Prawda jest taka, że moja przygoda z twórczością Chucka Palahniuka zaczęła się bardzo łagodnie – od „Fight Clubu”. I nie, nie łagodnie dlatego, że „Fight Club” jest łagodną książką dla niewinnych panienek. Chodzi o to, że najpierw widziałem film, który mnie wgniótł w fotel. Tym samym, książka nie miała już na to większych szans, z zaskoczenia nici. Inaczej sprawa ma się z „Potępionymi” – tych już nikt nie ekranizował (i nie wyobrażam sobie nawet, jak ktoś mógłby się do tego zabrać), więc nie miałem szans przygotować się na to, co czekało mnie po otworzeniu okładki.
Przez cały czas spędzony z książką siedziałem w głowie trzynastoletniej Madison Spencer, która… właśnie smaży się w piekle. Tak, „Potępieni” nie są o osobach przenośnie potępionych czy nawet potępionych oficjalnie przez kościelnych dostojników. Bohaterka potępionych i wszyscy „współbohaterowie” są potępieni tak bardzo, jak to tylko możliwe. Akurat nasz główny obiekt zainteresowania trafił za piekielne kratki (znów: nie bierzcie tego za żadną metaforę, OK?), ponieważ zmarł z przedawkowania gandzi. Jak się z czasem okazuje, powód do spędzenia reszty wieczności w piekle to całkiem dobry – niektórzy trafiają tu ze znacznie bardziej błahych powodów.
Nie mam pojęcia, do jakiego gatunku można zaliczyć „Potępionych” – mam przeczucie, że Palahniuk nie jest fanem szufladkowania jego prozy, więc i ja się od tego powstrzymam. Dla Waszej wiadomości: mamy tu sporo fantastyki, trochę powieści drogi oraz studium charakteru ze szczyptą – całkiem sporą szczyptą – diagnozowania stanu współczesnej cywilizacji, w szczególności pod kątem wszechobecnej hipokryzji. Z jednej strony powieść Palahniuka jest ciężka i potrafi być wręcz obrzydliwa – głównie w zakresie sposobu, w jaki zostało przedstawione piekło. Z drugiej zaś… cóż, jest diabelnie zabawna i błyskotliwa.
Mimo mojego ogólnego zachwytu „Potępionymi”, nie polecam ich na maraton czytelniczy w stylu „długi wieczór na działce”. Podobnie jak w przypadku „Fight Clubu”, i tę powieść Chucka Palahniuka konsumowałem kawałek po kawałku, ciesząc się każdym przeczytanym rozdziałem i odkładając lekturę na później, by ochłonąć. Z poznania tej książki jestem niezmiernie zadowolony i czuję, że krok po kroku będę chciał się zapoznać również z innymi dziełami ojca Podziemnego Kręgu.