Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryFilmy

Dark Water – Mętna woda

D

Ostatnio na rynku kinematograficznym można zaobserwować bardzo ciekawą tendencję w dziedzinie horrorów. Kilka znanych w kraju kwitnącej wiśni dreszczowców zostało „zepsutych” na amerykańską modłę i to ponoć bezpretensjonalnie. Co ciekawe, w rzekomej desakracji dzieł mistrzów brali udział… sami mistrzowie. Właśnie dostaliśmy kolejny (po „The Ring 2”) przykład takiego procederu – jest nim najnowsza produkcja Waltera Sallersa (reżyseria) oraz… Hideo Nakaty, który napisał scenariusz, popełniając plagiat na swoim własnym filmie o tym samym tytule, tyle, że sprzed niespełna trzech lat.

Fabuła obydwóch filmów jest bliźniaczo podobna. Rozwódka walczy o prawo do opieki nad swoją sześcioletnią córką. Razem wprowadzają się do starego mieszkania (na ekranie tego w ogóle nie widać – o jego kiepskim stanie możemy się jedynie dowiedzieć z ust dozorcy), w którym już po kilku dniach zaczynają się dziać rzeczy, które mogą uchodzić za paranormalne. Na suficie pojawia się przeciek, a z kranów zaczyna płynąć tytułowa „czarna woda”, wyglądająca na swoisty, wiślany muł. Czego tu się bać – my to mamy na co dzień. Dochodzi nawet do eksplozji paru ubikacji i zalania kilkunastu metrów kwadratowych klepki – jednak to nadal tylko woda. Woda, która nie robi najmniejszego wrażenia. (więcej…)

Prometeusz – Ładny Obcy?

P

Nie jestem fanem serii „Obcy”. Ale też nie mogę powiedzieć, żebym nie darzył jej szacunkiem, w szczególności, gdy mowa o pierwszej części, znanej u nas jako „Ósmy pasażer Nostromo”. Wiedząc, że premiera „Prometeusza” się zbliża, odświeżyłem sobie stare dzieło Ridleya Scotta. Co tu wiele mówić – niczym drugi „Terminator”, ten film się po prostu nie zestarzał i pewnie już się nie zestarzeje. Świetna scenografia, rewelacyjne efekty specjalne (nie mylić z komputerowymi), Sigourney Weaver i, tak jest, napięcie. Niesamowite napięcie, które nawet po ponad 30 latach od premiery nie pozwala oderwać wzroku od monitora. A „Prometeusz”? No, ładny jest… (więcej…)

Step Up Revolution – Głupi… i genialny film taneczny

S

Seria „Step Up” ma szczególne miejsce w moim sercu. To właśnie pierwszy „Step Up” sprawił, że polubiłem coś, co można byłoby nazwać współczesnymi filmami sportowymi. Jasne, nie ma już szans na prawdziwego „Rocky’ego”, ale muszę przyznać, że na otarcie łez taki „Never Back Down” jest naprawdę niezły. I do tego te wszystkie produkcje taneczne… nawet jeśli ktoś nie lubi tańczyć, to ciężko się nie zachwycić cudownymi choreografiami, które często wyglądają wręcz nierealnie. Zaś czwarta część tanecznej sagi podbiła poprzeczkę jeszcze wyżej. I to w kilku kategoriach.

Pierwsze dwie części miały niewinnie głupią fabułę – ot, zbuntowany chłopak, panienka z dobrego domu i wirujący seks. Lub na odwrót – zbuntowana panienka, cała zgraja dobrze wychowanych dzieciaków i wirujący seks. Trzecia część fabułę miała już po prostu głupią. Zaś „Revolution”… cóż, tu głupota osiągnęła poziom artystyczny. Tym razem dostaliśmy hybrydę – zbuntowaną panienkę z dobrego domu, która wraz z mieszkańcami slumsów układa rewolucyjne układy taneczne, które zmieniają świat. (więcej…)

American Beauty – Życie w jednym błysku

A

Piękne życie – czym też ono jest? Amerykanie na to pytanie dali własną odpowiedź, którą później nazwali stylem życia, a my, Europejczycy, nazwaliśmy z kolei plagą, choć sami się jej poddajemy. Szybki samochód, duża willa, basen, kariera. Później żona, dziecko, ale dopiero po trzydziestce i to tylko jedno – trzymajmy się konwencji. Jednak ta definicja jest ciut przydługa, więc dajmy jej nazwę – wydaje mi się, że „wyścig szczurów” brzmi dobrze. Teraz postawmy drugie pytanie – czy to życie na pewno jest piękne?

Lester Burnham po wypaleniu skręta szybko dał odpowiedź – nie! Po czterdziestu latach życia postanowił zrobić krok w bok i pozwolić innym szczurom dalej się ścigać. Na znak manifestu, zrezygnował z pracy, nie zapominając jednak o zastraszeniu szefa i zabezpieczeniu sobie finansowo przyszłości. Sprzedał starą Toyotę i kupił wymarzonego Pontiaca. Zaczął trenować, by spodobać się koleżance jego własnej córki – żona niestety nie zaspakajała jego potrzeb od lat. W końcu też powiedział prosto w twarz małżonce, co uważa o ich związku, który umarł mniej więcej dekadę wcześniej i teraz był jedynie tworem doktora Frankensteina. (więcej…)

Amazing Spider-Man – Tak blisko spełnienia marzeń

A

Przez cały czas żywiłem wielką nadzieję, że nowa wersja Spider-Man będzie jednocześnie tą, która spełni marzenia fanów komiksu. Czyli przy okazji też moje. Z jednej strony nadzieję budziły trailery, które sugerowały, że twórcy poczuli klimat postaci, nad którą pracują. Do tego też dokładał się ogólnie coraz wyższy poziom komiksowych ekranizacji. Z drugiej strony, do zachowania dystansu zmuszał fakt, że nie robi tego osobiście Marvel, tylko Sony. To samo Sony, które robiło też z Raimim starą trylogię.

Historia jest klasyczna, niektóre rozwiązania fabularne już mniej. Poznajemy Petera Parkera, który nie ma najłatwiej w szkole. Jest mało popularnym kujonem, który ma problem z nawiązywaniem relacji międzyludzkich. W wyniku wypadku w laboratorium zostaje ukąszony przez pająka – jak łatwo się domyślić, to zdarzenie zmienia całe jego życie. Szybko dowiaduje się w bolesny sposób, że wraz z siłą przychodzi również odpowiedzialność. De facto poradzenie sobie ze znaczeniem tej prostej formułki jest w dużej mierze treścią całego filmu. Do tego dochodzi jeszcze nieużywany dotąd w filmach motyw tajemniczego zaginięcia rodziców Petera. (więcej…)

Szepty – Angielski dworek, tajemnica i gęsta atmosfera; jest dobrze

S

Przy okazji pisania o „Kobiecie w czerni” życzyłem i Wam, i sobie, żeby takie filmy powstawały częściej. „Takie”, czyli zawiesiste dreszczowce, w których ważniejsze od wiadra flaków są napięcie i atmosfera. Szczerze mówiąc, nie myślałem, że to życzeniowe myślenie tak szybko wyda owoce na świat w postaci „Szeptów” (czy może raczej: ich polskiej premiery). Już po obejrzeniu zwiastuna poczułem się mocno zaintrygowany. Owszem, obawiałem się, że może być to kolejny film, który wygląda atrakcyjnie tylko w wersji dwuminutowej. Na szczęście, jak się okazało, wersja blisko dwugodzinna spełniła moje dosyć wysokie oczekiwania z nawiązką.

Florence (Rebbeca Hall) znana jest z dekonspirowania hochsztaplerów, żerujących na ludzkim cierpieniu. Nie jest tajemnicą, że w trakcie I Wojny Światowej straciło życie wiele osób. Jeśli wierzyć „Szpetom”, był to okres, kiedy w Anglii odnotowano znaczy wzrost zainteresowania duchami i życiem pozagrobowym w tej wersji z kryształowymi kulami i starymi paniami, które wyglądają, jakby też już powinny przejść na drugą stronę. Jak się jednak okazuje, Florence ściga podobnych oszustów nie tylko ze względu na wiarę w sprawiedliwość, ale również by poradzić sobie z demonami własnej przeszłości. Dlatego też przyjmuje kolejne zlecenie – postanawia odwiedzić szkołę z internatem (nie mylić z internetem – tego jeszcze nie mieli), w której, rzekomo, jeden z uczniów stracił życie właśnie przez kontakt z duchem. Czy naprawdę tak się stało? Czy to kolejna mistyfikacja? A może stary pałacyk kryje jakieś tajemnice, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego? (więcej…)

J. Edgar – Tak powinna być nakręcona Żelazna dama

J

Problem z filmami a charakterze biograficznym jest taki, że jeśli nie zna się dobrze przytaczanej postaci, ciężko jest go ocenić pod kątem innymi niż „podobało mi się, nie podobało mi się”. Tak miałem przy okazji „Żelaznej damy”, tak mam i przy „J. Edgarze” – moja wiedza o Margaret Thatcher jest podobnie ograniczona do tej o założycielu FBI, niejakim J. Edgarze Hooverze, który miał ponoć haka na wszystkich, a jego sekrety miały sekrety. Nie pozostaje mi więc, niestety, nic innego, jak dać Wam znać, czy ów film mi się podobał. A podobał się bardzo.

