Wolverine nie ma szczęścia w solowych produkcjach. Choć jego postać już od lat jest kreowana przez rewelacyjnie dobranego Hugh Jackmana, zaś filmy „drużynowe” z jego udziałem trzymały bardzo dobry poziom, to samotne występy… cóż, „X-Men Origins: Wolverine” chyba wszyscy fani wyprali już z pamięci. Trzeba uczciwie przyznać, iż z nową produkcją o Loganie nie jest tak źle, by chcieć sobie od razu czaszkę trepanować. Ale nie można też powiedzieć, że jest to obraz, który w jakiś szczególnie pozytywny sposób byłby się w stanie zapisać w kronikach superbohaterskiej kinematografii.
W zakresie fabularnym otrzymaliśmy miks ekranizacji komiksu, luźnych nawiązań do anime i, jak mi się zdaje, pomysłów oryginalnych. W „Wolverine” bardzo wyraźnie widać silne nawiązania do powieści obrazkowej stworzonej przez duet Claremont/Miller – sceny otwierające wyglądają wręcz na wierną adaptację, budując świetny klimat. Co ciekawe, według mnie, autorzy zaczerpnęli też trochę pomysłów z marvelowskiego anime, które z kolei… było animowaną adaptacją tegoż samego komiksu, lecz po swojemu rozwijało oryginalny pomysł. Na deser zaś dochodzi fakt, iż scenariusz kontynuuje bezpośrednio wątek śmierci Jean Gray i wpływu tej straty na psychikę Logana.
Przekładając powyższe z języka nawiązań i adaptacji na nasze:: po bolesnych przeżyciach Wolverine znika. Szuka samotności, spokoju i, o ile to możliwe, ukojenia. Pijacką medytację w jaskini przerywa mu pojawienie się Yukio – Japonki, która została wysłana przez swojego mocodawcę, pana Yoshidę, z misją odnalezienia Rosomaka. Wiekowy już milioner ma przed sobą ostatnie dni życia – życia, które tak naprawdę zawdzięcza właśnie Loganowi. Jako że nie zostało mu wiele czasu, postanawia przed śmiercią złożyć mutantowi jeszcze jedne podziękowania i… propozycję. Yoshida twierdzi, iż może uwolnić Wolverine’a od „tragedii nieśmiertelności”. We wszystko szybko zostaje wmieszana wnuczka starego Japończyka, Mariko, której losy okazują się być ściśle związane z przyszłością Logana.
Oglądając „Wolverine’a”, nie mogłem się pozbyć uczucia, iż odpowiedzialny za reżyserię James Mangold zdecydowanie lepiej czuje się z wątkami obyczajowymi niż ze scenami akcji. I, szczere mówiąc, pasowało mi to właśnie do osoby Mangolda, gdyż kojarzyłem go głównie z bardzo przyjemnym filmem „Kate i Leopold”. Kiedy po powrocie do domu szybkie google’owanie przypomniało mi, iż ma on na koncie również kilka naprawdę przyzwoitych filmów bogatych w akcję, nie mogłem za bardzo w to uwierzyć. Niestety, większość bardziej dynamicznych scen wygląda, jakby (A) kręcił je człowiek niewtajemniczony albo (B) jakby była to już blisko 20-letnia produkcja, która nie mogła się pochwalić szczególnie wysokim budżetem. Wrażenie dynamiki jest budowane głównie poprzez rzucanie kamerą po planie filmowy i rażenie kamerzysty prądem. Chyba żadna z akrobacji podczas walki nie została pokazana od początku do końca, zaś całość została pocięta i zmontowana tak, jakby ktoś żywił głęboką nienawiść do tego filmu. W połączeniu z kiepskim 3D, miałem czasem ochotę zamknąć oczy – z żalu do zmarnowanego potencjału i z obawy przed atakiem epilepsji. Niestety, cięty i roztrzęsiony montaż jest wszystkim tym, czego w filmach akcji nie lubię.
Z drugiej strony, sceny obyczajowe, które zdecydowanie przeważają w tym filmie nad akcją, wyszły całkiem przyjemnie. Dialogi nie wywołują niemiłych grymasów obrzydzenia, sceny dramatyczne z udziałem Jean Gray nie wyszły głupio i nienaturalnie, zaś emocje napędzające bohaterów wypadły raczej wiarygodnie. A jest to, według mnie, osiągnięcie, gdyż komiksowa postać Mariko była dla mnie zawsze taką kukłą-księżniczką, która wymaga ratunku. W filmie Mangolda została wykreowana na osobę z krwi i kości, która ma własną motywację i nie jest bezwolnym narzędziem fabularnym. Co prawda, nie można powiedzieć, żeby wszystkie sceny wyszły dobrze, zaś każdy zgrzyt był o tyle bardziej zauważalny, że „Wolverine” nie potrafił niczego zatuszować widowiskowością, której praktycznie w ogóle nie było. W podobny sposób bardziej widoczne były wszystkie wyświechtane klisze, królujące w kinie akcji tak ze dwie dekady temu – po prostu nie było niczego, co by je przed widzem ukryło albo co by odwróciło od nich uwagę.
„Wolverine” wyszedł w ogólnym rozrachunku trochę lepiej niż się tego po nim spodziewałem. Mimo że tak bardzo kocham tę postać i jej interpretację w wykonaniu Hugh Jackmana, przed premierą miałem raczej same obawy. Jak się okazało, nie było tak źle, seans mnie nie bolał, ale też raczej nigdy go nie powtórzę. Dla fanów komiksu na pewno można na plus zaliczyć rozbiegówkę do zbliżającego się wielkimi krokami „Days of Future Past”, a dla pozostałych widzów… cóż, panie będą mogły sobie popatrzyć na roznegliżowanego i wyrzeźbionego specjalnie na potrzeby tego obrazu Hugh Jackmana. A tak bardziej poważnie – to film raczej tylko i wyłącznie dla komiksiarzy, reszta widzów nie ma tu czego szukać. To nie jest „Iron Man” czy nolanowski „Batman”, który dla każdego ma coś atrakcyjnego.
Czyli ze świętym spokojem można poczekać aż pojawi się w „wypożyczalni”.
Tak, to nie jest seans, który trzeba odbyć w kinie – domowe warunki połączone np. z wizytą znajomych są całkowicie wystarczające w tym wypadku.
A ja mimo wszystko czekam z niecierpliwością gdyż wiele osób chwali ten film 🙂 Nic gorszego niż IM3 nas i tak chyba czekać nie może…
Mi akurat IM3 podszedł, i to bardzo – według mnie, nie Wolverine nie ma do niego, niestety, nawet startu. Co do opinii, to na razie nie widziałem nic pozytywniejszego od umiarkowanego optymizmu – chyba jeszcze na żadne zachwyty się nie natknąłem. Ale jako że jest to przyzwoity film, na pewno znajdzie swoich fanów.
Mnie niestety rozczarował głównie dlatego że twórcy nie zrozumieli przesłania komiksu „Extremis” no i Mandaryn… Przed Wolverinem obawiam się tylko czy aby na pewno Silver Samurai wyszedł twórcom tak jak powinien 🙂 A bardzo pozytywne recenzje można przeczytać chociażby na polskiej stopklatce czy też w poczytnych amerykańskich gazetach 😉
Fakt, jeśli do czegoś mógłbym się przyczepić, to właśnie do Extremis – ale reszta, w tym wątek Mandaryna, były dla mnie rewelacyjne.
Co do recek – postaram się z ciekawości w wolnej chwili przeczytać tekst ze stopklatki. Natomiast amerykańskie media raczej tratują ten film: http://www.metacritic.com/movie/the-wolverine Średnia na MC na poziome 54% to naprawdę nisko… Przy czym uważam, że to jednak lekka przesada. Powiedziałbym, że tak 60-65%, w porównaniu do innych, dużo słabszych filmów.
Metacritic dla mnie przestał być miarodajną stroną kiedy zobaczyłem ile procent ma tam Terminator 2…
A wracając jeszcze do recenzji i wspomnianego reżysera to ma w swoim dorobku dwa świetne filmy: Spacer po linie czyli historię Johnny’ego Casha i jeden z najlepszych remaków w historii „3:10 do Yumy”. Dlatego daje mu szansę i dziś wieczorem wybiorę się na seans „Wolverine’a” 🙂
Niskie oceny na Metacritic to raczej nie wina samego MC tylko ocen wystawionych przez recenzentów (pomijam user score). :-] Ale rozumiem, o co Ci chodzi, ponieważ dla mnie to też niezbyt miarodajne źródło, czasem lubię tam po prostu zajrzeć. Średnie ocen na IMDB też coraz mniej dla mnie znaczą.
Skoro idziesz do kina, to daj znać po seansie, jak się podobało. :-] Z filmów Mangolda osobiście bardzo lubię „Kate i Leopold”, „Spaceru” nie widziałem, „Yumy” nie potrafiłem docenić.
Po seansie mogę powiedzieć tylko że jestem bardzo zadowolony. „Wolverine” zaspokoił moje pragnienie na doby film z Loganem w roli głównej. Co prawda nie jest to film bez drobnych rys jednak w ogólnym rozrachunku wypada najlepiej z tegorocznych ekranizacji komiksowych. Wstęp i rozwinięcie wypadają naprawdę dobrze i jedynie finałowa sekwencja traci troszkę klimat. Chciałem zobaczyć nieefekciarską ekranizację komiksu i taką też otrzymałem. Wolvie jako samotny, wściekły Ronin w Japonii to jest to 😀 Do tego czarny humor i dobrze rozpisana historia plus miła scena po napisach.
Jako że śledzę Twój blok już od sporego czasu to wspomnę jeszcze o czymś innym. Kiedyś Twoja recenzja „Extremis” bardzo mnie zachęciła do zapoznania się z nim na trochę przed premierą IM3. Niestety za pierwszym razem mi ten komiks nie podszedł. Po premierze filmu zabrałem się za niego raz jeszcze i dopiero wtedy zrozumiałem że jest on genialny i na tyle (chyba) skomplikowany że twórcy filmu go nie zrozumieli. Podobną sytuację miałem z „Wolverinem” duetu Claremont-Miller. Dzień przed premierą filmu przeczytałem go jeszcze raz i sytuacja wyglądała podobnie jak z „Extremis”. Tym bardziej cieszę się że twórcy poczuli i zrozumieli klimat tej opowieści.
Ja niestety „Wolverine’a” komiksowego nadal nie potrafię docenić (tak jak „Extremis” pokochałem od pierwszego przeczytania)…
Cieszę się, że film Ci się podobał. :-]
Pytanie czysto techniczne, jak bardzo inna jest to odsłona od poprzednich?
Powiedziałbym, że to taka bardziej kameralna, skupiona na jednej postaci wersja „X-Men 2”. To bardzo odległy film od tego, co było w Origins.
Ja czekam aż mi ktoś wytłumaczy czemu w ogóle Wolverine chciałby zrezygnować ze swojej nieśmiertelności…
Zastanów się, zyjesz sobie 200 lat, walczyłes w 4 wojnach i jedyne co Ci po tym pozostaje to wspomnienia przyjacół… plus zrobiono z Ciebie zwierze i tym co umiesz najlepiej jest szlachtowanie ludzi, bo tylko tego Cie nauczono… Tez bym mogł miec dość…
Bardzo trafnie. :-]
W sumie to, co napisał poniżej Payback. Plus żal do siebie samego za śmierć Jean Gray. Przy czym, tak jak pisałem, sceny obyczajowe wyszły dobrze i motywacja Logana nie jest naciągana. To jeden z tych lepszych aspektów filmu.
Jedno pytanko Wolverine więcej używa szponów do zabijania w filmie czy poziom poprzednika pod tym względem. Ciekawi mnie to skoro chcą zrobić wersje z krwią na blue rayu.
Też mnie ciekawi ten temat z krwistą wersją na blu rayu – ta kinowa wersja nie jest jakaś szczególnie krwio-lejna, w końcu to PG-13, ale mimo wszystko powiedziałbym, że jest dosyć brutalna. A ze dwie-trzy sceny nazwałbym nawet drastycznymi. Słownictwo też nie jest typowe dla PG-13.
I, ogólnie, trup ściele się gęsto.
W wykonaniu Wolverina ten trup ściele się gęsto? I ninja to pewnie znowu głupie mięso armatnie.
Tak, ninja są mocno ograniczeni intelektualnie w tym filmie.
Czyli trailery znowu kłamały! Na zwiastunach film zawsze wygląda na nie wiadomo jak dobry, a w rzeczywistości… ehh. I tak obejrzę, bo lubię X-ludzi, a Wolverin jest świetnie zagrany. X-men Origins Wolverine mi się podobał, ale jak patrzę z perspektywy czasu to faktycznie nic szczególnego.
Przyznaję, że ja już po trailerach obawiałem się tego filmu. I tu pojawia się też jedna ciekawa sprawa – Wolviego widziałem w poniedziałek, a (chyba) najnowszy trailer wczoraj. O ile poprzednie ukrywały cokolwiek z fabuły, to ten najnowszy zdradza już wszystko.
[SPOILER] Na przykład, po obejrzeniu tego trailera wiadomo, że Logan dobrowolnie nie rezygnuje ze swojej nieśmiertelności, a jego moce regeneracyjne zostają mu siłą odebrane. Do tego, od razu wiadomo, że pewna pani jednak jest mutantem. [KONIEC SPOILERA]
Aha skoro podobało Ci się Origins, to myślę, że ten film może Ci całkiem nieźle podejść – jest, według mnie, dużo, dużo lepszy.
Witam!
Off top – czytałeś komiks „Old Man Logan – Staruszek Logan” ? Jeśli nie to gorąco go polecam, jeden z moich ulubionych z Wolverinem. Dużo lepszy niż „The End”, trochę specyficzny ale da się lubić 😉
BTW Ma wyjść komiks „Origins II”
Czołem!
Kiedyś zacząłem czytać „Old Man Logan” i nigdy nie skończyłem – pamiętam tyle, że ma powalająco dobre rysunki. :-]
A co do „Origins II” – orientujesz się, ile części miał pierwszy „Origin”? Wiem, że w Polsce wyszło 6. zeszytów (właśnie je czytałem), ale nie jestem pewien, czy w oryginale nie było ich więcej.
I witam na blogu! :-]
Oryginalnie też było 6. „Old Man Logan” miał fajną kreskę, powalającą to mają wszystkie komiksy od Alexa Ross’a 😛
W porównaniu do Rossa to mało kto ma powalające rysunki – na „Marvels” nie mogę się napatrzyć, a jeszcze „Kingdom Come” przede mną. :-]
Ross ma jeszcze fajne takie dwie krótkie historyjki z Batmanem – War On Crime i z Batmanem/Supermanem – Trust
O, dzięki! O tym nie słyszałem, będę musiał poznać. :-]
Co najlepsze Ross nie ma „Trust” w swojej biografii i nigdzie nie ma recenzji tego. Ciekawe czemu…
Tym większe dzięki za cynk.
z Batmanem polecam się na przyszłość 😉
Mimo kilku wad Wolverine zdecydowanie bardziej mi się podobał od X-Men Orgins: Wolverine oraz Iron Mana 3, który dla mnie jak na razie jest najsłabszym filmem z MCU.
Logan jest tu zdecydowanie postacią twardą i sprytną, chociaż nie jest mu lekko i kilka razy daje się podejść.
Film gorszy od X-Men 1, 2 i First Class ale lepszy od X-Men 3 no i znacznie lepszy od XO:W.
Moja ocena mocne 7/10.
To mi chyba jednak „X3” bardziej się podobało od Wolverine’a. A przynajmniej tak, jak je wspominam – od czasu premiery nie odświeżałem sobie „Ostatniego Bastionu”, w sumie wypadało by do niego kiedyś wrócić.