Od jakiegoś czasu nadrabiam zaległości w zakresie twórczości Janusz Zajdla. Po przeczytaniu „Cylindra van Troffa” i „Wyjścia z cienia” uznałem, że nie może pozostać ani jedna powieść czy zbiór tego wybitnego autora, z którymi bym się nie zapoznał. Ostatnio padło na „Paradyzję”. Ponownie, jak w przypadku dwóch wymienionych wyżej tytułów, lektura była przyjemnością trudną wręcz do opisania.
„Paradyzja” jest już jedną z tych powieści Zajdla, która bardziej bierze się za problemy socjologiczno-polityczne, warstwę science-fiction wykorzystując bardziej do stworzenia optymalnych warunków dla rozwoju akcji. Paradyzja, sztuczna planeta krążąca po orbicie Tartaru, powstała na kartach powieści po to, by zobrazować działanie systemu, kontrolującego każde, nawet najdrobniejsze i pozornie nieistotne, zachowanie obywateli. To świat, w którym całość kreatywnej siły ludzkich umysłów jest pożytkowana na wymyślanie nowych sposobów uniknięcia cenzury i wyrażania własnych myśli.
Całość opiera się na oszczędnej narracji i genialnie napisanych dialogach. Akcji, jako takiej, nie zastaniecie w „Paradyzji” prawie w ogóle. Jednak dzięki kunsztowi pisarskiemu Zajdla i tak nie da się od lektury oderwać. Sam z niecierpliwością przewracałem kolejne strony, chcąc się jak najszybciej dowiedzieć, do jakich wniosków dojdzie główny bohater – pisarz z Ziemi – podczas analizowania nieznanej mu społeczności. Oczywiście, bez globalnego spisku obyć się nie mogło.
Warto wziąć tu pod uwagę rok wydania powieści. Rok 1984. Ironią losu jest fakt, iż Zajdel, by móc opublikować swoje przemyślenia na temat systemu totalitarnego, musiał zastosować wybieg podobny do tego, z którego korzystały wymyślone przez niego postacie. Musiał „pokonać cenzurę”, pisząc książkę tak, by pozornie nie propagowała wartości tudzież poglądów uważanych obiegowo za niewłaściwe. Jak możecie się zapewne domyślić, udało się.
Na koniec trzeba zaznaczyć jedną kwestię. Science-fiction Zajdla naprawdę jest… cóż, science. Nie znajdziecie w tej powieści nic, co nie byłoby oparte na zasadach fizyki, zaś sama analiza newtonowskich (i nie tylko) prawideł odgrywa niebagatelną rolę.
Kurczę, ta książka to (wg mnie) największe dzieło pisarza, zostawiające w tyle nawet „Limes Inferior”. Pierwotnie miała się nazywać „Trzecie dno” i nie da się ukryć, iż po ostatecznym zrozumieniu istoty Paradyzji taki tytuł jest zdecydowanie adekwatny. A ten język! Koalang w wykonaniu Zajdla jest niesamowity, nigdy nie zapomnę słynnego dialogu: „Szary anioł przyśnił mi się nieostrożnie”. „Przestrzeni skrawek pustką się wypełnił?” – rewelacja, wszystko jasne i oczywiste, ale jak powiedziane… Zajdel choć był umysłem ścisłym krył w sobie też niewątpliwie duszę poety 🙂
Świetne spostrzeżenie dotyczące umysłu ścisłego i duszy poety.
A w powieści pada nawet sformułowanie, że Paradyzję siłą rzeczy zamieszkują poeci awangardowi.
„Limes Inferior” jeszcze nie czytałem, ale mam w najbliższych planach. :] Czytałem za to ostatnio „Całą prawdę o plancie Ksi” – również się zachwyciłem, ale też czułem, że napisana później „Paradyzja” jest pod kątem warsztatu lepiej dopracowana (to tak a propos duszy poety).
Chciałbym się przebić przez cały dorobek Zajdla, ale chyba z niektórymi powieściami czy zbiorami może być teraz problem. Masz może jakieś ebooki z jego starszymi publikacjami? Z tego co widzę, tylko pięć książek jest ogólnodostępnych, niestety.