„Żelazna dama” została przytoczona nie bez powodu – obydwa filmy mają niemalże identyczną konstrukcję. Śledząc najbardziej współczesne wydarzenia z życiu bohaterów, jesteśmy również świadkami ich trudnych początków, przytaczanych w bardzo licznych retrospekcjach. Różnica polega na tym, że jedynym atutem filmu o angielskiej pani premier była Meryl Streep (a trzeba zaznaczyć, że to atut niezaprzeczalny), zaś scenariusz potykał się o własne nogi i sam nie wiedział, na czym chce się skupić. Tego problemu zupełnie nie ma przy „J. Edgarze”. Błyskotliwa gra DiCaprio jest „tylko” dodatkiem do solidnego scenariusza i świetnej reżyserii (za tę ostatnią zabrał się król kina, Clint Eastwood). Autorzy mieli pomysł na ten film i konsekwentnie się go trzymali. (więcej…)

Łowcy głów – Norwegia: Inny wymiar kinematografii

Ł

„Łowcy głów” to nie jest moja pierwsza przygoda z norweskim kinem. Czy może konkretniej – z norweskim kinem kryminalnym, wymieszanym w sporej dawce z akcją. Jeśli dalej będę oglądał podobne produkcje, to… chyba nie pozostanie mi nic innego, poddam się tej coraz silniej napierającej fali i wezmę się również za czytanie powieści ludzi z północy. Tak, ten film był świetny. Ale po kolei.

Głównym bohaterem jest Roger (w tej roli człowiek, którego nazwiska pewnie bym nie potrafił poprawnie wymówić, Aksel Hennie). Żyje w przeświadczeniu, że niski facet musi sobie wynagrodzić swój wzrost całą masą zewnętrznych bodźców. Stąd mieszkanie za 30 milionów, piękna żona i, dla urozmaicenia, kochanka na boku. Niestety, takie życie nie przychodzi tanio, w szczególności, gdy chce się jeszcze dogodzić kobietom. Choć Roger pracę ma niezłą, musiał znaleźć jakieś dodatkowe, intratne hobby. I tak też się stało – kradnie obrazy i szybko sprzedaje za granicą. Teraz trafiła mu się wyjątkowa gratka – trafił na trop odnalezionego po latach płótna Rubensa, które może być warte nawet sto milionów euro. Niestety, problem polega na tym, że jego aktualny właściciel jest ekspertem od tropienia ludzi – taka karma. Czy gra jest warta świeczki? (więcej…)

Mroczne cienie – Witajcie w świecie Burtona

M

Muszę być uczciwy, nie lubię recenzować filmów Tima Burtona. To jeden z tych autorów, którzy mają styl na tyle wyrazisty, że albo się ich kocha, albo nienawidzi. OK, może nie aż tak skrajnie – ale na pewno ciężko być wobec nich obojętnym. Mnie zaś Tim Burton intryguje, ale prawda jest też taka, że wolałem go, kiedy był biedniejszy.
Zanim przejdziemy do mojego osobistego stosunku do filmów Burtona, zajmijmy się fabułą. „Mroczne cienie” są opowieścią o Barnabie Collinsie (w tej roli Johnny Depp), nieszczęśniku, któremu zdarzyło się podpaść pewnej czarownicy. Bardzo seksownej czarownicy, trzeba dodać. Jako że owa dziewoja nie mogła go mieć dla siebie, postanowiła wybić mu całą rodzinę co do nogi, a jego samego zmieniła w wampira, po czym zakopała głęboko w ziemi. Splot wydarzeń sprawił jednak, iż nasz główny bohater obudził się dwieście lat później, w świecie, którego kompletnie nie rozumiał, z rodziną, której kompletnie nie znał. Jak zapewne się domyślacie, historia skupia się zarówno na porządkowaniu rodzinnych interesów, jak też na rozliczeniu się z osobą odpowiedzialną za nastały stan rzeczy. (więcej…)

Projekt X – Imprezy wchodzą w nowy wymiar

P

Rzadko trafiam na filmy, o których nawet nie wiem, co powiedzieć. Oczywiście, wyłączam z tej listy kino tak zwane „ambitne”, obrazujące trudny romans dwóch kaukaskich pasterzy lam, z których jeden lubi się przebierać w sukienki swojego ojca, który też miał problemy, a drugi nie ma rąk, ale kocha grać na skrzypcach. Mam tu na myśli film teoretycznie całkiem przyziemny. Ale nakręcony jednak tak, że mi, jako widzowi, brakuje słów.

Z mojego punktu widzenia „Projekt X” fabuły po prostu nie ma. Scenariusza, miałem wrażenie, też nie było, ale jak się okazało, ktoś na liście płac jako autor tegoż jednak figuruje, więc chyba jednak był. Przez półtorej godziny w kinie oglądałem zapis z, co by nie mówić, naprawdę imponującej imprezy. Trzech kumpli postanowiło, że urodziny jednego z nich muszą być na tyle głośne, by ludzie w końcu zaczęli na nich zwracać uwagi w szkole. Rodzicie wyjechali na weekend i pozwolili zaprosić astronomiczną liczbę pięciu osób. W rzeczywistości miało być około 50. Stanęło na piętnastu setkach. Imprezy nie przetrwało nic, zaś pies, jeden z lokatorów domu, pewnie do dziś chodzi do terapeuty. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze