą linią fabularną. Kiedy wydawać już by się mogło, że jedynym zagrożeniem dla GTA jest jej następna odsłona, tudzież bardzo wyczekiwane przez chyba wszystkich graczy Watch Dogs, na scenie pojawiło się coś zupełnie nowego i z miejsca wymierzyło kopniaka wszystkim zainteresowanym. Panie i Panowie, czas na wycieczkę do Hong Kongu! Miasta dla nas orientalnego, rządzonego przez triadę i skorumpowanych polityków. Miejsca, w którym miesza się bieda i bogactwo, supernowoczesne technologie i stare świątynie. (więcej…)

Crackdown – Twardzi marines istnieją!

C

To niezwykłe, jak czasem możne się człowiek pozytywnie zaskoczyć. Zaczynając przygodę z Crackdownem, spodziewałem się kolejnej „superbohaterskiej” gry akcji, której ambitne założenia przerosły możliwości twórców. Byłem święcie przekonany, że sandboxowe podejście do rozgrywki zostanie skopane w stylu kolejnych odsłon Spider-mana spod skrzydeł Treyarch – za dużo pomysłów, których nikt nigdy nie dopracował. Pomyliłem się. I to wręcz epicko. Jak się okazało, Crackdown jest jednym z najlepszych exclusive’ów na Xboxie! A taki niepozorny… (więcej…)

Spider-Man 3 – Homo frustratus

S

Peter Parker – gość, którego pech, bieda i ogóle problemy z kobietami (z niechcianą mutacją genetyczną w tle) były wytykane palcem i dokładnie dokumentowane od blisko 40 lat. Jak byście się czuli, gdyby to Wasze fotki pojawiały się w prasie i wszyscy by wiedzieli, że jesteście czyimś klonem? Mimo że Peter od zawsze był gościem latającym po mieście w czerwono-niebieskim lateksie, wszyscy go uwielbiali. Jakby nie patrzeć – był jednym z najbardziej charyzmatycznych bohaterów komiksowych wszechczasów (przynajmniej według niektórych, a w tej liczbie i mnie). Hollywood postanowiło zrobić mu jednak krzywdę. Nakręciło film. A nawet trzy – po trzykroć przeklęte przez fanów. I tak jak komiks był absolutnie kultowy, tak filmy były poniżej poziomu krytyki. Czy gra – na podstawie filmu, nawiasem mówiąc – będzie kolejnym kopnięciem Spider-mana w krocze? (więcej…)

Spider-Man: Web of Shadows – Grywalny Pajęczak!

S

Spider-man to naprawdę fajny superbohater. Jak sama nazwa wskazuje – jest super. Proste, nie? Fakt, nosi niebieskie rajtuzy i narysował sobie markerem pajęczynę na torsie, ale żyjemy w czasach, kiedy hasło „tolerancja” praktycznie nie schodzi z ust gawiedzi. Dlatego możemy spokojnie ominąć kwestię stroju i trzymać się wyjściowej tezy – Spider-man jest i super, i fajny. Tylko czemu jak dotąd gry o nim nie były ni to super, ni to fajne, ja się pytam?!

A drugie pytanie, już w spokojniejszym tonie… Czy Web of Shadows to zmieni? (więcej…)

X-men Origins: Wolverine – Czarny koń 2009

X

Po raz n-ty mógłbym zacząć wstęp do tego typu recenzji od bystrego zauważenia, że z reguły gry oparte na filmach są bardziej niż kiepskie, gorzej niż brzydkie i ujemnie grywalne. Następnie dodałbym, że czasem jednak coś, komuś, gdzieś się uda i w taką oto „egranizację” jednak da się grać bez bólu. Ale żeby tytuł na podstawie hitu ze srebrnego ekranu okazał się, w moim personalnym odczuciu, niemalże czarnym koniem w wyścigu po tytuł najlepszego slashera 2009? To nowość. Tego bym się nigdy nie spodziewał

Jak łatwo się domyślić, X-men Orgins: Wolverine bazuje na filmie o tożsamym tytule. Jakość tejże kinowej produkcji należała do kwestii raczej dyskusyjnych, przy czym nawet osoby, które z seansu wyszły zadowolone, narzekały na zbytnie ugrzecznienie bohatera. Raczej bez wulgaryzmów, tym bardziej bez krwi… W szczególności ten drugi fakt dziwi w sytuacji, gdy Logan – zwany też Rosomakiem – zasadniczo nie robi w życiu nic innego poza ucinaniem cudzych kończyn. Jeśli obawialiście się, że gra również będzie dobra dla 8-latków, to możecie wziąć naprawdę głęboki oddech. Takiej dawki krwi i flaków dawno nie było! (więcej…)

Batman: Arkham Asylum – Gacek: Psychiatryk

B

Czasem jakość uderza w gracza niczym grom z jasnego nieba. Wiedziałem, że Batman będzie dobry. Nie wiedziałem, że aż tak.
Są takie chwile w życiu recenzenta, kiedy naprawdę człowiek żałuje, iż nie może chociaż na chwilkę rzucić okiem w najbliższą przyszłość. Chciałbym sprawdzić, jak Arkham Asylum zniesie próbę czasu. Czy za rok nadal będzie tak przerażająco grywalne i sugestywne, jak w tej właśnie chwili. Gdy stawiałem dychę Tormentowi, od premiery samej gry minęło już wtedy kilka dobrych lat i w znacznie lepszym stopniu zdawałem sobie sprawę z jak ponadczasowym tytułem miałem do czynienia. Wystawienie GTA IV maksymalnej noty też było dalekie od ruletki. Ten artyzm emanował z każdego fragmentu kodu. A co z Batmanem? Czuję, że w tym wypadku jest to krok znacznie odważniejszy niż w przypadku dwóch poprzednich tytułów… Ale niech będzie, raz KoZie śmierć! Panie i panowie, przedstawiam trzecią dyszkę w historii moich recenzji. Batman: Arkham Asylum. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze