Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryFilmy

Zakochani w Rzymie – Dla mnie to kolejny Woody Allen, po prostu

Z

Chciałbym, żeby wszyscy mnie dobrze w tym zakresie zrozumieli „po prostu kolejny Woody Allen” to dla mnie określenie jak najbardziej pozytywne. Tego chciałem od „Zakochanych w Rzymie” – kolejnego filmu Woody’ego Allena. To jeden z tych autorów – nie wiem, czy już o tym wspominałem, może przy okazji Terry’ego Pratchetta – od których wezmę wszystko to, co zechcą stworzyć i mi dać. Od Pratchetta wezmę każdą powieść, od Allena każdy film. Tak, podobało mi się nawet „Poznasz przystojnego bruneta”. Myślę, że między dlatego, iżlubię filmy Allena, a nie moje wyobrażenie o filmach Allena. A to duża różnica. Nie uważam też, żeby Woody Allen się kiedyś „skończył” (no, chyba że na „Kill ’em All”, na tym chyba wszyscy kończą).

Skoro tę informację mamy już za sobą, możemy przejść do samego filmu. „Zakochani w Rzymie”, jak sugeruje sam tytuł, to kolejna „wizytówka”, tym razem – kto by się spodziewał – Rzymu. Plakat sugeruje, jakoby mielibyśmy śledzić głównie perypetie Penelope Cruz, Aleca Baldwina, Ellen Page (tak, ta z „Incepcji” i „Juno”) oraz Jesse Eisenberga (znanego też jako Marka Zuckerberga; możecie go znać również z genialnego „Zombieland”). Innymi słowy – dwoje weteranów i dwie znacznie nowsze twarze. W rzeczywistości jednak i głównych bohaterów i wątków jest znacznie więcej. Wszystkie zaś są mniej lub bardziej zwariowanymi wątkami miłosnymi, opowiedzianymi z właściwą dla Allena swadą. Co więcej, sam Allen też stanął po drugiej stronie kamery! Jego występ jest dokładnie taki, jak zawsze, czyli dla fanów – idealny. (więcej…)

Niezniszczalni 2 – I'll be back, yippee-ki-yay!

N

„Niezniszczalni 2” są filmem tak genialnie zrealizowanym, że nawet teraz, pisząc te słowa, nie mogę się zdecydować, czy chcę z tego zrobić dłuższy tekst, czy może jednak streścić się w dwóch-trzech akapitach. Z jednej strony zalet jest tyle, że można byłoby się o nich nieźle rozpisać. Tak jak rzadko mi się to zdarza, tak teraz mógłbym rozpływać się w zachwytach nad każdą z postaci z osobna. Z drugiej jednak strony, jako się rzekło, w zakresie realizacji „Niezniszczalni 2” to szczyt geniuszu. Jeśli się do tego dołoży listę nazwisk, każdy fan hamburgerowych filmów akcji będzie wiedział, że maksymalna nota to dla tej produkcji po prostu za mało.

Fabułę możemy pominąć. Najpierw nasi twardziele odbijają kogoś gdzieś. Niestety, nie wszystko idzie dobrze – druga banda twardzieli ubiła jednego z naszych twardzieli, więc przychodzi pora na zemstę. Po jednej stronie barykady stają samobieżne „testosterony” pod wodzą Sylwestra „Rambo” Stallone’a, po drugiej zaś wodzirejem jest nie kto inny, jak Jean Claude „Kickboxer” Van Damme (znany też jako „Ich Czterech”). Trzeba tu jednak zaznaczyć, że od początku wiadomo, kto wygra to starcie, gdyż po stronie Sly’a są między innymi: Jason „Transporter” Statham, Arnold „Terminator” Shwartzenegger, Chuck „Strażnik Teksasu” Norris czy Bruce „Yppie-kai-yay” Willis. Losy tej potyczki, siłą rzeczy, są przesądzone. (więcej…)

Dlaczego nie! – Dlaczego nie? A dlaczego tak?!

D

Boli mnie bardzo dusza, serce i mózgownica (głównie to ostatnie), gdy widzę, jak w świecie kinematograficznym marnują się pieniądze. W szczególności gdy idzie tu o polską sztukę kręcenia filmów, która nigdy na nadmiar gotówki nie narzekała. Produkowanie takich „obrazów”, jak „Dlaczego nie!” jest po prostu marnowaniem kapitału, który mógłby starczyć na pokrycie potrzeb kilku twórców, którzy nie czują musu, by główny bohater biegał po planie z telefonem komórkowym, wartym trzy tysiące złotych…

Ryszard Zatorski, spec od polskich komedii romantycznych (ma na koncie wyreżyserowanie „Tylko mnie kochaj” oraz „Nigdy w życiu”), ponownie przedstawił nam bajkę, która się pewnie śni noc w noc niejednej dziewczynie. Dobrze, może trochę przesadzam, gdyż tym razem owa bajka jest już tak miałka i nieciekawa, że raczej nie jest obiektem pożądania specjalnie dużej rzeszy widzów. Małgosia (Anna Cieślak) jest biedną studentką z prowincji, która stara się o posadę w firmie reklamowej. Podczas swych licznych prób zwrócenia na siebie uwagi poznaje Jana (Maciej Zakościelny), którego bierze za zwykłego ochroniarza. Żyjąc w tym przeświadczeniu, spędza z nim kilka pomnych chwil (czyli ok. pół filmu) w plenerze. Wyobrażacie sobie, jakie musi być jej zaskoczenie, gdy okazuje się, iż Janek tak na prawdę jest… prezesem?! Niezwykłe, prawda? Kto by się mógł tego spodziewać… (więcej…)

Sahara – Kupa piachu

S

Na „Saharę” Brecka Eisnera poszedłem z nadzieją, iż obejrzę sobie wartki, nie wymagający myślenia film przygodowy. Obietnica ujrzenia następcy Indiany Jonesa wydawała mi się dość kusząca. Niestety Dirk Pitt (Matthew McConaughey) nie dorasta do pięt swemu protoplaście. Wyszedł z tego kolejny nudny film akcji.

Produkcja oparta na prozie Clive’a Cusslera zabiera nas na przeszło dwie godziny w malownicze plenery Afryki, gdzie wspomniany bohater ma za zadanie odnaleźć wrak pancernika z czasów wojny secesyjnej. Los stawia na jego drodze piękną panią doktor Evę Rojas (Penélope Cruz), która poszukuję przyczyny epidemii, zagrażającej Nigerii i Mali. Sprzeczne z pozoru cele nie przeszkadzają naszym bohaterom w zawarciu sojuszu i wspólnym rozwiązywaniu teorii spiskowej dziejów. (więcej…)

Jazda – Czeskie kino drogi

J

Czeskie produkcje kinowe nie są, niestety, w Polsce reprezentowane zbyt obficie. W ciągu roku nie pojawia się ich w naszych kinach więcej, niż sam mam palców u jednej ręki – a rzec trzeba, że jestem recenzentem całkowicie zdrowym. Przynajmniej na ciele. Psychikę mam jednak mocno zwichrowaną, co przejawia się chorobliwą miłością do obrazów… właśnie czeskich. Wyobraźcie sobie więc ten uśmiech, potocznie zwany „bananem”, który pojawił się na mojej twarzy wraz z premierą dzieła, jakim niewątpliwie jest „Jazda” Jana Sveraka (scenariusz i reżyseria). Szkoda tylko, że ów film trafił do Polski w 12 lat od premiery światowej… (więcej…)

Mechanik – Mechanizm "Mechanika"

M

„Już świta. Znów się budzę… Nie, to nie jest dobre określenie – ja wcale nie spałem. Nie spałem od roku. Wstaję ze swojego łóżka i idę przez ciemny korytarz do łazienki. Chyba znów schudłem… Tak, zostało ze mnie już tylko 50 kilo mięsa. Bo tym właśnie jestem – mięsem. Niedługo po prostu zniknę…”.

Napisanie recenzji „Mechanika” przychodzi mi z trudem. Jak tu opisywać film ze świadomością, że każde zdanie może przez przypadek zdradzić zbyt wiele i przez to zabrać komuś radość z oglądania? Choć – czy na pewno radość? Może gdybym Wam zdradził treść, to uchroniłbym Was przed tym horrorem, jaki się przeżywa podczas seansu… Ale nie, to by było za proste. (więcej…)

Hazardziści – Diabli mi zrobili żart, fioła mam na punkcie kart

H

Pieniądze szczęścia nie dają, prawda? Prawda. Ale za to pozwalają być miło nieszczęśliwym, prawda? Prawda. A czy jest tak, że kto nie ryzykuje, ten nie traci? Tak właśnie jest… Z tego płynie też prosty wniosek – jeśli chce się zyskać, trzeba ostro zagrać. A co jest stawką? Oczywiście, że pieniądze! A czasem nawet dużo więcej. Jeśli przegramy – cóż, nasz problem. Jeśli wygramy i tak nie będzie nam lżej na duchu, ale za to będziemy mogli dalej ryzykować. Wtedy możemy siebie nazwać hazardzistami.

Ot, cała filozofia Mike’a (Matt Damon) i Robala (Edward Norton) – dwóch gości, którzy urodzili się z taliami kart w rękach. Raz byli na wozie, raz pod wozem – to normalne przy takim stylu życia. Robal trafił za to do pudła, a Mike stracił prawie cały dorobek swojej wieloletniej pracy oraz, po kilku dodatkowych partyjkach pokera, również swoją dziewczynę. Teraz jednak, po kilku latach, wracają do gry, gdyż pieniądze są im potrzebne, jak nigdy wcześniej – albo szybko wygrają 15 kawałków, albo zostanie im zaserwowany szwedzki masaż. Nie pozostaje im nic innego, jak tylko zrobić tournee po kilku najbardziej rentownych klubach karcianych. (więcej…)

Co gryzie Gilberta Grape'a – o człowieku, który chciał być dobry

C

Są filmy o bohaterach, wielkich pościgach, sławnych kradzieżach i sprawach najwyższej wagi państwowej. Ociekają one patosem, oczywistością i efektami za miliony dolarów. Często nie niosą ze sobą nic, poza rozrywką w najczystszej postaci. Nie uważam, by było to złe – wręcz przeciwnie! Niczym nieskalana zabawa jest potrzebna do życia każdemu. Martwiące może być tylko to, że przysłaniają one czasem drugą grupę filmów. Filmów o zwykłych ludziach i o sytuacjach, które w rzeczywistości są widzowi znacznie bliższe niż ratowanie świata przed kolejnym super-przestępcą. Właśnie takim obrazem jest „Co gryzie Gilberta Grape’a?” Lasse Hallstrom. Jest historią o zwykłych ludziach ze zwykłymi problemami. I mimo iż jest to kino znacznie cięższe od dowolnej efektownej strzelaniny, nie oznacza to wcale, iż dostarcza mniej przyjemności z oglądania. (więcej…)

Omen – Mogło być znacznie gorzej

O

Już na długo przed pójściem na seans nowej produkcji Johna Moore’a (autora „Za linią wroga”) spodziewałem się, że będę mógł zacząć recenzję od słów: „06.06.06. rzeczywiście miał miejsce koniec świata – a przynajmniej jego kinematograficznej części”. Czemu więc nie dostaliście do rąk tekstu z takim właśnie wstępem? Otóż, jak się okazało, film Moore’a nie jest aż taki zły, jak większość osób oczekiwała. Daleko mu niestety do poziomu swego praojca, ale przynajmniej nie miesza z błotem legendy pierwszego obrazu o Antychryście.

Wszystkim niewtajemniczonym widzom zdecydowanie należy się przynajmniej oględny zarys fabuły, która jest dokładną kalką tej, opowiedzianej przeszło dwie dekady temu. Ponownie widz staje się świadkiem narodzin Antychrysta – dziecka, którego nadejście zostało zapowiedziane w Piśmie Świętym. Młody Damien (Seamus Davey-Fitzpatrick) trafia pod dach ambasadora Stanów Zjednoczonych, Roberta (Liev Schreiber), i jego żony (Julia Stiles). Kate nie zdaje sobie sprawy z tego, iż jej biologiczne dziecko umarło przy porodzie, a młodzieniec, którego wychowuje, został jej ofiarowany jako „zastępstwo”. Już w wieku pięciu lat rodzice zauważają, że ich syn nie jest taki, jak pozostałe dzieci. Co więcej, wokół rodziny zaczyna się zacieśniać krąg niewyjaśnionych wydarzeń – niania Damiena popełnia samobójstwo na przyjęciu urodzinowym, a Robert staje się celem ataku nawiedzonych księży. (więcej…)

Zatańcz ze mną – popkulturowy majstersztyk

Z

Po seansie „Zatańcz ze mną” doszedłem do wniosku, że kręcenie filmów tylko i wyłącznie dla pieniędzy również może być pewnego rodzaju sztuką. Lub – co może bardziej adekwatne – wyzwaniem. Nie jest łatwo, korzystając jedynie z utartych schematów, stworzyć produkcję, na którą ludzie nie tylko przyjdą, ale i zachęcą do niej swoich znajomych. Peterowi Chelsomowi (reżyseria) udało się to wręcz perfekcyjnie! Jego „Zatańcz ze mną” osiąga szczyty prostoty i naiwności, a mimo to wciąż przyciąga ludzi do kina lub przed telewizory.

Głównym bohaterem jest John Clark (Richard Gere), będący ucieleśnieniem zwyczajności. Od kilku tygodni marzy mu się wyrwanie z otaczającej go rutyny – mimo, iż ma wspaniałą rodzinę i dobrą pracę, pragnie od życia czegoś więcej. Z pomocą przychodzi mu… szkoła tańca, którą mija co wieczór, wracając do domu. Pewnego razu postanowił zaryzykować i zapisał się na kurs dla początkujących. Treningi szybko stały się jego nową pasją, co zaowocowało późnym wracaniem do domu i poważnymi podejrzeniami jego żony – Beverly (Susan Sarandon) – przed którą trzymał wszystko w tajemnicy. W film jest również wpleciony wątek pięknej Pauliny (Jennifer Lopez), która po spektakularnej przegranej na Mistrzostwach Świata w tańcu towarzyskim, odwróciła się plecami do całego rodzaju ludzkiego. Jak łatwo się domyślić, ma ona duży wpływ na Johna i jego decyzje. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze