Od zawsze lubiłem szybkie i intensywne sesje z grami „przewijano-strzelanymi”. Wiecie, tymi, w których dół ekranu ciągle nas pcha do przodu, zaś w roli przeszkód na ogół występują rozmaite, mniej lub bardziej futurystyczne samoloty i stateczki, które musimy zestrzelić. Zdecydowana większość takich tytułów rzadko jednak trzymała mnie przy sobie dłużej niż przez 5 czy 10 minut na raz. A to poziom trudności był średnio dopracowany, a to po prostu w zabawę szybko wkradała się nuda i po dwóch-trzech etapach człowiek po prostu przełączał się na coś innego. Cóż, tak było do teraz – „Velocity 2X” tak mnie wciągnęło, że wszystkie 50 etapów ukończyłem w ciągu kilku dłuższych posiedzeń.
Wynika to przede wszystkim z faktu, że futurystyczne „Velocity” wyciska z gatunku wszystko co najlepsze i dorzuca jeszcze wiele pomysłów od siebie, tworząc naprawdę fantastyczny miszmasz. Po pierwsze, do standardowego „uciekania przed dołem ekranu” i wyrzynania hord wrogów dorzuca masę zabawy z teleportowaniem oraz korzystaniem z mnogich przełączników. Dla przykładu, gdzieś od połowy gry standardem jest zostawianie boi teleportu w wybranym miejscu, w celu późniejszego powrotu do już odwiedzonego fragmentu lokacji. Wynika to często z faktu, że mamy do dyspozycji więcej niż jedną drogę, zaś na końcu każdej z odnóg jest, na przykład, przełącznik, który musimy uruchomić, zanim będziemy mogli przejść dalej. (więcej…)