Tomasz Kozioł

(Pop)kultura osobista

Najświeższe teksty

Ultimates (vol. 2) – Avengers kontra media

U

Pierwszy tom* „Ultimates” podszedł mi wręcz idealnie, stając się kolejnym powodem – po „Ultimate Spider-Man” – do zagłębiania się w alternatywne uniwersum Marvela. Drugi tom tej historii utwierdził mnie w przekonaniu, że Ostateczna wersja komiksów z Domu Pomysłów jest prawdziwą kopalnią świetnej, dobrze napisanej, niezobowiązującej rozrywki.

Za kontynuację przygód alternatywnych Avengers odpowiada ten sam zespół kreatywny, co za część pierwszą, czyli Mark Millar i Bryan Hitch. Dzięki temu, rozpoczynając lekturę, czułem się po prostu, jakbym sięgnął po kolejny zeszyt dopracowanego tasiemca, a nie po oddzielny tom. Mimo tego, ów podział na woluminy sens jak najbardziej ma. Tak jak „vol. 1” był pewną, zamkniętą całością, tak samo i „vol. 2” ma swój wyraźny początek oraz koniec, co poczytuję za zdecydowaną zaletę tej miniserii. (więcej…)

Velocity 2X – Doskonałość gatunkowa została osiągnięta?

V

Od zawsze lubiłem szybkie i intensywne sesje z grami „przewijano-strzelanymi”. Wiecie, tymi, w których dół ekranu ciągle nas pcha do przodu, zaś w roli przeszkód na ogół występują rozmaite, mniej lub bardziej futurystyczne samoloty i stateczki, które musimy zestrzelić. Zdecydowana większość takich tytułów rzadko jednak trzymała mnie przy sobie dłużej niż przez 5 czy 10 minut na raz. A to poziom trudności był średnio dopracowany, a to po prostu w zabawę szybko wkradała się nuda i po dwóch-trzech etapach człowiek po prostu przełączał się na coś innego. Cóż, tak było do teraz – „Velocity 2X” tak mnie wciągnęło, że wszystkie 50 etapów ukończyłem w ciągu kilku dłuższych posiedzeń.

Wynika to przede wszystkim z faktu, że futurystyczne „Velocity” wyciska z gatunku wszystko co najlepsze i dorzuca jeszcze wiele pomysłów od siebie, tworząc naprawdę fantastyczny miszmasz. Po pierwsze, do standardowego „uciekania przed dołem ekranu” i wyrzynania hord wrogów dorzuca masę zabawy z teleportowaniem oraz korzystaniem z mnogich przełączników. Dla przykładu, gdzieś od połowy gry standardem jest zostawianie boi teleportu w wybranym miejscu, w celu późniejszego powrotu do już odwiedzonego fragmentu lokacji. Wynika to często z faktu, że mamy do dyspozycji więcej niż jedną drogę, zaś na końcu każdej z odnóg jest, na przykład, przełącznik, który musimy uruchomić, zanim będziemy mogli przejść dalej. (więcej…)

1602 – Inkwizytor Magneto kontra sir Fury

1

Wielka Kolekcja Komiksów Marvela miała ostatnio hojną rękę, jeśli chodzi o serwowanie czytelnikom historii mniej lub bardziej alternatywnych. Najpierw były dwa tomy bardzo dobrego „Ultimates”, a teraz przyszła pora na prawdziwą jazdę bez trzymanki, czyli „1602” ze scenariuszem Neila Gaimana. To jeden z tych tomów, które można pokochać dzięki ich niesztampowości, albo od których można się boleśnie odbić przez zbyt intensywne igranie z nerwami czytelnika.

A, uwierzcie mi, Neil Gaiman w swoim komiksie wodzi czytelnika za nos iście wybornie. Przez kilka godzin autor „Amerykańskich bogów” i „Chłopaków Anansiego” droczył się ze mną, obsadzając dobrze znanych mi bohaterów w najróżniejszych rolach. Jedni ulegli zmianom bardziej powierzchownym, wynikającym ze zmiany czasu i miejsca akcji. Dla przykładu – Nick Fury wystąpił w roli szefa służb specjalnych, służących Jej Królewskiej Mości, zaś Magneto dalej bawił się w budowanie swoich bractw mutantów, lecz tym razem robił to jako inkwizytor. Są też jednak bohaterowie, którzy zachowali jedynie swoje podstawowe cechy charakteru, ale dostali zupełnie niespotykane dotąd role. Taki Peter Parker (tu: Peter Parquagh) zamiast łazić po ścianach, był bohaterem znacznie bardziej przyziemnym, zajmującym się przede wszystkim spełnianiem poleceń swojego przełożonego, sir Fury’ego. Nadal jednak w głębi serca drzemał w nim naukowiec. I pewnie jesteście ciekawi, czy posiadał moce Człowieka Pająka? Cóż, sam też byłem ciekawy, ale odpowiedzi szybko nie dostałem. A może w ogóle nie dostałem? Ha, będziecie musięli się przekonać sami! Na podobnej zasadzie – mniej lub bardziej – przetworzeni zostali również inni klasyczni bohaterowie Marvela, zachowując różne stopnie podobieństwa do swoich protoplastów. Poza wymienionymi wyżej postaciami, na kartach komiksu spotkacie również DareDevila, Profesora „Wózka” X wraz z kilkoma X-Ludźmi czy Fantastyczną Czwórkę. (więcej…)

Ultimates – Gdyby drużyna Avengers powstała na początku XXI wieku

U

Pierwszy tom „Ultimates” to świetna okazja, by odpowiedzieć sobie na jedno z pytań dotyczących sensu istnienia: czy lubisz restarty? Czy lubisz, gdy znani na wylot bohaterowie przyjmują role trochę inne lub skrajnie inne? Czy lubisz różne podejścia do tego samego tematu? I wreszcie: czy dla Ciebie liczy się tylko klasyka, czy może jest jednak miejsce na uwspółcześnianie starych opowieści? Ja już jakiś czas temu pogodziłem się faktem, że jestem elastyczny i chętnie łapię się za reimaginacje różnych serii. „Ultimates” to po raz kolejny potwierdziło. Co więcej, mam wrażenie, że jest to seria, która może zachęcić do okazjonalnego przeczytania wersji alternatywnej nawet tych bardziej zagorzałych przeciwników. (więcej…)

Niezniszczalni 3 – Zgryźliwi tetrycy atakują ponownie

N

Są takie filmy, względem których nie potrafię znaleźć w sobie nawet krztyny obiektywizmu. Nie potrafię spojrzeć na miniony seans pod innym kątem, nie potrafię zmienić perspektywy. Tacy właśnie są dla mnie wszyscy „Niezniszczalni”. Jak długo będą wybuchy, moje ukochane gwiazdy kina akcji i zmartwychwstałe „one-linery”, tak długo będę wychodził z seansu z tak zwanym „wyszczerzem”. Widzicie, „Niezniszczalni” są dla mnie jak pizza z ulubionej restauracji – czasem jest trochę lepsza, czasem trochę gorsza, ale zawsze krąży wokół ideału.

Na dobrą sprawę mógłbym zakończyć tekst o najnowszych przygodach ekipy Stalone’a już na etapie pierwszego akapitu. To na swój sposób taki sam film, jak wcześniejsze dwa. Mamy fabułę angażującą strzelanie do bardzo wielu osób, mamy też głównego wroga, zarysowanego w lekko komiksowy sposób. Choć muszę tu uczciwie zaznaczyć, iż nowością dla serii była bardziej rozbudowana scena kompletowania drużyny do nowego zadania. Z przyczyn fabularnych, Sly postanowił odmłodzić skład i w tym celu pojechał w świetnie nakręcone tournee po Stanach. Z jednej strony muszę uczciwie napisać, że z tego względu trochę osiadało tempo akcji w środku seansu. Z drugiej strony, ów spadek wynikał również po części z tego, że pierwsze piętnaście minut to absolutnie obłędna scena z Blade’em w pędzącym pociągu. (więcej…)

Weapon X – Logan, jakiego znamy, Logan, jakiego kochamy

W

Zawsze staram się podchodzić z dużą dozą rezerwy do klasycznych komiksów. Zdaję sobie sprawę, że często jest bardzo ciężko docenić niektóre ze starszych historii, które kiedyś były przełomowe i zniewalały umysły fanów, a dziś… cóż, a dziś już mocno nie przystają do aktualnych standardów narracyjnych. Powrotu do „Weapon X” obawiałem się zaś w dwójnasób, gdyż był to właśnie… powrót. Czytałem ten komiks wieki temu, kiedy ukazał się w ramach świetnej serii Mega Marvel, i bardzo mi się podobał. Głupi jednak byłem niemożebnie i moja kopia gdzieś zaginęła*. Zaś samej fabuły już praktycznie nie pamiętałem, więc postanowiłem przeczytać opowieść jeszcze raz, tym razem już dzięki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. (więcej…)

Devil May Cry – Jeśli nie znałeś oryginału, to…?

D

Rzecz z remake’ami ma to do siebie, że potrafią wkurzyć najróżniejsze grupy odbiorców. Szczególnie trudni do zaspokojenia są fani oryginału – żeby tych zadowolić, trzeba na ogół wykonać odmianę pompki z filmu „Tenacious D”. A i tak nie będzie się miało gwarancji sukcesu. Trzymając się zbyt mocno oryginału, można zresztą przestraszyć nowych odbiorców, którzy nie wyłożą kasy na stół z przyczyn nostalgicznych. Czasem się też zdarza, że ludzie nowi w temacie są takim reamke’iem całkiem-całkiem zadowoleni, kiedy równocześnie tabuny najbardziej ortodoksyjnych fanów podcinają sobie synchronicznie żyły wzdłuż, nie w poprzek. Jak mi się zdaje, właśnie ostatnia z opcji pasuje na opis losu, jaki spotkał Devil May Cry.

Od razu dodam, że w moim przypadku mamy do czynienia z ostatnią opcją. Głupio mi, ale Dantego wcześniej osobiście nie poznałem. Jako że cała trylogia została wydana w HD, może wreszcie coś z tym fantem zrobię. Zaś nowa iteracja DmC (nie mylić z Detroit Metal City) została dodana do Playstation Plus, więc nie miałem powodu, by jej nie ograć. I bawiłem się naprawdę bardzo dobrze, biorąc pod uwagę absolutny brak oczekiwań. (więcej…)

Wojownicze Żółwie Ninja – Teenage Mutant Megan Fox

W

Miałem ten komfort, że wybierając się do kina na najnowszą iterację „Nastoletnich Zmutowanych Ninja Żółwi”, byłem już odpowiednio nastawiony. Cały świat zmieszał ów film z błotem i to w znacznie bardziej jednoznaczny sposób, niż się spodziewałem. Dzięki temu wiedziałem, że mały chłopiec we mnie będzie najprawdopodobniej płakał podczas seansu. Byłem pogodzony z tą myślą i gotowy zmierzyć się z losem. I najprawdopodobniej dzięki temu skrajnie negatywnemu nastawieniu… aż tak strasznie nie cierpiałem.

I nie zrozumcie mnie źle – nowe „Żółwie” nie są dobrym filmem. Nie są nawet blisko dobrego filmu. Ale też niemożliwe było chyba jednoczesne spełnienie wszystkiego tego, co zostało już w internecie napisane, więc siłą rzeczy otrzymałem coś trochę lepszego od tego, czego się spodziewałem. Mogę na przykład z ręką na sercu powiedzieć, że wolę nowe „TMNT” od „Transformers” w przedziale od drugiej do czwartej części. Nawet jeśli filmy te prezentują podobny poziom braku finezji i treści, to przynajmniej ten pierwszy jest krótszy o… godzinę. Tak, „Żółwie” trwają rozsądne półtorej godziny, więc nawet jeśli już sięgałem do twarzy, żeby wydrapać sobie oczy, to ostatecznie po prostu nie starczyło mi czasu, by akcję tę sfinalizować. (więcej…)

Fantastyczna Czwórka: Uzasadniona interwencja – Fabularne burdello boom boom

F

Pisząc tekst o „Niepojętym”, czyli poprzednim tomie przygód marvelowskiej rodziny z Wielkiej Kolekcji, miałem okazję zaznaczyć, że Fantastyczna Czwórka nie jest szczególnie blisko centrum moich komiksowych zainteresować. Sam tom jednak nie pchnął owej drużyny w żadną stronę – miał i mocne, i słabe strony, a że te się w miarę równoważyły, to moje zainteresowanie FF ani się nie zwiększyło, ani nie zmalało. Cóż, tak jak bezboleśnie łyknąłem „Niepojęte”, tak przy „Uzasadnionej interwencji” prawie się udławiłem.

Warto zaznaczyć, że omawiany tom jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z „Niepojętego”, co w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela aż tak często się nie zdarza. Jeśli Was więc ten temat ciekawi, zachęcam do sięgnięcia najpierw po poprzedni tekst – ekipa twórcza się w tym czasie nie zmieniła, więc w praktycznie wszystkich aspektach mówimy o pełnej ciągłości. Akcja przenosi nas do Latverii, gdzie Reed Richards postanawia się ostatecznie rozprawić z dziedzictwem teoretycznie martwego Doktora Dooma. Ot, na wszelki wypadek, gdyby owa teoria jednak w praktyce się nie sprawdziła, a zainteresowany swoim zmartwychwstaniem Victor faktycznie by powrócił do świata żywych. (więcej…)

Guardians of the Galaxy – Indiana Jones spotyka Avengers w kosmosie

G

Cieszę się, że „Strażnicy Galaktyki” zostali nakręceni dopiero teraz. Cieszę się, że Marvel zdążył się wprawić na „Avengers”, pierwszym „Iron Manie” i poeksperymentował na „Iron Manie 3”. Cieszę się, że Dom Pomysłów w okolicy „Thora 2” i „Winter Soldier” doszlifował swoją filmową formułę, doprowadzając ją w okolice perfekcji. Cieszę się, ponieważ dzięki temu „Guardians of the Galaxy” wyszło tak niesamowicie dobrze. To film, który przeczy zasadzie, że jeśli „coś jest do wszystkiego, to jest do niczego” – mam wrażenie, że każdy może pójść na seans i się dobrze bawić. Można być zagorzałym wrogiem fantastyki jako takiej, a i tak zakochać się w szopie z CKM-em i morderczym drzewie z poważnie ograniczonym słownikiem. Do jasnej anielki, wychodząc z sali miałem ochotę utonąć w komiksach o grupie bohaterów, o których dotąd nie wiedziałem absolutnie nic! (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze