Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Sanctum 3D – National Geographic na srebrnym ekranie

S

Kocham zapach ściemy o poranku. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy „Sanctum” nazywa się „kolejnym filmem Camerona”? To tak samo film Camerona, jak „Księga ocalenia” była filmem „twórców Matrixa”. Zgadza się – tylko producent jest ten sam. Nie mówię, że to nie jest jedna z kluczowych figur w procesie produkcji hitu, ponieważ faktycznie jest. Ale dobry producent nie zastąpi dobrego reżysera czy scenarzysty, a tych w przypadku tak „Księgi wyzwolenia”, jak i „Sanctum”, po prostu zabrakło. (więcej…)

Nim zapadnie ciemność – czyli najlepsza część StarCraft Archive

N

„Speed of Darkness” jest czwartą, ostatnią częścią starcraftowego cyklu „Archive”. O ile poprzednie części zachowywały chronologiczną kolejność – mimo braku bezpośredniego związku między wydarzeniami – o tyle „Nim zapadnie ciemność” cofa się w czasie do pierwszej kampanii znanej z gry. Tym razem nie będzie wielkich, epickich batalii. Tym razem będzie zapis smutnego żywota oddziału konfederackich Marines, który trafił na Mar Sarę dokładnie wtedy, kiedy Zergowie byli już niemożliwi do pokonania.

Głównym bohaterem jest tym razem niejaki Ardo. W szeregi Marines nie został wcielony całkowicie dobrowolnie – jego rodzinna planeta została najechana przez Zergów, a on jest jednym z nielicznych ocalałych. Zdołał przeżyć masakrę dzięki pomocy Konfederacji i teraz musi spłacić swój dług. Jedną z okazji po temu jest właśnie misja na Mar Sarze, gdzie wraz z niedużym oddziałem musi przechwycić jakieś urządzenie, na którym bardzo zależy mocodawcom. (więcej…)

Jak zostać królem – nie możecie tego ominąć

J

Czy ktoś z Was ma tak, że jeśli wszyscy coś polecają, to znaczy, że trzeba to ominąć, gdyż pewnie i tak się zawiedziecie? Tak? To dla Was mam specjalny tytuł tego tekstu… „Omijajcie szerokim łukiem!”. No, teraz mam nadzieję, że zrobicie mi na złość i bilety na „Jak zostać królem” też kupicie.

Przechodząc do meritum sprawy – „Jak zostać królem” jest opowieścią o trudnych początkach władzy angielskiego monarchy, Jerzego VI. Co więcej – opowieścią ponoć opartą na faktach, w co wierzyć mi się nie chce. Czemu, spytacie? Temu, że gdyby osoba tak urocza i poczciwa, jak postać wykreowana przez Colina Firtha, zasiadła na jakimkolwiek tronie, zapewne zapanowałby ogólnoświatowy pokój. Jak wiadomo, nic podobnego w 1939 roku nie miało miejsca (Jerzy VI objął tron w 1936). (więcej…)

Green Hornet 3D – film, którego nie było

G

Często miewacie z filmami tak, że na seansie bawicie się nawet nie najgorzej, ale dzień po wyjściu z sali zapominacie, że dana produkcja w ogóle istniała? Właśnie tak wyglądają moje doświadczenia z najnowszym remake’iem „Green Horneta”.
Gdyby przyjrzeć się owemu filmowi pobieżnie, na pierwszy rzut oka wszystko wydawałoby się być na miejscu. Mamy masę luksusowych, niemal antycznych samochodów, dużo wybuchów, mało myślenia. Fabuła też jest do zniesienia – bogaty syn bogatego redaktora naczelnego musi skończyć z imprezowaniem i przejąć schedę po dopiero co zmarłym ojcu. Jako jednak, że funduszy mu nie brakuje, zaś mózg do najsprawniejszych nie należy, postanawia wydać fortunę na zostanie super bohaterem. Znajduje sobie szybko pomagiera i rusza do boju.
(więcej…)

Skyline – darujcie sobie ten seans, po prostu

S

W ramach zrobienia sobie przerwy od remontu i sesji, wybrałem sobie film taki, którego głównym zadaniem miało być odciążenie moich przemęczonych zwojów mózgowych. „Skyline” zapowiadał się w miarę obiecująco pod tym względem – obcy, efekty, więcej obcych, więcej efektów. Okazało się jednak, że ludzie potrafią spartaczyć tak prosty pomysł na film. Niebywałe. Co prawda, przekonałem się o tym po raz kolejny, ale… i tak mnie to nadal zaskakuje.

Rzecz się dzieje bodaj w LA. Poznajemy naszą główną parę bohaterów – Pana Bez Charakteru (Eric Balfour) i Panią Przeciętną (Scottie Thompson). Zawiązanie akcji jest absolutnie niezwykłe. Otóż, omawiane dwie osoby po udanej imprezie kładą się spać, a gdy budzą się w nocy – voila, bliskie spotkanie trzeciego stopnia gotowe. Za oknami wszystko świeci się na niebiesko, zaś „naoczni świadkowie” czują dziwną, i samobójczą zarazem, potrzebę bliższego obcowania z nieznanym. Gdyby od tego momentu wszyscy zaczęli biegać z krzykiem, strzelać i ogólnie naśladować Willa Smitha z „Dnia niepodległości”, byłoby naprawdę OK. Niestety, postanowili raczej zabawić się w „Kevina samego w domu” i wzięli się za zakrywanie okien prześcieradłami. (więcej…)

Vexille – pięknie, ale bez ikry

V

Przyznaję, że po „Vexille” oczekiwałem sporo. Uwielbiam klimaty „Appleseeda” czy „Wonderfull Days” – akcja, komputerowa animacja i masa efektów specjalnych podlanych sosem science fiction. Niestety, jak pokazała praktyka – spodziewałem się zbyt wiele.

„Vexille” cierpi zasadniczo tylko na jedną przypadłość, ale jest to przypadłość znacząca. Otóż, zamiast usadowić się w kategorii „film akcji”, trafiła omyłkowo do „nudnego filmu akcji” i już tam została. W teorii wszystko jest jak najbardziej na miejscu. Mamy pościgi, walki, wybuchy, walące się budynki. Jednak te części składowe same w sobie nie podniosą widzowi poziomu adrenaliny we krwi. Do tego trzeba jeszcze sprawnego montażu – i tego właśnie „Vexille” nie ma. Wszystkie – w założeniach zapewne dynamiczne – sekwencje zostały zrealizowane bez werwy i polotu. (więcej…)

Don Juan DeMarco – Johnny Depp: Prawdziwa historia

D

„Nazywam się Don Thomas DeCabeza, jestem najwspanialszym recenzentem świata. Skomentowałem już przeszło tysiąc filmów”. Czy czasem każdy z Was również powtarza sobie takie frazy w pamięci? Takie, które charakteryzują ludzi, którymi chcielibyśmy być, ale z jakiś powodów nie możemy – czy to ze strachu przed porażką, czy też z obawy przed utratą marzeń. Jeremy Leven (autor raczej mało znany, kojarzony głównie z „Alex i Emma”), korzystając ze swoich doświadczeń zawodowego psychologa, nakręcił film właśnie o takim człowieku, który przestał się bać i stał się tym, kim chciał być. Stał się Don Juanem DeMarco i nie pozwolił się z tego wyleczyć. (więcej…)

Polowanie na czarownice – miły "odmózg" dla niezbyt wymagających studentów walczących z sesją

P

Pamiętam te czasy, gdy przygotowywałem się do matury… Do pierwszych egzaminów był chyba jeszcze miesiąc czy dwa zapasu, zaś na ekranach kin swoją premierę miało „300”. Pomyślałem wtedy, że ten film powstał chyba na takiej zasadzie: przy małym stoliku, w zadymionej knajpie zebrało się kilka osób, myśląc, co by tu nakręcić za tych wolnych kilkadziesiąt milionów dolarów. W końcu ktoś powiedział: „Słuchajcie, nakręćmy coś, żeby polscy maturzyści mogli się odmóżdżyć!”. Pomysł przeszedł jednogłośnie, po prostu wiedzieli, że to będzie hit. Mam wrażenie, że tak samo było z „Polowaniem na czarownice”, choć efekt na pewno jest daleki od epickości „300”. (więcej…)

Blog Roku 2010 – prywatne podsumowanie

B

Dla mnie konkurs na Blog Roku 2010 już się, niestety, zakończył. Nie udało się przejść do kolejnego etapu, ale też nie ma się czemu dziwić – konkurencja była zacięta. Ten wpis ma tylko jeden cel… Otóż, dziękuję wszystkim, którzy zagłosowali! Otrzymałem znacznie większe wsparcie niż się spodziewałem, za co jestem bardzo wdzięczny.
Ostatecznie nawet udało się chyba osiągnąć cel, który sobie wstępnie założyłem – przełamanie granicy 50+ głosów. Niestety, nie mogę tego na 100% potwierdzić, gdyż po zakończeniu głosowania było można jedynie sprawdzić top10, zaś żadnego archiwum wyników niestety nie znalazłem. Ale z moich szacunków wynika, że przynajmniej 50 głosów mimo wszystko było.

Tak więc – raz jeszcze wielkie dzięki! Za rok pewnie podejdę do konkursu jeszcze raz, może jeszcze lepiej przygotowany i z nowymi typami materiałów na stronie. Ale to już czas pokaże. :]

Czarny łabędź – Long Live Aronofsky!

C

Darren Aronofsky jest specyficznym reżyserem. Tworzy średnio jeden film na dwa lata, ale gdy już coś wyreżyseruje… czapki z głów. Znacie „Pi”? „Requiem dla snu”? „Źródło”? Jeśli nie, biegnijcie szybko i nadrabiajcie zaległości! I od razu obejrzyjcie „Czarnego łabędzia”. A jeśli tak? To biegnijcie szybko, obejrzyjcie je wszystkie jeszcze raz. I od razu obejrzyjcie „Czarnego łabędzia”. Tak czy inaczej – od razu obejrzyjcie „Czarnego łabędzia”!

Tak naprawdę, mógłbym już skończyć ten tekst. To jest po prostu 11/10. Oglądając film, nie mogłem wyjść z podziwu, jak genialnym reżyserem jest Darren Aronofsky, by z – w sumie – prostego pomysłu, zrobić coś tak pochłaniającego i nie pozwalającego choćby mrugnąć. Rzecz jest o Ninie (w którą wcieliło się brawurowo Natalie Portman), baletnicy, która marzy o roli królowej łabędzi w „Jeziorze łabędzim”. I dostaje tę rolę. Sęk w tym, że nowa interpretacja owego baletu wymaga od niej zagrania równocześnie złej siostry swojej wymarzonej bohaterki – tytułowego czarnego łabędzia. Zaś jej ciągłe dążenie do perfekcji i brak umiejętności wyzwolenia się na chwilę spod jarzma własnej doskonałości zaczyna ją prowadzić drogą ku zatraceniu. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze